Kwiaty na bagnach - mistrz zen Dahui - ebook

Kwiaty na bagnach ebook

Dahui

0,0
24,76 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka przedstawia tłumaczenia listów i wykładów na temat zen wielkiego nauczyciela Dahui Zonggao (1089-1163). Jego spostrzeżenia zebrane w tym tomie kierowane są głównie do osób stanu świeckiego, stąd nacisk położony jest na sposoby, w jakie ludzie pogrążeni w sprawach tego świata mogą uczyć się zen i osiągnąć wyzwolenie obiecywane przez Buddę. Chociaż od czasów Dahui minęło już ponad osiemset lat, istota jego przekazu nie jest przypisana żadnym szczególnym czasom, miejscom czy też środkom wyrazu. Dahui urodził się w 1088 r. w Xuanzheng, na południe od rzeki Jangcy w prowincji Anhui, w rodzinie Xi. W szkole szybko okazało się, iż zdecydowanie bardziej woli studia nad buddyzmem niż przedmiotami świeckimi. W swojej okolicy uznawany był za absolutnie wyjątkowe dziecko. W wieku lat 16 opuścił dom, aby rok później „zrzucić włosy”, goląc głowę jako mnich. W wieku 19 lat Dahui rozpoczął swe wędrówki, podążając za tradycyjną praktyką zen odwiedzania różnych wspólnot i pobierania wskazówek od rezydujących tam nauczycieli. Nawet w tak młodym wieku był on uznawany za wcielenie jednego z dawnych mistrzów. Jego wiersze komentują sto znanych publicznych przypadków (koanów) zen, które później stały się sednem Zapisków błękitnej skały nauczyciela Dahui, Yuanwu. Nauczyciel ów nie zaproponował mu choćby słowa wyjaśnienia, lecz jedynie sprawiał, że Dahui wyrażał swe własne rozumienie, przenikając subtelne znaczenie każdego z przypadków. Stary mistrz wykrzyknął: „Ty musisz być kimś, kto przybywa tu ponownie!”…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
PDF

Liczba stron: 166

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Umysł, rozróżniający intelekt oraz świadomość ucz­niów Drogi po­­winny być spokojne i nieporuszone dwa­­­­dzieścia cztery godziny na dobę. Kiedy nie masz nic do roboty, powinieneś usiąść spokojnie i ut­­rzy­­mywać umysł wolnym od lenistwa, a ciało wolnym od roze­drga­nia. Je­­śli doskonalić będziesz swą praktykę przez dłuższy czas, w naturalny sposób ciało i umysł osiągną spo­­­kój i rozluźnienie, a ty zdobędziesz właściwy kierunek na Drodze. Doskonalenie spokoju i nieporuszenia w rzeczy samej uspokaja chaotyczną i pomieszaną fałszywą świadomość czujących istot, jednak jeśli zaczniesz lgnąć do spokojnego bezruchu i uważać go za ostateczny cel, wtedy znajdziesz się w pu­­­­­łapce zen „ci­chej iluminacji”.

Dahui, Kwiaty na bagnach

Tłumaczenia dokonano na podstawie wydania angielskiego 
Swampland Flowers, The Letters and Lectures of Zen Master Ta Hui, Shambhala 2006
Tłumaczenie polskie:
Bon Gak (Robert Bączyk)
Projekt i skład:
Bon Gak, Łukasz Dziedzic
Wydanie II poprawione /e-book/
ISBN 978-83-64213-11-3 (EPUB); 978-83-64213-27-4 (MOBI)
Fundacja na Rzecz Wymiany Kulturalnej z Dalekim Wschodem
Projekt wydawniczy „miska ryżu“
tel. (22) 8340070, 887 266638; e-mail: [email protected]
www.miskaryzu.pl
Spis treści
O autorze
Kwiaty na bagnach
Polskie ośrodki zen
„miska ryżu“

O autorze

Dahui narodził się w kosmopolitycznym świecie dynastii Song (960-1279). Kwitła wówczas zarówno racjonalistyczna filozofia, jak i praktyczna wynalazczość, pojawiało się coraz więcej drukowanych książek, a stopień wysublimowania, jaki osiągnęła sztuka, podziwiany jest do dziś. Rozwijała się komunikacja i handel: pięć chińskich miast li­­czy­­ło sobie już ponad milion mieszkańców. Różnorakie talenty ściągały z ca­­­łego kraju do elitarnych kręgów cesarskiej stolicy.

