Lech Kaczyński. Wspomnienie - Przemysław Słowiński - ebook

Lech Kaczyński. Wspomnienie ebook

Przemysław Słowiński

0,0

Opis

Piękna, bogato ilustrowana pozycja albumowa, w której autor prezentuje sylwetkę prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Album został wydany tuż przed pierwszą rocznicą tragicznej śmierci prezydenta.
Czytelnicy mogą prześledzić historię i dokonania Lecha Kaczyńskiego w różnych etapach jego kariery politycznej, przypomnieć sobie jego najważniejsze osiągnięcia i sukcesy dla kraju.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 70

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Re­dak­cja

Ze­spół

Zdję­cie na okład­ce

Re­por­ter:© Mi­łosz Po­loch

East News:© Piotr Bła­wic­ki

Re­dak­cja tech­nicz­na, skład i ła­ma­nie

Grze­gorz Bo­ciek

Ko­rek­ta

Ur­szu­la Bań­ce­rek

Źró­dła ilu­stra­cji

East News:Ar­chi­wum ro­dzin­ne, © Ar­tur Bar­ba­row­ski/Agen­cja SE, © Jan Bie­lec­ki, © Piotr Bła­wic­ki/Agen­cja SE, © Piotr Grzy­bow­ski/Agen­cja SE, © Zby­szek Kacz­ma­rek, © Da­mian Klam­ka, © Bar­tosz Kru­pa, © La­ski Dif­fu­sion, © Woj­tek La­ski, © Pe­tras Ma­lu­kas/AFP, © PO­LFILM, © PRE­ZY­DENT.PL, © To­masz Ry­tych/Agen­cja SE, © Gali Tib­bon/AFP, © TRI­CO­LOR/Di­gi­tal, © Se­ba­stian Wol­ny/Agen­cja SE, © Piotr Wy­go­da, © Jan Żdżar­ski

FO­TO­NO­VA:© Je­rzy Ko­śnik, © To­masz Mi­cha­lak, © Man­del Ngan/AFP, © Ser­gei Su­pin­sky/AFP, © To­masz Wie­rzej­ski

Ko­sy­carz Foto Press:© Krzysz­tof Myst­kow­ski

Re­por­ter:© Fi­lip Ćwik, © Eu­ro­cyc­lo­pe/UPPA/Pho­to­shot, © An­drzej Iwań­czuk, © Ma­ciej Ma­cie­rzyń­ski, © Ste­fan Ma­szew­ski, © Kac­per Pem­pel, © Pi­xel, © Grze­gorz Ro­giń­ski, © Wi­told Roz­bic­ki, © Ja­cek Wajsz­czak, © Wło­dzi­mierz Wa­sy­luk oraz Kan­ce­la­ria Pre­zy­den­ta RP, Wi­ki­me­dia Com­mons

Wy­da­nie I, Cho­rzów 2012

Wy­daw­ca: Wy­daw­nic­twa Vi­de­ograf SA

41-500 Cho­rzów, Ale­ja Har­cer­ska 3c

tel. 32-348-31-33, 32-348-31-35 fax 32-348-31-25

of­fi­ce@vi­de­ograf.pl

www.vi­de­ograf.pl

© Wy­daw­nic­twa Vi­de­ograf SA, Cho­rzów 2012

ISBN 978-83-7835-066-8

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o. o.

PRE­ZY­DENTPRZY­WRÓ­CO­NEJ PA­MIĘ­CI

Ty­sią­ce zni­czy pło­ną­cych na pla­cu przed Pa­ła­cem Pre­zy­denc­kim w War­sza­wie na znak ża­ło­by i pa­mię­ci

Sala Ko­lum­no­wa, pięk­na, re­pre­zen­ta­cyj­na, naj­więk­sza w ca­łym Pa­ła­cu Pre­zy­denc­kim. Po le­wej stro­nie od wej­ścia dwa ka­ta­fal­ki. Na nich dwie trum­ny przy­kry­te bia­ło-czer­wo­ny­mi sztan­da­ra­mi.

W te pa­mięt­ne, smut­ne, a za­ra­zem cie­płe dni kwiet­nia 2010 roku przy­je­cha­ła tu pła­kać nie­mal­że cała Pol­ska. Ze­wsząd cią­gnę­ły nie­prze­li­czo­ne tłu­my – w po­czu­ciu obo­wiąz­ku, w chę­ci od­da­nia hoł­du, w po­trze­bie mo­dli­twy. A wła­ści­wie nie żad­ne tłu­my, lecz Pol­ska. Ta, o któ­rej ma­rzył.

