Na szczycie. Gra o miłość - K.N. Haner - ebook + audiobook

Na szczycie. Gra o miłość ebook i audiobook

Haner K.N.

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Kontynuacja historii szalonej i kontrowersyjnej miłości Rebeki i Sedricka.

Cudowne wakacje Reb i Seda dobiegają końca. Czy powrót do rzeczywistości okaże się równie bolesny jak to, że Rebeka będzie musiała przetrwać rozstanie z ukochanym? Czy niedaleka przeszłość i wspomnienia z dzieciństwa nie będą przeszkodą do budowania szczęścia?

Uczucie, które połączyło tych dwoje, ponownie zostanie wystawione na próbę. Demony przeszłości powrócą, a wróg nigdy nie zapomina. Gra toczyć się będzie o najważniejszą stawkę. O miłość.

K.N.Haner po raz kolejny funduje swoim czytelnikom emocjonalny rollercoaster. Fanki serii o Rebece i Sedricku będą zachwycone, bo ponownie dostaną bilet w pierwszym rzędzie, który przeniesie je do świata pełnego ognistego seksu, nieokiełznanej namiętności i nieziemsko przystojnych gwiazd rocka. „Na szczycie. Gra o miłość” - to najgorętsza premiera tej jesieni. Nie możecie tego przegapić!

Sylwia Stawska http://kobiecerecenzje365.blogspot.com

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 663

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 15 min

Lektor: Renata Bunter

Oceny
4,5 (954 oceny)
638
199
84
30
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bozenka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka polecam ni gratuluję autorce .Bożenka 2022 .
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam
00
demeter225

Całkiem niezła

książka niezła ale spodziewałam się czegoś lepszego
00
himazai

Nie oderwiesz się od lektury

super książka
00
Cwirkomagdalena1

Nie oderwiesz się od lektury

Tyle emocji jest w tej książce że aż brak słów!!! 🙂
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

CZASAMI ODNOSIŁAM WRAŻENIE, ŻE TO WSZYSTKO SEN. Mój Boże! Wstałam i po wyjściu z sypialni zobaczyłam, jak Erick Walter i chłopaki uprawiali jogę na tarasie. Że co?! Przetarłam oczy i… faktycznie. Erick, Simon, Trey i Nicki właśnie wykonywali pozycję „powitanie słońca”. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, a cztery pary oczu spojrzały w moją stronę.

– Nie śmiej się z nas, mała. To naprawdę fajne! – odezwał się Simon.

Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Czy to działo się naprawdę? Cztery gorące, pokryte tatuażami ciała, mokre od potu i tak seksowne, że trudno oderwać wzrok, a ja mogłam patrzeć na nich do woli. Poprzedniego dnia wieczorem wszyscy do nas dolecieli i mieliśmy spędzić na Barbadosie jeszcze dwa dni, a potem niestety musieliśmy wracać do Los Angeles, bo chłopcy mieli zaraz wyruszyć w trasę. Nie myślałam o tym aż do dzisiejszego poranka.

Trzy tygodnie wakacji zleciały naprawdę szybko. Następnego dnia po zaręczynach okazało się, że wiedzieli o nich wszyscy. Wszyscy! Sed powiedział każdemu, że planuje mi się tutaj oświadczyć, i nikt się nie wygadał. Nawet mój ojciec nie puścił pary z ust. Sedrick zapytał, to znaczy poprosił go o moją rękę, gdy byliśmy w Nowym Jorku. Nie oczekiwałam, że zachowa się tak tradycyjnie i romantycznie, ale to sprawiło, że moja miłość do niego przekraczała wszelkie granice. Udało mi się również dodzwonić do mojej matki i porozmawiać z nią. Stwierdziłam, że powinna wiedzieć o tak ważnym wydarzeniu mojego życia, ale ona… Krótko mówiąc, miała to gdzieś. Rozmowa trwała może trzy minuty, bo nowy mąż ciągle pośpieszał moją matkę. Akurat wychodzili na kolację. Cholera! Nie znałam tego człowieka i nie chciałam się uprzedzać, a wiedziałam, że już go nie lubię. Postanowiłam nie mówić matce o tym, że poznałam Donovana. Miałam nadzieję, że kiedyś nadejdzie chwila, gdy matka wszystko mi wyjaśni i porozmawia ze mną szczerze. Nie chciałam, by ingerowała w moje życie, a tym bardziej, by mieszała w życiu Jamesa. To cudowny człowiek, bardzo ciepły, wyrozumiały i szczery. Obiecałam mu, że gdy będziemy wracać z wakacji, to zatrzymamy się na kilka dni w Nowym Jorku, by się z nim spotkać. Miałam przy okazji poznać swoje siostry i brata, syna jego żony – Alice. Podobno wszyscy nie mogli się doczekać. Ja w sumie też… choć nie ukrywam, że cholernie się denerwowałam.

– Gdzie reszta towarzystwa? – zapytałam, wracając myślami na ziemię.

– Pojechali gdzieś, Julia od rana chciała zobaczyć krokodyle. – Trey wyprostował się i upił łyk wody z butelki.

– Mała śpi? – spytałam ponownie, spoglądając w kierunku kołyski, w której leżał najmłodszy członek naszej rockowej rodziny.

Największą radością było dla mnie to, że Simon i Trey przylecieli tu razem z Charlotte. To najsłodsze stworzenie, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Charlotte była po prostu śliczna i bardzo grzeczna. Kara zachowała się naprawdę dziwnie, bo w dniu wypisu ze szpitala zrzekła się praw do opieki. To było dla mnie niepojęte, ale widziałam, że Simon bardzo przeżywał zaistniałą sytuację i chociaż starał się przed wszystkimi ukryć swoje uczucia, marnie mu to wychodziło. Chyba obawiał się tego, co go czekało.

– Tak, dopiero co ją przewinąłem i ułożyłem do snu – odpowiedział Trey i zajrzał do kołyski.

No właśnie! To był chyba dla nas wszystkich największy szok, bo Trey i Simon… Oni… Cholera! Okazało się, że umieją zająć się takim malutkim dzieckiem. Śmialiśmy się z Sedem, że gdyby to było możliwe, to Simon karmiłby piersią. Wyglądali razem jak idealna rodzina, tyle że z dwoma tatusiami.

– Mówili, o której wrócą? – Podeszłam do kołyski i patrząc na Charlotte, objęłam Treya. Nie wiem dlaczego, ale gdy widziałam małą, mimowolnie się uśmiechałam.

– Nie, ale Sed mówił, że urwie się szybciej, by zabrać cię na parasailing – powiedział Erick. Spojrzałam na niego, jak wycierał czoło opaską na nadgarstku i sięgał do lodówki po piwo.

Nie ukrywam, bardzo odpowiadał mi fakt, że mogłam popatrzeć sobie na półnagich facetów przechadzających się po domu.

– A wy idziecie z nami? Jess i Sandra mówiły, że też chciałyby spróbować.

– Ja mam lęk wysokości i nie ma, kurwa, szans, bym to zrobił! – stwierdził Nicki, rozwalony na sofie.

– W sumie czemu nie? A co ty, szwagier, wymiękasz? – Erick praktycznie wskoczył na Nickiego i zaczął go drażnić, roztrzepując jego potargane i spocone włosy.

– Spieprzaj, Walter! Twoja siostra też ma lęk wysokości i tylko gada, że taka odważna… Uciekłaby pierwsza. Jestem o tym przekonany! – Nicki próbował się bronić, ale Erick był wyższy i silniejszy od niego. Założył mu nelsona i dalej go dręczył.

Roześmiałam się.

– Sandra to moja krew. Lubi wyzwania! – Erick wyszczerzył zęby i pocałował Nickiego w czubek głowy, ale ostatecznie odpuścił.

– Największym wyzwaniem jestem dla niej ja… – Nicki, uśmiechając się szeroko, mrugnął do mnie żartobliwie.

– Tylko nie wpadnijcie na taki genialny pomysł jak my i nie chajtajcie się w Vegas, zwłaszcza po pijaku… – Erick skrzywił się lekko. To całe ich małżeństwo… Ja pierdolę! Myślałam, że to ja i Sed dużo się kłócimy, ale oni… Kochali się. Tak, byłam tego pewna, ale Jess potrafiła wkurzyć się o to, że Erick nie usiadł obok niej przy stole. Potem oczywiście godzili się długo, głośno i namiętnie. Nie zapomnę, jak przyłapałam ich w basenie. Dobrze, że Sed tego nie widział. Nadal marnie znosił widok swojej młodszej siostrzyczki w ramionach najlepszego przyjaciela. A ja? Sporo się nauczyłam i nadrobiłam przez te trzy tygodnie, ale nie sądziłam, że można się pieprzyć na basenowej zjeżdżalni.

– Ja to zrobię jak należy, stary. Najpierw kupię wielki pierścionek. Większy niż twój, Reb! – Podeszłam, a Nicki chwycił mnie za dłoń i po raz setny oglądał cudo na moim palcu.

– Rozmiar nie ma znaczenia, Nicki – pocieszałam go i gładziłam po głowie.

– Jasne! – Śmiał się w głos.

– Ja mówię o pierścionku, a nie o tym, co macie w gaciach! – stwierdziłam, a wszyscy, prócz Simona, wybuchnęli śmiechem.

– Cicho, bo mała się obudzi! – warknął na nas i od razu zajrzał do kołyski.

Uśmiechnęłam się, widząc jego zatroskaną minę. Cudowny z niego ojciec. Zbliżyłam się i również spojrzałam na Charlotte, a następnie objęłam Simona w pasie.

– No tak… wszyscy wiedzą, że Sed ma wielkiego – powiedział Erick i wywrócił oczami.

– Oj tam, od razu wielkiego. Po prostu wie, jak się nim posługiwać. Co nie, mała? – Trey puścił do mnie konspiracyjne oczko.

– Tak, to prawda. Sed wie, jak się nim posługiwać, ale… ma wielkiego! – zawołałam, szczerząc się idiotycznie. Nic nie mogłam poradzić, że lubiłam penisa swojego faceta. Nie zamieniłabym go na żadnego innego. W dodatku jest przecież naznaczony przez ten durny tatuaż i tylko mój.

– Skoro już mowa o rozmiarach, to największego ma Clark! – wtrącił Simon.

– Cholera! A nie ty?!

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jakim cudem Simon – największy narcyz na całym świecie – przyznał się do faktu, że miał mniejszego penisa niż ktoś inny? To chyba był przełom.

– Zaraz po mnie… – sprostował i zaczął się śmiać.