Nie był to jednak żaden zaczarowany złoty wiek, nieświadomy sa­­me­­­go siebie i wolny od wątpliwości. Polityczna delikatność uczuć chińskich wyższych sfer czuła się urażona relatywną słabością dynastii wzglę­­dem potężnych państw „barbarzyńskich”, naciskających od północnego-wschodu i północnego-zachodu, a reformy mające na celu wzmo­­cnienie rządu i zwiększenie przychodów do budżetu stanowiły przedmiot wielkich kontrowersji wśród mężów stanu. Klasy produkcyjne bezpośrednio odczuwały na sobie ten nacisk, ponieważ to one mu­­siały finansować nabrzmiałą, nieefektywną armię, jak również obfite daniny w srebrze i jedwabiu składane wrogom. Presja fiskalna podkopywała pozycję małych producentów, których coraz więcej mu­­siało re­­­zygnować ze swej samodzielności na rzecz opieki obszarników, którzy byli w stanie dzięki politycznym wpływom zmniejszać swoje po­­dat­­kowe obciążenia. Rząd, próbując zwiększyć przychody sprawił, że bo­­gactwa na­rodowe wymykały mu się spod kontroli i trafiały w po­­­tęż­ne prywatne ręce, podczas gdy miliony zwyczajnych obywateli traciło cały swój majątek.

W końcu w latach 1120-tych tama została przerwana. W 1126 r. siły „barbarzyńskiego” państwa Jin z północnego-wschodu zdobyły stolicę Pien wraz z panującym cesarzem, jego emerytowanym ojcem i liczną rzeszą wysokiej rangi urzędników i dworzan. Wkrótce Jin us­­ta­­nowiło swe własne marionetki na rozległym obszarze Chin na pół­noc od Jang­cy, i nawet miasta na południu Chin nie były wolne od zagrożenia na­­­­jaz­­dów. Rząd dynastii Song zebrał się wokół nowego cesarza i nowej stolicy na południu, w końcu przyjmując politykę przyzwolenia na rządy Jin w północnych Chinach. Dawna stolica Północnego Song stała się stolicą Jin (Pien, współczesne Kaifeng, nieznacznie na południe od Żółtej Rzeki), podczas gdy Południowe Song było rządzone z Lin An (dzisiejsze Hangzhou w prowincji Zhejiang). 

Na zewnątrz buddyzm zen w czasach dynastii Song rozkwitał kulturowo i społecznie. Wpływy nauk i stylu zen były odczuwalne nawet w naj­wyższych społecznych sferach, a wielu wysokich rangą ludzi in­­te­resu uważało się za jego wyznawców. W czasach Dahui minęło już po­­nad czterysta lat od czasów, gdy wielcy mistrzowie zen „otworzyli góry”, karczując w odległych regionach wraz ze swoimi uczniami lasy pod uprawy, które miały zapewnić im utrzymanie. Teraz istniały już duże oficjalne klasztory z dotacjami przyznawanymi przez państwo. Uznani uczniowie byli wzywani cesarskim „zaproszeniem” do za­­miesz­­kania i nauczania w tych ośrodkach. Kontrola nad majątkiem tych miejsc stawała się niekiedy obiektem sprzecznych dążeń i konfliktów o władzę: oficjalnie ustanowiony buddyzm z pewnością nie był wolny od skażeń przyziemnych ambicji. Nauczyciel Dahui, Yuan­wu (patrz Kurz tego świata. Mistrz zen Yuanwu, „miska ryżu” 2011) czę­sto mówił o tym, jak liczni stali się fałszywi wyznawcy zen.

