Klasa pani Czajki - Małgorzata Karolina Piekarska - ebook

Klasa pani Czajki ebook

Małgorzata Karolina Piekarska

4,5

Opis

Małgosia, Kamila, Maciek, Kaśka, Michał, Kinga rozpoczynają naukę w gimnazjum. Trafiają do klasy Barbary Czajki, surowej, ale sprawiedliwej polonistki. Jej uczniów różni wiele – zainteresowania, stan majątkowy, uroda, charakter i temperament. Będą musieli jednak znaleźć wspólny język, aby przetrwać trzy najbliższe lata… Napisana wartkim, współczesnym językiem powieść o szkolnej codzienności i problemach każdego nastolatka: rodzących się pasjach, pierwszych zauroczeniach, walce z kompleksami i odrzuceniem, klasowych intrygach, miłosnych wyborach, przyjaźniach wystawianych na próbę. Pierwsze wydanie "Klasy pani Czajki" w wersji drukowanej rozeszło się w nakładzie ponad 30 tysięcy egzemplarzy i znalazło się na liście bestsellerów "Wprost" jako jedyna pozycja dla młodzieży polskiego autora.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 407

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (71 ocen)
41
23
7
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MajaLich2020

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
szszsz

Dobrze spędzony czas

Bardzo fajne YA. Polecam!
00
Rymarko

Nie oderwiesz się od lektury

najlepsza książka
00

Popularność




Małgorzata Karolina Piekarska

Klasa pani Czajki Fragment

Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA

Zajrzyj na strony

Zajrzyj na strony:

www.nk.com.pl

Znajdź nas na Facebookuwww.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia

Poznaj naszą ofertę - PROZA POLSKAwww.nk.com.pl/proza-polska/12/kategoria.html

Poznaj naszą ofertę - LITERATURA DLA DZIEWCZYNwww.nk.com.pl/literatura-dla-dziewczyn/8/kategoria.html

Dedykacja

Barbarze Czajce – mojej ulubionej nauczycielce polskiego

ŁAWKA

– Małgosia! A drugie śniadanie? – dobiegł ją głos mamy, która wychyliła się z okna.

– Wzięłam! – odkrzyknęła Małgosia i przyspieszyła kroku.

Mieszkała w starym bloku przy Saskiej. Z jej okien widać było kościół i kawałek ogródka jordanowskiego. Do szkoły miała pięć minut drogi, ale dziś wydawało jej się, że wędrówka trwa całe wieki. Dawno się tak nie denerwowała. Czekała niecierpliwie na pierwszy dzień w nowej szkole, ale jednocześnie bardzo się go obawiała. Bo z Kamilą niby przyjaźniły się od dawna. Nawet w lipcu były razem na obozie. No i obiecały sobie, że usiądą w jednej ławce, ale… pewien niepokój pozostał. Po pierwsze Kamila jeszcze nie wróciła z wakacji, a po drugie kto jeszcze trafi do ich klasy? Tego Małgosia nie wiedziała. Gimnazjum uchodziło za jedno z lepszych w dzielnicy. Położone u zbiegu ulic Zwycięzców i Międzynarodowej przyciągało młodzież z prawobrzeżnej Warszawy.

W klasie siedziało już kilka osób. Część znała z kościoła, z ulicy czy sklepów. Innych widziała po raz pierwszy. Rozejrzała się po sali.

Jej wzrok przykuł chłopiec, którego zapamiętała z osiedlowej biblioteki. Tak jak i ona wypożyczał dużo książek. Spojrzał w jej kierunku i się uśmiechnął. Wszyscy powoli zajmowali ławki i zanim Małgosia się zorientowała, została dla niej tylko pierwsza w środkowym rzędzie.

„Kamila nie będzie zbyt zadowolona” – pomyślała, siadając.

* * *

– Ty to pewnie jakiś kujon jesteś – usłyszała za plecami czyjś głos.

Odwróciła się. Przed nią stała brunetka ubrana w mini i pantofle na obcasach. Wyglądem zupełnie nie pasowała do reszty klasy.

– Dlaczego…? – Małgosia zaczęła pytanie, którego nie zdążyła dokończyć, bo dziewczyny najwyraźniej nie interesowało.

– Siedzisz w pierwszej ławce i nosisz okulary. A okularnicy to z reguły kujony.

Małgosia wzruszyła ramionami. Miała ochotę coś odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Odezwał się za to chłopak, którego znała z biblioteki:

– A takie wydekoltowane panny w miniówkach to jakie są?

– Ty się lepiej, Maciek, nie odzywaj, bo powiem Krzyśkowi i ci wleje.

– Z twojego powodu? Wątpię. I tak cię nie lubi.

– Głupi jesteś!

– Sama jesteś głupia…

Kłótnia trwała dobrą chwilę i potrwałaby pewnie dłużej, gdyby w obronie Kaśki nie stanęli… chłopcy. Najwyraźniej nie potrafili ukryć zachwytów nad jej urodą. Jeden odsunął Kaśce krzesło. Drugi zaproponował, że z nią usiądzie w ławce. Trzeci zarzucił Maćkowi, że ten jest chamem. Ale Maciek zaśmiał się tylko pod nosem i wzruszył ramionami, a po chwili, machnąwszy ręką, poszedł na koniec klasy.

Ta wymiana zdań wystarczyła jednak, by Małgosia zorientowała się, że dziewczyna ma na imię Kaśka, a chłopak Maciek i że Maciek zna jakiegoś Krzyśka, z którym Kaśka chyba się spotyka. No i że ci dwoje dobrze się znają.

„Ech… – westchnęła i popatrzyła na Kaśkę z zazdrością. – Ta to ma mnóstwo adoratorów, a ja?” – pomyślała i obejrzała się. Uchwyciła pogardliwe spojrzenie Kaśki, więc skuliła się w sobie i wbiła wzrok w tablicę. W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła nauczycielka.

* * *

– Witam was w nowym roku szkolnym. Nazywam się Barbara Czajka i, jak zapewne już wiecie, jestem waszą wychowawczynią – przedstawiła się nauczycielka, obserwując uważnie twarze uczniów. – Ci, którzy byli na rozpoczęciu roku szkolnego, mieli okazję mnie poznać. Pracuję w tej szkole już bardzo długo i wiem, że szybciej wy poznacie mnie, niż ja zapamiętam wasze imiona i nazwiska. Mam nadzieję, że mi w tym trochę pomożecie. Zrobimy tak: ja powiem parę słów o sobie, a wy napiszecie dla mnie wypracowanie. Na przyszły tydzień. To jedyne wypracowanie, z którego nie będę wstawiać do dziennika stopni poniżej czwórki. Temat brzmi Moje wakacje. Chcę po prostu sprawdzić, jak piszecie. Wprawdzie najbardziej lubię gramatykę i, jak twierdzą wasi starsi koledzy, gnębię uczniów słowotwórstwem i budową zdań, ale… Tak? Słucham cię? – spytała pani Czajka, zauważywszy, że Małgosia podniosła rękę.

– Czy mamy opisywać całe wakacje? Czy tylko jakąś ich część? W końcu wakacje to ponad dwa miesiące i…

– Chcę nie tylko zobaczyć, jak piszecie, lecz także lepiej was poznać – wyjaśniła pani Czajka. – Dlatego forma wypracowania jest dowolna. Może być ono listem do mnie. Może być listem do koleżanki. Może być opowiadaniem albo zwykłą relacją. Możecie zrelacjonować jakąś swoją wakacyjną przygodę. Piszcie tak, by sprawiło wam to przyjemność. Niech ta pierwsza praca będzie bardziej zabawą.

– A jak długie to ma być? – spytała Małgosia.

– Według waszego uznania – odparła pani Czajka, po czym powiedziała klasie, że ma nadzieję, że te trzy lata, które spędzą razem, będą dla wszystkich nie tylko pracowite, lecz także miłe.

– Kujon! – syknęła Kaśka w kierunku Małgosi, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, a pani Czajka opuściła klasę.

* * *

– Poczekaj! – usłyszała za plecami czyjś głos.

Obróciła się – biegł za nią Maciek.

– Nie przejmuj się Kaśką – powiedział, ciężko sapiąc.

– Nie przejmuję się – odparła.

Ale to nie była prawda. Przejmowała się. Zwłaszcza tym, że wszyscy chłopcy wpatrywali się w Kaśkę jak w obraz i chcieli siedzieć właśnie z nią. Nawet teraz, kiedy Małgosia wychodziła, widziała, że taki jeden czarnowłosy zaproponował Kaśce niesienie teczki. Zupełnie jak w jakiejś powieści z dziewiętnastego wieku.

Przez chwilę ona i Maciek szli w milczeniu. Pierwszy odezwał się chłopak:

– Chodziłem z nią do podstawówki. To kretynka.

– Ładna. Widziałam, jak chłopcy na nią patrzą.

– Eee. Tak ci się wydaje. A poza tym im wszystkim zaraz to minie. Za parę dni nikt nie będzie jej lubił. Wspomnisz moje słowa. Zapytaj Staśka czy Tomka.

– Którzy to?

– Ci, co siedzą za mną. Przyjaciele od przedszkola. Chodzili z nami do klasy. Mieszkają zresztą tu obok. – Pokazał ręką na teren za kościołem.

– A ja tu – powiedziała Małgosia, stając przed klatką swojego domu.

– Ja kawałek dalej – uściślił Maciek, ale nie ruszył się z miejsca.

Małgosia też nie. Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować.

– Znam cię z biblioteki – przyznała po chwili i w tym momencie Maciek wykrzyknął:

– Właśnie! Czułem, że gdzieś już cię widziałem! – I chciał jeszcze coś dodać, ale Małgosię zawołała mama.

* * *

Następnego dnia pierwszą lekcją była godzina wychowawcza. Pani Czajka zarządziła wybór gospodarza klasy i skarbnika. Powiedziała, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszyscy się znają, ale takie organizacyjne rzeczy trzeba jak najszybciej załatwić.

– To ja chciałam zgłosić kandydaturę Kingi – odezwał się czyjś głos.

– A ty jesteś…?

– Ewa – przedstawiła się dziewczyna. Miała krótko przystrzyżone włosy i dwa dołeczki w buzi. – Kinga chodziła ze mną do klasy w podstawówce i była gospodarzem przez cztery lata. Ma wprawę.

– A czy Kinga chce? – spytała pani Czajka.

– Jak klasa zechce, to mogę być – odparła Kinga, a wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku.

– Czy ktoś zgłasza inną kandydaturę?

Odpowiedziała cisza.

