Koniobójca - Jan Paweł Krasnodębski - ebook

Koniobójca ebook

Jan Paweł Krasnodębski

3,0

Opis

Nowa powieść Jana Pawła Krasnodębskiego ukazuje dziwną, surrealistyczną krainę,
po której miota się główny bohater, prezes komitetu wyborczego partii Widmo, Stefan Stilnoks. Postanawia on pewnego dnia przejąć władzę w spragnionej alternatywnych rządów ojczyźnie. Staje się narzędziem gry, którą toczą między sobą jego współpracownicy, zdradzieckie wielbicielki, europejska arystokracja i agenci obcych wywiadów.
Powieść pełna jest absurdalnych scen i zaskakujących zdarzeń, które dzieją  się na granicy rzeczywistości. Posługując się groteską, Krasnodębski oddaje pełen paradoksów aktualny klimat polityczny Polski. Tworzy gorzki obraz kraju, w którym toczy się swoisty ping-pong między różnymi siłami, prowokując nas jednocześnie do pytania, kto faktycznie jest owym tytułowym koniobójcą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 212

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (16 ocen)
3
2
6
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja i korekta JADWIGA KWIECIEŃ

Projekt okładki

MAREK J. PIWKO

Zdjęcia na okładce

© CLIFF PARNELL

© Joseph Justice

Redakcja techniczna

DAMIAN WALASEK

Skład i łamanie

EWA MIERZWA

Wydanie 1, Chorzów 2012

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3 C

tel. 32-348-31-33, 32-348-31-35

fax 32-348-31-25

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

www.dictum.pl

© Copyright by Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2012

© Copyright by Jan Paweł Krasnodębski

ISBN 978-83-7835-091-0

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Małgosi Gołąbek

Basi Głowackiej

Osoby:

Stefan Stilnoks (Grzegolski) – prezes komitetu wyborczego, Widmo”

Tadeusz Zdrój – prawa ręka Stefana

Baron Bezmiar-Sprawiedliwy – zastępca, wiceprezes

Andrzej Zubero – szofer

Słotwiński Jerzy Król – król

Phil – przyjaciel w Pensylwanii

Janusz Listonosz Sojowy – listonosz

Gamuś, Deltuś, Becik, Asiu – dawni koledzy

Dobrawa – szef partii zwalczającej Stilnoksa, człowiek ekipy rządzącej

Józef Kościelny – mężczyzna w Piątku

Wójt Piątku

Koziołek Matołek – pomnik w Pacanowie

Monika Garnek – Samoobrona

Marta Burak – telewizja Polsat

Henrietta Maria Burbon – Księżna

Maria – wnuczka Księżnej

Marko Kołako – pisarz

Jan od Wody – specjalista

Mariusz Jurajski – malarz

Kuracjusz Beskidzki – kuracjusz

Miecio Aqua Minerale – uchodźca

Kropla Beskidu – generał

Dr Dzida – lekarz

Gajowy – gajowy

Zosia, Asia, Tuberkula – służba od gajowego

Wiola-Basia Złocieniecka – komandos, dziewczyna Stefana

Wiola Różańcowa – następne wcielenie ww.

Iwona Hrubieszewka – wielbicielka Stefana

Sonia Leżajska – wielbicielka Stefana

Mira Muszynianka – przyjaciółka Stefana, magister

Dominika – dziewczyna z ławki plus dziecko

Saskia – wielbicielka

Ola Piwniczanka – studentka

Magda Cisowianka – wywiadowca u Króla

Wrona Jaruzela

Gołąb Marcin

Członkowie rządu

1.

Stefan Stilnoks budził się… „Życie chodzi, życie tyka, lecz na króla wy-bie-rze-my nieboszczyka, ka-ka…” – falsetem śpiewał budzik w kształcie trupiej czaszki.

Stefan Stilnoks wstał.

Ponure życie! Tik-tak, tik-tak… – powiedział. – O, kur...!!! Nigdy w życiu! – wykrzyknął wściekle.

Miał sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i zupełnie łysą czaszkę.