Dahui urodził się w 1088 r. w Xuanzheng, trochę na południe od rzeki Jangcy w prowincji Anhui, w rodzinie Xi. W szkole szybko okazało się, iż zdecydowanie bardziej woli studia nad buddyzmem niż przedmiotami świeckimi. W swojej okolicy uznawany był za absolutnie wy­­­jątkowe dziecko. W wieku 16 lat opuścił dom, aby rok później „zrzu­­cić włosy”, goląc głowę jako mnich.

Z radością oddał się praktykom szkoły zen, zaczytując się również w zapiskach mistrzów wszystkich pięciu szkół (tzw. „domów zen”, pochodzących od wielkich klasycznych mistrzów: Guiyang, Linji, Cao­dong, Yunmen i Fayan). Szczególnie podobały mu się zapiski Yunmena i jego mistrza Muzhou (patrz Brama chmur. Nauczanie mistrza zen Yun-men, „miska ryżu” 2006). Miał jednak wątpliwości co do istnienia pięciu domów: skoro pierwotnie istniał tylko jeden Bodhidharma, skąd nagle pojawiło się tyle różnych szkół? Z natury był osobą niezmiernie utalentowaną i nie poddającą się konwenansom. 

W wieku 19 lat Dahui rozpoczął swe wędrówki, podążając za tradycyjną praktyką zen odwiedzania różnych wspólnot i pobierania wska­­­­zówek od rezydujących tam nauczycieli. Nawet w tak młodym wie­­­ku Dahui był uznawany za wcielenie jednego z dawnych mistrzów. U jednego z nauczycieli poszukiwał wskazówek na temat stu strof wychwalających klasycznych mistrzów autorstwa Xuedou. Jego wiersze komentują sto znanych publicznych przypadków (koanów) zen, które później stały się sednem Zapisków błękitnej skały nauczyciela Dahui, Yuanwu. Nauczyciel ów nie zaproponował mu choćby słowa wyjaśnienia, lecz sprawiał, że Dahui wyrażał swe własne rozumienie: Dahui zrozumiał subtelne znaczenie każdego z przypadków. Stary mistrz wy­­krzyknął: „Ty musisz być kimś, kto przybywa tu ponownie!”.

Dzięki długotrwałym kontaktom ze wspólnotami linii caodong (jap. soto), Dahui dogłębnie zrozumiał jej przekaz, jednak dostrzegał również sformalizowany, ceremonialny sposób dokonywania przekazu i odrzucił go, myśląc: „Jeśli w zen mamy przekazy, to czy te mogłyby być samourzeczywistnieniem, samoprzebudzeniem ku Dharmie dawnych nauczycieli?”.

Następnie skierowano go do mistrza Zhun z Zhandang. Kiedy Da­­hui do niego dotarł, jego intelektualizowanie nie zostało jeszcze po­­skro­­mione. Pewnego dnia Zhandang zapytał go: „Dlaczego dziś twe nozdrza są bezkresne?”. Dahui odparł: „[Ponieważ] jestem u ciebie”. Dang od­­parł: „Ty fałszywy mnichu zen!”.

Innego razu, gdy Dahui czytał pisma, Zhandang zapytał: „Jaki tekst studiujesz?”. Ten odpowiedział: „Sutrę diamentową”. Dang powiedział: „»Ta Dharma jest wszędzie jednaka, bez wysokiego ani niskiego«. Dla­cze­­­go więc góra Yunju jest wysoka a Baofeng niska?”. Dahui odparł: „»Ta Dharma jest wszędzie jednaka, bez wysokiego ani niskiego«”. Dang odparł: „Mógłbyś być asystentem wykładowcy”.