– Wobec tego Kinga zostaje gospodarzem klasy. A co ze skarbnikiem?

Po tym pytaniu zapadło długie i kłopotliwe milczenie.

– Może ten, kto u nich w klasie był skarbnikiem? – dało się słyszeć głos spod okna.

Wszystkie oczy zwróciły się w tym kierunku. Brunet, który poprzedniego dnia niósł Kaśce teczkę do domu, wyraźnie kpił sobie z Kingi, Ewki oraz… pani Czajki.

– Pewnie nie chodzi do tej klasy, ale co tam…

– To może ty? – padło pytanie wychowawczyni, ale chłopak zaśmiał się i pogardliwie prychnąwszy, odparł:

– Mam ważniejsze sprawy na głowie.

– Ty jesteś…?

Pani Czajka patrzyła na ucznia, którego imię bezskutecznie próbowała sobie przypomnieć.

– Michał. A pani to… pani Barbara Czajka, jeśli się nie mylę – powiedział, udając, że tak jak i wychowawczyni szuka w pamięci jej nazwiska.

– Nie zachowujesz się zbyt elegancko.

– Bo to nie audiencja u króla – odparł chłopak i usiadł, głośno szurając krzesłem.

Przez chwilę w klasie panowała cisza. Przerwały ją dopiero ciche słowa pani Czajki.

– Od dziś moje lekcje będą dla ciebie jak audiencja. Na razie pozwalam ci na nich być. I radzę korzystać z tej łaski. Bo gdy cię z nich wyproszę, będziesz musiał przyjść do mnie z ojcem. Zrozumiano?

– Nie mam ojca.

– To z matką, babcią, ciocią czy innym prawnym opiekunem! – Pani Czajka była już wyraźnie zirytowana. – Czy to jest jasne?

– Tak.

– Proszę pani! – Małgosia podniosła rękę i jednym tchem wyrecytowała formułkę, o której myślała już dłuższą chwilę. – Chciałam zgłosić na skarbnika Kaśkę.

Może jak ona pierwsza wyciągnie do Kaśki rękę, wówczas Kaśka nie będzie się tak zachowywała? Tak jak na przykład rano, kiedy w szatni powiedziała: „Ooo! Widzę, że dziecinka ma kapciuszki”.

– Ja też mam ważniejsze sprawy, niż być jakimś tam skarbnikiem. A ty się nie podlizuj, bo nic ci z tego nie wyjdzie – prychnęła Kaśka.

Małgosia aż się skuliła, słysząc te słowa. Kaśka nie wydawała się jej już taka ładna. Z satysfakcją zauważyła, że dziewczyna ma cienkie włosy i szpecący pieprzyk na policzku.

– To jest szczyt wszystkiego! – obruszyła się pani Czajka. – Pierwsza godzina wychowawcza i wychodzi na to, że w tej klasie są same konfliktowe osoby. Ciebie, moja droga, nie rozumiem – zwróciła się do Kaśki. – Ubrałaś się nie jak do szkoły, ale jak na pokaz mody. Koleżanka wyciąga do ciebie rękę, pokazuje, że obdarzyła cię zaufaniem, a ty kopiesz ją w tę rękę. Coś niebywałego! Po tym zachowaniu powiem ci, że nawet jakbyś chciała pełnić funkcję skarbnika, nie zgodziłabym się na to. Tak więc wracamy do punktu wyjścia. Kto zostanie skarbnikiem? Są kandydatury? Albo chętni?

Wychowawczyni rozejrzała się po klasie.

– Widzę – odezwała się po chwili – że będę musiała losować. Niech więc skarbnikiem będzie ten, kto w dzienniku ma numer trzynaście. To jest… – przysunęła do siebie dziennik i zajrzała do listy – Michał… – Wbiła wzrok w chłopca, z którym dopiero co przeprowadziła niemiłą rozmowę.

– Ja na pewno nie jestem trzynasty! – zaprotestował brunet. – Jestem na początku listy.

– O Boże! Niejednemu psu Burek – zirytował się Maciek, ale nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo z ławki przed nim wstał jasny blondyn i odezwał się flegmatycznie:

– Może być.

– A to ci dwa Michały! – zawołała pani Czajka, a Maciek dodał:

– Biały i Czarny.

Klasa, usłyszawszy to, się zaśmiała. I tylko Michał, który przed chwilą ochrzczony został Czarnym, siedział naburmuszony w ławce.

– Mam nadzieję, że ta pierwsza godzina wychowawcza była ostatnią, podczas której zachowywaliście się w ten sposób – powiedziała pani Czajka. – Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania?

– Ja. – Małgosia podniosła rękę.

– Słucham?

– Kiedy dostaniemy legitymacje szkolne? Bo chciałam zapisać się do biblioteki, ale pani bibliotekarka mówiła, że mogę tylko z legitymacją…

– No i zniżka na autobus… – odezwał się inny głos.

– Ojej! – Pani Czajka zrobiła się czerwona na twarzy. – Przepraszam was. Zupełnie o tym zapomniałam. Mam wasze legitymacje w pokoju nauczycielskim. Zaraz je przyniosę – powiedziała i pospiesznie wyszła klasy.

– No tak. Książeczki, okularki, garb z tyłu zamiast piersi z przodu. Kujon! – zaśmiała się pogardliwie Kaśka i spojrzała na męską część klasy, szukając aprobaty.

Ale w tym momencie w Małgosi najwyraźniej coś pękło, bo wybuchła:

– Wolę mieć garba na plecach, okulary na nosie i być kujonem bez piersi niż tobą. Chamską i niekoleżeńską. Pasujesz do tego tam! – Wskazała głową Czarnego Michała. – Dwa zarozumiałe chamy.

Kaśka zaśmiała się pewna swego. Jednak od tej pory z dnia na dzień budziła coraz mniejszy zachwyt i zainteresowanie męskiej części klasy. Pewnie dlatego, że codziennie zachowywała się tak samo wyzywająco. Jedno było pewne – po tygodniu już nikt nie chciał z nią siedzieć. Słowa Maćka sprawdziły się szybciej, niż Małgosia przypuszczała.

TYGODNIOWE SPÓŹNIENIE

Kamila dołączyła do klasy tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego. Zawiązywały się już pierwsze przyjaźnie. Maciek przebywał najczęściej w towarzystwie Aleksa, Białego Michała, grubego Mateusza oraz Staśka i Tomka. Ewa siedziała z Kingą. Inni też znaleźli jakoś swoje pary. I tylko Kaśka siedziała sama – choć nie wyglądała na osobę, która się tym przejmuje. Pewnie dlatego, że na dużych przerwach chodziła do III b, by pogadać z Krzyśkiem, który okazał się kuzynem Maćka.

Pojawienie się Kamili wywołało spore poruszenie. Po pierwsze fakt, że spóźniła się na rozpoczęcie roku aż tydzień, bo cały sierpień spędziła u ciotki w Anglii, wzbudził w klasie pewną zazdrość. A to, że Kamila nie zadzierała z tego powodu nosa, zjednało jej sympatię. Po drugie już na pierwszej lekcji angielskiego Kamila wykazała się dobrą znajomością języka. Po angielsku mówiła z akcentem, który brzmiał bardziej brytyjsko niż akcent nauczycielki, zwanej przez wszystkich Milady. No i chętnie podpowiadała innym. To dlatego na dużej przerwie Kamilę otoczył wianuszek dziewcząt i chłopców, którzy chcieli jak najwięcej dowiedzieć się i o Anglii, i o Kamili.

– Moja ciotka Iwona wyszła za Anglika – tłumaczyła Kamila. – I to dlatego mówię po angielsku. Pewnie gdyby wujek Hugh znał polski, nie mówiłabym tak dobrze. Ale że ciocia często zostawiała mnie samą z wujkiem, bo chodziła do pracy, to z nim gadałam. Pokazywał mi Londyn. A to tak głupio nie wiedzieć, co ktoś do ciebie mówi. Trudno milczeć. No i telewizję oglądałam…

– W Polsce też można oglądać, jak się ma kablówkę! – prychnęła pogardliwie Kaśka.

– Ale tobie nawet kablówka nie pomoże – dogryzł jej Maciek. – I tak będziesz z angielskiego nogą.

– Za to w mini – zachichotała Małgosia.

– A ty, kobra, co się wcinasz? – Kaśka spiorunowała Małgosię wzrokiem.

– Kobra? – powtórzyła Małgosia ze zdziwieniem usłyszane przed chwilą przezwisko.

– No, okularnik inaczej – wyjaśniła Kaśka. – Czyli ty.

– Wiesz co…? – zirytowała się Małgosia. – Dziwię się, że w gimnazjum prezentujesz poziom niższy niż w podstawówce. Okulary noszę od dawna, a pierwszy raz w życiu ktoś próbuje mi z tego powodu dokuczyć. Ty się w głowę stuknij! Jesteś jakaś opóźniona w rozwoju!

– Dajcie spokój! – próbowała załagodzić sytuację Kinga i spytała, czy Kamila zna dużo angielskich idiomów.

– Jak tam jest w Anglii? – zainteresował się Aleks, który zwiedził pół Europy, ale na Wyspach Brytyjskich jeszcze nie był. – Czy to prawda, że Anglicy są flegmatyczni?

– Tak, i flegmę w słoikach sprzedają na eksport, a takie głupki jak ty ją kupują – burknął Czarny Michał, który też przysłuchiwał się rozmowie.

– Spadaj! – krzyknął Aleks i go odepchnął.

Michał doskoczył do Aleksa i zaczęli się szamotać.

– Możecie się uspokoić? – spytała Ewka. – Chciałabym dowiedzieć się jeszcze czegoś od Kamili.

– Lepiej niech powie, gdzie straciła pigment – wtrąciła znowu Kaśka, która od dłuższego czasu przyglądała się włosom Kamili.

Były tak jasne, że wydawały się prawie białe.

– Nie straciła pigmentu, tylko jest blondynką – warknęła Małgosia, przewidując, że to, co powiedziała Kaśka, może wywołać sporą burzę.

I, niestety, mimo Małgosinej interwencji tak się stało. Kamila, z trudem powstrzymując łzy, wybiegła z klasy. Małgosia wiedziała, że teraz należy ją zostawić samą. Nie zauważyła, że tuż za nią wyszedł Czarny Michał.

