Manipulacja - Julia Buzdygan - ebook + książka

Manipulacja ebook

Julia Buzdygan

4,0

Opis


Manipulacja” Julii Buzdygan to powieść psychologiczno - duchowa, po świecie fantazji.

Bohaterowie utworu, a jest ich kilkoro, w tajemniczy sposób zostają przeniesieni do alternatywnych rzeczywistości. Sekwencja pojawiających się dramatycznych scen i wydarzeń to pochodna ich własnych lęków lub sennych koszmarów, a oni muszą stawić im czoła. Te przeróżne okoliczności i konteksty wydobywają z nich potencjał potrzebny do nawiązania bliskiej znajomości, podjęcia współpracy i współdziałania, ale również konkurowania ze sobą, choćby o partnerów. Cechą charakterystyczną jest wysoka dynamika zdarzeń.

Strach towarzyszy nam przez cały czas, objawia się w różnych momentach naszej codzienności. Pytanie tylko, co my możemy zrobić, by się go pozbyć. Czy w ogóle jesteśmy w stanie żyć bez strachu, być nieustraszeni? Bohaterowie „Manipulacji” szukają odpowiedzi na to pytanie. Dowiadują się o sobie rzeczy, których nigdy nie spodziewali się dowiedzieć, zmieniają się pod wpływem nowych doświadczeń. „Nie mogła tego znieść. Jego ból był i jej bólem.[…] Chciała mu pomóc. Tak cholernie chciała, a nie mogła.”

Powieść pełna jest zwrotów akcji i dynamicznych przygód, co jest niewątpliwie znacznym jej atutem, gdyż nie pozwala wyobraźni czytelnika zapaść w jakiś letarg czy chociażby indyferencję.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 247

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnieszka3201

Dobrze spędzony czas

Powieść pełna jest zwrotów akcji i dynamicznych przygód. Wielkim plusem książki jest jej fabuła. Choć lekko niedopracowana, to i tak porywa czytelnika. Jest ciekawa i wciągająca. Strasznie byłam ciekawa jej zakończenia, choć myślałam, że będzie trochę bardziej zaskakujące.
00

Popularność




Julia Buzdygan
Manipulacja
Wydawnictwo Psychoskok

Julia Buzdygan „Manipulacja”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2016 Copyright © by Julia Buzdygan, 2016

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski

Projekt okładki: Aleksandra Klóska, Robert Rumak

Korekta: Ryszard Krupiński

Ilustracje na okładce: © Aleksandra Klóska

ISBN: 978‒83‒7900‒556‒7

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:[email protected]

Podziękowania

Dla moich rodziców, dzięki którym robię to, co kocham.

Dla mojej siostry, która zawsze stoi po mojej stronie. Dla pani

Justyny, która nigdy we mnie nie zwątpiła. I dla pani Lidii,

Prolog

Godzina dwudziesta trzecia, ludzie pogasili świata, kładąc się spać. Tylko jeden dom wciąż żył. Zza otwartych okien słychać było muzykę, a ludzie tańczyli i wykrzykiwali słowa piosenek. Mimo hałasu żaden z sąsiadów nie interweniował, jakby zupełnie nic nie słyszeli. Niektórzy z gości nawet myśleli, że organizatorzy zapłacili sąsiadom za noc milczenia. Zresztą nie było to istotne, najważniejsze, że mogli się bawić całą noc.

Zespół, który organizował imprezę wykonał kilka utworów na żywo, a potem włączył muzykę z płyt. Wszyscy bawili się świetnie, prócz jednej osoby.

Chłopak w ciemnych loczkach usiadł na schodach ganku i schował twarz w dłoniach. Mimo lekkiego, majowego chłodu nie ruszył się stamtąd, aż usiadł obok niego jeden z kumpli z zespołu, poklepał go po plecach i spojrzał przed siebie.

– Ciebie też irytuje to, że Sean wyrywa wszystkie najlepsze dziewczyny?

Mimo kiepskiego humoru, Tyler uśmiechnął się.

– Nie dziś, James – spojrzał na niego – po prostu kiepsko się czuję.

– Stary, nie kupuję tego. Jeszcze dwie godziny temu szalałeś z mikrofonem po całym pokoju.

Tyler wzruszył ramionami.

– Ale mi się pogorszyło.

James pociągnął przyjaciela za ramię.

– Chodź, Tris zrobi ci takiego drinka, że wróci do nas stary, dobry Tyler.

Brunet parsknął śmiechem i wstał.

– Bez szaleństw, James.

Weszli z powrotem do domu. Minęli zatłoczony korytarz, przechodząc do dużego salonu. W pokoju było pełno ludzi – jedni tańczyli, inni siedzieli przy barku i pili, a zaledwie kilka osób próbowało gdzieś w kącie porozmawiać. Dwie dziewczyny podeszły do nich, proponując drinki. James mrugnął do kumpla i wziął szklankę. Tyler nie był zbyt przekonany – wolał być ostrożniejszy. Przeprosił i zostawił ich, podchodząc do perkusisty zespołu, Tristana, który dziś robił za barmana.

– Co jest, młody?

– Zrobisz mi coś mocnego?

– Już się robi. – Mrugnął do niego i zanurkował pod ladą, szukając odpowiednich butelek. Po chwili wyskoczył z szerokim uśmiechem i zaczął mieszać w szklance kolorowe napoje. Nie minęło pięć minut, kiedy postawił przed brunetem szklankę z alkoholem.

Chłopak wziął łyka i spojrzał na dziewczynę, która właśnie obok niego usiadła.

– Widzę, że nie bawimy się najlepiej… – zagadnęła i odgarnęła do tyłu blond loki, pokazując duży dekolt.

Tyler skrzywił się delikatnie – dziś nie miał ochoty na jakiekolwiek flirty, szczególnie z kimś takim… Poczuł ogromną ulgę, kiedy usłyszał swoje imię, krzyczane gdzieś w tłumie. Odwrócił się i ujrzał Jamesa.