Pewnego dnia Zhandang powiedział: „Czcigodny Gao (inicjacyjne mnisie imię Dahui brzmiało Zonggao), ty w jednej chwili zrozumiałeś tutaj mój zen. Kiedy prosiłem, abyś wyjaśniał, ty wyjaśniałeś, a kiedy chciałem, abyś wygłaszał nieformalne mowy albo publiczne wykłady ko­­­mentujące i wychwalające dawnych mistrzów, też potrafiłeś to uczynić. Jest tylko jedna rzecz, której nie masz: czy wiesz, co to jest?”. Dahui odparł: „Co?”. Dang powiedział: „Brakuje ci tylko tego jednego wyzwolenia, które cechuje wybuch mocy. Jeśli nie osiągniesz tego jed­nego wyzwolenia, będziesz miał zen rozmawiając ze mną na osobności, jednak jak tylko opuścisz mój pokój, nie będziesz go miał; będziesz miał zen będąc przebudzonym i myślącym, jednak gdy tylko zaśniesz, on zniknie. Jeśli taki jesteś, w jaki sposób stawisz czoła narodzinom i śmierci?”. Dahui odparł: „Mam identyczne wątpliwości”.

Gdy Zhandang poważnie zachorował, Dahui zapytał go: „Jeśli nie wydobrzejesz, kogo powinienem wziąć na swego nauczyciela, aby ukoń­­czyć tę wielką kwestię?”. Dang powiedział: „Jest taki człowiek po­­­­­­­chodzący z Seczuanu, zwany Qin (imię inicjacyjne Yuanwu brzmiało Keqin). Chociaż nie znam go osobiście, musisz pokładać w nim swe za­­ufa­nie, a uda ci się zakończyć swą sprawę. Jeśli spotkasz go i nie zro­­­­zu­miesz całkowicie, wtedy dalej praktykuj, a w następnym życiu pojawisz się ponownie i będziesz dalej studiował zen”.

Kiedy Dahui poznał Yuanwu, ten przebywał w klasztorze Tianning [w cesarskiej stolicy Pien]. Udając się tam, Dahui powiedział sobie: „Dam sobie dziewięć lat; jeśli jego zen nie różni się od innych, i jeśli fałszywie utrzymuje, że to on ma rację, wtedy napiszę, że zen nie istnieje. Wielki tekst lub traktat jest lepszy od marnowania sił i tkwienia w tym latami. Kultywując podstawy, nie przestanę być człowiekiem buddadharmy w przyszłych żywotach”. Przybywszy do Yuanwu, przez cały dzień upraszał się o wskazówki.

Yuanwu wspomniał o przypadku Yunmena: „Wschodnia Góra spaceruje po wodzie”, i nakazał Dahui zmierzenie się z nim. Dahui zaproponował 49 odpowiedzi, jednak Yuanwu nie zaakceptował żadnej z nich. Pewnego dnia Yuanwu wstał ze swego miejsca, z którego nauczał zgromadzenie, zacytował słowa Yunmena i powiedział: „Ja ta­­ki nie jestem. Gdy ktoś mnie zapyta: »Co to za miejsce, w którym po­­ja­­­wiają się wszyscy buddowie?«, ja po prostu odpowiadam im: »Pach­nący wiatr przychodzi z południa, na tyłach pałacu wywołując lek­ki chłód«”. Słysząc to, Dahui stał się pusty i pomyślał, że osiągnął oświecenie. Yuanwu zbadał go i stwierdził, że mimo iż Dahui udało się dotrzeć do, przed i po, tak że aspekt ruchu nie pojawia się, to jednak utknął on w czystości i nagości. Zwrócił się więc do Dahui: „Nie było ci łatwo dotrzeć do tego stadium – wielka szkoda, że umarłszy nie udaje ci się powrócić do życia. Słowa i zwroty są bez wątpienia wielką chorobą, czy jednak nie słyszałeś powiedzenia:

Trzymając się urwiska, puść się –

I zaakceptuj to doświadczenie.

Po unicestwieniu, powróć do życia –

Ja nie potrafiłbym cię zwieść. 

Musisz być świadom faktu, że ta prawda istnieje”. Dahui powiedział: „Tylko w oparciu o dzisiejsze osiągnięcie, już jestem radosny i pobu­dzo­­ny; nic już więcej nie mogę zrozumieć”.