Kamila od dziecka cierpiała z powodu koloru swoich włosów, bo to one najpierw zwracały uwagę innych. Wprawdzie znajomi rodziców wielokrotnie mówili jej, że w niektórych kulturach byłaby uważana za boginię, a ciotka Iwona za każdym razem zaklinała, by nigdy tych pięknych włosów nie farbowała, ale Kamila chciała, by choć trochę jej ściemniały. Kaśka najwyraźniej wiedziała, gdzie uderzyć. I uderzyła, a wszystko dlatego, że minutę wcześniej Krzysiek, który akurat wpadł do ich klasy, spytał ją:

– Ty, co to za laska?

– Która? – Kaśka udała, że nie wie, o kogo Krzysiek pyta.

– Ta z tymi jasnymi włosami.

Kaśka tylko wzruszyła ramionami, a Krzysiek podszedł do Maćka.

– Fajna?

– Na pewno fajniejsza od Kaśki.

– Kiedy ty przestaniesz mi ją wypominać? To już dawno i nieprawda.

– A ona myśli, że prawda. Patrz, jak się zachowuje. Człowieku! Ona przez ten tydzień dała tu prawdziwy popis.

– Ależ ty jej nie lubisz.

– Nieprawda – sprostował Maciek. – To nie jest tak, że ja jej nie lubię. Mnie straszliwie denerwuje jej głupota. Denerwuje i męczy.

– Eee, dobra. Pies ją drapał – powiedział Krzysiek i zmienił temat.

* * *

Kamila stała nad umywalką i przemywała zapłakaną twarz.

„Zaczęło się – pomyślała, patrząc na swoje odbicie w lustrze. – Chyba całe życie będą mi dokuczać z powodu tych włosów”. Nagle drgnęła. Przestraszył ją dzwonek na lekcje. Wytarła twarz i wyszła z łazienki. Pod drzwiami stał Czarny Michał.

– Ty się nie przejmuj gadaniem Kaśki – powiedział. – Ona jest głupia. Dogryza ludziom z powodów, na które oni nie mają wpływu.

– A co ty możesz o tym wiedzieć? – spytała nieprzyjemnym głosem.

– Nic. Po prostu rozumiem, jak się czujesz. Ja też tak miałem w podstawówce. Też mi dokuczano. Nie z powodu włosów, ale czegoś innego, na co też nie miałem wpływu.

– To znaczy? – dociekała Kamila już milszym tonem.

– Kiedyś ci opowiem – odparł Michał. – Jak się lepiej poznamy. – Potem otworzył drzwi do klasy, w której właśnie rozpoczęła się geografia.

– Gadałaś z tym chamem? – spytała Małgosia, gdy Kamila usiadła na miejscu.

– Z jakim chamem?

– No, z Michałem.

– Tym czarnym kolesiem?

– Tak.

– To on się Michał nazywa?

– Tak. To straszny cham.

– A dla mnie był miły.

– No wiesz… Nie widziałaś go kilka dni temu.

– Rany! Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Przez to tygodniowe spóźnienie nie wiem, kto jest fajny, a kto nie. Zupełnie jakbym przyszła tu w połowie roku.

– Nie gadać mi tu! – krzyknął nauczyciel geografii, zwany przez uczniów Labradorem. – Jak masz na imię? – spytał, spoglądając karcącym wzrokiem na Kamilę.

– Kamila.

– Aaa, to dla ciebie rok szkolny rozpoczyna się później niż dla innych. Upominam cię, że nienawidzę gadulstwa i niepunktualności. I mam nadzieję, że na dzisiejszą lekcję spóźniłaś się po raz pierwszy i ostatni.

– Pewnie nie, bo to taka angielska flegma – skomentowała dość głośno Kaśka i wybuchnęła śmiechem.

Nikt jej nie wtórował.

WYPRACOWANIE O LECIE

– Muszę przyznać, że lektura waszych wypracowań o wakacjach sprawiła mi wielką przyjemność – pochwaliła klasę pani Czajka, oddając zeszyty. – Jest wprawdzie parę prac, które napisane zostały „na odwal się”, ale na szczęście tylko kilka.

– Bo jak pani powiedziała, że trójki, dwójki i pały nie będą stawiane do dziennika, to po co się starać? – odezwał się Czarny Michał z właściwą sobie arogancją.

– Tak, rzeczywiście – w głosie pani Czajki dało się wyczuć kpinę. – Miałam na myśli między innymi twoją pracę, ale nie tylko. Są w klasie jeszcze inne lenie, ale dziś nie będziemy się nimi zajmować.

– Proszę pani! – Kamila podniosła rękę.

– Tak?

– Mnie tydzień nie było w szkole. Ja to wypracowanie napisałam, ale przyniosłam dopiero dziś… Czy pani…?

– Oczywiście, że przeczytam i sprawdzę. Ale dobry stopień postawię ci tylko wtedy, jeśli zasłużysz na szóstkę.

– Dobrze – odparła Kamila.

– Pewnie napisała o tej swojej Anglii – powiedziała Kaśka teatralnym szeptem.

– A co? Miałam pisać o Pcimiu Dolnym, w którym nigdy nie byłam i nawet nie wiem, czy istnieje?

– Istnieje – wtrącił Biały Michał. – Byłem tam kiedyś na wakacjach.

– Bo gdzie indziej by cię nie wpuścili – odezwał się Czarny Michał.

– Przestańcie! – ucięła pani Czajka. – Czy nie możecie się uspokoić? Minęły dopiero dwa tygodnie, a zachowujecie się jak ludzie, którzy się nie lubią. Ja rozumiem, że w każdej społeczności, nawet tak małej jak klasa, powstają animozje, ale czy się to wam podoba, czy nie, będziecie razem żyć przez najbliższe trzy lata. I naprawdę lepiej by było, żebyście się polubili. A jeśli nie, to chociaż nie przeszkadzali jeden drugiemu i nie dogryzali.

Odpowiedziała jej cisza. Zarówno oba Michały, jak i Kamila z Kaśką spuścili głowy. Ale głupio zrobiło się chyba i reszcie klasy, bo milczeli wszyscy.

– Chciałabym, byście posłuchali tego, co napisał Maciek – poprosiła nauczycielka i omiotła wzrokiem klasę.

– Powiedziała pani, że praca może mieć dowolną formę… – Maciek zerwał się z miejsca.

– Powiedziałam i podtrzymuję. Ja, broń Boże, nie mówię, że to, co napisałeś, jest złe! Przeczytamy najoryginalniejsze prace. Zaczniemy od twojej, bo dawno czegoś podobnego nie widziałam. Wyjaśnij najpierw wszystkim, co napisałeś.

– Ojej… – jęknął Maciek i spuścił głowę. – No, wiersz, bo pani powiedziała, że dowolna forma, a ja nie miałem żadnego pomysłu – tłumaczył Maciek, cały czas nie podnosząc głowy.

– Wiersz to bardzo dobry pomysł, wprawdzie zrezygnowałeś z przecinków i kropek, no i rym ci się tam posypał w jednym miejscu, ale… rozumiem, że chciałeś mnie trochę oszczędzić. Powiem ci, że moi domownicy bardzo się ubawili. Przeczytasz teraz koleżankom i kolegom?

– Rany! Muszę?

– Nie jęcz! Czytaj! – poprosił Aleks, który uwielbiał być pierwszy, i fakt, że polonistka nie zwróciła uwagi na jego wypracowanie, najpierw trochę go zabolał. Ale teraz zaczęła go zżerać ciekawość. Co też takiego napisał ten Maciek, że rodzina pani Czajki się ubawiła?

Podobnie działo się z resztą klasy. Z różnych miejsc zaczęły dobiegać Maćka ponaglenia, by czytał. Dlatego wziął z ręki wychowawczyni zeszyt i zaczął:

– Moje wakacje

W lecie byłem na obozie

I przygody różne miałem

Najpierw w lesie się zgubiłem

Potem w rzece się skąpałem

W lesie było grzybobranie

W którym wziąć miałem ochotę

Lecz przestraszył mnie odyniec

Znaleziono mnie w sobotę

W rzece chciałem łowić ryby

By je upiec na ognisku

Kumpel zepchnął mnie do wody

Więc obiłem go po pysku

Ale za złe zachowanie

Musiałem obrać ziemniaki

Dwie godziny obierałem

I na rękach mam żylaki

Miałem też inne przygody

Pisanie o nich jest głupie

Zwłaszcza że te opowieści

Czytelnik będzie mieć w nosie

W tym momencie klasa, która już od dobrej chwili dusiła się ze śmiechu, ryknęła. Maciek musiał przerwać. Spojrzał zakłopotany na panią Czajkę. Nauczycielka z trudem powstrzymywała chichot.

– Czytaj dalej! – wystękał Aleks między kolejnymi falami rechotu.

– Teraz przyznam się do czegoś

Nazmyślałem tu straszliwie

Lecz prawdy pisać nie mogę

Bo jest nudna obrzydliwie

Wakacje spędziłem w domu

Szwendając się po Warszawie

Prawie nie ma o czym pisać

Bo minęły już po sprawie

Wiem że wierszyk ten jest krótki

I że treści w nim jest mało

Ale proszę by mej pracy

Nie nagradzać dzisiaj pałą

Wakacje miałem do bani

I nigdzie nie pojechałem

Napisałem głupi wierszyk

Tylko taki pomysł miałem

– Maćku – powiedziała pani Czajka, gdy skończył czytać, a klasa przestała się śmiać – pały na pewno ci nie postawię.

– Szóstkę! Szóstkę! – krzyczeli prawie wszyscy.

I choć po Maćku swoje wypracowania czytali jeszcze Kinga, Małgosia, Natalka i Aleks, to żadne nie wzbudziła takich emocji, jak wiersz Maćka.

– Dzięki tym pracom lepiej was poznałam – wyznała pani Czajka. – Wiem już, co kogo interesuje, jak każde z was patrzy na świat, a nawet kto umie rymować. Wprawdzie jest parę osób, których postawa życiowa mnie martwi, ale…

– Eee, pierwsze śliwki robaczywki! – powiedział Maciek, ośmielony pochwałą wychowawczyni.

A klasa znowu ryknęła śmiechem. Tego dnia to on był niekwestionowanym faworytem całej I a. No i dostał szóstkę – za ten wiersz, w którym raz łamał się rym… Choć pani Czajka postawiła ją z pewnym wahaniem.

CI OKROPNI RODZICE

To było pierwsze klasowe zebranie. Pani Czajka była bardzo zdenerwowana, bo zebrania działały na nią stresująco. Jej zdaniem, i nie tylko jej, z roku na rok rodzice uczniów stawali się coraz okropniejsi. Po pierwsze mieli coraz więcej pretensji do szkoły. Po drugie bywało, że pisali skargi do ministerstwa, a wreszcie po trzecie okazywali się czasem bardzo konfliktowi. Jacy okażą się ci? Rodzice jej poprzedniej klasy byli znośni. Ale koleżanka z pokoju nauczycielskiego ze swoimi przeżywała prawdziwy horror. „Oby mnie się to nie przytrafiło” – myślała i wietrzyła klasę przed zebraniem, sprawdzając przy tym w myślach listę spraw, które chciała omówić.