– Już idę!

Dopił drinka, przeprosił dziewczynę i odszedł. Humor zaczął mu się poprawiać. Wyszedł na parkiet i dał się porwać muzyce. Po dwóch piosenkach musiał usiąść, bo zaczęło mu się kręcić w głowie. Wziął głęboki wdech, mając nadzieję, że to pomoże. Jednak jak tylko otworzył oczy, zrozumiał, że jest nawet gorzej. Wybiegł z domu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Brał oddech za oddechem, ale to też nie pomagało. Rozejrzał się i zauważył, że jedyna latarnia, jaka oświetlała ulicę zaczynała przygasać.

– Co do…? – Urwał, gdy ujrzał postać stojącą na drugim końcu drogi. Był to mężczyzna, widać było po masywnej budowie ciała. Miał na sobie czarny płaszcz, sięgający do ziemi i kaptur zarzucony na głowę. Na środku klatki piersiowej widniała wielka litera T. Postać uniosła głowę i spojrzała czerwonymi oczami na Tylera, który zerwał się z miejsca. Już kiedyś widział mężczyznę w takim płaszczu, co kilka tygodni śnił mu się. Zwykle w tych koszmarach gonił go, by na końcu go zabić. Teraz jakby sen okazał się prawdziwy.

Tyler złapał za klamkę, ale nie chciała ustąpić. Zamiast dobijać się do domu, uległ przerażeniu i pobiegł przed siebie. Postać w pelerynie dosłownie sunęła za nim, z każdą sekundą zmniejszając odległość. Brunet dobiegł do parku, czując, że brakuje mu sił. Obejrzał się do tyłu i ciarki przeszły całe jego ciało – zjawa była kilka kroków za nim. W tej chwili nieuwagi chłopak potknął się o wystający korzeń i zdarł sobie spodnie na kolanie. Pragnąc się już obudzić, zamknął oczy. Nagle jakiś mocny blask zmusił go do rozchylenia powiek. Przed nim stało coś, co nie pozwalało czarnej zjawie dopaść Tylera. Z pewnością była to dziewczyna, miała długie, rude loki, opadające jej na plecy i białą sukienkę, sięgającą do kolan. Stała tyłem do niego, jednak on od razu domyślił się, że nie jest to zwykła dziewczyna. Światło otaczało ją jak aura. Brunet wstał i otrzepał się z piachu. Przez ten blask nie mógł nic zobaczyć. Dopiero gdy się odwróciła, ujrzał jej piękną twarz. Patrzyła na niego jakby ze współczuciem. Dotknęła jego ramienia, a on padł nieprzytomny na ścieżkę.

*

– Matko, Andrew, mam tego dość! – Młoda kobieta trzasnęła drzwiami od sypialni i rzuciła się na łóżko. Po jej policzkach popłynęły łzy, jednak nie szlochała – kiedyś obiecała sobie, że nigdy nie zapłacze. Bywały momenty, że ciężko jej było dotrzymać obietnicy – jak teraz – jednak za każdym razem dawała radę, więc musiała dać i teraz.

Usłyszała delikatne pukanie do drzwi, otarła szybko łzy i czekała, aż jej chłopak w końcu odważy się na przeprosiny. Nigdy tego nie robił, po prostu nie umiał przepraszać, ani przyznać się do winy. To zawsze ona wyciągała dłoń na zgodę po kłótni. Tym razem tego nie zrobi, będzie milczała tak długo, aż osiągnie swój cel.

Andrew wszedł do pokoju i usiadł na łóżku.

– April… – westchnął i złapał ją za rękę. Ona usiadła i spojrzała mu w oczy, które przez chwilę biegały spojrzeniem po jej twarzy. – Wiem, że masz mnie dość, ale od długiego czasu zbieram się, by ci to powiedzieć.

Urwał, wpatrując się w ich złączone dłonie. Chwilę milczeli, w końcu chłopak wziął wdech i kontynuował:

– Odchodzę. Mam kogoś od dwóch miesięcy – powiedział na jednym wydechu i od razu dostał w policzek. Skrzywił się, ale w końcu spojrzał jej w oczy.

– Spakowałem najważniejsze rzeczy, po resztę wyślę Mike’a.

Wstał i wyszedł z pokoju.

April rzuciła w zamknięte drzwi pustym wazonem, który roztrzaskał się na tysiąc kawałków, a z jej ust popłynął strumień przekleństw. Dopiero po jego wyjściu naprawdę dotarło do niej, co właśnie się stało.

Znienawidziła go, siebie, wszystko. Miała ochotę wsiąść w czołg i wszystko dookoła zmienić w pył. Jednak jedyne, co mogła zrobić, to rzucać wszystkim, co w padło jej w ręce.

Wieczorem jej przyjaciółka zabrała ją do baru karaoke. Siedziały przy ladzie i obserwowały jak ludzie wygłupiają się przy mikrofonach.

– Mary, nie wiem czy chcę tu być…

– April, zamknij się – ostrzegła blondynka. Poprosiła barmana o jeszcze jednego drinka i kazała go wypić przyjaciółce.

Gdy dziewczyna wypiła napój, po kilku minutach zaczęło jej się kręcić w głowie, więc wyszła, by złapać świeżego powietrza. Ulica była pusta, dobrze oświetlona. Co parę minut przejeżdżał nią samochód, ale nic poza tym.

Gdy głębokie wdechy nie pomogły, April chciała zabrać Mary do domu. Już prawie się odwróciła, jednak zatrzymała się, zauważając po drugiej stronie ulicy siedzącą dziewczynkę. Miała podkulone nogi i twarz schowaną w dłoniach. Obok niej leżał pluszowy miś. Z lekkim wahaniem April podeszła do dziecka. Położyła jej dłoń na ramieniu.