– Lewin, nie ściemniaj. Jesteś na trzecim miejscu! – wtrącił oburzony Nicki.

– Jak to: na trzecim? – zapytałam, patrząc na chłopaków.

– No tak to! Mierzyliśmy sobie kiedyś – wyjaśnił Nicki, a ja skrzywiłam się i spojrzałam na Ericka.

– Tak, pamiętam! – wtrącił ten ze śmiechem.

– I co? – Stałam jak oniemiała i próbowałam to sobie wyobrazić. Faceci i ich głupie zawody.

– No i faktycznie Clark wygrał… – przyznał Simon i skrzywił się niezadowolony.

– A kto jest na drugim? – Moja ciekawość wygrała.

– Jak to kto? Sed! – Erick aż zapiszczał w odpowiedzi.

– A ty? Na którym jesteś? – spytałam żartobliwie.

– Ja byłem wtedy zbyt trzeźwy. Zresztą… – wywrócił oczami – widząc fiuty chłopaków, kompletnie nie mogłem się skupić, by mi stanął – dodał, a ja znowu parsknęłam śmiechem.

– Kurwa, bądźcie cicho! – Simon wbił we mnie surowy wzrok. O rany! Stwierdziłam, że muszę się przyzwyczaić do obecności takiego maleństwa. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i sięgnęłam do kosza owoców po kawałek świeżego melona, po czym wyszłam na taras. Usiadłam na jednej z mat do jogi i gestem przywołałam Treya.

– Co tam, mała? – zapytał, kiedy już klapnął obok ze szklanką świeżo wyciskanego soku w ręku. Jego buźka zdążyła już złapać nieco słońca. Widać było zmęczenie po nieprzespanych przy Charlotte nocach, ale bił od niego ten wewnętrzny blask, który świadczył o tym, że wszystko jest dobrze.

– Nic, jestem bardzo szczęśliwa – odpowiedziałam z uśmiechem i położyłam głowę na ramieniu mojego najlepszego przyjaciela. Przez mój wypadek i śpiączkę wiele się zmieniło, ale nie to, że Trey był dla mnie jak brat. Były momenty trudne, jednak jak zawsze daliśmy sobie z nimi radę. Najważniejsze było to, że mieliśmy siebie, a Trey… Trey również był szczęśliwy. Z Simonem. Nigdy bym się nie spodziewała, że ci dwaj mogą stworzyć taki fajny związek. Oni naprawdę się kochali. Simon nie stracił na swojej wyrazistości, ale troszczył się o Treya. Teraz, gdy obaj musieli zmierzyć się z tak trudnym zadaniem, jakim było wychowanie dziecka, troszkę się zmienili. Odkąd pojawiła się mała Charlotte, obaj stali się tatusiami na pełen etat i nie miałam pojęcia, co będzie za kilka dni, gdy wyruszą w trasę. Byli w niej po prostu zakochani i nie wiedziałam, jak sobie to wszystko wyobrażają. Nie rozmawialiśmy jeszcze oficjalnie o tym, że to ja i Jenna miałyśmy zająć się malutką Charlotte, ale podejrzewałam, że tak właśnie będzie. Przerażało mnie to. Ja, Jenna w ciąży, czteroletnia dziewczynka i miesięczne maleństwo… w jednym domu. Mój Boże! Uważałam, że to będzie kompletne szaleństwo, ale może da mi choć na chwilę zapomnieć o tęsknocie za Sedem. W tamtym momencie jeszcze nie myślałam o ich wyjeździe. Moje myśli zaprzątała kolacja, która miała odbyć się w rodzinnym domu Sedricka i Jess, w Nowym Jorku. W niedzielę na uroczystym obiedzie mieliśmy z Sedem oficjalnie ogłosić nasze zaręczyny, ale domyślałam się, że Erick i Jess chcą powiedzieć wtedy o tym, co zrobili w Vegas. Doskonale wiedziałam, jak zareaguje Sed, i na samą myśl żołądek zaciskał mi się na supeł, a w gardle stała wielka gula. Czułam, że to będzie katastrofa.

– Kiedy ślub? – Trey wyrwał mnie z zamyślenia.

– A nie wiem. Na razie musi skończyć się trasa, dopiero potem pomyślimy… – powiedziałam, wzruszając ramionami, bo na ślub mieliśmy jeszcze trochę czasu.

– Simon chce z tobą pogadać, na osobności… – dodał Trey, a ja spojrzałam w tamtym kierunku. Simon właśnie wyjmował malutką Charlotte z kołyski, bo zapewne się obudziła.

– Teraz?

– Tak, idź i zagadaj, bo on chyba się krępuje czy coś – odpowiedział Trey, a ja zrobiłam wielkie oczy. Simon się krępował? No bez jaj!

– Wyciągnę go na plażę.

Wstałam i cmoknęłam Treya w policzek, a następnie ruszyłam do domu.

– Mała, idziemy na basen? – usłyszałam od razu, kiedy przekroczyłam próg.

Erick złapał mnie w pasie i oderwał od podłogi. Pomyślałam, że ostatnio jest dość… hm… napalony? Pieprzyli się z Jess jak króliki i nawet Sed przestał zwracać na to uwagę.

– Później, teraz mam sprawę do załatwienia – powiedziałam, podeszłam do Simona i wzięłam go za rękę. – Idziemy na spacer… – I on, i Erick popatrzyli na mnie dziwnie.

– Trey, zostań z małą! – krzyknął Simon, ale chyba wiedział, o co chodzi, i uśmiechnął się do mnie.

Cholera! Ten uśmiech nadal nie przestawał mnie onieśmielać.

– Z przyjemnością! – Trey, cały w skowronkach, przybiegł do nas od razu. To było naprawdę urocze.

– Ale ja umiem zająć się dzieckiem, więc siedź sobie, stary – wtrącił Erick, wprawiając nas wszystkich w osłupienie.

– No nie wiem… – Simon skrzywił się i niepewnie oddał mu małą na ręce.

– Z Julią umiem się obchodzić, więc z takim szkrabem też dam sobie radę. – Erick uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie. O rany! Słodko wyglądał z małą na rękach. Czy każdy facet tak miał? Wystarczyło dać im pod opiekę małe dziecko, a kobietom od razu miękły serca.

– Erick, oddaj mi ją… – Trey postanowił interweniować. Osobiście prędzej dałabym pod opiekę dziecko Erickowi niż Treyowi, ale to tylko moje zdanie.

– Oj, daj spokój, stary. Przewijałem chrześniaka Sandry, i to kilka razy, umiem zająć się dzieckiem… – Erick zasłonił się ciałem i usiadł delikatnie, kładąc sobie małą na piersi. Uśmiechnęłam się.

– Uważaj na główkę! – Simon mało nie wyrwał z miejsca, gdy Erick lekko poprawił się w fotelu.

– Nic jej nie będzie. Chodź – uspokoiłam go i wyciągnęłam z domu. Czułam, że jest spięty. Wyszliśmy boso prosto na plażę i podążyliśmy kawałek dalej. Szliśmy obok siebie bez słowa. Dopiero po chwili Simon się odezwał:

– Kurwa, Reb, ja tego wszystkiego nie ogarniam… – Nagle zatrzymał się i zakrył oczy dłońmi. Och, nie! Serce mi drżało, bo nie lubię, gdy bliscy mi ludzie się zamartwiają.

– Ej, ej… – zawołałam i objęłam go lekko.

– Ja nie wiem, czy nadaję się na ojca… – Simon spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

On płakał! No tego jeszcze nie było! Zatkało mnie. Przytuliłam go, bo po prostu nie umiałam nic powiedzieć. Ja sama wiedziałam o dzieciach i ich wychowaniu tyle, co nic. Nie miałam prawa robić mu kazań, a jedyne, co mogłam, to wesprzeć go w trudnych chwilach.

– Muszę cię prosić o coś bardzo ważnego, Reb – odezwał się po dłuższej chwili, ocierając wierzchem dłoni swoje mokre policzki. Usiedliśmy na piasku, praktycznie przy samej wodzie.

– Słucham? – zachęciłam go i chwyciłam za dłoń, by się uspokoił. Nigdy wcześniej nie widziałam Simona w takim stanie. To facet o stu twarzach. Dziewięćdziesiąt dziewięć z nich to twarze gwiazdy rocka, playboya, niegrzecznego chłopca i buntownika, ale ta jedna, ta, którą przed wszystkimi ukrywał, to twarz wrażliwego chłopca, który bał się zmierzyć z prawdziwym życiem.

– Chciałbym cię prosić, byś zaopiekowała się Charlotte, gdy my wyjedziemy w trasę. Żebyś została jej opiekunem prawnym i matką chrzestną – wyrzucił z siebie, ale ja nie byłam zaskoczona, bo tego właśnie się spodziewałam.

– Pakiet: dwa w jednym! – wysiliłam się na dowcip, by nieco go rozweselić. – Zrobię dla ciebie wszystko – dodałam bez żadnych wątpliwości. Miałam trzy tygodnie, by oswoić się z myślą, że to jednak nie jest żart z ich strony. Rozmawiałam też na ten temat z Sedem i on

przekonał mnie, że spokojnie sobie poradzę. Skoro mój narzeczony we mnie wierzył, to i ja nabrałam pewności, że ma rację.

– Naprawdę? – Simon patrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Oczywiście, czuję się zaszczycona, że akurat mnie chcesz powierzyć to zadanie.

– Jezu, mała, kocham cię! – Simon nagle wstał i chwycił mnie w ramiona, a następnie zaczął wirować na piasku. Cały stres zszedł z niego, czułam, jak się rozluźnił.

– Ja też was kocham. Treya, malutką, no i ciebie… – odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.

– Wybacz mi to, jaki byłem wobec ciebie. Boże, wiem, że byłem kawałem chuja i skurwiela, ale tak bardzo się myliłem.

– Daj spokój. Te dramaty już za nami… – ucięłam, pocałowałam go w policzek, a on postawił mnie na piasku i ścisnął raz jeszcze.

– Nigdy ci się za to nie odwdzięczę, Sedowi zresztą też.

– W końcu jesteśmy jedną wielką patologiczną rodziną, prawda? – zapytałam i trąciłam go biodrem.

– Oj, tak… Ale Erick i Jess to tak na serio? – spytał. O ślubie wiedzieli jedynie: Nicki, Sandra oraz Gabriel i rodzina Ericka. Nicki na szczęście nie wygadał się nikomu, więc w niedzielę, przy obiedzie… to miał być szok… nie tylko dla Seda.