Sze­ro­ka ko­lej­ka lu­dzi po­su­wa­ła się wol­no na prze­strze­ni kil­ku ki­lo­me­trów, przez znacz­ną część Kra­kow­skie­go Przed­mie­ścia, opla­ta­jąc kil­ka­krot­nie Ko­lum­nę Zyg­mun­ta. Za­pew­ne nikt nie spo­dzie­wał się, że bę­dzie ich tu aż tak wie­lu i że tak zde­ter­mi­no­wa­ni będą cze­kać na wej­ście kil­ka­na­ście go­dzin. Do koń­ca.

Sta­rusz­ko­wie na roz­kła­da­nych sto­łecz­kach i stu­den­ci od­po­czy­wa­ją­cy na ka­ri­ma­tach. Mło­dzi i sta­rzy, ko­bie­ty i męż­czyź­ni. Kle­ry­cy z El­blą­ga, eme­ry­ci z Po­zna­nia, gór­ni­cy ze Ślą­ska, stocz­niow­cy z Wy­brze­ża, li­ce­ali­ści z Wro­cła­wia. Wszy­scy. I szczy­pior­ni­ści Bog­da­na Wen­ty w czer­wo­nych dre­sach z na­pi­sem „Pol­ska”. Zna­na dzien­ni­kar­ka te­le­wi­zyj­na wy­szła z Sali Ko­lum­no­wej za­puch­nię­ta od łez. Po­wie­dzia­ła, że ma wy­rzu­ty su­mie­nia. Aby się po­że­gnać, lu­dzie cze­ka­li dnia­mi i no­ca­mi. Ona we­szła „na le­gi­ty­ma­cję”, nie skła­da­jąc tego ro­dza­ju ofia­ry. Trud­no, wi­dać po pro­stu nie mia­ła cza­su.

Ska­la ża­ło­by na­ro­do­wej po tra­ge­dii 10 kwiet­nia za­sko­czy­ła wszyst­kich. Przy­bra­ła cha­rak­ter ce­re­mo­nii, w któ­rej wspól­no­ta utwier­dza swo­ją toż­sa­mość. Żal po utra­cie wy­bit­nych ro­da­ków sta­no­wił rów­nież ma­ni­fe­sta­cję pa­mię­ci o nich, a więc pró­bę oca­le­nia tego, co zo­sta­wi­li naj­lep­sze­go, wpi­sa­nia ich ży­cia i dzia­ła­nia w na­sze na­ro­do­we dzie­je, w dłu­gie trwa­nie wspól­no­ty.

Pre­mier Do­nald Tusk przy trum­nach Le­cha i Ma­rii Ka­czyń­skich w Sali Ko­lum­no­wej Pa­ła­cu Pre­zy­denc­kie­go

Przed bra­mą Pa­ła­cu mo­rze mi­ga­ją­cych zni­czy i mięk­ki ko­lo­ro­wy ko­bie­rzec utka­ny z se­tek ty­się­cy kwia­tów. Wśród nich tak ulu­bio­ne przez Ma­rię Ka­czyń­ską tu­li­pa­ny. Ile kwia­tów i świa­te­łek, tylu ża­łob­ni­ków. Har­ce­rze zno­si­li je pod ogro­dze­nie, na dzie­dzi­niec. Za­pach mi­lio­nów płat­ków łą­czył się z za­pa­chem zni­czy. Bia­ło-czer­wo­ne sztan­da­ry prze­wią­za­ne czar­nym ki­rem, na­strój po­wa­gi, sku­pie­nia, mo­dli­twy i na­ro­do­wej ża­ło­by. I po­wta­rza­ne czę­sto przez łzy sło­wa: Boże, cze­mu da­li­śmy się tak ogłu­pić? Cze­mu nikt nam nie po­wie­dział wcze­śniej, że to byli tacy wspa­nia­li lu­dzie? Cze­mu sły­sze­li­śmy tyl­ko o tym, że pre­zy­dent nie zna ję­zy­ków i ma nie­do­pię­tą ma­ry­nar­kę?