– Kochanie, co się stało?

W tym momencie mała podniosła głowę. Dziewczyna krzyknęła i odskoczyła przerażona, widząc na jej twarzy pełno okropnych blizn. Była to dziewczynka, która śniła jej się w każde Halloween – teraz nie była koszmarem, a jawą.

April chciała wbiec do baru, jednak gdy się rozejrzała, nie było żadnego budynku. Zaczęła więc uciekać przed siebie. Biegła tak szybko jak mogła, bojąc się spojrzeć za siebie. Nie wiedziała nawet dokąd ma się teraz udać – otoczenie, w którym się teraz znalazła, było jej zupełnie nieznane. W pewnym momencie potknęła się o krawężnik i poturlała się pod ławkę. Nigdzie nie było dziewczynki z koszmaru. Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy nagle przed nią wyrosła prześliczna, rudowłosa dziewczyna. Blask jej aury na chwilę oślepił April, jednak nie na długo. Nieznajoma pomogła jej wstać, wyglądała jakby chciała coś powiedzieć jednak nie mogła z siebie nic wydusić.. W jej oczach widać było troskę wymieszaną ze zmartwieniem. Złapała April za ramię, a ta opadła na ziemię.

*

– Lily, ta dwójka jest nadzieją. Nie możesz pozwolić, by coś się im stało…

Rozdział pierwszy

Światło słoneczne przebiło się przez grube szyby starego i opu­sz­czonego domu, przez chwilę napawając go życiem. Rośliny w ogrodzie nabrały blasku, a zardzewiałe ramy okna wydały się mniej zniszczone. Chwila, kiedy słońce wychodzi zza horyzontu jest czymś magicznym – nagle wszystko budzi się i zaczyna żyć.

Tyler przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Jego uwagę przykuła ogromna szafa, stojąca naprzeciwko niego. Jak wszystko tutaj, była zrobiona z ciemnego drewna. Obok niej stało lustro. Chłopak ujrzał w nim bruneta, siedzącego na łóżku, ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.

Pokój wydawał się zupełnie opuszczony, jakby nikt w nim nie mieszkał długi czas. Na biurku było chyba trzy centymetry kurzu, a tapety w pewnych miejscach poodchodziły ze ścian. Powoli podszedł do drzwi, zastanawiając się co go tam czeka. Powtarzając w myślach widziane w filmach chwyty karate, otworzył drzwi i przeszedł przez próg.

Na korytarzu panowała totalna cisza, nie licząc tykania zegara, który nadawał sytuacji nuty niepokoju. Brunet zszedł powoli na dół, nasłuchując jakiegoś dźwięku, jednak nie słyszał nic poza skrzypieniem schodów pod jego stopami. Obszedł kuchnię, salon i wszystkie pokoje znajdujące się na parterze – ani śladu żywej duszy. Każde pomieszczenie wyglądało na tak samo opuszczone jak sypialnia, w której się obudził. W końcu zdecydował się wrócić na piętro. Szedł powoli, cicho zaglądając do wszystkich sypialni. Kiedy doszedł do ostatniej, zza drzwi usłyszał jakiś ruch. Jego serce zabiło mocniej, a rozum kazał uciec, jednak powoli otworzył drzwi. Ujrzał dziewczynę, przekręcającą się na drugi bok przez sen. Podszedł na palcach bliżej, by się jej przyjrzeć. Pojedyncze kosmyki ciemnych blond włosów opadły jej na twarz, na której malował się uśmiech połączony z wyrazem ulgi. Dłonie miała złożone jak do modlitwy, podłożone pod głowę. Tyler podświadomie uśmiechnął się i oparł o ścianę, cały czas się w nią wpatrując. Zaczął się zastanawiać kim jest, czy to jest jej dom i jak on tu się znalazł. Pierwsze, o czym pomyślał, to że ona była tym aniołem, jednak nie zgadzał się kolor włosów. Zresztą nic się nie zgadzało. Pytania zaczęły napływać do jego świadomości niczym rwąca rzeka. Co właściwie stało się tamtej nocy? Próbował sobie przypomnieć szczegóły, jednak w tym momencie dziewczyna otworzyła oczy. Powoli je przetarła, zamrugała kilka razy i usiadła. Zaczęła się rozglądać po pokoju, aż jej wzrok padł na Tylera. Odsunęła się do tyłu, zaskoczona.

– Kim jesteś? – wydusiła ze ściśniętym gardłem.

– Bardzo dziwne pytanie… Jestem wokalistą jednego z aktualnie najsławniejszych zespołów na świecie, a ty mnie pytasz kim jestem?

Dziewczyna uniosła brwi, lekko zdziwiona.

– Jesteś z 5 Seconds of Summer?

Tyler uderzył się otwartą dłonią w czoło. Pokręcił z niedowierzaniem głową i ponownie na nią spojrzał. Miała skupioną minę, jakby przypominała sobie nazwy wszystkich zespołów.

– Będę strzelać… One Direction?

Brunet schował twarz w dłoniach i jęknął.

– Naprawdę jesteś tak cofnięta w aktualnościach, czy udajesz?

April spojrzała na niego z oburzeniem.

– Wypraszam sobie, słucham tego, co lubię, a nie co jest w modzie – wytknęła mu język. – Moja młodsza kuzynka ostatnio ciągle szaleje za jednym takim zespołem… – Pstryknęła kilka razy palcami, szukając w głowie nazwy. Zajęło jej to dobre parę minut. Tyler stał cierpliwie i czekał.

– The Voice!

– Bingo. – Zaklaskał w dłonie. – A dokładniej to Tyler.

– April.

Zapadła chwilowa cisza.

– Gdzie jesteśmy? – spytała w końcu dziewczyna i przekrzywiła głowę na bok.

– Dobre pytanie, myślałem, że ty wiesz.