Zebranie rozpoczęło się punktualnie. Pani Czajka przedstawiła się, podała terminy kolejnych zebrań, ferii zimowych, przerw świątecznych i sobót, w które trzeba będzie odpracowywać majowy weekend. Poinformowała, że w szkole działają dwie drużyny harcerskie oraz kilka kółek zainteresowań: plastyczne, teatralne, polonistyczne i matematyczne. Potem zapisała na tablicy nazwiska i imiona poszczególnych nauczycieli. Podała też, kiedy przyjmują szkolny pedagog i psycholog. Powiedziała, że prosi o przyniesienie zaświadczeń o dysgrafii i dysleksji do końca miesiąca. Zaproponowała wiosenną wycieczkę do Białowieży i wreszcie spytała, czy są jakieś pytania i sprawy, które trzeba omówić.

– Chciałem zgłosić, że córka nie będzie chodziła na religię… – odezwał się tata Natalki i chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie odezwała się mama Stasia, a w jej głosie czuć było oburzenie:

– A to czemu? Jest pan komunistą?

– Nie – odparł tata Natalki i zaśmiał się. – Świadkiem Jehowy.

– Koszmar! Powinien się pan nawrócić.

– Przepraszam – wtrąciła się mama Maćka. – Ale pani znowu wprowadza zamieszanie. Kiedy dzieci chodziły do podstawówki, robiła pani podobne uwagi w stosunku do mojego syna i mnie. Ja też zgłaszam, że syn nie będzie chodził na religię. To znaczy on może siedzieć w klasie, jeśli nikomu nie będzie przeszkadzał, ale proszę, by go nie oceniano ani nie odpytywano i tak dalej.

– Pani też jest świadkiem Jehowy? – spytał tata Natalki z zainteresowaniem, ale mama Maćka nie zdążyła zareagować, bo ponownie wtrąciła się mama Stasia i z pogardą w głosie rzuciła:

– Luteranką.

– Jesteśmy wyznania ewangelicko-augsburskiego – spokojnie wyjaśniła mama Maćka. – A pani zachowaniu się dziwię. W końcu Ojciec Święty tyle mówi o zjednoczeniu Kościoła i o ekumenizmie, że naprawdę powinna się pani wstydzić swojej nietolerancji.

– Niech tu pani imienia Ojca Świętego nie wymawia, bo pani prawa nie ma!

– Przepraszam, ale ja już pani kiedyś tłumaczyłam, że kilka lat temu podczas pielgrzymki Ojciec Święty sam odprawiał mszę u nas w zborze. Moi przodkowie znaleźli schronienie w Polsce w siedemnastym wieku, bo byliśmy wtedy państwem bez stosów, a dziś, na początku dwudziestego pierwszego wieku, pani zachowuje się jak ze średniowiecznego ciemnogrodu!

– Proszę państwa! – zainterweniowała pani Czajka. – Przerwijcie państwo z łaski swojej te spory. Ja ze swej strony bardzo prosiłabym, byście nie przenosili tych… – tu zawahała się, nie wiedząc, jakiego słowa użyć, ale po chwili dokończyła już pewnie i stanowczo – …tych animozji na dzieci.

– Na szczęście syn tej pani ma więcej oleju w głowie niż jego matka – mruknęła mama Maćka i zamilkła.

– Proszę o oświadczenia w sprawie religii na piśmie – podsumowała pani Czajka i podała czyste kartki. – Teraz przeszłabym do opłat. Ubezpieczenie w tym roku wynosi…

* * *

Kiedy po zebraniu pani Czajka została sama w klasie, pomyślała, że ci rodzice nie są jeszcze chyba tacy najgorsi. Ale uświadomiła też sobie, że po raz pierwszy pojawił się w jej klasie konflikt z powodu religii. Co roku w szkole trafiało się jakieś dziecko innego wyznania, bo w końcu na Saskiej Kępie mieszkało sporo ewangelików, ale po raz pierwszy wśród rodziców miała kogoś, komu inne wyznania najwyraźniej przeszkadzały. Nie przypuszczała jednak, że ten mały spór, którego była świadkiem, okaże się wstępem do innego, o wiele poważniejszego.

* * *

Burza wybuchła następnego dnia po zebraniu. W pokoju nauczycielskim panią Czajkę zagadnęła katechetka.

– Basiu… Bo ja zupełnie nie wiem, co zrobić…

– Z czym?

– Przyszła do mnie dziś matka jednego ucznia. Twojego ucznia… – powiedziała i zamilkła.

– No i co?

– Zażądała ode mnie, żebym na religii namawiała dzieci, by nawróciły swoich kolegów na prawdziwą wiarę.

– Jezu! – westchnęła pani Czajka i aż usiadła z wrażenia.

– No… Basiu… – obruszyła się pani Grażyna. – Ty nie wzdychaj, tylko posłuchaj mnie, bo ja nie wiem, co robić.

– Ja sobie wyobrażam! Miałam pewien przedsmak tego na zebraniu.

– Odmówiłam jej, a ona powiedziała, że pójdzie do parafii i zażąda usunięcia mnie…

– A parafia akurat się zgodzi! W czasach, gdy tyle mówi się o zjednoczeniu Kościoła. Ty się nie martw!

– Co: „nie martw”? Ona już nawet była u dyrektora! Zrobiła mu straszną awanturę. Mnie było tak wstyd…

– Ale chyba za nią?

– No bo wmieszała mnie w to wszystko. Powiedziała, że powinnam szerzyć wiarę.

– No i?

– Nic. Dyrektor wyjaśnił jej, że ja nie jestem misjonarzem, a moja praca to nie szerzenie wiary wśród prymitywnych ludów wyznających kult wudu, i odesłał ją… do stu diabłów.

– Kochana! Jako katechetka to ty nie mów o diable! – wtrącił się wuefista, a pani Czajka się zaśmiała.

– Grażyna! – powiedziała po chwili. – Ty się tym nie przejmuj. Niech ona nawet napisze do kurii i samego prymasa. Nie będą słuchać takich bzdur. Przecież sama wiesz, że to bzdury.

– Ja wiem, ale rozumiesz… Jak myślę sobie, co ona wygadywała…

– Daj spokój. Zresztą… porozmawiam z jej synem.

– Grażyna! – odezwał się milczący dotąd informatyk. – Jak ja bym chciał mieć twoje problemy. Do mnie przyszła dziś delegacja rodziców żądająca podniesienia poziomu lekcji informatyki, a ja nie mam wielu pomocy naukowych! Oni chcą dostępu do internetu z każdego komputera. Jak ja im mówię, że to kosztuje, to oni, że nauka w szkole jest bezpłatna. A przecież internetu nie dostarcza nam Ministerstwo Edukacji, tylko Telekomunikacja Polska. I oni nie rozumieją, że na to trzeba mieć pieniądze.

– Tak… – powiedziała pani Czajka. – Rodzice dziś to nie to co kiedyś. Jest z nimi o wiele więcej kłopotu niż z dziećmi…

* * *

– Stasiek! Idziesz do wychowawczyni! – krzyknęła Kinga, wbiegając do klasy przed geografią. – O, dzień dobry panu – dodała już ciszej na widok nauczyciela, który rozkładał na biurku dziennik i zeszyty.

– Teraz? – Labrador, który bardzo nie lubił, gdy uczniowie opuszczali jego lekcje, skrzywił twarz w niezadowolonym grymasie.

– Tak – odparła Kinga. – Pani prosiła, żeby teraz przyszedł.

– Wobec tego idź – powiedział nauczyciel i podszedł do tablicy, by napisać na niej temat, choć jeszcze nie było dzwonka na lekcję.

Stasiek wrócił po dwudziestu minutach. Na twarzy poczerwieniał jak burak. Nawet Tomkowi nie chciał zdradzić, o czym rozmawiał z panią Czajką. Do końca geografii patrzył tylko w okno i ciężko wzdychał. A kiedy rozległ się dzwonek na dużą przerwę, zawołał Natalkę.

– No? – spytała Natalka i nie odwracając głowy, pakowała zeszyty do plecaka.

Stasiek podniósł się z miejsca i podszedł do jej ławki.

– Bo ja bym chciał, byś usłyszała to ode mnie i wiedziała, że ja tak nie myślę.

– Ale o co chodzi?

– Jak znam życie, to mama Staśka po raz kolejny chce kogoś nawracać. Tym razem ciebie, bo jesteś świadkiem Jehowy – odezwał się Maciek i podszedłszy do nich, oparł rękę na ramieniu Staśka. – Mnie nawracała przez sześć lat. Chciała posłać do pierwszej komunii i nie mogła zrozumieć, że jak skończę szesnaście lat, to pójdę do konfirmacji. A Stasiek próbuje cię przeprosić za swoją mamę, bo po raz kolejny się wstydzi jej zachowania, zamiast je olać. Ty się, chłopie, nie przejmuj! – powiedział do Staśka i klepnął go w ramię.

Natalka zaśmiała się, a Stasiek powlókł na swoje miejsce, rzucając:

– Łatwo ci mówić: „nie przejmuj się”. Nawet nie wiesz, czego ja od niej wysłuchuję w domu.

– Wiem, że będzie szczęśliwa, jak zostaniesz księdzem.

– Właśnie – westchnął Stasiek, spoglądając z zazdrością na Maćka i Natalkę.

„Ci to mają święte życie” – pomyślał i wyjął z teczki drugie śniadanie. A w uszach dźwięczały mu słowa Maćka: „A Stasiek próbuje cię przeprosić za swoją mamę, bo po raz kolejny się wstydzi jej zachowania”. Kiedy mama przestanie przynosić mu wstyd? Kiedy przestanie narzucać swoje zdanie i wolę? Miał nadzieję, że w gimnazjum, ale teraz już wiedział, że gimnazjum to wcale nie jest próg dorosłości. Że mama nadal traktuje go jak dziecko.

FOTOPLASTYKON I INNE ZDJĘCIA

Wycieczkę do fotoplastykonu wymyślił Maciek. Przyniósł do klasy folder, w którym pokazane było, co też w takim fotoplastykonie można zobaczyć i co to w ogóle jest.