W służbowym domku, gdzie się znajdował, okna wychodziły na wszystkie strony świata. Nie miał nawet służby gotowej do zaparzenia i podania kawy

Gniotąc paczkę Marlboro 100 „Palenie poważnie szkodzi Tobie i osobom w Twoim otoczeniu”, wyłuskał trzy papierosy, pstryknął zapalniczką. Ławica dymu snuła się w kierunku powieszonej na ścianie wielkiej mapy.

Baranów Sandomierski! – krzyknął. Splunął w stronę okna i zaczął kaszleć. – Przeklęte faje! Koniec! – deptał niedopałki.

Miał dość. Miał dość wszystkiego od samego urodzenia. Ale teraz miał dość tych przeklętych garniturów. Wywalał ubrania z szafy, rozrzucał po kątach. Wreszcie znalazł stare dżinsy i włochaty sweter. Był zadowolony

Wziął z biurka wielki długopis i stanął przed mapą. Dwoma zamaszystymi ruchami przekreślił ją na ukos. Linie łączyły się pośrodku w okolicach województwa łódzkiego. Zaznaczył w tym miejscu niewielkie koło.

– Tak… – powiedział. – Jest dobrze!

Odwrócił się błyskawicznie, stanął w pozycji karateki, z olbrzymią siłą wyrzucił prawą rękę, potem lewą, gwałtownym kopniakiem rozhuśtał sufitową lampę. Nic nie stracił ze swej kondycji.

Nadszedł czas działania.

Stefan Stilnoks wystukiwał numery w małym telefonie.

– Żywiec Zdrój?! Tak, tu prezes. 15,20 Baranów Sandomierski. 18,10 Pacanów. Zbierz ekipę. Umów Kryniczankę. 19,15 powrót. Bez odbioru!

– Zubero?! No, gdzie ty łajzo, ofermo, ty gnido, czekam i czekam, żeby mi to ostatni raz!!!

– Tak, panie prezesie… A jaka flaga dzisiaj?

– Różowa.

– Pędzę, panie prezesie!

Chodził po mieszkaniu zacierając ręce. Wiedział, że droga do Księżnej eM nie jest łatwa, ale wiedział też, że ma w sobie tyle sił, tyle sił!!!

Pod dom, warcząc straszliwie, podjechała złota limuzyna marki Trabant combi z czarnymi literami: www.sluzbyspecjalne.dobrawa.com.

Stefan Stilnoks zdjął z wieszaka srebrną perukę, wsunął stopy w wysłużone sportowe buty marki Nike i dziarsko wyszedł na dwór.

Drzwi limuzyny otworzyły się bezszelestnie.

Był drugi dzień lutego, godzina 10,03, świeciło blade słońce i leżały resztki śniegu.

Limuzyna pędziła przed siebie.

Jestem piękny! – stwierdził patrząc w owalne lusterko. Delikatnie czesał swoje srebrne włosy

Wyjął dokumenty ze schowka.

„Kocham Cię za te wszystkie piękne chwile, za to, że pozwoliłeś mi poznać Swoją nieprzeciętną osobowość, za to, że pozwalasz mi być tak blisko siebie, oraz za to, że tak pięknie całujesz moją dłoń” – przeczytał. – Tak, tego nigdy Księżnej nie wybaczę! – powiedział.

– Szybciej, ofermo!!! – wrzasnął.

Wskazującym palcem prawej dłoni dotknął miejsca pomiędzy brwiami, naciskał mocniej, ogarniał go mrok, w który łagodnie się zapadał.

Wrzesień

Znikały chmury układające się w baranki. Zażywaj deprim! – słyszę w radio. – Mamo, ty się wreszcie uśmiechasz! Rany boskie! – Ojcze, dawaj na piwo, bo nie pójdę do budy, a ty, matko, przygotuj amfę, jeśli chcesz, żebym poprawił chemię.

Październik

To miał być brydż, ale zrobił się poker. Asiu, Becik, Deltuś, Gamuś. Z Gamusiem kończyłem studia. Becik był bezrobotnym gangsterem. Leniwie sączyliśmy trunki. Graliśmy jakby od niechcenia. Świtało.