W odpowiedzi dostał parsknięcie śmiechem.

– To jesteśmy w kropce – wstała. – Chodź, wynosimy się stąd.

Zeszli schodami na dół. Kiedy April była na ostatnim schodku, coś zaskrzypiało i stopień się zapadł, a ona wpadła z krzykiem do środka.

Tyler uklęknął i zajrzał w dziurę.

– April, wszystko okej?

– Chyba mam coś z nogą! I strasznie tu ciemno!

Nagle pisnęła.

– Coś po mnie łazi! Zabierz mnie stąd! – jęknęła błagalnie.

– Zaraz coś wymyślę.

Jego spojrzenie powędrowało po każdym przedmiocie w holu, rozpaczliwie szukając rozwiązania. Nagle wpadł mu do głowy pomysł. Rzucił się w stronę drzwiczek pod schodami. Tak jak podejrzewał, było tam przejście do piwnicy. Zapalił światło i zbiegł po kamiennych schodkach. Na dole ujrzał zagracone kartonami pomieszczenie, a po środku siedzącą April, która trzymała się za kostkę. Uklęknął przy niej.

– Pokaż.

Podciągnęła spodnie do łydki. Jej kostka była lekko opuchnięta, jednak mogła nią ruszać.

– Tylko nadwyrężona. Przeżyjesz – dodał ze złośliwym uśmiechem.

Chciał ją wziąć na ręce, jednak ona go odepchnęła.

– Pójdę sama. – Podniosła się na dłoniach, wsparła stoliczkiem stojącym obok i wstała.

Tyler zasłonił dłonią usta, by powstrzymać śmiech. Patrzył jak April bez skutku próbuje zrobić krok tak, by noga bolała ją mniej. W końcu oparła się o ścianę i spojrzała na niego ze złością.

– Bawi cię to? – warknęła.

Tyler uniósł dłonie w poddańczym geście.

– Słodko wyglądasz jak się złościsz. – Po tej wypowiedzi dostał kuksańca w ramię. – Auć, dobrze, już dobrze.

Podszedł do niej i wziął ją na ręce. Powoli wszedł po schodach, następnie do salonu i położył ją delikatnie na kanapie. Ona strzepała kurz z koszulki i oparła głowę o boczny nagłówek. Wtedy zauważyła, że Tyler przygląda się jej z zainteresowaniem. Zdecydowała nie pytać go o nic, nie chcąc uzyskać odpowiedzi.

– Pójdę zobaczyć, czy ktoś z sąsiedztwa nam pomoże wrócić, bo na pieszo chyba nam to nie wyjdzie.

Spojrzał z powątpiewaniem na nogę dziewczyny.

– Daruj sobie – warknęła, po czym podniosła się na łokciach, próbując spojrzeć za okno.

Chłopak ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

– Tyler – głos dziewczyny nie był już taki pewny. Brzmiał jakby się czegoś przestraszyła. – Nie zostawiaj mnie tu.

Odwrócił się i uśmiechnął sarkastycznie.

– Przecież nic ci się nie stanie, zaraz wrócę.

– Mam złe przeczucie.

Uniósł brwi, ale widząc upartość pomieszaną ze strachem na twarzy dziewczyny, odpuścił. Pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Dobrze. – Usiadł na podłodze obok kanapy i spojrzał na nią. – Ale spróbuj odpocząć, żeby twój organizm nabrał siły na regenerację nogi.

April wywróciła oczami, ale posłusznie zamknęła oczy. Po jej głowie kłębiła się masa myśli, ale posłusznie nie otwierała powiek. Noga zaczynała ją boleć, dlatego nie mogła uleżeć w miejscu. Tyler uniósł głowę i spojrzał na nią pytająco.

– Noga mnie boli – wyjaśniła.

Westchnął i wstał.

– Dlatego powinnaś mnie puścić, żebym poszedł po pomoc.

April niepewna przygryzła delikatnie dolną wargę i pokiwała głową.

Brunet wyszedł, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim do­mu. Słońce raziło go mocno w oczy, jednak on uparcie rozglądał się za furtką.

Podwórko było ogromne, pomieściłoby jeszcze trzy takie duże domy jak ten, który już stał. Trawa była idealnie przystrzyżona, jakby ktoś regularnie o nią dbał. Prawa część ogrodu była polem uprawnym. Na pierwszy rzut oka zauważył wystające liście marchewki i innych warzyw. Jednak nie były wysuszone, a w świetnym stanie, jakby gotowe do zbioru.

Po lewej stronie znajdował się stary, zniszczony plac zabaw. Huśtawka była połamana, w piaskownicy nie było piasku, a zjeżdżalnia była dziurawa. Obie części ogrodu kontrastowały ze sobą jak dwa różne obrazki.

Tyler szedł przed siebie, zastanawiając się, co to za nienormalne miejsce. Miał ogromną nadzieję na szybkie wydostanie się stąd.

Szedł wzdłuż wysokiego muru, szukając bramy. Minęło niecałe pół godziny, a on znalazł się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rozpoczął wędrówkę. Zupełnie jakby nie było tutaj żadnej furtki, żadnego wyjścia. Otoczeni wielkim murem, bez możliwości ucieczki. Już zamierzał ruszyć wokół ogrodzenia jeszcze raz, kiedy usłyszał krzyk April dochodzący z domu.

Rozdział drugi

Biegł w stronę domu najszybciej jak mógł, a krzyk dziewczyny wciąż przerywał ciszę. Ziemia uginała się pod nim delikatnie, jakby chciała ułatwić mu bieg. Nawet drzwi nie stawiały oporu. Tyler wbiegł do salonu i ujrzał skuloną w kącie April, całą zapłakaną. Trzęsła się, jakby cały dzień siedziała na mrozie. Ukląkł przy niej i delikatnie złapał ją za podbródek, podnosząc jej głowę do góry. Spojrzał w jej przepełnione strachem oczy i otarł policzki ze słonych łez.

