Liryka francuska - Opracowanie zbiorowe - ebook

Liryka francuska ebook

0,0

Opis

Antologia poezji francuskiej w wyborze i tłumaczeniu Bronisławy Ostrowskiej zawiera utwory nastepujących wutorów: Alfred de Vigny, Théophile Gautier, Théodore de Banville, Leconte de Lisle, Charles Beaudelaire, Léon Dierx, Achille Millien, Louis Xavier de Ricard, Catulle Mendès, Henry Cazalis, Sully Prudhomme, José Maria De Heredia, Paul Verlaine, Arthur Rimbaud, Tristan Corbière, Stéphane Mallarmé, Jean Moréas, Henri De Régnier, Saint-Pol-Roux, Anatole Le Braz, Francis Viélé Griffin, Gustave Kahn, Stuart Merill, Adolphe Rétté, Pierre Louys, Albert Samain, Francis Jammes, Charles Guérin, Georges Rodenbach, Emile Verhaeren, Charles van Lerberghe, Grégoire Le Roy, Henry Bataille, Max Elskamp

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 66

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Antologia

LIRYKA FRANCUSKA

_______

w przekładzie Bronisławy Ostrowskiej

Armoryka

Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

ALFRED DE VIGNY

MADAME DE SOUBISE

»Ładujcie kolubrynę, arkabuzyerowie, hej! 

Lancknechty ciągną! — baczę — każdy na piersi swej

Ma wreszcie święty krzyż. Krzyże się na nich lśknią 

Podwójne i czerwione; — znaczone, rzekłbyś, krwią. 

Zapóźno już. Panny Maryi dzwon 

Niedocnaż nas wytrzeźwił dzisia? Śnię ja? 

Zadługom pili wczora. Na duszę mą! 

Lecz pilim w noc świętego Bartłomieja!« 

»Szpadę mocno zostrz, 

Godź ładunki świeże, 

Pistolety z olstr 

I święte szkaplerze. 

Ponad czarny Luwr 

Dzień powstaje kołem: 

Wszemu staniem czołem! 

Córze mojej mów — 

Niech ogląda społem«. 

Tak prawi baron stary z okniska szkliwych błon. 

Nielża się zmylić — wierz — gdy rozkazowa on. 

Bieżajcie, koniuchowie, pachoły, giermków rój! 

Paziowie, heroldowie, łuczników wierny strój! 

Jej miłość Marya-Anna schodzi już 

Z wieżycy krętych stopni, niby we śnie... 

Do ziemi halebardy — pokłon złóż! 

Niechaj się wszelki przed nią gnie pocześnie. 

Konie dębi strach, 

Że się rwą do pędu 

W kiściech piór i skrach 

Paradnego rzędu. 

Lecz pan rodzic wrósł 

W półtęcze strzemienia; 

Córę swą zrumienia: 

»Nie sromnoż ci śluz, 

Trwóg i zawodzenia?« 

»Ze cnych baronów gniazda wiedziesz się, panno ma! 

Z rodu, — jenże niewieście za gańbę zdawna ma 

Niewczesny szloch, — a to dla prawych wróż, 

Że z lękliwego łona łacno się lęże tchórz. 

Podnieśże wzrok, a zapuść niżej kwew. 

W konie! Pachoły zadmijcie w rogi wieszcze! 

Sekwana we mgłach broczy się by krew. 

Na żywy Bóg! Chcę widzieć więcej jeszcze«. 

»Wże wyrasta gród; 

Dołem par się snowa... 

Bacz! pod krwawy wschód 

Siedziba królowa. 

Straż u Luwru bram... 

Co? drżysz z za zasłony 

Pod śmiertnymi dzwony? 

Z za okniska ram 

Król. — Oddać pokłony«. 

I tedy baron stary, na piersiach znacząc krzyż, 

Na Katarzyny dwór w krużganki idzie wzwyż. 

Córa usiadła w dole, pod głaźnych stołbców słup, 

Zasię człowiecze ciało westchnęło z pod jej stóp. 

»Jam jeszcze żyw... jam żywy, wasza mość! 

Strzymajcie się, podajcie mi swą rękę, 

A tako duszy mej zmażecie złość, — 

Bo będę słuchał mszy, — na Bożą mękę!« 

»Hugonoto, słysz« 

(Marya-Anna rzecze) 

»Szkaplerz weź i krzyż 

I zdaj im się w pieczę! 

Zbądź śmiertelnych zmór, 

Zzuj rdzawą zbroicę 

I weź tę gromnicę! 

Ja ubłagam dwór, — 

Ty — błagaj Dziewicę«. 

I Marya rozkazuje, by orszak wiernych sług 

W opończy pazia za nią rannego na koń zwlókł. 

Każe mu zdjąć z ramienia zbyt ważkie pasy zbrój, 

Zarzuca mu na piersie płaszcz aksamitny swój, 

Kładnie relikwiarz własny na koral srogich ran, 

I ludziom swym oświadcza niewzruszona: 

»Wiernym kościoła synem jest ten szlachetny pan, 

O czem w świątyni Bożej was przekona«. 

O, święty Eustachy! 

Jakiż krwawy tłum 

Okropnymi strachy 

Zalega twój tum? 