– No! Teraz poważnie – usłyszałem. – W ciemno po tysiąc euro.

– Podbijam do trzech!

– Do pięciu!

Trzymam pięć kart w dłoni. Powoli je rozsuwam. O, trzy dziewiątki! Nieźle!

– Dziesięć tysięcy! – mówię.

– I jeszcze dziesięć! – to Gamuś.

– Jest.

Reszta odkłada karty.

– Dwie – mówię.

– Jedną – słyszę.

Przemieszczam karty w dłoni. Trzy dziewiątki mam. Czuję karetę. Widzę waleta.

– Pięćdziesiąt tysięcy! – mówi Gamuś.

Patrzę na niego. Zawsze się rumienił w kontaktach z dziewczynami. Teraz jest blady jak ściana. Odkrywam ostatnią kartę. A niech to! Grażynka!

– Beze mnie – mówię.

Koleś zbiera banknoty do wielkiej torby. Rzuca karty. Miał trzy szóstki, asa i Małgosię. A ja pękłem przy dziewiątkach.

Dzwonię do żony.

– Będę za jakieś dziesięć lat – mówię.

Zdejmuję ze ściany dubeltówkę i budzę się z ręką na komputerowej myszy.

Listopad

Obudziło mnie. Syreny, błyski, hałas. Wyglądam przez okno. Policja, straż, pogotowie. Jak w filmie. I dużo ludzi. I jakieś potworne wycie.

Kupując rano gazetę dowiedziałem się, że trzydziestoparoletni informatyk popełnił samobójstwo. Wyskoczył z okna. To był parter. Ten bardzo miły, spokojny pan tydzień temu przeprowadził się z wysokiego piętra do większego parterowego mieszkania. Podobno nic mu się nie stało i zabrali go do psychiatryka.

Uspokoiłem się i czytam gazetę „Dziennik Zachodni”. Obok biskupa Pieronka i Buzka Jerzego prosto z Brukseli, przeczytałem:

„…Pracownik Miejscowego Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji poinformował na piśmie, że jeden z dyrektorów firmy masturbuje się w pracy – w związku z tym zachodzi konieczność przebadania pod względem biologicznym wody pitnej… ” O, rany! – myślę. Zastanawiam się, gdzie to ja właściwie teraz pracuję…

Odłożyłem gazetę i pobiegłem po mineralną. Było napisane, że Muszynianka. Postanowiłem się z nią zaprzyjaźnić, na wszelki wypadek, aby mieć alibi jako Stefan eS.

***

Stefanie,

Bardzo ciekawi mnie Twój nowy program wyborczy – związek z kobietami palącymi… niesamowite, że można „kategoryzować” bliskie osoby, np. ze względu na ich nałogi… myślę, że w Twoim życiu było bardzo dużo kobiet… powiedział mi kiedyś mężczyzna-bliski, że jak miało się dużo kobiet, to zasadniczo ciągle się czegoś szuka – i nie zawsze się wie, czego… – najlepiej, jak można byłoby mieć tę jedną jedyną – „od urodzenia” – ale to nie jest w naturze bliźniaka – prawda? Ciekawość? Wyzwania? Sprawdzenie się? „Powiew” np. kobiety? To daje siłę i poczucie niezależności, wolności itp. Zawsze robienie tego, co się chce… i niekoniecznie liczenie się z uczuciami innych… Jestem ciekawa, jak postrzega związek mężczyzna-palący, z kobietą-palącą? Czy te niepalące są inne, niepotrafiące doznawać tego „łechtania w przysadkę”, gderające o szkodliwości nikotyny, czepiające się smrodu ciała, włosów itd. Będące na straconej pozycji – bo i tak dostaną dawkę dymku od palacza-egoisty? Pewnie tak, ale nie zawsze… ja nie palę nałogowo, może dla tego, że nie potrafię się zaciągać. Palę zazwyczaj, gdy ślęczę przy komputerze, coś piszę, próbuję zebrać myśli… dym-przyćmienie mózgu powoduje, że mam poczucie twórczej atmosfery… nie cierpię, gdy np. w pracy zawodowej, przy okazji spotkań, zebrań itp. ktoś pali w moim towarzystwie… przeszkadza mi to bardzo i mówię o tym, a gdy palacz mimo to pali, to odbieram to jako brak szacunku, lekceważenie, czysty egoizm… często mi żal palaczy, że są „bezwolni”, zależni od papierosów. kiedyś byłam „w związku” z mężczyzną, który dużo palił mocnych papierosów. to, co nas łączyło, to było coś bardzo wyjątkowego… szaleństwo… nie przeszkadzało mi to, że on palił, a wręcz przeciwnie, często prowokowałam go do tego, aby zapalił… tak pięknie opowiadał o „łechtaniu w przysadkę”… on z przekory często nie chciał palić, trząsł się, gdy widział, jak ja „niby palę”, był dla mnie, był niewolnikiem… cudny z papierosem i bez… choć on nigdy nie liczył się z innymi, nie myślał, że komuś to może przeszkadzać. Osoby niepalące – jego zdaniem