Yuanwu oddelegował Dahui, aby ten przez jakiś czas przyjmował różnych ludzi interesu, zgłaszających się do świątyni. Za każdym ra­­zem, gdy Dahui wchodził do jego pokoju po osobiste wskazówki, Yuan­­­wu wspominał wciąż to samo powiedzenie: „Posiadając słowa czy brak słów, oba są niczym bluszcz oplatający pień drzewa”. Zadając mu w ten sposób pytanie, Yuanwu natychmiast wykrzykiwał: „Źle, to nie to!”, gdy tylko Dahui otwierał usta. Dahui powiedział: „Ta prawda jest niczym pies wpatrujący się w patelnię wypełnioną rozgrzanym olejem, pragnąc go skosztować i nie mogąc, pragnąc zrezygnować i nie mogąc”. Yuanwu powiedział: „Bardzo dobrze to opisałeś – oto pułapka bez wyjścia, gąszcz ciernistych krzewów”.

Pewnego dnia Dahui powiedział: „Słyszałem, że gdy przebywałeś u Wuzu, zapytałeś go o to powiedzenie. Zastanawiam się, co też Wuzu ci odpowiedział”. Yuanwu roześmiał się, ale nic nie powiedział. Dahui powiedział: „Wtedy musiałeś zapytać o to przed całym zgromadzeniem; co cię wstrzymuje, aby powiedzieć to teraz?”. Yuanwu powiedział: „Zapytałem o znaczenie zwrotu »Posiadając słowa czy brak słów, oba są niczym bluszcz oplatający pień drzewa«. Wuzu powiedział: »Spróbuj to opisać, a nie uda ci się tego opisać całkowicie; spróbuj to narysować, a nie uda ci się tego narysować dokładnie«. Zapytałem również: »A co wtedy, gdy drzewo się przewróci, a bluszcz uschnie?«. Wuzu odparł: »To się z tym wiąże«”. Na te słowa Dahui osiągnął wyz­wo­lenie, mówiąc: „Zrozumiałem”. Wtedy Yuanwu przytoczył kilka szczególnie trudnych przypadków, aby sprawdzić Dahui, a ten odpowiedział bez wahania na wszystkie z nich. Yuanwu powiedział: „Przynajmniej teraz wiem, że cię nie oszukiwałem”. Następnie Yuan­wu uznał go za spadkobiercę prawdziwej szkoły Linji.

Po swym wielkim wglądzie Dahui powrócił myślami do kilku postaci zen, co do których miał pewne wątpliwości, i zapytał o nich Yuanwu. Yuanwu odpowiedział: „Mój zen tutaj jest jak wielki ocean: aby go pojąć, musisz wziąć ten wielki ocean i wlać go w siebie. Jeśli weźmiesz miskę, wypełnisz ją częściowo i na tym poprzestaniesz, stanie się tak dlatego, że takie są twe możliwości – co chciałbyś, żebym na to poradził? Tylko nieliczni mogą osiągnąć twój poziom. [Wśród moich ucz­niów] był jeden równy tobie, ale już nie żyje”.

Wkrótce Yuanwu podzielił się swymi nauczycielskimi obowiązkami z Dahui, demonstrując w ten sposób, iż uznał jego osiągnięcie za wystarczająco pełne, aby mógł dawać wskazówki innym. Wkrótce Dahui był już szeroko ceniony w kręgach zen. Został również zauważony przez wysokiego rangą ministra i otrzymał purpurową szatę oraz imię „Słońce Buddy”, jako wyraz cesarskiego szacunku.

Kiedy oddziały Jin zajęły stolicę Song w roku 1126, Dahui był już na tyle sławny, aby znaleźć się na ich liście; musiał uciekać na południe, by nie stać się częścią łupu. Nowy cesarz Gaozong „zaprosił” Yuanwu, aby ten zamieszkał w klasztorze Yunju, niedaleko miasta Nanzhang w prowincji Jiangxi. Dahui również się tam udał, a Yuanwu poprosił go, aby pełnił funkcję głównego mnicha. Pewnego razu jeden z mistrzów zen wystąpił przed zgromadzenie i zapytał: „Jak to jest, gdy miecz wisi dokładnie nad tobą, z ostrzem skierowanym między oczy?”. Dahui odparł: „Krew tryska aż do niebios”. Siedząc poniżej fo­­­tela nauczyciela, Yuanwu zatrzymał go, podnosząc do góry rękę i mó­wiąc: „Wystarczy! Wystarczy! Dobre pytanie, jeszcze bardziej nie­sa­­mowita odpowiedź!”.