– Co się stało?

Przełknęła z trudem ślinę i wskazała róg na drugim końcu pokoju, trzęsącym się palcem. Stał tam tylko stary fotel. Gdyby nie silne przerażenie dziewczyny, Tyler pewnie wybuchnąłby śmiechem. Już nawet miał ochotę dać jej reprymendę za wystraszenie go, jednak gdy znów spojrzał na jej trzęsące się ciało, zrezygnował.

– April, czy kogoś tam widzisz? – Zaryzykował i położył dłoń na jej przedramieniu.

– Już jej nie ma – wyszeptała – ale wróci, zawsze wraca.

– Zawsze?

– Od małego nawiedza mnie w snach mała dziewczynka, która wygląda jakby ktoś regularnie się nad nią znęcał, czasem nawet widziałam ją na przykład w odbiciu szyb na mieście, albo w lustrze… Ale nigdy nie przywiązywałam do tego wagi, brałam ją za wytwór wyobraźni. A teraz widziałam ją, siedzącą w tym fotelu.

Po jej policzku znów popłynęły błyszczące łzy. Wyglądała jak mała, przestraszona dziewczynka, która potrzebuje ukojenia w ramionach rodzica. Tyler miał ochotę ją przytulić, ale wtedy mogłoby się to źle skończyć – zbyt szybko przywiązywał się do ludzi. Pomógł jej jedynie z powrotem usiąść na kanapie.

Kiedy się uspokoiła, oddech jej się wyrównał i zniknęła gęsia skórka, opowiedział jej o tym, co znalazł na podwórku, i o wnioskach, że nie ma stąd wyjścia. April słuchała go uważnie, jakby właśnie dyktował jakąś instrukcję. Przez chwilę się nie odzywała, próbując zebrać myśli.

– To znaczy, że jesteśmy otoczeni ogromnym murem i nie ma stąd żadnego wyjścia?

Potwierdził kiwnięciem głowy.

– To jest chore – wyszeptała i zamknęła oczy.

– Mnie to mówisz? – Tyler oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Moi kumple pewnie zastanawiają się czy na naszej imprezie zaliczyłem taki zgon, że mnie gdzieś wywiało.

– Jakbym ja nie miała przyjaciół?! – warknęła April i spojrzała na niego ze złością. Przecież dokładnie wiedzieli, co jest na rzeczy. – Czuli praktycznie to samo. Wyrwani z codziennej rutyny, zamknięci w domu bez wyjścia… Przecież w jakiś sposób musieli się tu znaleźć.

Oboje łypali na siebie spode łba, jakby oskarżali się o to, co im się przytrafiło.

– To jest jakiś głupi żart. – Tyler uderzył otwartą dłonią w komodę i wyszedł z pokoju.

April westchnęła głęboko i spojrzała przed siebie. Nad kominkiem, dosłownie naprzeciwko niej, wisiał obraz jakiegoś mężczyzny, który opierał na ramieniu dziewięcio–, może dziesięciolatki. Oboje mieli miny, jakby właśnie ktoś im umarł – nawet oczy wyrażały ogromny smutek. Jednak April skupiła całą uwagę na dziewczynce. Rysy twarzy, różowe usta, zielone oczy… Miała wrażenie, że widziała ją już kiedyś. Piękne, błyszczące, czarne włosy opadały jej falami na ramiona, przysłaniając śliczną, kremową koronkę sukienki. Ręce miała splecione za plecami, by dolna części sukienki mogła swobodnie pokazać się w całej okazałości. Kremowy materiał wydawał się jak z waty, delikatnie unosił się, tworząc bombkę.

Mężczyzna był wyraźnie młody – miał czarne, idealnie ułożone do tyłu włosy. Jego zarost wyglądał na zaledwie kilkudniowy, ale nie wyglądało do niechlujnie – wręcz przeciwnie – dodawało mu uroku. Zarzucony miał na garnitur kawałek czarnego materiału, jakby płaszcz, jednak nie można było tego ostatecznie stwierdzić.

Z zamyślenia wyrwał ją Tyler, wbiegający do salonu. Na jego twarzy malowało się przerażenie, a ręce mu się trzęsły ze strachu. Usiadł na podłodze za kanapą i skulił się.

– Tyler?

– On tu idzie, prawda? – jęknął prawie szeptem i zacisnął powieki jak małe dziecko przed potworem.

– Nikogo tu nie ma – powiedziała dziewczyna, wychylając głowę zza oparcia kanapy i rozglądając się po pokoju.

Chłopak powoli uniósł głowę i spojrzał na nią.

– Od kiedy byłem dzieckiem, w koszmarach nachodzi mnie mężczyzna w czarnym płaszczu, z narysowaną na klatce piersiowej dużą, białą literą T – wyszeptał i odgarnął niesforne loki do tyłu. – W każdym śnie zabija bliską mi osobę, a jak zauważa, że na to patrzę, idzie w moją stronę, by zabić i mnie.

– I teraz też go widziałeś? – domyśliła się.

Kiwnął głową.

– Drugi raz jakby na jawie.

– Drugi?

Opowiedział jej o tym jak wyszedł z imprezy, uciekał przed swoim największym koszmarem i uratował go Anioł.

April słuchała go totalnie zaskoczona. Ona również opowiedziała o swojej historii, tak bardzo podobnej do jego. Gdy skończyła, zapadła cisza. Każde z nich oswajało się z nowo zdobytymi informacjami.

Dopiero po kilku minutach odezwał się Tyler.

– Nasze koszmary stały się jawą, i nie wiadomo jak trafiliśmy do tego domu bez możliwości wyjścia – podsumował i potarł dłonią czoło. – To nie ma najmniejszego sensu. Jak mamy jeść i żyć?