– miały „ograniczenia zmysłowe” i wiele traciły (z czym kompletnie się nie zgadzałam)… on był osobą uzależnioną… też od narkotyków. nie wiem właściwie, dlaczego Ci o tym piszę, zaintrygował mnie Twój nowy program wyborczy… i nasunęły się wspomnienia, a może dlatego, że nie mówiłam o tym nikomu, nie pisałam, a do Ciebie przecież mogę pisać o wszystkim,prawda?

Jestem b.b. ciekawa, jakie były te Twoje związki… po przeczytaniu Twoich przemówień poczułam jakąś więź… emocjonalną, uczuciową… z ich autorem… którego natura obdarzyła „dwoistością”… „bliźniaczym charakterem”… wierzę w gusła, uroki… itp., więc wszystkie Twoje historie są dla mnie… karmą dla zmysłów., więc jak to jest z tymi kobietami?

Twoja

Wiola Złocieniecka

***

– Panie prezesie! Dojeżdżamy! – usłyszał Stefan Stilnoks.

– Przekleństwo! – wymamrotał. – List!

– Tak jest! Ale jaki list!?

– Nieważne! Wysyłaj szybko! Muszę tę sprawę mieć za sobą. Gotowy?!

– Na wszystko, panie prezesie!

– Więc pisz!

– Czekam…

– Kochanie Złocienieckie!…

– Tak. To wszystko?

– Ty ośle! Pisz!

– Już piszę!

– Nie było ich wcale. Robiłem to zawsze sam. Podpis.

– Rozumiem. Prezes?

– Tylko imię.

– Gotowe!

– Nie chce mi się, Zubero… Nie chce mi się wychodzić do tej hołoty!

– Piękne powitanie! Ale pan się zaziębi, panie prezesie, w tym sweterku. Momencik!

Limuzyna gwałtownie zahamowała, Zubero, nie gasząc silnika, wysiadł prężnie i wbiegł do sklepu z napisem: „Odzież zachodnia dla wybranych! Tylko u nas! 4 zł!” Po chwili był z powrotem z olbrzymim białym płaszczem i aksamitnym szalem.

– Co to za luksusy, bydlaku?! – Stefan Stilnoks zapalał trzy papierosy marki Dunhil „Palenie zabija!”

– Mróz chwycił! Pan popatrzy, panie prezesie!

Malownicze miasteczko z pięknym zamkiem błyszczało wszelkimi kolorami. Powiewały różowe transparenty z ozdobnym napisem: „Wyborco! Nie jesteś sam! Stefan Stilnoks jest z Tobą!”

– Nawet, nawet… Ale dlaczego ten róż, Zubero?

– Życzył pan sobie różową flagę, panie prezesie, więc kazałem dać na różowo!

– Jak Ukraina!

– Tam była pomarańcza, prezesie!

– Niech będzie! – wypluł papierosy i rozkaszlał się. – Załatw flachę!

– Tak jest! Podjadę bliżej! Niech to! Gaz do dechy!

Limuzyna z wielką prędkością wjechała w tłum, przebiła go i zatrzymała się przy zamkowym przedsionku.