– No, chyba tak. – Migałam się od odpowiedzi, bo przecież nie mogłam mu powiedzieć o tym, co wydarzyło się w Vegas. Akurat Trey i Simon to największe paple na świecie. Gdyby wiedzieli, Sed dowiedziałby się o ślubie w pięć minut.

– W sumie co się dziwić? Jess to zajebista laska.

– Ale ty wolisz laskę Treya – stwierdziłam nagle. Nie wiedziałam, skąd mam tyle odwagi, by powiedzieć coś takiego przy Simonie, ale on śmiał się i kręcił głową.

– Nie będę zaprzeczał. Chociaż ostatnio jestem taki zestresowany, że nawet nie chce mi się pieprzyć – wyznał, a ja starałam się nie wyglądać na zaskoczoną. Gdybym siedziała na krześle, to pewnie bym z niego spadła.

– Więc zostaw nam dziś małą na wieczór i zabierz Treya na kolację, a potem na spacer. W bungalowie na plaży można się kochać do woli – zaproponowałam.

– Kurwa, żebyś to ty dawała mi rady dotyczące związków i tego, gdzie mogę iść się pieprzyć. Tego jeszcze nie było! – zawołał, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.

– No widzisz, nie jestem już taka zielona jak kiedyś! – Puściłam do niego oczko, a Simon zaśmiał się jeszcze głośniej.

– Ta… słyszałem was w nocy.

Spojrzałam na niego i momentalnie zrobiłam się cała czerwona. O rany! Naprawdę nas słyszał?

– To Jess słyszałeś, nie mnie… – odpowiedziałam cichutko. Jezu! Sed zawsze zachęcał, bym się nie krępowała, i dopóki byliśmy tutaj we czwórkę, nie miałam z tym problemów, ale dzisiejszej nocy naprawdę starałam się być cicho.

– Ciebie, Reb, ewidentnie to było twoje słodkie pojękiwanie.

Spojrzałam na niego i zapłonęłam ze wstydu. Miałam też ochotę zapaść się pod ziemię. Nadal ledwo radziłam sobie z myślą, że wszyscy wiedzą, iż uprawiałam seks. To głupie, bo przecież byłam dorosłą kobietą, ale naprawdę ten temat ogromnie mnie krępował i niejednokrotnie zawstydzał.

– Dobrze, że chociaż słodkie… – dodałam. Byłam kompletnie zażenowana.

– Nie krępuj się tak, mała! – Simon objął mnie ramieniem. Ruszyliśmy powoli wzdłuż plaży.

– Przy tobie to raczej niemożliwe – odpowiedziałam szczerze, ale to nie była dla niego żadna nowość.

– Wiem, że działam na ludzi w specyficzny sposób, ale między nami chyba już wszystko okej, prawda? – spytał, a jego głos był pełen niepewności.

– Jeśli nie masz niecnych planów, by zaciągnąć mnie do łóżka, to chyba jest okej.

– No, to akurat nigdy się nie zmieni, Reb.

Prawie udławiłam się własną śliną, gdy to powiedział, a on śmiał się i klepał mnie przyjacielsko po plecach.

– Simon, ale ja…

– Wiem… Wiem, że nigdy więcej mi nie ulegniesz, mała, i dlatego cieszę się, że Sed trafił na ciebie.

– Więc po co te podchody? – spytałam, bo tego nie pojmowałam. Chyba nie byłam w stanie załapać męskiego rozumowania, a na pewno nie toku myślenia Simona.

– Taki już jestem. Lubię seks, flirt i nigdy tego nie ukrywałem. Lubię czasami przeginać, wiem o tym.

– Nie czuję się komfortowo, gdy patrzysz na mnie w taki sposób… – powiedziałam, spoglądając na niego.

– No w jaki? – Simon udawał niewiniątko, ale posłał mi właśnie TEN uśmiech. Kurwa!

– Właśnie taki! – zaśmiałam się nerwowo.

– Bo wiesz, od czasu do czasu… – wymruczał i przysunął się blisko.

– Nie, nie ma takiej możliwości, Simon! Sed by nas chyba zabił! – zaprotestowałam i pokręciłam głową, próbując wybić z niej ten durny pomysł. Nie ukrywałam, że Simon czy… Erick pociągali mnie fizycznie. Każdy z chłopaków to tak naprawdę spełnienie erotycznych fantazji, ale nie… nie było szans, bym się na to zgodziła. Wiedziałam, że nie odważę się także, by zapytać o to Seda. Sam powiedział, że nie chce tego kontynuować. Zresztą, znając siebie i swoje lęki, przypuszczałam, że uciekłabym w sekundę, gdybym zobaczyła w łóżku więcej niż jednego faceta. Jezu! Tylko dlaczego na samą myśl o takim trójkącie moja cipka zaczynała pulsować? Szkoda, że nadal nie pamiętałam większości rzeczy sprzed porwania, bo akurat to chciałam sobie przypomnieć.

– Mogłabyś z nim pogadać – zasugerował Simon. Skąd wiedział, że ja chciałam?

– Nie…

– Oj, daj spokój. Nie namawiam, ale czasami fajnie jest się zabawić. Można się umówić, że… no nie wiem? Nie będę cię całował w usta, czy coś…

Zaczęłam głupio się śmiać.

– No tak! Co to za różnica? Możesz mnie pieprzyć, ale nie całować.

– Wyobraź sobie: ty, ja, Sed i Trey…

– Że co?! – pisnęłam. – Jak to: Trey? Czworokącik, do cholery?!

– Myślisz, że pozwoliłby mi tak bez niego?! – Simon zaśmiał się głośno.

– Oszalałeś chyba. Ja ledwo sobie radzę z Sedrickiem! – odpowiedziałam szczerze. Nie ukrywałam, że nadal byłam mało doświadczona.

– To znaczy?! – zapytał, śmiejąc się do rozpuku.

– Oj, nie zawstydzaj mnie, Simon! – poprosiłam i zakryłam oczy dłońmi. Nie wiem, co było w tym takiego zabawnego!

– Po prostu pytam, mała.

– Nie będę o tym gadać, a już na pewno nie z tobą… – oświadczyłam, ruszając przed siebie. Nic nie mogłam poradzić, że tak się krępowałam. Nawet z Sedem wstydziłam się czasami o tym gadać, gdy próbował wypytać mnie o moje potrzeby i fantazje. A skąd ja mogłam wiedzieć, czego chcę? Nie miałam porównania, a tym bardziej doświadczenia. W mojej głowie kłębiły się też czasami dziwne myśli, a nie chciałam próbować czegoś na siłę.

– Reb, daj spokój. Nie chciałem cię urazić… – Simon przybiegł za mną.

– Nie uraziłeś, po prostu nie umiem o tym rozmawiać, tym bardziej z tobą, Simon.

– Ale dlaczego?

– Bo działasz na mnie w ten dziwny sposób – westchnęłam cicho.

– Mnie się to podoba – odpowiedział i ponownie posłał mi ten swój uwodzicielski i bezczelny uśmiech. Mój Boże!

– Ale ja nie mogę tak się zachowywać. Jestem odpowiedzialną i rozważną kobietą, a przynajmniej staram się taka być… Chciałabym taka być… – Język mi się plątał, a wzrok Simona wyrażał wszystko.

– I nagle stałaś się nudna? – zasugerował.

– Nie nudna…

– Ja tam wiem, że chciałabyś, a się boisz.

– Niby skąd? – Skrzywiłam się.

– Bo znam się na kobietach, a ciebie znam nawet trochę lepiej.

– Właśnie, że nie znasz. Bo często sama nie wiem, czego tak naprawdę bym chciała i o co mi chodzi – odpowiedziałam wprost.

– No i za to wszyscy tak bardzo cię kochamy, Reb! – skwitował i na szczęście odpuścił te dziwne podchody. Po chwili jednak chwycił mnie na ręce i wbiegł do wody. Dobrze, że miałam na sobie tylko koszulkę i spodenki do spania. Piszczałam, ale on nic sobie nie robił z mojego sprzeciwu. Woda zakryła nas oboje, a Simon dodatkowo przytrzymał nas pod powierzchnią i dopiero po chwili pozwolił nam się wynurzyć. Krztusiłam się i zaczęłam kaszleć, bo napiłam się wody.

– Simon, kurwa, zwariowałeś!? – Usłyszałam głos Seda. Oboje z Simonem odwróciliśmy się w kierunku domu, skąd Sed biegł do nas w samych kąpielówkach. Podobał mi się ten widok jak ze Słonecznego patrolu.

– To tylko zabawa – tłumaczyłam, by nie wybuchła jakaś bezsensowna kłótnia.

– Wracaj do domu, Lewin, bo twoja córka płacze! – Sedrick posłał Simonowi zazdrosne spojrzenie. O rany! I jak ja niby miałam mu zaproponować jakikolwiek trójkąt czy cokolwiek innego, skoro Sed był cholernie zazdrosny, nawet o Ericka. Przez te ponad trzy tygodnie ani razu nie odważyłam się opalać bez stanika, mimo że Jess chodziła przy nas praktycznie nago.

– Mam jeszcze jedną sprawę do was obojga… – wtrącił Simon.

– O co chodzi? – spytał Sed.

– Zajmiecie się Charlotte wieczorem? Chciałbym spędzić tę noc tylko z Treyem.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Simon Lewin słuchał moich rad.

– Jasne. Już ci mówiłam, że nie ma problemu… – odpowiedziałam.

– Chciałem cię zabrać na jacht. To ostatnia noc tutaj… – wtrącił Sed. Był mało zadowolony z prośby Simona. O cholera! Faktycznie, to miała być ostatnia noc, bo jutro w nocy mieliśmy wylecieć do Nowego Jorku. – Clark i Jenna nie mogą? – dodał po chwili, wwiercając we mnie karcące spojrzenie. Dlaczego był taki nabuzowany? Znowu coś go wkurzyło?

– Oni mają Julkę, nie będziemy im dawać drugiego dziecka na głowę. Dobra, poradzimy sobie jakoś z Treyem – odpowiedział Simon.

– Nie… – zaoponowałam, chwytając Simona za dłoń. – Sed, ja już mu obiecałam. Możemy zabrać małą na jacht. Ona uśnie i wieczór i tak spędzimy razem. – Było mi bardzo głupio. Z drugiej strony pomyślałam, że Sed może jakoś przeżyje, jeśli tej nocy będziemy się pieprzyć cztery razy z rzędu, a nie pięć czy sześć.