Za każdym razem, gdy Dahui wkraczał do pokoju rozmów Yuanwu, ten zawsze wysłuchiwał, co Dahui miał do powiedzenia. Pewnego dnia po rozmowie, gdy udawali się do swoich pokoi, Yuanwu powiedział: „Jeśli spotkałbyś takiego człowieka zen jak ja, jak byś z nim postąpił?”. Dahui odparł: „Cóż by to było za nieoczekiwane szczęście! Jakby to powiedział Zongbo: będąc całe życie katem, kiedy napotykam grubasa, sięgam po nóż”. Yuanwu zaśmiał się głośno i powiedział: „To raczej ty powinieneś siedzieć w tym pokoju [i być moim nauczycielem] – przygwoździłeś mnie do ściany”. Według tradycji zen tylko ci, którzy przekraczali swych nauczycieli stawali się godnymi spadkobiercami. 

Yuanwu zapytał również Dahui, w jaki sposób przekazałby przybycie Bodhi­dharmy z Zachodu. Dahui powiedział: „Nie powinienem wciąż wymyślać poglądów ducha dzikiego lisa”. („Duch dzikiego lisa” to metafora osoby o nieposkromionej swobodzie działania; ma jednak również swój negatywny wydźwięk osoby, która nadmiernie ulega czarowi swej własnej błyskotliwości.)

Yuanwu zapytał również: „Siedzenie na głowie tygrysa, gromadzenie się na ogonie tygrysa, rozumienie źródłowego znaczenia po jednym zdaniu – który z tych zwrotów jest pierwszy (najwyższy, najznakomitszy)?”. Dahui powiedział: „To jest drugi zwrot”.

Yuanwu często powtarzał, że ostatnimi czasy zen stał się dla większości poszukujących w różnych zgromadzeniach jedynie frazesem, gniazdem. Jednak jeśli chodzi o Dahui, to głęboko go wspierał i uważał za jedynego godnego spadkobiercę przekazu nauczyciela Yuanwu, Wu­­zu Fayena. 

Kiedy Yuanwu powrócił do swego rodzinnego Seczuanu, Dahui pozostał na posterunku, budując sobie chatę na tyłach klasztoru Yun­ju. Uczniowie garnęli się do niego. Później przeniósł się ze swą aktywnością nauczycielską na południowy-zachód do Fujian. W roku 1137 otrzymał cesarskie wezwanie do zamieszkania w świątyni zen na gó­­rze Qingshan, w pobliżu nowej cesarskiej stolicy Lingan (Hangzhou). W przeciągu roku zebrało się wokół niego ponad tysiąc uczniów, i Dahui zasłynął jako wielki odnowiciel zen szkoły Linji. Minął jeszcze rok, a zgromadzenie liczyło już 1700 uczniów.

Wysokie kręgi rządowe nie były zgodne w kwestii przyszłości ce­­sarstwa: czy należałoby wyruszyć z ofensywą przeciwko Jin w celu od­zyskania północnych Chin, czy też raczej zadowolić się scaleniem terytoriów południowych. Reperkusje tych politycznych walk dosięgły Dahui, gdy znany mu jeden z wysoko postawionych dworzan naraził się premierowi za sprzeciwianie się jego ugodowej polityce, i dlatego on i wszyscy jego domniemani poplecznicy zostali skazani na wygnanie. Dahui pozbawiono cesarskich zaszczytów i świadectw, i został zesłany ze stolicy najpierw w zacofane okolice południowo-wschodniego Huna, a następnie w malaryczne regiony Guangdong. Oczywiście kontynuował nauczanie zen, i mówi się, że pewnego lata oświecił trzynastu uczniów. Syn z królewskiego domu, lokalny władca, był pod wielkim wrażeniem po wysłuchaniu jednej z mów Dahui. Człowiek ten sprawił, że Dahui został oczyszczony z zarzutów; w wieku 68 lat, po 15 latach nieobecności, powrócił do serca imperium. Został najpierw wysłany do świątyni na wschód od stolicy, a następnie z powrotem do Qingshan. Później poprosił o zwolnienie z oficjalnych świątynnych obowiązków, i w 1161 r. pozwolono mu przejść na emeryturę i osiąść w „Sali Błękitnego Księżyca” w Qingshan.