– Mówiłeś, że w ogrodzie są warzywa?

– Mogą być trujące…

– Wolę umrzeć tak, niż z głodu. – Przerwała mu, na co chłopak pokręcił głową z dezaprobatą. Chwilę patrzył jej w oczy, próbując wyczuć, czy bardzo uprze się przy swoim zdaniu. Miała lekko zaciśnięte wargi, naturalnie duże oczy zrobiły się nieco węższe, a brwi delikatnie zbliżyły się do siebie.

Westchnął i wstał. Od razu zrozumiał, że dziewczyna mówi poważnie – i że to on ma iść się tym zająć.

– Dobrze, pójdę trochę zebrać i zrobimy kolację – parsknął śmiechem. – Jakby co, to krzycz. – Puścił jej oko, za co oberwał poduszką.

April zrobiła sceptyczną minę, jednak nic nie powiedziała. Miała ochotę iść i mu pomóc, byleby nie leżeć w miejscu, nienawidziła tego. Jednak musiała dbać o nogę, by jutro mogła normalnie chodzić.

Tyler wrócił po dziesięciu minutach, a w rękach miał mnóstwo warzyw. Położył je na blacie w kuchni, następnie pomógł się przenieść April na krzesło. Zaczęli robić kolację, złożoną z samych warzyw. Nie można powiedzieć, że się tym najedli, ale z pewnością zaspokoili głód. Za oknem zrobiło się ciemno, co podniosło poziom strachu tej dwójce. Tyler poszedł do łazienki sprawdzić, czy jest woda.

I ciepła i zimna leciała z kranu.

– To jest chore – powtórzyła April, gdy wrócił. – Skąd tu woda? Kto za to płaci?

– Tutaj nic nie jest normalne – westchnął brunet. – Lepiej przespać tę noc, a jutro rano spróbujemy się stąd wydostać.

Nie protestowała. Chłopak przyniósł z sypialni z góry jakąś dużą koszulę i dał jej to jako piżamę. Mimo że dziewczyna chciała wziąć szybki prysznic, ból nogi skutecznie jej to uniemożliwił. Wyszła z łazienki po dłuższym czasie, niż się spodziewała.

Ubrana w szarą koszulę, sięgającą jej do połowy ud, usiadła na łóżku, w którym się obudziła. Tyler zajrzał do niej na chwilę.

– Dasz sobie radę? Nie będziesz się bała?

Pokręciła głową.

– Chyba nie mam wyjścia, co?

Uśmiechnął się, życzył jej dobrej nocy i zniknął za drzwiami.

Świt April przywitała z ulgą. W nocy co prawda spała, jednak budziła się co godzinę, a po chwili znów zapadała w sen. Kiedy do jej pokoju zawitało światło, podeszła do szafy. Była w niej masa ubrań dla małej dziewczynki, tylko w rogu stał karton. W środku znajdowały się ciuchy w jej rozmiarze, a z nimi karteczka:

Kochana Cecilio!

Wiem, że ten prezent przyda Ci się dopiero za parę lat, jednak wysyłam go z nadzieją, że kiedyś skorzystasz.

Zawsze Ci oddana,

ciocia Elizabeth

April odłożyła delikatnie kawałek papieru i wybrała krótkie spodenki oraz pierwszy lepszy t‑shirt, po czym przebrała się. Wyszła z pokoju i zapukała do sypialni Tylera. Nie usłyszała odpowiedzi, więc powoli weszła. Jeszcze spał. Przysiadła na progu łóżka i spojrzała na jego twarz. Wyglądał jak mały chłopiec, bez żadnych trosk ani zmartwień wymalowanych na twarzy. Właściwie żadnych emocji nie było po nim widać. Najwyraźniej spał dziś dobrze.

Aż szkoda było jej go budzić. Delikatnie pogłaskała go po ramieniu.

– Tyler, wstawaj.

Otworzył oczy i zamrugał, łapiąc ostrość. Kiedy się na nią spojrzał, mimowolnie się uśmiechnął.

– Już wstaję.

Jednak nawet się nie ruszył, a jego twarz przybierała coraz bardziej zawstydzony wyraz.

– Jak nie wstaniesz za trzy sekundy, zerwę z ciebie tę kołdrę.

– Będziesz tego żałować. – Nagle jego twarz pojaśniała łobuzerskim uśmiechem.

– Sprawdźmy… – Wstała, by wypełnić swoją groźbę, jednak Tyler złapał ją za rękę i pociągnął. Straciła równowagę i na niego upadła. Szybko przeturlała się na drugi bok.

– Wrażliwy jesteś – powiedziała z przekąsem.

On zaśmiał się i pokręcił głową.

– Dbam tylko o twoją psychikę. Bo widzisz – przysunął usta do jej ucha – nie znalazłem dla siebie piżamy.

April wybuchnęła śmiechem, a po chwili Tyler jej zawtórował.

– Wygrałeś. – Rozczochrała mu loczki i wstała. – Idę ogarnąć jakieś warzywa na śniadanie.

Zeszła po schodach ostrożnie, by nie zawalił się kolejny schodek. Ominęła dziurę i znalazła się w holu. Był to korytarzyk w starym, typowo angielskim stylu – przy drzwiach stał wysoki pojemnik z parasolką, a pod drzwiami zakurzony, stary dywan. Nic nadzwyczajnego.

April wyszła z domu i oślepił ją blask słońca. Zamrugała kilka razy, przyzwyczajając oczy do światła, i dopiero po kilkunastu sekundach mogła po raz pierwszy rozejrzeć się po podwórku. Było dokładnie tak, jak Tyler opisywał. Zabrała się do wyrywania warzyw, czując narastający głód. Kiedy miała ich już wystarczająco dużo, wróciła do domu i zaczęła je kroić. W momencie, kiedy wsadziła je do umytej wcześniej miski, do kuchni wszedł brunet.