Rze­czy­wi­ście, pre­zy­dent Lech Ka­czyń­ski nie cie­szył się sym­pa­tią pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa, a przy­najm­niej znacz­nej jego czę­ści. Bez żad­nej prze­sa­dy po­wie­dzieć moż­na, iż ża­den po­li­tyk po od­zy­ska­niu su­we­ren­no­ści w 1989 roku nie miał tak złej pra­sy. Naj­bar­dziej do­tkli­we drwi­ny, oskar­że­nia i wy­zwi­ska sy­pa­ły się na jego gło­wę jak kon­fet­ti. Po­mia­ta­no nim w spo­sób bez­przy­kład­ny, nę­ka­no go bez­u­stan­nie i po­ni­ża­no, stra­szo­no „wy­gi­nię­ciem, jak di­no­zau­ry”. Za­rzu­ca­no mu, że jest kłó­tli­wy, że nie po­tra­fi wy­zbyć się przy­wią­za­nia do par­tyj­nych in­te­re­sów, że sta­wia na sza­lę po­wa­gę swo­je­go urzę­du dla spraw ab­so­lut­nie nie­ade­kwat­nych do za­ist­nia­łej sy­tu­acji, że we­tu­je wie­le re­form nie­zbęd­nych dla kra­ju z czy­sto eko­no­micz­ne­go punk­tu wi­dze­nia. Że za­cy­to­wał w pra­cy dok­tor­skiej Le­ni­na, pod­czas gdy inni wal­czy­li o wol­ność… Gdy­by po­le­gać na opi­niach lan­so­wa­nych przez tak zwa­ne opi­nio­twór­cze me­dia, moż­na było od­nieść wra­że­nie, że pre­zy­dent Ka­czyń­ski to naj­więk­sze zło, ja­kie Pol­sce przy­da­rzy­ło się od cza­su hi­tle­row­skiej oku­pa­cji.

Na­wo­ły­wa­no po­wszech­nie do oby­wa­tel­skie­go nie­po­słu­szeń­stwa, z po­gar­dą zwra­ca­no mu przy­zna­ne or­de­ry. W każ­dym „do­brym” to­wa­rzy­stwie do do­bre­go tonu na­le­ża­ło wy­śmie­wa­nie się z gło­wy pań­stwa, to wa­run­ko­wa­ło przy­na­leż­ność do „eli­ty”. Pre­zy­denc­kie po­sza­no­wa­nie hi­sto­rii i tra­dy­cji, jego od­wo­ła­nia do mo­ral­nych prawd, na­ro­do­wej dumy czy pol­skiej ra­cji sta­nu przed­sta­wia­no jako sia­nie nie­na­wi­ści, kse­no­fo­bię i za­ścian­ko­wość.

Ko­lo­ro­wy „dy­wan” kwia­tów i zni­czy na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu przed Pa­ła­cem Pre­zy­denc­kim

Wy­su­wa­ne ar­gu­men­ty szyb­ko prze­nio­sły się w że­nu­ją­ce re­jo­ny kpin z wy­glą­du ze­wnętrz­ne­go, dyk­cji czy uro­dy mał­żon­ki. Z wy­gła­sza­nych pod ad­re­sem Pre­zy­den­ta RP in­wek­tyw moż­na by utwo­rzyć gru­bą księ­gę.

Kie­dy w koń­cu lu­te­go w pra­wy­bor­czej kam­pa­nii pa­dły ra­do­sne sło­wa, że oto już za 297 dni bę­dzie moż­na po­wie­dzieć: „były pre­zy­dent Lech Ka­czyń­ski”, ich au­tor nie przy­pusz­czał za­pew­ne, że jego ma­rze­nia sta­ną się rze­czy­wi­sto­ścią dużo szyb­ciej…