Włóczy stosy ciał 

Pośród wirydarza, 

Szydzi i znieważa 

I czyni z nich wał 

U stopni ołtarza! 

Na rok, w którym żyjemy, spuść Panie łaskę Swą! 

Niewiasty te i męże — zaprawdę — ludzie są. 

Ich tłum zalega nawę (z chóru Te Deum grzmi) 

I żywe serce ludzkie szarpie i pławi w krwi. 

Wyrwane z piersi wodza, oną-że przemógł grzech, 

I przeżarł jako trąd odstępczy błąd Kalwina. 

Tłumy je rwą. Szyderstwa wrą i śmiech — 

Dzielą się krwią: »To cud chleba i wina!« 

Szalejącym wkrąg 

Mnich zamaskowany 

Czyta z Księgi-Ksiąg 

Psalmowe peany. 

Celebruje śpiew 

Z organnymi szumy, — 

Zasię z rąk na tłumy 

Trzykroć strząsa krew 

Skroś pomroczne tumy. 

»Przepuśćcie!« rzeszom każe. »Ździerżyć przysięgę trza: 

Klęlim się szczędzić wszystkie, dla których świętą msza! 

Przepuśćcie! Owo dwoje pacholąt baczę tam... 

Jeszcze nie rzezać ich! W świątyni wara wam! 

Póki są tu — pod moją pieczą są: 

(Dla wszystkich kościół mój — rzekł Paweł święty) 

Tutaj — jam włady żywotem ich i krwią, 

Gdy wyjdą — rozrządzicie pacholęty«. 

»Bez rodzica tu 

Wam się zdaję w pieczę!« 

Dwakroć, jak bez tchu, 

Marya-Anna rzecze. 

»On poszedł na dwór, 

Ja — w was zadufana — 

Wiedę tego Pana 

Błagać Łaski wzór, 

By nań była zlana!«... 

Lecz ranny przerwie Annie: »Nierychło Wasza mość! 

Nie zbawisz ciała mego — zakrótkim już tu gość. 

Lecz mi swej ręki zwól, a zbędę wszelkich win, 

I zginę jako prawy twego kościoła syn. 

Diuk jestem de Soubise. Weź ze mną ślub! 

Już nie zacięży ci on ślub księżęcy: 

Na jeden li to dzień! W kościoła grób 

Wszedłem dziś snadź, bym zeń nie wyszedł więcej«. 

Ciecze krwawy szlak... 

»Jestżeś żoną moją?«. 

— »Gorze!« rzekła »tak«. 

Dłonie ich się spoją — 

Żeni jeden ruch. 

Jego wzrok w zachwycie 

W Maryi odbicie 

Śle żywota duch — 

I zbiega zeń życie. 

Tako się Marya-Anna księżną z tym stała dniem. 

Zaczem zrzekła się kornie władyctwa lennych ziem, 

Na Jezusową brać przelała skarbów zdrój 

I własnem nadto wianem dar zbogaciła swój. 

Dziewicze serce, zranione nadmiar wcześnie, 

Nie przetrwa długo, że bolu czerw je zgryzł: 

W klasztorze na Saintonge w dwudziestej życia wieśnie 

Zgasła dziewicza wdowa po diuku de Soubise.

THÉOPHILE GAUTIER

W BURZY. MODLITWA

Drobna jest łódź nasza między oceany: 

Fala ją odrzuca ku niebu ze stali, 

A niebo powraca szalejącej fali — 

Więc klęknijmy wszyscy pod ten maszt strzaskany. 

Od grobu nas dzieli jeno jedna deska: 

Może dzisiaj w głębi wód gorzkiego łoża 

Zaśniem pod całunem białej piany morza, — 

A świecić nam będzie łyśnica niebieska... 

Rajska Matko Boża, przenajświętsza Pani — 

Tak pomocna wszystkim, co na morzu giną, 

Ucisz wiatr i dłonie podnieś nad głębiną, 

I zawiedź łódź naszą do cichej przystani! 

A wzamian ci damy niedzielnego rana 

Ze srebrnych papierków wystrzyżone szaty, 

I gromnicę ciężką, strojną w krase kwiaty, 

A dla Jezusika zlep Świętego Jana.

THÉODORE DE BANVILLE

PENTHESILEA

Kiedy jej duszy bujna przewiała zawieja 

Poprzez otwartą ranę, i gdy Penthesileja, 

Popatrzywszy ostatni raz na niebios chwałę, 

Zwarła na całą wieczność oczy swe zuchwałe, — 

Podtrzymując jej białą skroń, co w dół się chyla, 

Zanieśli ją rycerze pod namiot Achilla. 

Zdjęto jej hełm o lotnych białej kity puchach, 

Co przed chwilą się chwiała we wiatru podmuchach. 

Odpasano jej kirys i zbroice dziane, 

Odkrywając jedyną purpurową ranę 

Drobną, podobną sercu krwawego granatu, 

Na piersi dumnej, białej, czystej, nakształt kwiatu. 

Szał nienawiści jeszcze wykrzywiał jej wargi, 

A na pyszne ramiona, jako wodne piargi 

Górskich rzek, kiedy wiosną niezwalczone runą 

Biegło jej włosów mroczne pokrwawione runo. 

W swoją ofiarę wpatrzył się boski morderca —