Miał na sobie zarzuconą starą, podartą koszulę, rozpiętą do połowy i swoje jeansy. Przeczesał palcami włosy i uśmiechnął się. W tym momencie April odwzajemniła uśmiech, zupełnie tego nie kontrolując. Chyba to zauważył, bo zacisnął delikatnie wargi.

Po chwili dziewczyna postawiła na stole miskę warzyw.

– Mamy tylko warzywa. Musimy to znieść – powiedziała i skrzywiła się, ale chłopakowi najwyraźniej nie przeszkadzał wegetariański posiłek.

Po zjedzeniu wyszli przed dom, szukając sposobu ucieczki. Kiedy podeszli do ogrodzenia, nagle wydał im się ogromny, niczym jakiś wieżowiec.

– Podniosę cię i wejdziesz na niego.

Kiwnęła w milczeniu głową. Położyła stopę na jego złączonych dłoniach i podskoczyła do góry, jednak nie dosięgała szczytu muru. Spróbowali jeszcze raz, również bez skutku. W końcu usiedli, opierając się o niego.

– Zawsze zastanawiałam się nad tym, w jaki sposób umrę.

Tyler uniósł wysoko brwi i spojrzał na nią zaskoczony.

– Ale do głowy mi nie wpadło, że w opuszczonym domu, bez możliwości wyjścia w towarzystwie jakiegoś piosenkarza.

– Nie umrzemy tu! – zaprotestował brunet. – A ja nie jestem „jakimś piosenkarzem”. Zanim ocenisz, mogłabyś przesłuchać nasze kawałki.

April wzięła głęboki oddech.

– Czemu mam wrażenie, że ten mur jest zbyt wysoki, by udało nam się go przejść?

– Bo jest – wskazał na dom przed nimi. – Spójrz jak wysoko wypada przy budynku. Raczej go nie przeskoczymy.

– Powiedz mi jak długo wytrzymamy tu, jedząc warzywa. Do tego przedziwnym trafem oboje mamy koszmary na jawie, zwidy… Nawet nie wiem, co to jest.

Głos jej się załamał. Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać z bezsilności. Tyler chwilę zbierał słowa, układając je w całość. Po chwili złapał w dłonie jej policzki, zmuszając ją do spojrzenia na niego.

– Nie możesz się teraz złamać – powiedział stanowczo. – Jakoś się tu dostaliśmy, więc i stąd wyjdziemy.

Rozdział trzeci

Wrócili do domu, chcąc go przeszukać. Niby nic im to nie umożliwiało, jednak bezczynne przesiadywanie zupełnie im nie odpowiadało. Tyler skupił się na poszukiwaniu w garażu łopaty lub innych narzędzi, a April zeszła do piwnicy. Starała się nie myśleć o masie pająków, wiszących jej nad głową – musiała skupić się na znalezieniu czegoś, co mogłoby im pomóc. Otworzyła pierwszy lepszy karton, z poczuciem, że właśnie narusza czyjąś prywatność, jednak szybko pozbyła się wyrzutów. W tym momencie cel uświęcał środki. Pudełko, które właśnie otworzyła, było wypełnione zeszytami. April złapała jeden cały czarny i otworzyła na pierwszej stronie. Od razu rozpoznała, że to pamiętnik. Już go miała odłożyć, ale zatrzymała się, gdy ujrzała podpis „Mała Księżniczka Cecilia”. Skojarzyła to imię z tym w liście przy ubraniach. Zaczęła więc czytać…

1 grudnia 1970 r.

Kochany pamiętniku!

Nie wiem, który to już zeszyt, ale wciąż nie potrafię przestać pisać.

W domu nic się nie zmieniło – ojciec pracuje całymi dniami i zachowuje się, jakby wcale nie chciał wracać do domu, a mama udaje, że tego nie widzi. Zresztą co ma zrobić? […]

April przesunęła kilka kartek.

7 stycznia 1971 r.

To znów wróciło. Strach, który paraliżuje moje ciało, zupełnie przejmując nad nim kontrolę. Od przeprowadzki tu ciągle słyszę jakieś śmiechy, a czasem nawet i krzyki. Nie chcę tego słuchać, ale jestem przez nich zmuszona […].

April przełknęła ślinę, czując jak jej żołądek ściska się w małą kulkę. Znów przewróciła kilka kartek.

20 marca 1971 r.

Nasze relacje się pogorszyły. Suzanne mówi, że muszę umrzeć dla nas obu, bo przez to, że tylko ona jest martwa nie możemy się przyjaźnić. A ja nie chcę umierać […].

19 kwietnia 1971 r.

Suzanne nie pojawiła się od miesiąca, czyli od kiedy wprowadził się mój wujek, który jest księdzem. Może się go boi, tak jak mojej mamy […].

23 kwietnia 1971 r.

Dziś w firmie taty była masakra. Jakiś psychol wpadł z karabinem maszynowym i wszystkich wystrzelał. To jest dla mnie nie do pomyślenia…

W każdym razie jak ojca nie miałam, tak mieć już nie będę […]

27 kwietnia 1971 r.

Zawał – to wczoraj odebrało mi mamę. Kiedy dziś rano wujek pojechał na cmentarz, pojawiła się Suzanne. Powiedziała, że to kara za nieposłuszeństwo, że odbierze mi też wujka, a potem zabierze mnie – z tą różnicą, że nasza dwójka będzie cierpieć wiecznie.

Wszystko powiedziałam wujkowi, obiecał, że znajdzie sposób, by nas uratować.

5 maja 1971

Suzanne nawiedziła mnie we śnie – pokazała historię tego domu. Co jakiś czas zabierała tu dwójkę ludzi w różnym wieku, by ich zastraszyć na śmierć. Wyciągała z nich największe lęki, a oni nie wiedzieli, co się dzieje i najczęściej popełniali samobójstwa, nękani strachem.