– Draniu! Zabiłeś kilku…

– Dobry chwyt wyborczy, panie prezesie! – odparł Zubero.

– Stefan! Stefan! Stefan! – skandowano ze wszystkich stron.

– Witam wszystkich! Proszę o spokój! Pragnę wygłosić przemówienie bez kartki, moi drodzy rodacy! – oznajmił Stefan Stilnoks. Narzucił na ramiona płaszcz i owinął się szalem.

– Brawo!!!

– Stilnoks! Stilnoks!

– Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, przyjechał do nas dobry duch… Stefan!!! Stefan!!! Zostań z nami! Zostań z nami!

– Jestem, kochani! I pragnę wam powiedzieć, że nigdy was nie opuszczę! Pozwólcie mi powiedzieć parę ważnych słów – Stefan Stilnoks poczuł delikatne szturchnięcie. Odwrócił się, z rąk Zubero wyrwał butelkę. – Zdrowie zebranych! – Wypił, skrzywił się i splunął.

– Kochamy cię!!! – krzyczano.

– Jestem taki sam jak większość z was. Palę, piję i golonkę lubię!

Rozległ się olbrzymi szum i wzmogło się skandowanie:

– Stil-noks!!! Stil-noks!!!

– Rodacy! Drodzy moi! Jeśli transparenty wiszące wokoło są prawdą, to one naprawdę są prawdą! Jestem z wami! Lecz teraz poproszę o wielkie skupienie…

– Słuchamy cię! Kochamy cię! Słuchamy cię! Ste-fan!!! Ste-fan!!!

– Nie przybyłem do was, moi drodzy, dla rozrywki, choć chętnie byłbym wraz z wami w tym patriotycznym tłumie. Rodacy! Nastał czas zmian, gruntownej przebudowy. Przebudowy od podstaw Nie będę długo mówił, żebyście nie marzli i mogli wrócić do swoich domów i odpocząć. Lecz jeśli włączycie telewizor, na pewno nie odpoczniecie! Każda wiadomość o kilka minut skróci wasz wspaniały żywot. Staliśmy się pośmiewiskiem świata, takie słuchy dochodzą już zewsząd. Nawet Eskimosi wyją ze śmiechu! Wszyscy się śmieją, lecz my sami nie potrafimy się już śmiać, a nawet uśmiechać. Snujemy się ze spuszczonymi głowami i jeden boi się drugiego, jesteśmy jak zwierzyna chroniąca się przed odstrzałem. A wszędzie czają się wyborowi strzelcy! Oni są wyborowi po wyborowej, a pozwolenia na broń nikt im nie dał…– Stefan Stilnoks zawiesił głos i spojrzał w górę. Niebo było pokryte gwiazdami, a dochodzący pełni księżyc wyraźnie się do niego uśmiechał.

Tłum wrzeszczał.

– Drodzy moi! Mieliśmy kiedyś Okrągły Stół, jaki on był okrągły, a jak kanciasty, możemy dowiedzieć się od Łysiaka. Dla mnie była to gówniana ławka!!!

– Jesteście wspaniali, ale proszę o ciszę!…Pan Mazowiecki coś grubo chciał zakreślić, a ponieważ niewiele wiedział, to tylko stać go było na publiczne omdlewanie. Cóż! 1990. Co za piękny rok! Po generale uznaniowym mamy prezydenta! Lecha, oczywiście, wykształconego noblistę. Krajem ktoś rządzi albo nikt nie zarządza. Iluż ich już było!!?? Pawlak jakiś tam, Suchocka z miasta Kalisza, mecenas Olszewski, szybko usunięty przez tajne służby. Lecz jakże wolni zostaliśmy, panie i panowie! Zachodnich samochodów i coca-coli nie trzeba było ukrywać. Emeryci mogli wreszcie za swoje oszczędności pobudować domy! O, tak! Pieniądz lał się szerokim strumieniem. Dla tych wybranych i ich kolesiów. Koniec z tym! Mamy rok 2007! Witaliśmy go przygnębieni, nieliczni otumanieni bogactwem, olbrzymia większość zniechęcona biedą. Wymieramy!