Kiedy jego dawny przyjaciel wstąpił na tron w roku 1163 jako ce­­sarz Xiaodong, Dahui trafił pod cesarską kuratelę. To właśnie ten cesarz nadał mu tytuł „Mistrza Zen Wielkiej Mądrości”, z którego po­­chodzi imię Dahui, i to również on sprawił, że kilka lat po śmierci Da-hui jego słowa trafiły do Wielkiego Kanonu.

Był rok 1163, dziewiąty dzień ósmego miesiąca, gdy Dahui wykazując oznaki choroby zwrócił się do zgromadzenia mnichów, mniszek i ludzi świeckich słowami: „Jutro odejdę”. Godzinę lub dwie przed świ­­­tem, gdy Dahui napisał już swą ostatnią wolę i list do cesarza, usługujący mu mnich poprosił go o pożegnalny wiersz. Poważnym gło­sem mistrz odpowiedział: „Bez wiersza bym nie umarł”. Wziął do ręki pędzelek i napisał: 

Narodziny są takie-jak-to,

Śmierć jest taka-jak-to.

Wiersz czy nie wiersz,

O co tyle hałasu?

Następnie wypuścił z dłoni pędzelek i zmarł. Żył 75 lat, z których 58 spędził w stanie zen. Zapiski jego nauk zostały zebrane przez jego uczniów. 

Kwiaty na bagnach

do Li Hien-ch’en

1 Oczyść umysł 

Budda powiedział, że jeśli chcesz poznać krainę stanu buddy, musisz uczynić swój umysł czystym jak pusta przestrzeń i pozostawić za sobą fałszywe myślenie i wszystkie przywiązania, tak aby twój umysł stał się wolny od przeszkód, gdziekolwiek by się nie zwrócił. Kraina stanu buddy nie jest jakimś zewnętrznym światem, w którym istnieje jakiś formalny „Budda”; jest to kraina mądrości samooświeconego mędrca.

Kiedy poweźmiesz decyzję, że chcesz poznać tę krainę, nie będziesz potrzebował ozdób, kultywowania ani urzeczywistnienia, aby ją osiągnąć. Musisz zmyć ślady skalań z zewnętrznych wrażeń, które pojawiały się w twoim umyśle od początku czasu, [tak aby twój umysł] stał się szeroki i otwarty jak pusta przestrzeń, wolny od wszelkich przywiązań rozróżniającego intelektu, a twoje fałszywe, nierzeczywiste i pró­­ż­ne myśli również stały się jak pusta przestrzeń. Wtedy ten cu­­downie wolny od wysiłku umysł nie będzie napotykał nigdzie żadnych przeszkód.

do Hung Po-ch’ong

2 Wolność od umysłu 

Dawny mistrz zwykł mówić: „Szukając wołu, najpierw trzeba odnaleźć jego ślady. Studiując Drogę, odnajdź wolność od umysłu. Tam gdzie są ślady, tam musi być i wół”. Drogę wolności od umysłu łatwo jest odnaleźć. Tak zwana „wolność od umysłu” nie polega na bezruchu i niewiedzy ziemi, drewna, dachówki czy kamienia; oznacza ona, że umysł jest uspokojony i niewzruszony, wchodząc w kontakt z różnymi sytuacjami i okolicznościami; że nie lgnie do niczego, lecz jest czysty zaw­sze i wszędzie, wolny od jakichkolwiek przeszkód; że nie zostaje skala­ny, jednak nie tkwi w nieskalaniu; że postrzega ciało i umysł jako sen i ułudę, jednak nie tkwi w perspektywie pustej nicości snów i ułudy. Dopiero kiedy osiągnie się tego rodzaju krainę, można to nazwać praw­­dziwą wolnością od umysłu. Nie, nie są to czcze słowa: jeśli nie osiągnąłeś prawdziwej wolności od umysłu i zadowalasz się tylko słow­­nymi wyjaśnieniami, czym różni się to od wypaczonego zen „ci­­chej iluminacji”? 