Suzanne powiedziała, że zawsze jak się tu ktoś wprowadzi, musi po śmierci zastąpić poprzednika – w tym przypadku ja zastąpię ją i żeby móc odejść na drugą stronę, będę musiała robić z ludźmi to, co ona. Wujek powiedział mi co zrobić, by uwolnić ten dom od klątwy strachu. Zdążyłam spisać to na kartce i schować w dobrym miejscu.

Drogi człowieku, który to czytasz: koniec jest blisko – możesz być tym, który przeżyje i uwolni wszystkie dusze, które tu umarły! Pomoc i rozwiązanie są bliżej niż myślisz… musisz poszukać w sercu.

To był ostatni wpis.

– April?

Dziewczyna aż podskoczyła, przestraszona.

– Co się stało? – Tyler podszedł do niej i wziął do ręki pamiętnik. Przeczytał te fragmenty, które mu wskazała, a na końcu aż otworzył szeroko usta ze zdziwienia.

– Ta dziewczynka, która mnie nawiedza to Cecilia, autorka tych zapisków. A mężczyzna w płaszczu to jej wuj – ksiądz. Suzanne została zastąpiona przez tę dwójkę, tak jak obiecywała.

Sama nie wierzyła w to, co mówiła, jednak wszystko samo ułożyło jej się w logiczną całość i wypłynęło z jej ust.

Tyler pokiwał głową.

– Ale co znaczy, że rozwiązania mamy szukać w sercu?

– Tego nie wiem… ale się dowiem.

Usiedli i wspólnie przeszukali całą masę pamiętników, jednak nie znaleźli nic pomocnego. Tylko w tym jednym pojawiło się imię Suzanne, dlatego zrezygnowali z dalszych poszukiwań i poszli zjeść standardowo warzywa z ogródka. Siedzieli w kuchni przy blacie, rozmawiając.

– Dobra, opowiedziałem ci o The Voice. Czas na ciebie.

April machnęła ręką.

– Nic ciekawego nie mogę powiedzieć, mam nudne życie.

Tyler zrobił sceptyczną minę.

– Nie musi być ciekawe.

Dziewczyna przełknęła marchewkę i wzięła wdech.

– Jestem asystentką w firmie menadżerskiej. Nic fajnego – mach­nęła ręką. – Podaję kawę i czasem sprzątam.

– Marnujesz się.

– Szefowa obiecała mi awans w przyszłym roku.

Tyler zaśmiał się pod nosem.

– A ty w to wierzysz…

– Widzisz, nie wszyscy mogą latać po świecie i zarabiać za jeden koncert tyle, ile ja za rok pracy – warknęła i skrzywiła się.

– Och, nie bądź złośliwa, nie o to mi chodziło.

W odpowiedzi dostał milczenie, więc postanowił zmienić temat.

– Ulubiony kolor?

– Co?

– Słyszałaś.

– Niebieski.

– Ulubiony wokalista?

– Robbie Williams.

– Największe marzenie?

– Otworzyć szkołę tańca – odpowiedziała bez wahania.

– A nie coś w stylu wiecznej miłości, jak to dziewczyny marzą?

– Nie potrzebuję miłości – wyszeptała, zapatrzona w ścianę obok. – Miłość to coś niepotrzebnego, same problemy.

– Oo, ktoś tu jest świeżo po zerwaniu…

April poczuła napływającą irytację. Nie chcąc być wredną, postanowiła przemilczeć jego sarkastyczną uwagę, więc wstała i zwróciła się w stronę wyjścia, jednak natychmiast się zatrzymała. W progu stała dziewczynka – pojedyncze czarne kosmyki opadały jej na blizny na twarzy.

– Cecilia – wyszeptała. Duch zaczął w jej stronę iść, mamrocząc coś pod nosem.

– Ja… nie rozumiem cię. – Jej szept został zagłuszony przez krzyk zjawy. Krzyk, który rozrywał jej bębenki.

Już praktycznie nie zwracała uwagi na zdrętwiałe nogi, czy serce, które było bliskie wyskoczenia jej z klatki.

Ona też zaczęła krzyczeć, złapała się za głowę i upadła na kolana. Czuła ból rozrywający jej czaszkę, potem poczuła ukłucie w sercu, jakby ktoś wbił jej nóż. Miała wrażenie, że każdy kawałek jej ciała wrzeszczy w proteście.

Poczuła na ramieniu dłoń Tylera i wszystko znikło – ból i dziewczynka. Uniosła głowę i ostatnie, co zobaczyła, to jego przerażona twarz.

Obudziła się wieczorem, a na głowie miała zimny ręcznik. Zamrugała kilka razy, łapiąc ostrość. Gdy tylko chłopak zauważył, że jest przytomna, wstał z fotela i usiadł obok niej.

– April, co się stało wtedy w kuchni?

– Jak to, nie widziałeś jej? Nie słyszałeś?

Pokręcił głową. Opowiedziała mu w skrócie, co się tam wydarzyło, podczas gdy on patrzył na nią przerażony.

– Teraz kolej na ciebie – wyszeptała. – Kilka godzin po niej pojawia się on.

Siedzieli do dwudziestej drugiej, ale księdza nie było.

Zasnęli na kanapie, oparci o dwa przeciwległe nagłówki.

Rozdział czwarty

Rano, gdy obudzili się po ledwie przespanej nocy, ze zdumieniem stwierdzili, że ksiądz się nie pojawił. Po zjedzeniu skromnego śniadania, wzięli z piwnicy karton z pamiętnikami, chcąc jeszcze raz przewertować zapiski dziewczynki. Pół dnia spędzili na analizowaniu treści.

– Mam dość. – April odłożyła czarny zeszyt i przetarła oczy. – Jestem tak zmęczona, że zaraz sama będę wyglądać jak duch.