– Pamiętacie Vabank Machulskiego? – spytał na przerwie. – To miejsce, gdzie Kwinto spotykał się z Duńczykiem?

Okazało się, że tylko kilka osób z klasy nie widziało filmu. Dla większości fakt, że można obejrzeć takie miejsce „na żywo”, okazał się lepszą zachętą niż krótka historia warszawskiego fotoplastykonu wyczytana z folderu.

– Niedawno skończył sto lat! – zachwalał Maciek.

– Proszę pani! Pójdziemy? – prosiły dziewczyny, z których najgłośniej wołała Kinga.

Ją to magiczne miejsce zainteresowało najbardziej.

– Bez sensu oglądać takie nudy – mruknęła Kaśka.

– To wcale nie jest nudne – wyjaśnił Maciek. – Oglądasz trójwymiarowe zdjęcia.

– Eee tam! Głupie obrazki – prychnął Czarny Michał na tyle głośno, że usłyszała go wychowawczyni.

– Jak ci się nie podoba, możesz nie iść – powiedziała pani Czajka. – Tylko proszę, byś miał napisane przez mamę usprawiedliwienie.

* * *

Jednak trzy dni później na wycieczkę do fotoplastykonu poszli wszyscy. Z nauczycieli towarzyszyła im jeszcze Milady. A Czarny Michał, ku zdumieniu całej klasy, miał ze sobą nawet aparat fotograficzny.

– Po co ci on? – spytał Maciek, gdy wsiadali do autobusu. – Przecież mówiłeś, że to będzie nuda.

– No i właśnie dlatego wziąłem aparat – odparł Michał. – Jak będę robić zdjęcia, to nie będę się nudzić.

Pstrykać zaczął już w autobusie. Panią Czajkę, chłopaków, ale najczęściej… Kamilę. Jej profil i okoloną prawie białymi włosami twarz. Parę razy w obiektywie uchwycił jej spojrzenie, ale… nie wydawała się zadowolona z faktu, że ktoś robi jej zdjęcia. A Michał nie chciał, by zorientowała się, że szczególnie go interesuje.

* * *

Fotoplastykon okazał się sporym pokojem, w którym centralne miejsce zajmowała wielka drewniana beczka, otoczona miejscami siedzącymi. Kiedy się przed nią siadło, na wprost oczu miało się dwa okularowe otwory, a przez nie jak przez lornetkę oglądało się migające przed oczami obrazki.

Przewodnik nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy Aleks zadał pierwsze pytanie:

– Czy to prawda, że ten fotoplastykon grał w Vabanku?

– Nie – odparł spokojnie przewodnik, a po sali błyskawicznie rozległ się szmer rozczarowania. – Film kręcono w studiu w Łodzi – usłyszeli, kiedy pani Czajka zdołała ich w końcu uciszyć. – Ale ten fotoplastykon też ma swoją filmową historię.

– Jaką? Jaką? – posypały się ze wszystkich stron pytania.

– Kto oglądał serial Stawka większa niż życie?

Tylko kilka osób podniosło ręce.

– A kto by tam oglądał takie starocie! – prychnął Czarny Michał, choć akurat ten serial znał dość dobrze.

– W tym serialu pokazano nasz fotoplastykon.

– Tobie to nic nie pasuje – zauważył Aleks.

– O co ci chodzi? – zirytował się Czarny Michał.

– Najpierw nie odpowiadał ci sam fotoplastykon. Teraz stary serial. Ale aparatu cyfrowego nie masz! Tylko jakiś staroć – zakończył i pogardliwie prychnął.

Michał spojrzał na trzymanego w ręce zenita – stara lustrzanka służyła mu kolejny rok.

– Lubię swój aparat – mruknął.

Ale Aleks go nie usłyszał. Przewodnik puszczał właśnie projekcję zdjęć starej Warszawy. Z głośników płynęła muzyka Chopina.

– Czy dla ludzi fotoplastykon to było takie kino? – spytała Kamila.

Michał spojrzał w jej stronę. Siedziała obok Małgosi. Właśnie oderwała wzrok od przesuwających się miarowo zdjęć i patrzyła wyczekująco na przewodnika.

– Tak, ale nie tylko. Dawniej nie każdego stać było na zdjęcie, a tutaj za niewielkie pieniądze mógł podziwiać inne kraje…

– Na przykład Anglię – zauważyła złośliwie Kaśka.

– Weź już przestań z tą Anglią, bo się zrzygam – powiedział Biały Michał.

– Ty byś oczywiście wolał oglądać gołe baby – odcięła się Kaśka.

– Jeśli nie przypominałyby ciebie – odparował Michał. – A poza tym wyobraź sobie, że niekoniecznie jestem tym zainteresowany. Gołą babę to ja już w swoim życiu widziałem.

– Ale pewnie tylko raz!

– Jezu! Trzymajcie mnie! Czy nikt nie może tej idiotki uciszyć?! – zawołał Biały Michał i rozejrzał się po twarzach kolegów.

– W Vabanku oglądali gołe baby w fotoplastykonie – stwierdził Maciek.

– Proszę pana, ma pan gołe baby?! – zawołało kilka osób.

Jedni chowali się za plecami innych – tak jakby dzięki temu nikt z dorosłych nie mógł się zorientować, kto dokładnie pyta. Przewodnik spojrzał bezradnie na nauczycielki.

– Czy wy możecie się uspokoić? – zdenerwowała się pani Czajka. – Tylko wstyd przynosicie.

* * *

– Zależy ci na jej zdjęciach, co? – Aleks popatrzył wymownie na Czarnego Michała, który w drodze powrotnej po raz kolejny fotografował Kamilę w autobusie.

– O co ci chodzi? – spytał Michał.

– Nic. Tylko stwierdzam, że ciągle fotografujesz Kamilę…

– Wszystkich fotografuję.

– Nie udawaj. Widziałem. Kamila w bucie, w hucie, na drucie…

– Ty się lecz!

– Eee, to ty się będziesz musiał leczyć.

– Ja? A to z czego?

– Z bólu złamanego serca! – krzyknął Aleks i wyciągnąwszy przed siebie ręce, zawołał: – Michałowi serce pika jak klapa od śmietnika!

– Wiesz co? Ten rym to chyba od dziadka zapożyczyłeś… – warknął Michał.

Czuł jednak, że policzki mu płoną. Zwłaszcza że akurat w tym momencie Kamila spojrzała w jego stronę i zachichotała.

– Chłopcy! Cały autobus na was patrzy! – zawołała pani Czajka.

– W domu pewnie oprawisz sobie to zdjęcie, będziesz trzymał pod poduszką, a przed snem się do niego modlił – podsunął Aleks szeptem, by pani Czajka nie mogła go usłyszeć.

I wtedy Michał zrobił coś, czego sam się nie spodziewał. Otworzył klapkę aparatu, prześwietlając przy tym film, wyjął rolkę i zawiesił na szyi zdumionego Aleksa. A potem wysiadł z autobusu na najbliższym przystanku. To dlatego następnego dnia pani Czajka wpisała mu do dzienniczka uwagę.

PRZESIADKA

„Ta klasa jest jednak bardzo skłócona i konfliktowa” – stwierdziła pani Czajka, idąc do pokoju nauczycielskiego. Myśli te pojawiły się po dopiero co skończonej, choć niedoprowadzonej do końca lekcji z seksuologiem. To przez tę lekcję musiała wszystkich poprzesadzać. A przecież nie widziała tego, co działo się w czasie zajęć. Taktownie zostawiła panią seksuolog sam na sam z I a. Ale sama mina gościa powiedziała jej, że w klasie nie działo się za wesoło.

O zorganizowaniu lekcji z seksuologiem wychowawczyni myślała od początku roku. A rozmowy, których była świadkiem w fotoplastykonie, upewniły ją, że trzeba to zrobić szybko.

„Te gołe baby… Zresztą… co tu się dziwić. Dojrzewają” – pomyślała. Sama nie czuła się jednak na siłach rozmawiać. W końcu jest polonistką, a nie biologiem. To dlatego na zebraniu wspólnie z rodzicami podjęła decyzję, że do klasy przyjdzie specjalista seksuolog z poradni wychowawczo-rodzinnej.

* * *

– Podobno ma przyjść jakaś baba i będzie mówić, jak się robi dzieci – poinformował klasę Aleks.

– Ale ty jesteś prymitywny – zauważył zgryźliwie Michał.

– Eee, od razu prymitywny! Nazywam rzeczy po imieniu. Pani Czajka powiedziała, że dziś na godzinę wychowawczą przyjdzie z nami rozmawiać seksuolog. No to wiadomo o czym.

– Dlaczego od razu ma być mowa tylko o robieniu dzieci? – spytał Maciek. – Może będzie mówiła o jakichś innych sprawach…

– Ciekawe o czym?

– A czy seks to tylko robienie dzieci?

– Ciekawe, skąd taka baba może wiedzieć, jak się robi dzieci? Przecież to nie baba robi, tylko babie robią! – odezwał się milczący dotąd Biały Michał.

– Tak – syknęła Kaśka – a niektórym babom robią takie głupie jak ty. Współczuję twojej matce!

– To ja twojej współczuję! Musi wydawać fortunę na to, żebyś wyglądała jak człowiek.

– Właśnie! Wiecie, dlaczego kobiety się malują i perfumują? – spytał Maciek.

– Wiemy! – odkrzyknęła Ewa, która znała niezliczoną ilość kawałów. – Bo są brzydkie i śmierdzą. Głupi dowcip.

– Boże, jacy ci chłopcy są beznadziejni! – jęknęła Kinga. – Przecież to wstyd przed tą panią, która tu zaraz przyjdzie.

– Myślę, że widziała już niejednego idiotę w swoim życiu – odparła Ewa. – Ci nie zrobią na niej większego wrażenia.

* * *

Pani, która przyszła na rozmowę, była w średnim wieku i wyglądała na bardzo poważną. I poważnie zaczęła przemowę, że cała I a składa się z ludzi, którzy właśnie weszli w wiek dojrzewania.

– Część z was niedługo się zakocha, choć będziecie się tych uczuć trochę wstydzić. Dotyczy to zwłaszcza chłopców. Ja nie przyszłam mówić wam o tym, skąd się biorą dzieci. To powinniście wiedzieć z biologii. Przyszłam porozmawiać o tym, co dzieje się z wami. Nagle niektórzy z was zaczęli w dziewczynkach dostrzegać kobiety…

– Poza Kaśką – szepnął dość głośno Biały Michał, ale pani chyba go nie słyszała, bo ciągnęła:

– …dziewczynki też spoglądają na was jak na mężczyzn, choć częściej szukają sobie sympatii w starszych klasach, uważając, że jesteście jeszcze zbyt dziecinni.