„Po prostu dotrzyj do korzeni, nie przejmuj się gałęziami.” Opróż­nianie umysłu jest korzeniem. Kiedy już osiągniesz korzeń, czyli podstawę, wtedy wszelkiego rodzaju słowa i wiedza, i wszystkie twe codzienne działania pojawiające się w odpowiedzi na napotykane osoby i okoliczności, w tylu niepowodzeniach i rozczarowaniach, w radości i gniewie, dobru i złu, korzyści i stracie – wszystko to będą sprawy trywialne, gałęzie. Jeśli potrafisz być spontanicznie świadomym i bystrym napotykając różne okoliczności, oznacza to, że nie występuje tu żaden brak ani nadmiar. 

do Li Hien-ch’en

3 Opiekuj się wołu

Skoro studiujesz tę Drogę, w takim razie nigdy, spotykając się z ludźmi i reagując na okoliczności, nie możesz pozwolić, aby twe niewłaściwe myślenie trwało. Jeśli nie potrafisz przejrzeć go na wylot, to wtedy, gdy pojawia się niewłaściwa myśl, musisz szybko skupić swą umysłową energię, aby oderwać się od niej. Jeśli będziesz zawsze po­­dą­żał za tymi myślami i pozwalał, aby one nieprzerwanie się pojawiały, nie tylko staną się one przeszkodą na Drodze, ale również uczynią z ciebie człowieka pozbawionego mądrości.

Kiedyś dawno temu Guishan zapytał Leniwego An: „Jakiego rodzaju prace wykonujesz przez cały dzień?”. An powiedział: „Opie­kuję się wołu”. Guishan zapytał: „W jaki sposób się nim opiekujesz?”. An po­­wie­­dział: „Za każdym razem, gdy włazi w zboże, ciągnę go z po­­w­­­rotem za nos”. Guishan powiedział: „Rzeczywiście zajmujesz się wołu!”. Ucz­­niowie studiujący Drogę, kontrolując niewłaściwe myś­lenie, po­­win­­­ni być jak Leniwy An opiekujący się wołu; wtedy stopniowo samo z siebie następować będzie zdrowe dojrzewanie praktyki.

do Li Hien-ch’en

4 „Nie chwytaj cudzego łuku”

„Nie chwytaj cudzego łuku, nie ujeżdżaj cudzego konia, nie wtrącaj się do cudzych spraw.” Chociaż to pospolite powiedzenie, i ono może być pokarmem zachęcającym do wkroczenia na Drogę. Po prostu nieustannie badaj samego siebie: od rana do nocy, co czynisz, aby pomagać innym i sobie? Jeśli zauważysz choćby najmniejszy ślad stronniczości albo niewrażliwości, musisz sam siebie strofować. Nie zanied­buj tego!

Kiedyś dawno temu mistrz zen Daolin mieszkał na wysokiej sośnie na górze Xinwang; w owych czasach ludzie nazywali go „Mnichem Ptasie Gniazdo”. Kiedy minister Bo Zhuyi był dowódcą Qiantang, od­­był specjalną podróż w góry, aby się z nim spotkać. Bo powiedział: „Mistrzu, tam gdzie siedzisz, to dość niebezpieczne miejsce”. Mistrz po­­­­wiedział: „Ja być może jestem w wielkim niebezpieczeństwie, jednak ty jesteś w jeszcze większym”. Bo powiedział: „Ja jestem dowódcą w Qiantang; cóż może mi się stać?”. Mistrz powiedział: „Paliwo i ogień są połączone, świadomość i tożsamość odchodzą: jak mógłbyś nie być w niebezpieczeństwie?”.

Bo