– Uciekamy! Kto tylko ma zdrowe nogi, pędzi na Zachód! Gna jak szalony. Nie wraca. Geniuszy i autorytetów już na palcach zliczyć można. W każdej chwili autorytet okazać się może zdrajcą narodu, kapusiem, szmatą, donosicielem. W poszukiwaniu haków większość sama powinna na hakach zawisnąć. I wisieć do następnej wiosny!

– Drodzy moi! Dzieci wzajemnie się mordują, chociaż w szkołach wiszą krzyże. Bandytyzm rośnie! Sąsiad z lękiem patrzy na sąsiada. Wymyślono Adama Małysza, byśmy choć trochę się cieszyli! Nasz Ojciec Święty odszedł już do Pana Swego i brakuje go nam…większości, lecz układana historia może pokazać, że też donosił, pożal się, panie Boże. Poeta Herbert donosił i nieważne, że nie donosił. Księża donosili albo nie donosili. Wspaniały Kapuściński, wspaniały Lem! Kto wie, czy jutro nie dowiemy się z tych łajdackich gazet, że też byli kapusiami! Wynika z tego, panie i panowie, że już nie ma tych, którzy nie współpracowali! Każdy i w każdej chwili może zostać TeWu.

– Rodacy! Pragnę przedstawić wam program najważniej szych moich posunięć. Dawno temu do odległego Marylandu musiała wyjechać nasza Księżna. Czynię daleko posunięte starania, by jej praprapra-wnuczka powróciła do kraju i godnie prezentowała państwo pod tytułem Pollska. Tak, Pollska! Dodamy jedno el, el jak litość. Jak litania. Jak lekkość. Tak, jak „Nieznośna lekkość bytu”. Litości!

–Księż-na!!! Księż-na!!! – krzyczał tłum.

– Poll-ska!!! Poll-ska!!! Nie ma wolności bez litości!!!

– Proszę o spokój! Zanim Księżna zasiądzie na tronie, czeka nas bardzo wiele pracy! Po pierwsze: podział kraju. Nie rozgrabianie, ale terytorialny podział. Kiedyś mieliśmy totolotek w województwach, dziesięć lat temu dostojny AWS, oprócz zdrowia typu umieralność, edukacji typu garbate dzieci, reformy emerytalnej typu zdychaj z głodu, zafundował nam szesnaście ośrodków wypoczynkowych i ogłosił triumfalne zwycięstwo. Pora z tym skończyć! I właśnie od tego końca pragnę zacząć, moi kochani!

– Punkt 1. Dzielimy kraj na cztery Osłony! Już nie województwa, tylko Osłony! Musimy być dobrze, bezpiecznie osłonięci.

– Punkt 2. Likwidacja Warszawy. Wystarczy! Już dość tej wsi Warszawki, moi kochani! Zostaje z niej tylko Pałac Kultury, który, jak wiecie, stał się narodowym zabytkiem typu pamiątka po Stalinie. Lecz Pałac Kultury nie będzie stał w Warszawie, bo Warszawy nie będzie. Oprócz Osłon zaistnieje niewielki obszar w samym środku naszego kraju, miasteczku Piątek, teren-enklawa. Pałac Kultury tam właśnie zostanie przeniesiony! Jest to trudne zadanie, ale będzie wykonane. Odpowiednie ekipy już nad tym pracują.

– Panie i panowie. Wracam do punktu pierwszego. Osłona musi mieć swoją stolicę, którą nazwiemy Stadniną. Pragnę oznajmić, iż po wielu konsultacjach Stadniny zostały ustanowione. I otóż, moi drodzy, Osłona Wschodnia to Biała Podlaska…

– Laska!!! Laska!!! Ste-fan!!!

– Proszę o ciszę! Biała Podlaska. Północ, po zażartych obradach, kandydatach typu Malbork, Elbląg, Bartoszyce, Grudziądz, Łeba i inne… zwyciężyła Ustka! Proszę o brawa dla Ustki! To wspaniała Stadnina dotykająca naszego niczym nieskażonego Bałtyku.