– Lub niedorozwinięci – stwierdziła Kinga, obserwując, jak Aleks z Białym Michałem przedrzeźniają Kaśkę: wpychali sobie pod swetry postawione na sztorc podręczniki, by wyglądać jak biuściaste seksbomby. Aleks udawał, że ma w ręku lusterko i poprawia właśnie makijaż.

– Chłopcze! – zawołała do niego pani seksuolog, ale Aleks, zajęty malowaniem ust na niby, w ogóle nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero siedzący za nim Maciek szturchnął go w ramię. – Tak! Ty! Do ciebie mówię! Czy ty się dobrze czujesz? – denerwowała się pani seksuolog, gdy tylko Aleks podniósł oczy i na nią spojrzał. – Pytam się ciebie o coś!

Aleks zerwał się z ławki, aż podręcznik z hukiem wypadł mu spod swetra. Klasa zachichotała.

– Czy ty słyszałeś, co mówiłam przed chwilą? – spytała pani.

Aleks spuścił głowę.

– Mówiłam, że jesteście bardziej dziecinni od dziewcząt. Że wydajecie się im czasem niedojrzali. Myślę, że ty ze swoim impertynenckim i chamskim zachowaniem jesteś tego najlepszym przykładem! – Pani podnosiła głos coraz bardziej. – Ja sobie gardło zdzieram, a ty się wygłupiasz. Co? Nie wiesz, po co kobietom piersi?

Klasa patrzyła na Aleksa, który stał ze spuszczoną głową. Biały Michał, korzystając z zamieszania, próbował powolnymi ruchami pozbyć się spod swetra podręcznika.

– Najwyraźniej nie dorosłeś jeszcze do takich poważnych tematów – grzmiała pani seksuolog. – Powiesz mi, po co kobietom piersi, z których się tak śmiałeś?

– On w ogóle nie dorósł! – westchnęła Kaśka.

I ten żeński głos, o dziwo, uciszył panią. Rozejrzała się po sali.

– Czy chcecie mnie o coś spytać? – odezwała się po chwili.

Spytać chcieli o sto spraw, ale krzycząca pani seksuolog nie wzbudziła ich zaufania, więc w klasie panowała cisza.

– Siadaj – nakazała Aleksowi, który po zajęciu miejsca natychmiast zaczął grać z Białym Michałem w okręty.

– Dojrzałość to nie tylko zdolność do rozmnażania się. To przede wszystkim odpowiedzialność – mówiła pani seksuolog. – Dorosły człowiek odpowiada za swoje czyny. Nie mam tu na myśli zbrodni, tylko pewne intymne zachowania. Dorosły i poważny człowiek nie bawi się uczuciami. Nie traktuje seksu jako zabawy. Bo seks to nie jest zabawa.

– Taaa, to prawdziwa męka – mruknął Aleks i szturchnąwszy Białego Michała, szepnął: – Be pięć.

Nudnym wykładem, na którym mowa była o tym, co już kiedyś słyszeli nawet na lekcjach religii, zdegustowani byli wszyscy. Nawet Kinga, bo liczyła, że dowie się, dlaczego kiedy ma okres, tak straszliwie boli ją brzuch.

– Czy ktoś ma jakieś pytania? – odezwała się po raz kolejny pani seksuolog.

Nikt się nie odezwał.

– Przy inicjacji seksualnej ważne jest, gdzie ona się odbywa. Jaka jej towarzyszy atmosfera. Inaczej zarówno dziewczyna, jak i chłopak mogą mieć skazę na całe życie. Dlatego istotne jest nie tylko to, by towarzyszyło temu wielkie uczucie, lecz także wybór miejsca.

– Wielkie miejsce to, moim zdaniem, łąka – mruknęła Kaśka.

Jej również wykład pani seksuolog nie przypadł do gustu.

– Tak! A na niej taka krowa jak ty – burknął Aleks, który winą za to, że pani seksuolog go skrzyczała, obarczył Kaśkę. „Przecież, gdyby nie była taka głupia, nie przedrzeźniałbym jej” – myślał.

– Ja może i krowa, ale ty bykiem na pewno nie jesteś – odcięła się Kaśka na tyle głośno, że pani seksuolog zamilkła.

Poprosiła siedzącą w pierwszej ławce Kamilę o wywołanie pani Czajki z pokoju nauczycielskiego. Kamila, ociągając się, wyszła z klasy. Kiedy po chwili wychowawczyni wysłuchała opowieści o zachowaniu swoich podopiecznych, zarządziła przesiadkę. Miejsca zmienili wszyscy, których pani seksuolog wskazała jako szczególnie uciążliwych podczas wykładu. Niestety, w trakcie zadzwonił dzwonek. Za karę całą przerwę spędzili na sprzątaniu sali z papierków, których było dość sporo, bo, jak się okazało, Stasiek z Tomkiem puszczali podczas lekcji samolociki.

To właśnie dlatego Kamila z Małgosią znalazły się w ostatniej ławce środkowego rzędu, a pierwszą ławkę w tym rzędzie zajęła Kaśka.

– No i co? – zagadnęła ją Małgosia, kiedy skończyli lekcje. – Podobno w pierwszej siedzą tylko kujony? – I zostawiwszy osłupiałą Kaśkę, wyszła z klasy.

Następnego dnia Kaśka chciała wrócić na swoje miejsce, ale pani Czajka się nie zgodziła. Bo choć Kinga poszła do niej na rozmowę i wstawiła się za całą klasą, tłumacząc, że pani seksuolog nie była zbyt fajna, to wychowawczyni pozostała nieugięta.

– Dzięki temu będę was miała na oku. I tak zapowiadacie się na najbardziej konfliktową klasę, jaką kiedykolwiek miałam.

CERAMIKA

Na ceramikę Maciek chodził kolejny rok. Lubił te zajęcia. Wprawdzie dawno już przestał opowiadać o nich na prawo i lewo z wielkim entuzjazmem, bo byli i tacy, którzy uważali, że to niemęskie. Jak taka dziewczyna, która chodziła tu w zeszłym roku. Właśnie przez nią jeden chłopiec zrezygnował z zajęć i na odchodne powiedział pani Joannie, że to nie jest dla chłopaków. Plastyczka, opowiadając to grupce swoich uczniów, się śmiała. Maciek też się śmiał, choć było mu trochę przykro, bo Olek był jego najlepszym kolegą na tych zajęciach. No i rówieśnikiem. Chociaż chodził do szkoły na drugim końcu miasta, a na zajęcia dowozili go rodzice, ale i tak lepszy rówieśnik z daleka niż zadzierający nosa licealiści i studenci czy dzieciaki z pierwszych klas podstawówki.

– No cóż… takie jest życie – zauważył filozoficznie Piotr, ojczym Maćka, kiedy usłyszał, że na ceramice nie ma już Olka.

Maciek wzruszył ramionami i wrócił do swojego pokoju. Owszem. Zajęcia z ceramiki uwielbiał. Od kilku lat u pani Joanny lepił z gliny najpierw samochody, samoloty, pistolety, potem figurki pokemonów, wreszcie całkiem zgrabne sylwetki ludzików, które ustawiał na półkach dużego pokoju jako wystawę. Mama z ojczymem z dumą prezentowali je znajomym. Wśród figurek byli też czarodzieje na miotłach. Ci ostatni powstali pod wpływem lektury książek Joanne Rowling.

* * *

– Ulepisz coś matce? – spytał Piotr, stając w drzwiach jego pokoju. – W końcu święta za pasem…

– Tylko co?

– Podstawkę do kadzidełek, naczynie na spinacze lub zszywki…

– Dobra. Coś wymyślę.

– A co robisz?

– Czytam.

– To nie idziesz na tę ceramikę?

– Idę, ale za godzinę. Mam jeszcze czas, to go wykorzystuję.

– Chłopie! Z ciebie będzie dupa, nie mężczyzna. W piłkę nie grasz, sportów nie uprawiasz, tylko czytasz i lepisz.

– No weź…

Maciek nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w lekturze. A był akurat w mrożącym krew w żyłach momencie pasjonującej książki. No i na dodatek Piotr też powiedział, że ceramika to niemęskie zajęcie.

– Co: „no weź”?

– Nie każdy musi być jak ty.

– Koszykówkę byś uprawiał.

– Z moim wzrostem?

– No to siatkówkę.

– Eee, prędzej jazdę na rowerze lub wrotkach.

– No i co ty tam czytasz? – zainteresował się Piotr, zauważywszy, że w czasie całej rozmowy Maciek zerka w otwartą książkę.

– Harry’ego.

– No przecież już to czytałeś.

– Ale to nie ten tom co wtedy. Jest kilka.

– Eee, ty i te twoje tomy. Idę na basen. – Piotr machnął ręką i wyszedł.

* * *

W drodze na ceramikę, Maciek spotkał… Małgosię. Wszedł do sklepiku po paczkę ciastek. Na zajęcia wszyscy je przynosili. Małgosia czekała w kolejce. Maciek stanął za nią.

– Co kupujesz? – zagadnął.

– Całą masę rzeczy. Chleb, masło, mleko, ser żółty, pomidory, ogórka, bułkę tartą…

– Dobra, wierzę ci, że zapamiętałaś, ale już więcej nie wymieniaj.

Parsknęli śmiechem.

– A ty? – spytała Małgosia.

– Ciastka.

– To pościsz przed świętami – zażartowała.

– He, he. Nie. To na zajęcia.

– Na jakie? – zaciekawiła się Małgosia.

– A takie… – Maciek zawahał się. „Powiedzieć jej o tej ceramice czy nie powiedzieć?” – myślał gorączkowo. Wreszcie wpadł na pomysł, jak z tego wybrnąć, i dodał pospiesznie: – …plastyczne.

– O! To fajnie! – odparła Małgosia. – Ja to nie mam talentu.

– Eee, jakiś pewnie masz – zawyrokował Maciek, ale rozmowa utknęła. Nie wiedział, co mówić dalej.

Ale Małgosia poprosiła:

– Pokażesz mi kiedyś swoje prace?

– Nie bardzo jest co oglądać.

– No nie bądź taki skromny – nalegała ze śmiechem.

Ale Maciek nie zdążył nic odpowiedzieć, bo ekspedientka spytała Małgosię, co jej podać.

– Poczekać na ciebie? – zaofiarowała się Małgosia, gdy zrobiła zakupy.

– Ja tylko ciastka – poprosił Maciek.