– Mnie też obiecałaś… – warknął na mnie w odpowiedzi. Obiecałam? Co ja mu obiecałam? O kurwa! Nagle mi się przypomniało. Kilka dni temu zrobiliśmy sobie we czwórkę imprezę, a ja po pijaku oczywiście zawsze gadam głupoty. Wtedy zgodziłam się, że ostatnia noc tutaj będzie wyjątkowa. Co oznaczało: Sed, dam ci się przelecieć w tyłek.

– O rany, Sed… – pisnęłam. Nie żebym nie chciała, bo to mogło być całkiem inne i przyjemne doświadczenie, ale nie wiedziałam, czy jestem na to gotowa.

– Mała, nie ma problemu, i tak już tyle dla nas robisz… Poradzimy sobie… – Simon cmoknął mnie w policzek i wrócił do domu.

Sed oczywiście odprowadził go wzrokiem, a potem spojrzał na mnie i powiedział:

– On nadal…

– Sed, proszę, daj spokój! – przerwałam mu. Boże! Znowu to samo? Przez ostatnie dni starałam się tolerować jego zazdrość i naprawdę nie dawać mu do niej powodów. Zakrywałam się, gdy Erick tylko pojawił się na horyzoncie. Kiedy przyjechali chłopcy, to prawie wszyscy pierwszego dnia pływali nago. Tylko ja i Jenna miałyśmy bikini… w dodatku jej zakrywało mniej niż moje, bo ja miałam także pareo.

– Niczego nie próbował?

– Jezu, nie! Sed, przestań się tak zachowywać, bo chyba oszaleję! – wrzasnęłam na niego. To było po prostu nie do wytrzymania. Darłam się jak jakaś wariatka, ale nie umiałam inaczej. Byłam szczęśliwa i wiedziałam, że Sed chce jedynie mnie chronić. Uważałam jednak, że powinien mi także ufać. Bez tego nie mogliśmy zrobić kolejnego kroku naprzód. On musiał zaufać i mnie, i chłopakom, bo inaczej wszyscy byśmy się pozabijali.

Na Sedricku moja złość nie robiła jednak żadnego wrażenia. Śmiał się i chwycił mnie w pasie, a następnie zaczął całować po szyi.

– Ale z ciebie złośnica!

– Nie rozśmieszaj mnie, kiedy jestem wkurwiona! – zawołałam. Chciałam mu się wyrwać, równocześnie się śmiejąc, bo Sedrick dodatkowo zaczął mnie gilgotać.

– Uważaj, bo się posikasz! – droczył się ze mną.

– Sed, proszę! Proszę!

– Będziesz grzeczna?! – zapytał z premedytacją.

– Jestem grzeczna. Kurwa, jestem taka grzeczna, że bardziej się nie da!

Sed parsknął śmiechem i postawił mnie na piasku.

– Oj, mała! – rzucił, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Wskoczyłam mu na plecy, a on specjalnie przewrócił się na piasek. Po chwili jednak leżałam już pod nim, a jego usta namiętnie całowały moje. Pomyślałam, że nigdy się nim nie nasycę. W ciągu dwóch minut moje emocje zmieniły się diametralnie. Złość przeszła w pożądanie.

– Pragnę cię, Sed – jęknęłam i usiadłam na nim okrakiem, by się poocierać. Uwielbiałam to robić. Sed zresztą lubił, gdy byłam taka bezwstydna. Nie zawsze potrafiłam tak się wyluzować, szczególnie gdy miałam świadomość, że za ścianą ktoś był. Ale wtedy… pusta plaża, bungalow już na nas czekał. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę.

– Zmieniłaś plaster? – spytał nagle, wędrując dłonią pod moje mokre spodenki. Kurwa! Oczywiście, że nie zmieniłam, mimo że Sed przypominał mi o tym także wczoraj. – Nie zmieniłaś… – dodał, widząc moją minę.

O rany, no!

– Zapomniałam… – powiedziałam, krzywiąc się lekko, bo nie chciałam znowu bezsensownie się sprzeczać.

– Reb, wiesz, że dla mnie możesz w ogóle ich nie przyklejać, ale…

– Oj, wiem, Sed… – Było mi cholernie głupio. Przecież zabezpieczałam się, bo to ja nie chciałam mieć w tym momencie dzieci.

– Wezmę gumki od Ericka, a ty idź już do bungalowu… – stwierdził ze stoickim spokojem Sed.

No i co ja miałam powiedzieć? Przecież ten facet to był ideał. Tylko… Zaraz, zaraz… Zaczęłam się zastanawiać, czy Erick w ogóle używał gumek. Jasna cholera! Modliłam się, by miał prezerwatywy, bo przecież sama Jessica mówiła, że nieszczególnie dbali o zabezpieczanie się, a stosunek przerywany to raczej mało skuteczna metoda antykoncepcji. Sed wiedział, że Jess nie bierze żadnych pigułek, więc pomyślałam, że lepiej, żeby Erick miał gumki… Chociaż jedną!

***

Zebrałam się z piasku i udałam prosto do bungalowu, zaraz przy plaży. Pachniało tu jeszcze naszymi wczorajszymi porannymi harcami. Sed nie zabrał pościeli, bo nadal była zmiędlona, i dostrzegłam na niej dowody naszych miłosnych uniesień. Jego sperma wymieszana z moją wilgocią. O rany! Cholernie mnie to podnieciło, ale nie do końca rozumiem, dlaczego tak się działo. Kiedyś brzydziłam się widoku, smaku, zapachu nasienia, a potem wszystko się zmieniło i był to dla mnie jeden z silniejszych bodźców seksualnych. Dostrzegłam też swoją komórkę, której szukałam od dwóch dni. Moje bałaganiarstwo czasami przekraczało wszelkie granice.

Wzięłam do ręki telefon, by sprawdzić, czy przypadkiem nie dzwonił mój tata albo matka. Miałam kilka wiadomości od ojca, w tym jedną o treści:

„Odezwij się, córko, bo nie wiem, czy mam już wzywać Narodowe Wojska, by Cię szukać, czy po prostu zapomniałaś o swoim starym ojcu :)”.

Mój tata potrafił być zabawny. No i ten uśmieszek na końcu. Odpisałam, że wszystko jest w porządku, że wracamy jutro w nocy i że obiad w niedzielę aktualny. Zobaczyłam też połączenie z numeru, którego nie znałam, i z ciekawości oddzwoniłam. Czekałam dłuższą chwilę, by w ogóle uzyskać połączenie, i ku mojemu zaskoczeniu po drugiej stronie odebrał mężczyzna.

– Thomas Garrido!

Skrzywiłam się, bo w pierwszej chwili nie kojarzyłam nikogo takiego.

– Dzień dobry, ktoś dzwonił do mnie wczoraj z tego numeru – odpowiedziałam, próbując przypomnieć sobie, czy w ogóle znam jakiegoś Thomasa Garrida.

– Rebeka? – spytał mężczyzna, zupełnie jakby mnie znał.

– Tak… – bąknęłam niepewnie.

– Nie masz pojęcia, jak trudno zdobyć twój numer telefonu, piękna…

Piękna? O cholera! To był właściciel tego klubu. Zatkało mnie. Spojrzałam nerwowo w stronę ścieżki prowadzącej do bungalowu. Sed na szczęście jeszcze nie wracał. Przecież gdyby się dowiedział, że Thomas ma mój numer, strasznie by się zdenerwował.

– Ale jakimś cudem ci się udało… – odpowiedziałam nerwowo. Po co on do mnie dzwonił?

– Musiałem posunąć się do ostateczności, by go mieć! – Roześmiał się.

– Mam nadzieję, że nikogo nie zabiłeś, Thomasie.

– Na szczęście nie. A ja mam nadzieję, że się nie gniewasz!

– A na co miałabym się gniewać? – spytałam, unosząc brwi.

– Wiem, że to niezgodne z prawem, i ja jako profesjonalista nigdy wcześniej z tego nie korzystałem, ale sprawdziłem w systemie twoje dane z karty kredytowej, którą płaciłaś za drinki w barze…

O rany! To faktycznie było mało legalne.

– Rozumiem, że to jakaś bardzo ważna sprawa, skoro musiałeś zrobić coś takiego, by się ze mną skontaktować. – Skrzywiłam się. Nie podobała mi się ta rozmowa ani w ogóle cała sytuacja. Pomyślałam, że zaraz pewnie przyjdzie Sed i dostanę opieprz, że w ogóle z nim rozmawiam.

– Może przejdę od razu do rzeczy, Rebeko. Chciałbym zaproponować ci pracę.

Moje oczy zrobiły się wielkie. Jaką pracę, do cholery?

– Thomasie, jestem na wakacjach, daleko od L.A., i nie myślę teraz o jakiejkolwiek pracy… – Starałam się być kulturalna.

– Wiem, ale niedługo zapewne wracacie, bo twój narzeczony wyrusza w trasę ze swoim zespołem, prawda?

Skąd on to wiedział? Co go to mogło obchodzić?

– Tak, ale to chyba nie twoja sprawa…

– Nie mam złych intencji, Rebeko. Po prostu chcę, byś dla mnie pracowała.

– Jako kto? – spytałam, choć zapewne nie powinnam. Jedynym słusznym rozwiązaniem było zakończenie tej rozmowy, ale niestety on dalej zostawał na linii.

– Jako moja asystentka. Wiem, że to dla ciebie dość niespodziewane, ale mam sieć klubów fitness, a wiem, że specjalizowałaś się kiedyś w tańcu na rurze… – Te słowa sprawiły, że brakło mi języka w gębie. W dodatku nie wiem dlaczego, ale znowu zrobiłam się cała czerwona.

– To dawne czasy… – bąknęłam nieśmiało.

– Chcę wprowadzić takie zajęcia u mnie w klubie i proponuję ci, byś ty je poprowadziła, Rebeko.

– Chyba oszalałeś – pisnęłam, kompletnie oniemiała. Skąd on w ogóle wiedział, że tańczyłam na rurze?

Thomas znowu jednak się roześmiał, a mnie na ten dźwięk przeszedł po plecach nieprzyjemny dreszcz.

– Nie, z tego, co wiem, jestem zdrowy na umyśle, Rebeko.

– Przepraszam, ale bardzo mnie zaskoczyłeś. Od razu muszę odmówić i odrzucić twoją propozycję… – odpowiedziałam. Nie miałam nawet nad czym się zastanawiać.

– Dlaczego? – spytał surowym tonem.

– Po pierwsze nie szukam pracy, a po drugie będę miała pod opieką małe dziecko i wątpię, by dało się pogodzić te dwie sprawy… – Potrząsnęłam głową, bo uświadomiłam sobie, że mu się tłumaczę.

– Jesteś w ciąży?