– Chustka! Chustka!!!

– Cieszy mnie wasz entuzjazm! Osłona Zachodnia będzie miała swoje starostwo w.

– Tylko nie Marcinkiewicz! – rozległ się dziki okrzyk.

– Krośnie Odrzańskim – powiedział Stefan Stilnoks. –W Osłonie Południe po zażartych dysputach w Wadowicach… zwyciężyła Wieliczka!

– Brawo!!!

– Stefan! Ste-fanie! Ko-cha-ją cię wszystkie panie!!!

– I to byłoby na tyle, drodzy! Spójrzcie na niebo, popatrzcie w gwiazdy, popatrzcie na księżyc. On świeci dla nas!

– Na premiera księżyc! Na ministrów gwiazdy!

– Andrzej Gwiazda! Doda!!! Do-da!!! Elektroda!!!

– Cisza! – Stefan Stilnoks podniósł w górę butelkę.

– Wasze zdrowie! Mogę odpowiedzieć na pięć pytań, inne wątpliwości proszę przekazać mojemu wspaniałemu… – wskazał na stojącego obok Tadeusza Zdrój.

– Jaki jest pana stosunek do jazdy na światłach przez cały rok?!

– Mamy demokrację, kochani! Tutaj każdy może odpowiedzieć sobie sam. Absolutna dowolność, tak w dzień jak i w nocy

– Pana stosunek do Doliny Rospudy?!

– Popieram ekologów!

– Co z naszymi dziurawymi drogami?!

– Pora skończyć z tą wątpliwą oryginalnością. Planuję drogi szybkie, ośmiopasmowe. Autostrady będą nadziemne!

– Jak pan ocenia obecnego prezydenta?

– Bez odpowiedzi. Ale sympatyzuję z małżonką.

– Jaki jest pana stosunek do pedofilów?

– Dziękuję!… Skończyliśmy… – Stefan Stilnoks położył na ziemi butelkę i zniknął w zamkowym wnętrzu.

– Panie prezesie!… Pan taki blady…– odezwał się Zubero.

– Obiad!!! – wrzasnął Stefan Stilnoks.

Wyjął papierosy Pall Mall „Palenie tytoniu powoduje śmiertelnego raka płuc”. Zaciągał się z lubością. Był zmęczony. Te przemówienia kosztowały go wiele zdrowia. Ujrzał wielką kaczkę na złotym półmisku.

Żegnano go owacyjnym rykiem.

Byli już spóźnieni. Zubero włączył koguta i gnali 220. Nagle odezwał się radiotelefon.

– Tu Kryniczanka, tu Kryniczanka! Wiec odwołany!!! Zadyma w Pacanowie! Koziołek Matołek ujawniony! Bronimy przed linczem! Bez odbioru!

– Na rany Boga! – powiedział Stefan Stilnoks.

– Zjeżdżaj na pobocze, Zubero!

– Tak jest! – skręcili w obszar stacji benzynowej.

– Co za banda! Nawet Koziołek…

– Niech pan nie płacze, panie prezesie! – powiedział Zubero. – Takie życie!

– Ty, draniu! – odparł Stefan Stilnoks. – Trzeba skończyć z tą butelką niby-alkoholową, jeszcze abstynencję stracę…

– Tak jest! Red Bull?

– Może być. Doda mi skrzydeł!

Do samochodu podchodził mężczyzna średniego wzrostu z torbą pocztową na ramieniu.

– Strzelać? – zapytał Zubero.

– Poczekaj…

Mężczyzna pukał w szybę pancerną.

– Czego chcesz? – zapytał Stefan Stilnoks, uchylając okno.

– Sojowy jestem. Janusz. Listonosz.

– Stefan. Prezes.

– Widzisz… taka sprawa… Rozumiesz?…

Wyjął banknot i podał.

– Na razie! – usłyszał.

– Przeklęta ubecja! – powiedział. – Muszę zadzwonić! Przecież kumpel ma urodziny. – Cześć, Phil!

– Serwus Stil!

– Miło cię słyszeć, draniu!

– Cieszę się, że dzwonisz, łobuzie!