– Jakie? – spytała sprzedawczyni.

– Mogą być jeżyki, byle szybko.

– Jak kocha, to poczeka – zaśmiał się jakiś pijaczek, który właśnie wszedł do sklepiku, a Maciek zaczerwienił się i zapłacił. „Słyszała czy nie słyszała?” – zastanawiał się, spoglądając z niepokojem na Małgosię. Ale chyba nie słyszała.

– Gdzie teraz? – zagadnęła go wesoło.

– Tu obok, na Niekłańską.

– To cię odprowadzę.

– To raczej ja ciebie.

– To się spóźnisz, a poza tym ja jeszcze muszę do apteki.

– Chyba że tak.

Kiedy stanęli przed domem pani Joanny, Małgosia zawołała:

– Ja wiem! Tu chodzi też taka mała Kasia, która mieszka u mnie na klatce. Ona na to mówi glinki. A tata zawsze z niej żartuje…

– Chodzi… – potwierdził Maciek niechętnie i umilkł, bo właśnie w tym momencie na horyzoncie pojawiła się mała Kasia.

– Cześć, Maciek, cześć, Małgosia – przywitała się dziewczynka i gdy weszła za furtkę, z bezpiecznej odległości krzyknęła: – Zakochana para, zakochana para!

Zaczerwienili się i spojrzeli pod nogi.

– Też kiedyś chciałam się zapisać – wyznała Małgosia, chcąc odwrócić uwagę od słów małej Kasi. – Wiesz, ale to drogie zajęcia, więc rodzice się nie zgodzili – dodała po chwili.

– Przecież mówiłaś, że nie masz talentu… – palnął Maciek i nagle zrobiło mu się głupio.

Zobaczył, że Małgosia ma stare, przetarte rękawiczki i dopiero teraz zrozumiał, że nie chciała, by wiedział, że u niej w domu się nie przelewa. Poza tym oglądał jej rysunki na plastyce. Talent miała. O, na pewno!

– Wybrałam zajęcia z francuskiego – wyjaśniła, jakby chcąc podkreślić, że jednak jej rodziców na coś stać.

– Długo będziecie tam sterczeć? – usłyszeli nagle głos pani Joanny.

Jej głowa pojawiła się w okienku pracowni.

– Lecę! – odkrzyknął Maciek. – Kiedyś pokażę ci te rzeczy – obiecał Małgosi na odchodne.

„A może i coś ulepię?” – pomyślał i pomachał ręką. Akurat zaczął padać śnieg. Kiedy otworzył drzwi, cała grupa już siedziała przy stole i pracowała w najlepsze. Starsi chłopcy powitali go gromkim „Uuuuuuuuu”, co miało chyba oznaczać uznanie. A przynajmniej Maciek tak to zrozumiał, kiedy Paweł, świeżo upieczony licealista, skomentował:

– Niezła dupcia z tej okularnicy.

– Yhm – mruknął Maciek i postanowił, że koniecznie ulepi coś dla Małgosi. Ale co i z jakiej okazji na razie nie miał pomysłu.

NOWY ROK

Tuż przed świętami Ewa zaprosiła wszystkie dziewczyny z klasy na sylwestra. Tylko dziewczyny.

– Ojej – zmartwiła się Kamila, która na święta i Nowy Rok miała zaplanowany wyjazd do Trójmiasta.

– Co się martwisz – burknęła Kaśka. – To będzie nudna impreza, bo co może być ciekawego na imprezie bez facetów.

– A czemu bez facetów?

– Bo Ewa mówiła, że to będzie babska impreza.

– Czy to prawda? – dopytywali się chłopcy.

– Prawda – odpowiedziała Ewa i dodała: – Wy nie jesteście nam do niczego potrzebni. Przyjść mają tylko dziewczyny. Wszystkie, które chcą i mogą.

– Tańczyć i tak nie umiecie! – wtrąciła Kinga i zaśmiała się.

– O przepraszam! – zaprotestował Maciek. – Kto nie umie, ten nie umie!

Po czym, skłoniwszy się przed Aleksem, zaczął wygłupiać się i pląsać wokół niego, mówiąc przy tym kwiecistym językiem:

– O pani! Pozwól, że uchwycę twą różową dłoń, której zapach mnie oszałamia…

– A to dlatego, że właśnie się nią podcierałam po kupce – odparł Aleks piskliwym głosem, wdzięcząc się przy tym i mrugając rzęsami tak, jak jego zdaniem mrugać mogła tylko prawdziwa dama.

– Nigdy w to nie wątpiłem, albowiem, ponieważ, gdyż…

– I wy dziwicie się, że nie jesteście zapraszani? Zresztą te wasze dziecinne zabawy… – prychnęła pogardliwie Kaśka i wyszła z klasy. Po pięciu minutach wróciła w towarzystwie Krzyśka z III b.

– Słyszałem, że ktoś u was robi imprezę – zagadnął Krzysiek, podchodząc do pląsającego Maćka. – Te, kuzyn, weź przestań, bo obciach mi przynosisz.

– No co! – zaperzył się Maciek. – Dziewczyny mówią, że nie umiemy tańczyć, więc ja z panią…

– Aleksandrą – usłużnie podsunął piskliwym głosem Aleks.

– Właśnie. Dziękuję ci, pani, i wybacz, że nie pamiętałem twego imienia – odparł Maciek i udał, że całuje Aleksa w dłoń. – Ja z panią Aleksandrą pokazuję, jak tańczy prawdziwy mężczyzna.

– To prawda, że ta impreza jest tylko dla bab? – spytał Krzysiek.

– Prawda – potwierdziła Kaśka, choć to nie ona była pytana.

– Możesz, Maciek, przyjść do nas. Poimprezujemy razem, a po północy chętnie odwiedzimy twoje koleżanki na ich nudnej babskiej imprezie.

– To ja z wami – powiedziała przymilnie Kaśka.

– Ty idź do bab – odrzekł Krzysiek i podszedł do ławki, w której siedziały Kamila z Małgosią, przeglądając najnowszy numer „Victora Gimnazjalisty”.

– Wy też idziecie na tę babską imprezę? – spytał, choć patrzył przy tym tylko na Kamilę.

– Ja nie idę – odparła, nie podnosząc wzroku znad kolorowych stron.

– Dlaczego?

– Bo nie ma mnie wtedy w Warszawie.

– Aha… – w głosie Krzyśka zabrzmiało rozczarowanie. – Fajna gazeta? – próbował podtrzymać rozmowę.

– Fajna – odparła Małgosia, która czytała właśnie Prawdy i mity o pierwszym pocałunku.

Krzysiek zajrzał jej przez ramię i zaśmiał się. Nie zdążył jednak powiedzieć, co go tak rozbawiło, bo akurat zadzwonił dzwonek na lekcje.

* * *

Na sylwestra do Ewy przyszła nawet Kaśka. Oczywiście już od progu tłumaczyła, że wpadła tylko na chwilę i że zaraz leci na prawdziwą imprezę, a nie na taką dla małolatów, gdzie nawet nie można nikogo poderwać. Ale dziewczyny nie zwracały już na to gadanie uwagi. Przez te kilka miesięcy szkoły zdążyły Kaśkę poznać, choć jej zadzieranie nosa i udawanie dorosłej nadal bardzo je wkurzało.

– Co będziecie robić, dziecinki? – rzuciła, wchodząc do dużego pokoju.

Miała na sobie sukienkę, na widok której dziewczyny zatkało. No i makijaż. Znów wyglądała jak dorosła.

– Wróżyć – odparła Ewa, która jako jedyna nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona. Większość dziewczyn ubrała się odświętnie, ale nie były to jakieś wymyślne kreacje. Tylko Kaśka wystroiła się na wielkie wyjście.

– Wróżyć? – powtórzyła i udając wielkie zdziwienie, spytała: – A co może być w takich wróżbach?!

– Na przykład, jakie będziesz miała stopnie – odezwała się Kinga, dla której dobre stopnie były najważniejsze.

– He, he – zarechotała Kaśka. – Akurat stopnie to nie jest to, na czym mi specjalnie zależy. Są ważniejsze rzeczy niż nauka.

– Na przykład? – drążyła Małgosia.

– Ty i tak niewiele z tego zrozumiesz – odparła Kaśka.

– Chcesz? – Ewa pokazała Kaśce talię kart. – Powróżę najpierw tobie. W końcu spieszysz się na poważną imprezę – ostatnie zdanie Ewa wypowiedziała z przekąsem.

Kaśka kiwnęła głową, więc Ewa położyła przed nią potasowane karty i nakazała:

– Przełóż.

– Jak?

– Lewą ręką do siebie na trzy kupki.

Po chwili dookoła stołu ustawił się wianuszek dziewczyn, które słyszały, jak Ewka, biorąc do ręki coraz to nową kupkę kart, mówiła:

– Jaka jesteś… lubisz się stroić…

– To widać i bez kart, no nie?

– Lubisz też kłamać.

– Weź… do bani z takimi wróżbami! – prychnęła Kaśka i wstała.

– Poczekaj! – zawołała Ewa. – Nie przerywaj mi, tylko siedź i milcz.

– Ona naprawdę umie wróżyć – szepnęła Kinga do Małgosi. – Wiem coś o tym. Znamy się z Ewą od dziecka i ona zawsze umiała. Nie wiadomo skąd.

– Jesteś samotna, ale udajesz, że masz mnóstwo znajomych. Lubisz znajdować się w centrum zainteresowania. O czym nie wiesz… Chłopak, którym się interesujesz, ma na oku inną. Nie spodziewasz się… że spotkanie towarzyskie, na które trafisz, nie okaże się zbyt udane. Co być musi… Spotka cię wielka przykrość. W nowym roku padniesz ofiarą plotek i pomówień. Serce zaspokoi… jakiś prezent, ale nie ty go dostaniesz. Dostanie go ktoś inny, wyniknie z tego nieporozumienie, a cała ta sytuacja cię ubawi.

– Mnie też powróż! – posypały się zewsząd prośby.

– Zaraz… – mruknęła Ewa. – Słuchaj, Kaśka. Z tych kart wynika, że ty nie wybierasz się na żadną inną imprezę… – zaczęła Ewa, a wtedy Kaśka zerwała się jak oparzona z krzesła.

– Wybieram się! I właściwie powinnam już wychodzić – burknęła i porwawszy torebkę, wybiegła do przedpokoju. Po chwili usłyszała głos Małgosi:

– To teraz mnie.

– Dobra – odpowiedziała jej Ewa i Kaśka usłyszała odgłos tasowania kart, a potem krótkie: – Przełóż.