Znowu ten dziwny, surowy ton. Nie podobało mi się to.

– To chyba również nie twoja sprawa… – warknęłam.

– Wybacz, ale naprawdę zależy mi, byś to właśnie ty dla mnie pracowała. Jeśli nie jesteś w ciąży i przeszkodą byłoby tylko to, że musisz opiekować się dzieckiem, to uda nam się to jakoś załatwić…

– Ale ja naprawdę nie szukam pracy, Thomasie. Dziękuję za propozycję, jednak muszę odmówić.

– A pozwolisz mi chociaż przedstawić moją wizję na spotkaniu w cztery oczy?

Jego determinacja mnie irytowała. Ten człowiek nie miał pojęcia, w co się pakuje. Wiedziałam, że Sedrick na pewno się wkurzy, że Thomas w ogóle do mnie zadzwonił.

– To nie jest dobry pomysł…

– Tylko jedno spotkanie. Jeśli nie spodoba ci się moja propozycja i to, co mam ci do zaoferowania, zrozumiem.

Cholera! Dlaczego miałam wrażenie, że coś mi to przypomina? Czy przypadkiem nie w podobny sposób poznałam Seda? Też mi przecież zaproponował pracę. Nie mogłam jednak stwierdzić, że to, bo tego, jak się poznaliśmy, nadal sobie nie przypomniałam. Szczegóły znałam jedynie z opowieści.

– Nie wiem, kiedy będę w Los Angeles – próbowałam jakoś wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. „Reb, nie zgadzaj się, do cholery!” – krzyczałam na siebie w myślach.

– W takim razie proszę, byś zadzwoniła do mnie, gdy wrócisz. To dla mnie naprawdę ważna sprawa, Rebeko… – Jego stanowczy ton brzmiał dziwnie. Czemu aż tak mu zależało? Co się mnie tak uczepił?

– To twój numer? – spytałam nagle.

– Tak – odpowiedział, a ja usłyszałam zadowolenie w jego głosie. – W takim razie czekam na telefon, piękna – dodał.

– Do usłyszenia, Thomasie.

– Do usłyszenia, Rebeko.

Rozłączyłam się i pierwsze, co zrobiłam, to skasowałam jego numer. Nie miałam zamiaru dzwonić do niego w jakiejkolwiek sprawie, a tym samym drażnić Seda. Nie było mowy, żebym pracowała dla Thomasa. Sedrick zapewne oszalałby z zazdrości, a ja nie chciałam dawać mu jakichkolwiek powodów, bo już i tak miał problem z panowaniem nad sobą i swoim zaborczym libido.

– Jestem! – Usłyszałam głos mojego narzeczonego i aż podskoczyłam. Jezu!

– To dobrze… – odpowiedziałam z kamienną twarzą, udając, że wszystko jest w porządku. Nie wiem dlaczego, ale ogromnie zdenerwowałam się na myśl o tym, że Sed miałby dowiedzieć się, z kim rozmawiałam.

– Dlaczego jesteś jeszcze ubrana? Miałem nadzieję, że czekasz na mnie już gotowa i chętna… – Sed patrzył wymownie na linię moich piersi, które odznaczały się pod mokrą bluzeczką.

– Lubię, gdy ty mnie rozbierasz… – mruknęłam, uśmiechnęłam się zalotnie i wstałam z łóżka, by do niego podejść.

– I zrobię to z przyjemnością.

Pisnęłam, gdy jednym ruchem zerwał ze mnie spodenki i koszulkę, a sam prędko pozbył się kąpielówek. Następnie stanął za mną i zaczął całować mnie po plecach w dół, aż do pośladków.

– Och, Sed! – jęknęłam głośno, gdy ugryzł mnie w pupę. Cholera! Dotarło do mnie, że on naprawdę ma ochotę dobrać się do mojego tyłka.

– Z kim rozmawiałaś? – spytał nagle, co kompletnie wybiło mnie z rytmu. Kurwa mać! Niczego nie można było przed nim ukryć.

– Pomyłka… – brnęłam bezmyślnie w durne kłamstwo. Wiedziałam, że to bez sensu, ale zawsze pozostawał cień nadziei, że Sed jednak nie wiedział, kto do mnie dzwonił.

– Masz rację. Ten frajer to wielka pomyłka… – stwierdził oschle, a mnie totalnie zatkało.

– Sed, ale o co ci chodzi? – spytałam niewinnie i chwyciłam prześcieradło, by się zakryć, po czym odwróciłam się, chcąc stanąć z nim twarzą w twarz.

– Dlaczego kłamiesz? Nie możesz po prostu powiedzieć, kto dzwonił? – Sed wbił we mnie gniewne spojrzenie.

– Nie kłamię, po prostu nie mówię ci wszystkiego. A dlaczego? Dlatego, że ostatnio nie da się z tobą wytrzymać, Sed. Wszystko cię drażni i jesteś zazdrosny nawet o swoich kumpli!

– Nie o wszystkich… – wtrącił z oburzeniem.

– Nieważne, przesadzasz. Zdecydowanie przesadzasz i przestaje mi się to podobać, Sed! – Powiedziałam mu szczerze, co myślę. Chciał szczerości, to ją dostał.

– Po prostu chcę ustalić pewne zasady, zanim wyjadę – stwierdził, podszedł do wyjścia i zasłonił okna bungalowu, by nikt nas nie widział.

– No jasne. I wszystko ma być po twojemu! Mam nie wychodzić z Jess, nie pracować, nie szlajać się po klubach… No nic mam nie robić! – Zaczęłam się z nim kłócić. Nie lubiłam tego, ale właśnie wyprowadził mnie z równowagi.

– Będziesz opiekowała się Charlotte – przypomniał mi.

– Wiem, ale to nie znaczy, że mam tylko siedzieć w domu. Oszaleję tak! Oszaleję bez ciebie i przez takie czekanie na twój powrót. I jeśli chcesz wiedzieć, to zadzwonił do mnie ten facet z Sixty Nine – rzuciłam w emocjach, a Sed posłał mi takie spojrzenie… O rany! Jego oczy po prostu płonęły z wściekłości.

– Podoba ci się? – spytał nagle, ale zaskakująco spokojnie. Chyba tylko on potrafił być w jednym momencie wkurwiony jak niedźwiedź, a po chwili potulny jak baranek.

– Co?! – zdziwiłam się.

– Podoba ci się ten cały Theodor, czy jak mu tam… – powtórzył, machając lekceważąco ręką.

– Thomas – poprawiłam, za co Sed posłał mi kolejne spojrzenie.

– Niech będzie i Thomas… Więc?! – Nagle zaczął chodzić po bungalowie, jakby się na mnie czaił. Widziałam, jak na mnie patrzył. To była jakaś gra?

– Oszalałeś? – spytałam cicho, zastanawiając się, czy mówi poważnie.

– Po prostu odpowiedz: podoba ci się czy nie?

– Jezu, nie!

– Więc rozumiem, że się z nim nie spotkasz? – Sed podszedł do mnie, a następnie padł na kolana i zabrał mi z rąk prześcieradło. Wsunął mi dłonie między uda i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jego język zaczął namiętnie lizać moją cipkę. O Boże! Co on wyprawiał? Jęczałam bezwiednie, bo nie byłam w stanie inaczej zareagować na to, co mi robił.

– Nie spotkasz się z nim, tak? – powtórzył pytanie, drażniąc kolczykiem moją łechtaczkę. Kolczyk? Chryste Panie! Sed nie zakładał go od dawna, a ja tak lubiłam…

– Ach…!

– Odpowiedz mi, Rebeko – powiedział ostrzej i wsunął we mnie palec.

Szarpnęłam się jednak i chciałam przerwać. Mimo że było mi przyjemnie, to nie podobały mi się takie podchody. Nie mogłam pozwolić, by Sedrick wykorzystywał seks do wymuszania na mnie dziwnych obietnic. To nie było w porządku.

– Sed, przestań! – krzyknęłam, zrobiłam krok w tył i wpadłam na łóżko.

Sed nie dał jednak za wygraną i wszedł za mną. Chwycił moje dłonie, uniósł je nad głowę, a następnie zaczął całować moją szyję.

– Jesteś moja, tylko moja. Zapamiętaj to – stwierdził, a następnie wsunął wolną dłoń pod moją pupę i jednym ruchem przekręcił mnie tak, że leżałam na brzuchu. Ciężar jego ciała wbił mnie w materac, a twardy i gotowy penis napierał na moje plecy. Gorące usta całowały namiętnie mój kark, a nieustępliwy język pieścił wrażliwą, opaloną skórę. Dyszałam ciężko, bo Sed rozpalił mnie do granic. Robił to z premedytacją i miał ukryty cel, ale w takich chwilach nie potrafiłam mu czegokolwiek odmówić i myśleć trzeźwo. Sedrick to po prostu samiec alfa, a to, że był zazdrosny, powinno mi było jedynie schlebiać.

– Jestem twoja, przecież wiesz…

Uległam mu. Czasami zapewne powinnam była się postawić i sprzeciwić, ale nie umiałam. On działał na mnie i nawet jeśli jego zachowanie było chwilami przerażające i dziwne, to kochałam to uczucie, gdy całym sobą pokazywał mi, jak ogromnie mnie pragnął. Jego dłoń delikatnie obejmowała moją szyję, a następnie podciągnęła nas oboje w górę. Sed jedną ręką odepchnął się od materaca, by klęknąć za mną.

– Masz rację, oszalałem. Oszalałem przez ciebie. Przyrzekam, że rozkwaszę gębę każdemu palantowi, który się do ciebie choćby zbliży.

Te słowa sprawiły, że zacisnęłam się słodko. Sed jest zaborczym dupkiem, ale właśnie takiego go kocham. Czasami przesadza, ale co z tego? Taki już jest, a ja zawsze starałam się studzić jego dziwne humory i obawy.

– Nie będziesz musiał tego robić.

– Mam nadzieję! – odpowiedział i wszedł we mnie bez ostrzeżenia. Cała się spięłam, bo nie tak wyobrażałam sobie chwile spędzone tutaj. Emocje jednak znowu nas poniosły, a Sedrick przestał nad sobą panować.

– Kurwa! – krzyknęłam, bo to wcale nie było przyjemne. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło! Zaczął się poruszać jak w jakimś amoku, a mnie ogarnęła nagła i niechciana panika.

– Moja, rozumiesz?! – powtórzył głośno.