– I jak, Phil? Wyszedłeś?

– A, wyszedłem sobie, co mi tam, Stil!

– To kiedy wiosna?

– Powinna przyjść. A jak nie przyjdzie, to przyjdzie. Wiesz, Stil, że bajeruję.

– Jasne, Phil. Zawsze byłeś w tym dobry

– Staram się tak od lat. Dlatego się nie starzeję.

– Też tak się staram, ale różnie bywa, przyjacielu!

– Ty możesz mieć trudniej, Stil.

– Właśnie, Phil!

– Ale pociesz się, że u nas też kartofle rosną. Całe pagony.

– Dzięki, bracie! Ale naprawdę nie widziałeś?

– Nie, Stil! Dobrze nie patrzyłem, ale nie widziałem.

– Więc przyjdzie?

– Tak prasa pisze. Prawdę mówiąc to ja go nie mam od lat.

– O, kurczę! A viagra?

– Mów głośniej, Stil! Zagłuszają…

– Właśnie ogłosiłem nowy podział kraju, Phil.

– W takim razie był na to najwyższy czas, Stil.

– Zadyma będzie!

– Trzymam za ciebie!

– Dzięki! A jak tam w Marylandzie?

– Powolutku.

– Wiesz, Phil, Księżnę muszę sprowadzić.

– Mów głośniej, Stil! Wyrzutnia rakiet tu jest, muszę kupić aparat na uszy.

– Rozumiem. Jak zrobię tu porządek, to przyjedziesz, co nie, Phil?!

– No, przyjacielu…

– Pół wieku to potrwa, ale my jesteśmy Niepokonani, no nie, Phil?

– Jakby inaczej. Też sobie często to nucę.

– Mówiłem o Księżnej.

– Jasne. Uważaj na Potomac, Stil. Potworna rzeka!

– Wiem. To cóż! Zdrowia, przyjacielu!

– Dzięki, stary! Zawsze byłeś kumpel, a nie szmata!

– Ty też świetny gościu, a nie jakaś ścierka!

– Trzeba trzymać gardę, Stil!

– Właśnie, Phil! Bez tego ani rusz.

– Znowu coś wyrzucili! Tu nie mam warunków, ale cóż!

– Mówi się trudno. Stąd parę milionów wyjechało.

– Słyszałem.

– No to kończę, Phil!

– Dzięki za pamięć, Stil!

– Jak złapię trochę czasu, to pójdę do kina i powspominam te nasze…

– Świetnie! A ty o Księżnej coś…

– No, mówiłem. Bez niej tu ani rusz.

– Słyszałem, że wyjechała. Jakieś mistrzostwa, finał…

– To dla mnie bardzo ważne, Phil!

– Europa, chyba Berlin. O, yes, Stil!

– Jeszcze coś wiesz?!

– Mam gdzieś adres. Przyślę ci SMS-em.

– Okey, Phil! Trzymaj się!

– Ty też się trzymaj!

– To serwus, Phil!

– Ciao ciao bambina, Stil! Bateria siada…

– Jedziemy, Zubero! – powiedział Stefan Stilnoks i wskazującym palcem dotknął miejsca, w którym łączyły się jego gęste brwi.

Dania pokonana. Polska zagra o tytuł mistrza świata!

Pierwsze kuszenie klientów Neostrady.

TP SA zawalczyła wczoraj o użytkowników Neostrady, którzy uciekają do konkurencji. Do 14 lutego na rynku szybkiego internetu wszystkie chwyty dozwolone.

Berlin oklaskuje Sierpień – 80.

Komornik w szpitalu.

Reagan zamiast Armii Czerwonej.

Lustracja w Kościele, ofiary muszą być.

Bezpieczeństwo bez kompromisów. Porta Drzwi.

Już w sprzedaży: „Jak wam się podoba”, pełny tekst sztuki i DVD.

Duży Lotek. W sobotę 4 000 000. Lotto.

Co piątek: „Kolekcja filmów z wielką historią w tle”. Dziś płyta DVD „Niebezpieczny umysł”. Za tydzień „Angielski pacjent”.