– Tak dobrze? – upewniła się Małgosia.

– Dobrze – odparła Ewa i rozpoczęła wróżbę. – O czym nie wiesz… Że bardzo podobasz się temu kolesiowi, który i tobie się podoba. Czego się nie spodziewasz… Że dostaniesz po Nowym Roku prezent, o którym od dawna marzyłaś. Co być musi…

Dalej Kaśka nie słuchała. Nacisnęła klamkę i zawołała w głąb mieszkania Ewy:

– To na razie!

– Cześć! – odkrzyknął chór dziewczyn.

* * *

Stała na klatce sama i łykała łzy.

„Jestem kompletnie głupia – myślała. – Ewka miała rację. Wszystko, co mówiła, to prawda. Przyszłam tu, bo Krzysiek wspomniał, że może wpadnie… A on chyba nie wpadnie. I co ja powiem w domu, jak teraz wrócę?”.

Kaśka przypatrywała się futerku przy zimowym płaszczu. Oglądała torebkę – dokładnie taką, o jakiej marzyła od dawna, a którą mama kupiła jej na Gwiazdkę. I wcale nie czuła się szczęśliwa. Co z tego, że była lepiej ubrana od tych wszystkich gęsi z klasy? Cóż z tego, że była od nich ładniejsza? Krzysiek kiedyś jej powiedział, że jest ładna. A teraz te pasztety, zwłaszcza Ewka i okularnica Gośka, siedzą tam, a ona… stoi tu, na klatce. Nie panując nad emocjami, zaszlochała tak głośno, że nagle drzwi od mieszkania Ewy otworzyły się. W progu stanęła Kinga.

– Co ty tu robisz? – zawołała. – Dziewczyny! Chodźcie! Kaśka tu siedzi i płacze.

– Sorry za te wróżby – powiedziała Ewa, stając w progu. – Zmyślałam.

Kaśka pokiwała smętnie głową i wytarła pięścią oczy, rozmazując przy tym makijaż, nad którym tak się napracowała przed wyjściem.

– Chodźcie, zagramy w monopol – zaproponowała Małgosia, odkrywając w pokoju Ewki na półce charakterystyczne pudełko.

Po chwili cała grupa dziewczyn siedziała dookoła planszy i grała w najlepsze. Nawet nie zauważyły, kiedy minęła północ. Ocknęły się dopiero, kiedy do drzwi zastukali bawiący się u sąsiadów rodzice Ewy. Przyszli z życzeniami i zapewnieniem, że jeśli trzeba, mogą zacząć odprowadzać wszystkie dziewczynki.

– Ty naprawdę nazmyślałaś w tej wróżbie dla Kaśki? – spytała Ewę Kinga.

– Coś ty, znasz mnie – odparła Ewa.

– To po co jej powiedziałaś, że to bzdury?

– A co miałam zrobić? Widziałaś, jak ryczała.

* * *

Maciek z Krzyśkiem, mimo swoich wcześniejszych zapowiedzi, na tę babską imprezę w ogóle nie dotarli. Krzysiek, wiedząc, że nie będzie tam Kamili, stracił zainteresowanie, choć przed Maćkiem nie chciał się przyznać z jakiego powodu. A Maciek… przecież nie poleci tam sam. Żeby Małgosia sobie coś pomyślała? O, co to, to nie! Nigdy w życiu. W końcu on jest poważnym mężczyzną, a nie takim babiarzem jak Krzysiek. Maciek spojrzał w gwiazdy. Już był Nowy Rok.

KOMPLECIK

– To jest moja sprawa, co na siebie wkładam! Nikt mnie nie będzie obrażał! – krzyknęła Kamila i… wybiegła z klasy.

Wszystko zaczęło się rano, kiedy przyszła do szkoły ubrana w komplecik złożony z czerwonej skórzanej minispódniczki i takiej samej bluzeczki z dekoltem. Komplecik był cud-miód. Ciotka, która mieszkała na stałe w Londynie, a do Polski przyjeżdżała jedynie na święta, wyszperała go dla Kamili w jednym z londyńskich butików. Dała go jej na Gwiazdkę z komentarzem:

– Takiego nie będzie miała żadna z twoich koleżanek.

– Zwariowałaś, Iwona? Dajesz czternastoletniej panience taki strój?

Mama Kamili zawsze z rezerwą i niezadowoleniem patrzyła na prezenty, jakie jej młodsza siostra wręczała córce. Teraz pokręciła głową z dezaprobatą, oglądając kusą spódniczkę i wydekoltowaną górę. I tylko Kamila uśmiechnęła się z wdzięcznością do ciotki, po czym w podskokach pobiegła przymierzyć prezent.

Przez półprzymknięte drzwi słyszała rozmowę mamy i ciotki.

– Iwona! To jest strój dla dorosłych kobiet, a nie dla panienki! Nawet tak wyrośniętej jak Kamila. Gdzie ona w tym pójdzie? Chyba nie do szkoły?

– Do szkoły to nie! – odparła ciotka Iwona. – Ale… na jakąś imprezę do koleżanki. Poza tym nie przesadzaj, Halinko! Czasy mundurków szkolnych dawno minęły! Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie możesz z Kamili robić zakonnicy.

– Ale ja się o nią martwię! Ma czternaście lat, a wygląda prawie jak siedemnastolatka! Sama widzisz, jaką ma figurę. I jeszcze te jasne włosy…

Choć chłopcy doceniali nietypową urodę Kamili, ona sama nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Teraz jednak zakręciła się przed lustrem.

„Dziewczyny naprawdę zzielenieją z zazdrości! – pomyślała. – No a Krzysiek z III b może wreszcie zwróci na mnie uwagę. Mam w tym nie iść do szkoły? A to czemu? Gdyby mama widziała, jak przychodzi ubrana Kaśka, to może inaczej by patrzyła na sprawę! Kaśka to i paznokcie maluje! We wrześniu przyszła w butach na obcasach! Takich klapkach! I powiedziała, że jej te buty służą za kapcie. Piękne kapcie! Obcas prawie siedem centymetrów!”.

No i dzisiaj, pierwszego dnia po bożonarodzeniowej i noworocznej przerwie, Kamila pojawiła się w szkole w nowym angielskim kompleciku. W szatni dziewczyny z wrażenia zaniemówiły. Obracały ją, jakby była manekinem, i tylko Kaśka podeszła z rezerwą.

– Pokaż się, dziecko – poprosiła, po czym szybko otaksowawszy wzrokiem czerwony komplecik, dodała: – Całkiem zgrabnie jak na ciebie.

Kamilę zamurowało. Znowu te przycinki. Znowu mówienie: „Dziecko”! Ta Kaśka! Zanim Kamili przyszła do głowy odpowiedź, za plecami usłyszała wypowiedziane z przekąsem zdanie:

– No tak… ty byś na pewno wyglądała lepiej…

To Krzysiek. Na widok Kamili zabawnie poruszył brwiami i puścił do niej oko, a potem rzucił kpiące spojrzenie Kaśce i dodał:

– Lepiej nie mówić!

– A co? Coś ci się nie podoba?

Krzysiek wzruszył ramionami i odszedł.

Na lekcjach nauczyciele udawali, że nie zauważają stroju Kamili, a może rzeczywiście go nie widzieli? Schowana w ostatniej ławce środkowego rzędu dotrwała bez słowa komentarza z ich strony aż do lekcji polskiego, którą mieli z wychowawczynią. Wtedy rozpętało się piekło. A wszystko zaczęło się od debilnej karteczki przysłanej do Małgosi. Przez kogo? Nie wiedziały. Jej treść wywołała u obu dziewczyn atak śmiechu. O ile jednak śmiech Małgosi był cichutki, o tyle Kamila śmiała się dość głośno. To dlatego pani Czajka podeszła do ławki i zapytała:

– A tobie co tak wesoło?

Kamila nie mogła przestać się śmiać, więc nauczycielka przeczytała kartkę:

– Oto, co bawi uczennicę Kamilę! Jeśli masz ochotę na seks na dużej przerwie, uśmiechnij się. Będę czekał w damskiej toalecie. Leonardo DiCaprio – przeczytała pani Czajka, a zanim skończyła, klasa ryknęła śmiechem. – Nie wiem, czy jest to śmieszne, ale wiem, że mamy język polski…

W tym miejscu urwała, bo dopiero teraz zauważyła strój Kamili.

– Jak ty jesteś ubrana? To jest szkoła! – wykrzyknęła. – Czy wam wszystkim po świętach rozum odebrało? – zwróciła się do klasy. – Ślecie sobie na lekcjach jakieś bzdury. Ja wiem, że hormony wam się burzą, ale trzeba się opanowywać. Dobrze, że jest zima i to ubranie masz pod płaszczem. Gdybyś w lecie tak szła ulicą, toby się tylko samochody zatrzymywały i pytaliby cię: „Za ile?!”.

Klasa zamarła. Zachowanie wychowawczyni nie po raz pierwszy wzbudziło ich konsternację. Współczuli Kamili, bo pani Czajka trochę przesadziła. Jednak nauczycielka miała rację. Strój zdecydowanie był nieodpowiedni do szkoły. Ze zdaniem wychowawczyni wszyscy się liczyli, chociaż często swoimi uwagami sprawiała przykrość. Potrafiła powiedzieć w oczy najgorszą prawdę. Ale była sprawiedliwa. Zdarzało się, że kogoś ganiła za fatalne zachowanie i jednocześnie stawiała dobry stopień za odpowiedź. Po tych kilku miesiącach szkoły poznali ją już dość dobrze.

Kamila to wiedziała, ale gdy usłyszała słowa nauczycielki i podchwyciła kpiące spojrzenie Kaśki, nie wytrzymała. To wtedy właśnie krzyknęła: „To jest moja sprawa, co na siebie wkładam! Nikt mnie nie będzie obrażał” i wybiegła z klasy.

Ledwo usiadła w korytarzu na ławce pod oknem, kiedy drzwi otworzyły się ponownie i z klasy wyszła Kaśka. Kierując się do toalety, rzuciła niby od niechcenia do Kamili:

– Ubrałaś się tak specjalnie, bo chcesz, żeby on zwrócił na ciebie uwagę?

Kamila nie zareagowała. Nie podniosła nawet głowy, tylko wpatrywała się w podłogę. Kaśka przystanęła obok.

– Nie udawaj, że nie słyszysz – ciągnęła swój wywód kpiącym tonem. – Krzysiek i tak na ciebie nie spojrzy. Zresztą, widziałaś sama rano w szatni.

– A skąd ty to możesz wiedzieć?