A po­tem coś się od­mie­ni­ło. Me­dia prze­sta­ły mon­to­wać pro­gra­my skła­da­ją­ce się w trzech czwar­tych z do­cin­ków na te­mat pol­skie­go pre­zy­den­ta. Uci­chły dys­ku­sje o jego rze­ko­mym al­ko­ho­li­zmie, nikt za­pew­ne nie po­wie już: „jaki pre­zy­dent, taki za­mach”. W cią­gu kil­ku dni od owej tra­gicz­nej so­bo­ty usły­sze­li­śmy o tym po­gar­dza­nym po­li­ty­ku wię­cej cie­płych słów niż przez po­nad czte­ry lata spra­wo­wa­nej ka­den­cji. Trze­ba było śmier­ci czło­wie­ka, i to śmier­ci po­nie­sio­nej w tra­gicz­nych oko­licz­no­ściach, aby moż­na było do­ce­nić jego za­słu­gi dla kra­ju. Do­pie­ro po ka­ta­stro­fie sa­mo­lo­tu pre­zy­den­ta pod Smo­leń­skiem za­czę­to przy­po­mi­nać jego dzia­łal­ność w opo­zy­cji, zwią­za­ną z Ko­mi­te­tem Obro­ny Ro­bot­ni­ków, któ­ry po­wstał po wy­da­rze­niach ra­dom­skich już w 1976 roku. Na­gle przy­wró­co­no w ludz­kiej pa­mię­ci fakt, że to wła­śnie Lech Ka­czyń­ski, zna­ko­mi­ty spe­cja­li­sta od pra­wa pra­cy, wal­czył o ochro­nę praw pra­cow­ni­czych jako współ­au­tor po­ro­zu­mień sierp­nio­wych, a po­tem je­den z naj­waż­niej­szych do­rad­ców So­li­dar­no­ści. Jego ko­le­dzy z opo­zy­cji po­ko­na­li amne­zję i przy­po­mnie­li so­bie rap­tow­nie, jak to ra­zem wal­czy­li o wol­ną Pol­skę, cho­ciaż jesz­cze tak nie­daw­no nie po­tra­fi­li wy­krztu­sić z sie­bie jed­ne­go cho­ciaż­by życz­li­we­go sło­wa.

Ga­ze­ty po­cho­wa­ły gdzieś pu­bli­ko­wa­ne do­tąd z lu­bo­ścią zdję­cia pre­zy­den­ta, na któ­rych wy­glą­dał wręcz od­py­cha­ją­co, a wy­cią­gnę­ły ze swych ar­chi­wów skrzęt­nie po­cho­wa­ne fo­to­gra­fie pre­zen­tu­ją­ce sym­pa­tycz­ne­go, cie­pło uśmie­cha­ją­ce­go się czło­wie­ka. „Był po­li­ty­kiem, więc jako po­li­tyk sam nie­raz ostro ata­ko­wał i by­wał ata­ko­wa­ny – za­czę­to mó­wić. – To atry­but po­li­ty­ki w ogó­le, a pol­skiej, nie­ste­ty, w szcze­gól­no­ści. War­to jed­nak mieć świa­do­mość, że do­cze­pia­ny mu wi­ze­ru­nek oso­by wy­nio­słej i mści­wej nie miał wie­le wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią. Świę­tej pa­mię­ci Lech Ka­czyń­ski był im­pul­syw­ny, nie po­tra­fił cza­sem wy­trzy­mać stre­su zwią­za­ne­go z po­li­tycz­nym star­ciem, ale miał wiel­kie ser­ce”. Jak cho­ciaż­by wte­dy, gdy wo­jo­wał z mi­ni­strem spraw we­wnętrz­nych Lu­dwi­kiem Do­rnem o to, by ra­to­wać sta­do ła­bę­dzi, któ­re­mu gro­zi­ła li­kwi­da­cja w związ­ku z epi­de­mią pta­siej gry­py.

Oka­za­ło się na­gle, że był po­li­ty­kiem cał­ko­wi­cie po­świę­ca­ją­cym swo­je ży­cie od­bu­do­wie nie­pod­le­głe­go pań­stwa pol­skie­go, za­rów­no w jego wy­mia­rze mię­dzy­na­ro­do­wym, jak i w wy­mia­rze kształ­to­wa­nia ładu spo­łecz­no-go­spo­dar­cze­go oraz kształ­tu praw­ne­go Rze­czy­po­spo­li­tej. Wy­szło na jaw, że był czło­wie­kiem do grun­tu uczci­wym, kon­se­kwent­nym w swo­ich dzia­ła­niach i peł­nym pa­trio­tycz­nych uczuć. Przy­po­mnia­no spo­łe­czeń­stwu, że nie­zwy­kłą tro­ską ota­czał lu­dzi wy­klu­czo­nych, któ­rzy nie ze swo­jej winy nie we­szli w pro­ces trans­for­ma­cji ustro­jo­wej po 1989 roku i któ­rzy nie­rzad­ko na­wet sta­li się jej ofia­ra­mi. Przy­zna­no z za­dzi­wia­ją­cą szcze­ro­ścią, że dzia­łal­ność pre­zy­den­ta zmie­rza­ła do tego, by nie było rów­nych i rów­niej­szych, tych, któ­rym wol­no wszyst­ko, i tych, któ­rym nic nie wol­no.