Chciałam się uspokoić, ale nie umiałam. W dodatku tępy ból wcale nie ustępował i tylko zwiększał mój psychiczny i fizyczny dyskomfort. Z każdym jego pchnięciem czułam się coraz bardziej przerażona. Zamknęłam oczy, by spróbować opanować narastające uczucie paniki. „Jezu, nie, tylko nie teraz!” Z mojego gardła wydobył się jęk bólu. Udało mi się wyrwać dłoń z uścisku Seda, by złapać go za rękę, którą trzymał moją brodę.

– Sed, przestań! – prosiłam, z ledwością powstrzymując łzy.

– Co?! – Sed zastygł na chwilę.

– Proszę, przestań, boli… – powiedziałam i ścisnęłam jego dłoń.

– Spokojnie, skarbie – odpowiedział, a następnie czule pocałował mnie w kark i znowu zaczął się poruszać, ale było już za późno. Czułam się tak przerażona i sparaliżowana bólem, że nie byłam w stanie zareagować inaczej. To była reakcja obronna i doskonale wiedziałam, co jest przyczyną mojego zachowania, ale bałam się o tym rozmawiać… z kimkolwiek.

– Boże, błagam, przestań!

Niechciane łzy trysnęły z moich oczu. Nie miałam pojęcia, skąd znalazłam w sobie tyle siły, by wyrwać się Sedowi i uciec z łóżka.

– Reb… – Sedrick ruszył za mną i w ostatniej chwili chwycił moją kostkę, by mnie zatrzymać.

– Zostaw mnie! – wrzasnęłam, opadłam na plecy, a Sed nachylił się nade mną. W obronie wymierzyłam mu kopniaka prosto w szczękę, ale przecież nie chciałam zrobić mu krzywdy. Cała się trzęsłam i wiedziałam, że to znowu ten dziwny atak moich lęków. Nie lubiłam tego. Nie umiałam nad tym zapanować, a Sed też nie umie radzić sobie ze mną w takich chwilach. Chwyciłam prześcieradło i wybiegłam z bungalowu. Biegłam na oślep, prosto przed siebie. Chciałam uciec, pozbyć się tego, co działo się wtedy w mojej głowie. Zagłuszyć wspomnienia, bo tak cholernie się ich bałam.

Dotarłam aż do pomostu, przy którym zacumowany był jacht. Wbiegłam na pokład i jak małe dziecko ukryłam się w schowku, obok głównej kajuty, w której była sypialnia. Ciasno owinięta prześcieradłem zasłoniłam uszy dłońmi, by pozbyć się z głowy tych okropnych głosów.

To za moją rodzinę, ty dziwko.

Przyjemnie ci, Rebeko? Lubisz, gdy przychodzę do ciebie, prawda?

Już dawno powinienem to zrobić. Tak cię zmasakruję, że rodzona matka cię nie pozna.

Nie krzycz, do cholery! Nikt cię nie usłyszy.

Słowa Grega i Scotta mieszały mi się z rzeczywistością. Były takie realistyczne. Tak bolały. Skóra zaczęła mnie palić, a oddech grzązł w gardle. Chwilowo znowu byłam małą dziewczynką, a sekundę później leżałam w ciemnej piwnicy pod katującym mnie psychopatą. Pamiętałam. Dokładnie pamiętałam wszystko, co mi zrobili, a tak bardzo chciałam o tym zapomnieć.

Dosłownie po chwili usłyszałam na pokładzie kroki Sedricka.

– Reb! Reb, proszę, nie chowaj się przede mną! – wołał, a jego głos był przerażony, wręcz zrozpaczony.

Skuliłam się jeszcze bardziej, bo nie chciałam… nie byłam w stanie teraz z nim rozmawiać.

– Skarbie, błagam! Odezwij się!

Sed zaglądał do każdego pomieszczenia po kolei. Wiedziałam, że zaraz mnie znajdzie. Schowałam się w kącie za szczotkami i mopami. W głowie nadal dźwięczały mi słowa Scotta i Grega. Gdy po chwili Sedrick zajrzał do schowka, nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Bardzo się wystraszyłam i było mi tak okropnie wstyd. Przypomniałam sobie atak paniki, którego doświadczyłam pierwszego dnia pobytu. Przeraziła mnie ta myśl, bo przecież nie powinnam bać się Sedricka. To ostatnia osoba na świecie, która chciałaby mnie skrzywdzić.

Sedrick kucnął przede mną i chciał mnie dotknąć, ale nie pozwoliłam mu na to. Krzyknęłam, by mnie zostawił i nie dotykał. Nadal znajdowałam się w objęciach koszmarów mojej przeszłości, a obecność Seda potęgowała mój lęk. Nie chciałam, by oglądał mnie w takim stanie.

– Reb, uspokój się! To ja! – krzyknął na mnie.

– Puść mnie! Kurwa, puść mnie! – wrzasnęłam, po czym uderzyłam go w bark, bo jego dotyk po prostu sprawiał mi ból. Moje serce dudniło w piersi i miałam wrażenie, że zaraz po prostu umrę. Uczucie strachu oplatało mnie ze wszystkich stron. Wiedziałam, że to on, mój Sedrick, ale nie umiałam zapanować nad paniką i wspomnieniami, które właśnie bezcześciły mój umysł.

– Uspokój się, do jasnej cholery! – Nagle chwycił moje dłonie, bym go nie biła, i potrząsnął mną odrobinę mocniej. Był ewidentnie zaskoczony, gdy ponownie się wyrwałam i wybiegłam ze schowka. Potknęłam się o własne nogi, ale wstałam szybko i pobiegłam korytarzem, a potem prosto na górę, jak najdalej od niego.

– Boże, Reb! – krzyknął za mną i zaczął mnie gonić. Nie rozumiał, że to najgorsze z możliwych rozwiązań. On nie mógł mi pomóc. – Poczekaj! Kurwa mać, Reb! – wrzasnął.

Wiedziałam, że był wściekły, a jednocześnie przerażony. Biegłam tak szybko, że nawet w szkole średniej nie miałam takiego czasu na sto metrów. Zwolniłam nieco i odwróciłam się, by spojrzeć, gdzie jest Sedrick. Znajdował się jednak dość daleko i nadal coś do mnie krzyczał, ale nie słyszałam, co dokładnie.

– Mała, ale jesteś szybka!

Ruszyłam dalej i nagle na kogoś wpadłam. To Simon i Trey spacerowali z małą Charlotte w wózeczku.

– To jakaś zabawa? – Trey uśmiechnął się do mnie i spojrzał w stronę Seda, który już był bardzo blisko nas.

– Nie, proszę, nie chcę z nim gadać. Zabierzcie go! – pisnęłam przerażona, a Simon i Trey patrzyli na mnie kompletnie oniemieli. Schowałam się za Treyem i zamknęłam oczy.

– Reb, co się stało? – zapytał Simon, bo obaj z Treyem nie mieli pojęcia, co się dzieje. Ja drżałam i znowu poczułam łzy pod powiekami. Sekundę później Sed dobiegł do nas i od razu chciał mnie dotknąć.

– Sed, co się stało?! – Trey, jak na prawdziwego przyjaciela przystało, stanął po mojej stronie, mimo że kompletnie nie wiedział, o co chodzi. Zasłonił mnie własnym ciałem i nie pozwolił Sedowi mnie dotknąć.

– Nie wiem, co się stało! Nagle zaczęła płakać i wyrywać się jak w jakimś amoku. Reb, skarbie… – Sed patrzył na mnie spanikowany i wyciągnął dłoń, a ja wtuliłam się jeszcze bardziej w mojego przyjaciela.

– Muszę z nią pogadać. Simon, idźcie do domu… – Silne ramiona Treya objęły mnie mocniej, ale ja nadal cała się trzęsłam.

– Nie! Reb, proszę… – protestował Sedrick, ja jednak nie umiałam nawet na niego spojrzeć. To było dla mnie zbyt trudne, a jednocześnie niezrozumiałe.

– Simon, idźcie do domu! – powtórzył stanowczo Trey.

– Sed, chodź, nic tu po nas… – Simon chwycił go pod łokieć i na szczęście zostałam z Treyem sam na sam. W ostatniej chwili zerknęłam, jak odchodzą, a udręczona mina Sedricka złamała mi serce. Oglądał się za mną kilkanaście razy, aż Simon w końcu wciągnął go do domu. Minęła jednak dłuższa chwila, nim się uspokoiłam.

– Już lepiej? – spytał cichutko Trey.

Podniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Czułam się okropnie, bo byłam w tym momencie totalnie roztrzęsiona i rozbita.

– Chyba tak.

– Znowu miałaś ten atak paniki?

Usiedliśmy na piasku, ale Trey nie puszczał mojej dłoni.

– Nie wiem – wzruszyłam ramionami – tym razem było inaczej…

– Sed coś ci zrobił?! – zasugerował nagle.

– Nie, po prostu… Nie wiem, wystraszyłam się, gdy poczułam ból…

– Ból? Ból czego?

– No, gdy… – dukałam – gdy zaczęliśmy się kochać – dodałam szeptem.

– Znowu masz te bóle?

– Nie, to znaczy nie miałam ich od dawna.

– Mała, ty musisz iść do jakiegoś specjalisty. Znowu przypomniał ci się Scott, prawda?

Spojrzałam smutno na Treya.

– I Greg…

– Jezu! – jęknął i od razu wciągnął mnie na swoje kolana.

– A najbardziej przeraża mnie to, że wystraszyłam się Sedricka… O Gregu i Scotcie pomyślałam dopiero, gdy wybiegłam.

– Seda się wystraszyłaś?! – zapytał. Był ewidentnie zaskoczony.

– Tak.

– Może za ostro uprawiacie seks? – zasugerował wprost, a ja zrobiłam się cała czerwona. O rany!

– Nigdy do tej pory mi to nie przeszkadzało… Lubię tak… – odpowiedziałam cicho. Dobrze, że to był Trey, bo przy nim mogłam mówić dosłownie o wszystkim.

– To ja już nie wiem… – westchnął wymownie – róbcie to jakoś tak, byś się czuła bardziej komfortowo, mała.

– Sed zawsze stara się, by było komfortowo, Trey. Nie wiem, co się stało.

– Może znowu się czymś martwisz? Albo stresujesz? – zapytał, gdy zsunęłam się z jego kolan i usiadłam na piasku.

– Może… sama nie wiem…

– Simon mówił, że zgodziłaś się zająć Charlotte.

– Pewnie, że się zgodziłam. Jak mogłabym się nie zgodzić, Trey? – Spojrzałam na jego cudowną buźkę i się uśmiechnęłam.

– No nie wiem. Myślałem, że ty i małe dziecko to tak trochę… – Trey skrzywił się słodko.

– Wiem, że to dziwne, ale myślę, że jakoś dam radę razem z Jenn.

– Ale ona przecież jest w ciąży, będzie coraz większa z dnia na dzień.

– Oj, cicho bądź i nie strasz mnie bardziej! – zawołałam, marszcząc czoło. Pomyślałam wtedy, że Jenn faktycznie będzie coraz ciężej, a była jeszcze Julka. O rany! Zapowiadał się niezły cyrk.

– Najwyżej zatrudnimy dodatkowo jakąś nianię czy coś… A jak tam twój pomysł ze studiami? – zapytał Trey.

– Chyba zacznę od nowego semestru. Myślisz, że uda mi się pogodzić to z odwiedzinami Seda i opieką nad Charlotte? – zapytałam niepewnie.

– Jedną ręką będziesz bujać wózek, drugą pisać prace zaliczeniowe, a między nogami będziesz miała Seda, który będzie cię pieprzył do nieprzytomności. Uważam więc, że na pewno dasz sobie radę.

Ta wersja mojej przyszłości bardzo mi się spodobała. Spojrzałam na Treya i oboje zaczęliśmy się niekontrolowanie śmiać.

– Taka perspektywa całkiem mi odpowiada – stwierdziłam.

– To dobrze, bo ja już nie mogę się doczekać powrotu w trasę… – Tymi słowami Trey sprowadził mnie na ziemię.

– A ja właśnie nie chcę o tym myśleć. Oszaleję bez was…

– Dasz radę, mała. Sed kupił ten samolot, by latać do ciebie jak najczęściej.

– I co z tego? To nie to samo, gdy budzisz się obok kogoś każdego dnia, Trey. Ty będziesz miał Simona na co dzień i nie musicie się rozstawać na kilka miesięcy…

– Ale musimy zostawić Charlotte, myślisz, że to łatwiejsze?

– No nie… – przyznałam mu rację. Rozłąka z dzieckiem to chyba jeszcze gorsza rzecz niż tęsknota za narzeczonym.

– Więc nie marudź. Damy radę i już. Trasa się skończy, a wy weźmiecie ślub, zrobicie sobie małego Seda albo małą Reb i będzie jak w bajce…

– Taaa…

– No co?

– Nic. Zastanawiam się nad tym, jak będzie wyglądał nasz ślub – powiedziałam i oparłam głowę o ramię Treya.

– No jak to: jak? Wielkie wesele na tysiąc osób, dwudziestopiętrowy tort, orkiestra, gołębie, konie, małe dziewczynki sypiące ci kwiatki do ołtarza… – Trey się zaśmiał.

– O rany! Nie chcę tak… – Skrzywiłam się na wizję takiego wesela.

– A jak byś chciała?

– Pomyślałam, że ślub mógłby się odbyć tutaj, na plaży… – W tej samej sekundzie spojrzeliśmy w stronę altany, która nadawała się do tego idealnie.

– Niezły pomysł. Nie zniósłbym kilku godzin w garniturze i pląsów wśród waszych starych ciotek i wujków.

– No właśnie ja też nie… – Roześmiałam się. Na samą myśl, że musiałabym zaprosić rodzinę mojej matki, przeszedł mnie dreszcz. O Boże! Jak ja nie trawiłam tych ludzi.

– Więc co? Ślub tutaj i tylko wy, zespół…

– Mój tata – wtrąciłam.

– No tak! Fajny z niego facet, co nie?

– Chyba tak. Praktycznie go nie znam, ale czuję, że jest mi bliski.

– Poznam go w niedzielę?

– Pewnie, że tak. Na obiedzie zaręczynowym! – pisnęłam radośnie. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę wszystkich przy jednym stole. Byłam ciekawa, czy pojawi się moja matka i ten jej nowy mężuś. Zaprosiłam ich, ale nie dostałam odpowiedzi, czy w ogóle mieli zamiar się zjawić.

– On wie, że my się przyjaźnimy? – spytał Trey.

– Nie, bardzo mało o sobie wiemy. Ale mamy resztę życia, by to nadrobić.

Siedzieliśmy na plaży jeszcze dłuższą chwilę. Nic nie mówiliśmy, tylko napawaliśmy się pięknym widokiem i swoją obecnością. Cieszyłam się, że Trey jest szczęśliwy. Chyba nigdy go takiego nie widziałam. Simon i Trey to, zaraz po Clarku i Jenn, jedna z moich ulubionych par. Byli dla siebie idealni, mimo wszystko.

Wróciłam do bungalowu, by się ubrać, a tam zaskoczył mnie widok Sedricka śpiącego na środku łóżka, z moją bluzeczką pod policzkiem. Nagle ogarnął mnie smutek. Dlaczego tak bardzo się go wystraszyłam? Przecież wiedziałam, że on nie zrobiłby mi krzywdy, nigdy…

Włożyłam jego koszulkę i ułożyłam się obok. Nie mogłam się napatrzyć na tego pięknego mężczyznę. Mój Boże! Był taki przystojny, a we śnie wyglądał po prostu cudownie. Dotknęłam opuszkami palców jego twarzy, nie mogąc się powstrzymać. Sed nagle otworzył oczy, jakby czuwał, a nie spał. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższą chwilę. Chyba oboje nie bardzo wiedzieliśmy, co zrobić. Widziałam w jego oczach strach, dlatego podsunęłam się bliżej, tak by leżeć z nim twarzą w twarz.

– Kocham cię… – szepnęłam i pocałowałam go w kącik ust.

– Nigdy… Przenigdy bym cię nie skrzywdził – powiedział po chwili, wpatrując się we mnie.

Och, nie! W gardle poczułam wielką gulę, bo jego spojrzenie pełne było bólu i niepewności.

– Wiem.

– Nie zniosę faktu, że się mnie boisz… To mnie zabija, Reb – szepnął i zamknął oczy, w których widać było cierpienie.

– Nie boję się ciebie.

– Jak to nie? Uciekłaś przede mną, sprawiłem ci ból i się wystraszyłaś… – Kręcił delikatnie głową, jakby próbował nie pamiętać tego, co się stało. On cierpiał, bo nie pojmował tego, co w takich chwilach działo się w mojej głowie. Rozumiałam to, bo ja też zapewne oszalałabym, gdyby Sedrick miał jakieś lęki, nad którymi nie mogłabym zapanować i mu pomóc.

– Nie wiem, dlaczego tak się stało, Sed. To był pierwszy raz – próbowałam go uspokoić.

– Wcale nie pierwszy. Nie pamiętasz tego, ale już kiedyś tak było, z Erickiem. Mówiłem ci o tym…

– Pójdę na terapię i to na pewno pomoże – obiecałam i położyłam głowę na wewnętrznej stronie jego bicepsa, składając na nim delikatny pocałunek.

– Oby… – wyszeptał.

– Nie myślmy o tym jeszcze. Cieszmy się ostatnimi godzinami tutaj… – Wypowiedziałam te słowa z wymuszonym uśmiechem, bo serce mi się ściskało, gdy widziałam go takiego udręczonego.

– Odechciało mi się tego latania za motorówką.

– Więc zostańmy tutaj. Myślę, że nikt się nie obrazi.

– Rozmawiałem z Simonem. Weźmy małą i resztę dnia spędźmy na jachcie – zdecydował Sed, a ja tym razem uśmiechnęłam się szczerze.

– Naprawdę?

– Tak. Może trochę się zrelaksuję i nie będę myślał o tym całym gównie.

– To co, idziemy? – Usiadłam po turecku i na zachętę podałam Sedowi dłoń.

– Poleżmy jeszcze chwilę. – Sed spojrzał na mnie i przyciągnął do siebie.

Wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka. Przy nim czułam się właśnie małą, zagubioną dziewczynką, ale tak mi było dobrze. W pozycji na łyżeczki powoli zapadaliśmy w sen. Sedrick zasnął pierwszy. Czułam, jak rytm jego serca wracał do normy, gdy trzymał mnie w ramionach. Ja byłam jego opoką, a on moją. Musieliśmy sobie z tym wszystkim poradzić, bo nie wyobrażałam sobie życia bez niego i wiedziałam, że on myślał dokładnie tak samo.

– Kocham cię… – wymamrotałam i także zasnęłam.

***

Godzinę później obudził nas Simon. Wróciliśmy do domu, gdzie wszyscy zbierali się na parasailing. Trochę było mi szkoda, bo bardzo chciałam tego spróbować, ale wolałam spędzić czas tylko z Sedem i małą Charlotte.

– Jakby płakała, to daj jej smoka, a jak się posika, to ją rozbierz i niech sobie tak na golasa poleży…

Mało nie parsknęłam śmiechem, gdy Trey robił nam przed wyjściem kazanie.

– I w lodówce masz mleko, daj jej za godzinę – dodał ewidentnie zatroskany Simon.

„No nie mogę! Są słodcy” – pomyślałam.

– Jezu, idźcie już, bo nie mogę was słuchać! – Sed nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Z małą Charlotte na rękach wyglądał po prostu… Cholera! Serce biło mi dwa razy mocniej.

– Musi jej się odbić po jedzeniu…

– Simon, idźcie już! – Tym razem ja ich pogoniłam, bo wszyscy już poszli i czekali tylko na nich.

– Dobra! Jak coś, dzwoń…

– Simon… – jęknęłam i posłałam mu błagalne spojrzenie.

– Kurwa, no wybacz, Reb, ale nigdy nie zostawiałem małej na dłużej niż godzinę… – odpowiedział, krzywiąc się słodko.

– Przyzwyczajaj się. Niedługo nie będziesz jej widział po kilka dni. – Odprowadziłam ich do drzwi.

– Oj, nawet mi nie przypominaj… – Simon westchnął i pocałował mnie w policzek.

– Bawcie się dobrze! – zawołałam, machając do całej zgrai, która powolnym krokiem kierowała się na pomost, skąd miała odpłynąć na główną wyspę.

– Wy też. Tylko nie zapomnijcie o mojej córce! – Simon puścił mi oczko i dołączył do reszty.

Pokręciłam głową na te jego wieczne aluzje o seksie i wróciłam do domu.

– Sed, ile ty chcesz mieć dzieci? – zapytałam ciekawa, a on podniósł na mnie wzrok.

– Nie zastanawiałem się. Mogę mieć i dziesiątkę, jeśli będzie nam to dane…

– Dziesiątkę?! Wiesz, co by to zrobiło z moim ciałem… – odpowiedziałam, krzywiąc się. Fakt, że w ogóle myślałam, by mieć jedno dziecko, to już był duży sukces, a ten mi tu wyskoczył z dziesiątką. No wariat! Mój kochany wariat.

– Oj, żartuję! Najpierw zdecydujmy się na jedno – powiedział Sed, po czym wstał z fotela i włożył małą do kołyski.

– Za parę lat, okej? – odpowiedziałam, a on podszedł, by objąć mnie w pasie.

– Rok? – zaczął negocjować, robiąc przy tym zabawną minę.

– Trzy?

– No dobra, niech będą dwa lata – zaśmiał się i trącił nosem mój nos.

– Najpierw musicie wrócić z trasy.

– Nie, maleńka, najpierw musimy wziąć ślub.

– Czyli wszystko po bożemu, tak? Najpierw ślub, potem dzieci… – marudziłam, ale też zaczęłam się śmiać.

– Nie zwracam na to uwagi, ale skoro chcesz poczekać z dziećmi, to chociaż weźmy szybko ślub…

– Szybko? – zapytałam, żeby doprecyzował.

– Jak najszybciej, mała. Może urządzimy ceremonię w zimowym ogrodzie domu moich rodziców? Jeszcze przed trasą – zaproponował nagle.

– Co?! – pisnęłam i odsunęłam się, by na niego spojrzeć.

– Pomyślałem, że możemy zrobić wszystkim niespodziankę i pobrać się w niedzielę. A obiad to będzie takie nasze małe wesele. Po powrocie z trasy zrobimy to wszystko z wielką pompą, a teraz tak tylko dla nas, w gronie najbliższych.

– W tę niedzielę? – powtórzyłam i zrobiłam wielkie oczy. Mieliśmy czwartek.

– Tak, wystarczy pogadać z pastorem. Ojciec na pewno to załatwi…

– Sed, ale…

– Nie chcesz? – Sedrick popatrzył na mnie niepewnie.

– Ale tak teraz? Już? Myślałam…

– Co myślałaś?

– No nie wiem… że… – zaczęłam, a z wrażenia aż usiadłam, by wziąć głębszy oddech.

– Że…?

– Że zrobimy to tutaj, to znaczy…

– Tu? Na Barbadosie? – spytał ciekawy.

– Tak, w tej altanie na plaży i w ogóle – wyjaśniłam.

– Też dobry pomysł. Czekaj, zadzwonię i zapytam, czy uda się to zorganizować…

– Jezu, ale tak teraz? Sed, dopiero co… – wydukałam. Matko kochana! Nie wiedziałam, czy ja chcę tak od razu brać ślub! To chyba było za szybko, za wcześnie. To kompletne wariactwo.

– Wiem, że dopiero co się zaręczyliśmy, ale na co tu czekać? Nie będziesz pewniejsza, mając mnie za męża? – Sed poruszył brwiami, a ja nie umiałam się nie uśmiechnąć.

– Rebeka Mills – myślałam głośno, a moja wyobraźnia już układała w głowie piękny obrazek, jak wśród bliskich nam osób przysięgamy sobie wieczną miłość: Nowy Jork, wokół mnóstwo śniegu, a ja w białej sukni wyglądam jak prawdziwa księżniczka. Sedrick patrzy na mnie i wiedziałam, że będzie tak patrzył już do końca życia.

– Brzmi zajebiście, skarbie.

– No dobra, zróbmy to. W tym zimowym ogrodzie! – zawołałam i rzuciłam mu się na szyję.

– A nie tutaj?

– Tutaj zrobimy to oficjalnie, jak skończy się trasa, a teraz tylko dla najbliższych.

– Może zrobimy im niespodziankę? Wszyscy będą myśleć, że to normalny obiad zaręczynowy.

– Pospadają z krzeseł… – zaczęłam się śmiać.

– Tego to chyba nic nie przebije – stwierdził Sed.

Byłam rozluźniona i tak rozbawiona, że nagle wyrzuciłam z siebie bez namysłu:

– No, może jedynie ślub Jess i… – O kurwa! Ugryzłam się w język, ale Sedrick nie był głuchy ani głupi.

– Jaki ślub? – spytał zaskakująco spokojnie.

– Jezu, Sed… – powiedziałam słabo i spojrzałam na niego. Ale ze mnie idiotka! Kurwa mać! Całe życie przeleciało mi przed oczami, gdy czułam na sobie jego spojrzenie. Nawet nie musiałam mówić nic więcej, bo on doskonale wszystko ze mnie wyczytał.

– Kiedy to było?! – wrzasnął tak, że aż obudził Charlotte, która zaczęła cichutko kwilić.

– W Vegas… – bąknęłam i wzięłam małą na ręce z nadzieją, że jeszcze zaśnie.

– I oczywiście wszyscy wiedzą, prawda? Tylko, kurwa, nie ja! – dodał, ale wcale nie spuścił z tonu.

– Boże, ciszej, Sed. Mała się wystraszyła! – warknęłam na niego. Powinien się opanować i nie przesadzać.

W zamian posłał mi jedynie wściekłe spojrzenie.

– Wiesz co?! Lepiej nie pokazujcie mi się na oczy. Wszyscy! – krzyknął na mnie i tak po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami.

Zastanawiałam się, dokąd on, do diabła, poszedł. Zabić Ericka? Udusić Jess? Od razu chwyciłam komórkę i chciałam się do nich dodzwonić. Żadne jednak nie odbierało. Kurwa mać! Spróbowałam do Jenn i Clarka, ale efekt był taki sam. Poczta głosowa. „Simon! On na pewno odbierze” – pomyślałam.

– Mała, nie ma nas pół godziny, co się stało? – Na szczęście odebrał od razu.

– Daj mi Jess do telefonu! – pisnęłam w panice, bo kompletnie nie wiedziałam, co Sed miał zamiar zrobić.

– Nie mogę. Właśnie leci za nami razem z Sandrą… Dlaczego jesteś zdenerwowana?

– To daj Ericka. Simon, proszę… – powiedziałam dobitnie. Chodziłam nerwowo po salonie, bujając małą na rękach. Dokąd poszedł ten Sed? Popłynął za nimi, czy co?

– Dobra, już dobra… – Simon po chwili przekazał słuchawkę Erickowi.

– Reb, co jest?

– Kurwa, Erick, jestem największą idiotką na świecie! – zawołałam zdenerwowana.

– O rany? Co wywinęłaś?!

– Wygadałam się! Cholera, wygadałam się Sedowi o waszym ślubie!

Z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie. Odłożyłam małą do kołyski i znowu podeszłam do okna, by zobaczyć, czy przypadkiem Sed nie poszedł na plażę.

– Co, kurwa?! – Reakcja Ericka była całkowicie słuszna. Dobrze, że nie widziałam jego miny.

– Sed wie o waszym ślubie! Wyszedł z domu, nie mam pojęcia gdzie!

– Żartujesz sobie, prawda?! – krzyknął na mnie.

– Nie! Boże, Erick, on nas chyba pozabija! – Aż podskoczyłam, widząc, że Sed wyłonił się właśnie zza krzaków przed domem. Był wściekły!

– Gdzie on jest?! – spytał Erick.

– Właśnie wrócił… – odpowiedziałam cicho i rozłączyłam się, odsuwając telefon od ucha, po czym upuściłam go na podłogę. Sed wpadł do domu i wbił we mnie rozjuszone spojrzenie Nie! To nawet nie była wściekłość… to furia.

– Pakuj się. Wyjeżdżamy! – rzucił i przeszedł obojętnie obok mnie. Skierował się prosto do sypialni, a ja niepewnie poszłam za nim. Musiałam go jakoś uspokoić, wyjaśnić mu.

– Sed, ale Charlotte…

– Jedzie z nami. W końcu jesteś jej opiekunem, prawda?! – warknął, ale nawet na mnie nie spojrzał. W sumie nic dziwnego, że się wkurzył, ale chyba wolałabym, by nas raz porządnie opieprzył i po sprawie. Znałam go już trochę i wiedziałam, że to będzie długa afera i jeszcze dłuższy foch na wszystkich.

– Ale…

– Nie ma żadnego ale, Reb! Pakuj się! – rozkazał i ze złości wywalił wszystkie moje ubrania z szafek na podłogę garderoby.

– Boże, co ty robisz?! – wrzasnęłam na niego, gdy rzucił mi pod nogi pustą walizkę.

– Pakuj się, do cholery! Ile razy mam powtarzać?! – odpowiedział i zaczął na oślep wrzucać ubrania do swojej walizki.

– Przesadzasz… – burknęłam pod nosem i wywróciłam oczami.

– Słucham?! – ryknął na mnie, aż podskoczyłam.

– Nie, nic… – O rany!

– Ja przesadzam? Ja?! Kurwa!

Nagle poziom jego wściekłości stał się tak wysoki, że wyższy być już nie mógł. Sed podszedł do ściany i z całej siły walnął w nią pięścią. Nie panował nad sobą, a ja cholernie nie lubiłam, gdy tak się zachowywał. Sama byłam zdenerwowana i to do niczego dobrego nie prowadziło.

– Nie krzycz, bo mała znowu się obudzi! – poprosiłam i podeszłam do niego, by się uspokoił.

– Nie dotykaj mnie! – ostrzegł, a ja zamarłam.

– Co?

– Nie dotykaj mnie, Rebeko! Spakuj się i zawołaj, gdy skończysz! – dodał i podniósł dłonie, dając mi do zrozumienia, bym się nie zbliżała, a następnie wyniósł swoją niechlujnie spakowaną walizkę z sypialni.

„Dobra! Nie ma co panikować. Przecież mnie nie zamorduje… chyba?” – pomyślałam.

Pośpiesznie złożyłam ubrania i upchnęłam je w walizce. Nie chciałam go jednak drażnić, więc sama wyciągnęłam swój bagaż do salonu. Sedricka tam nie było, a mała na szczęście się nie obudziła. Dopiero po chwili usłyszałam, jak na werandzie domu Sed rozmawia z kimś przez telefon.

– Nie, tato, tego już za wiele. Kim ja, kurwa, jestem, żebym o wszystkim dowiadywał się ostatni?! – mówił, a jego podniesiony ton świadczył o tym, że w ogóle się nie uspokoił. Zadzwonił do Gabriela? Miał zamiar prawić kazanie swojemu ojcu? Stanęłam w progu i czekałam, aż skończy rozmawiać. – Nie, nawet nie próbuj mnie ugłaskać. Przesadzili! Nie tylko ta idiotka i Walter, ale Reb też! Wiedziała o wszystkim! Kurwa mać! Wiedziała i nic mi nie powiedziała, do cholery! – Znowu