Kazio w miasteczku pełnym wampirów - Iwona Czarkowska - ebook

Kazio w miasteczku pełnym wampirów ebook

Iwona Czarkowska

0,0

Opis

Pewnego dnia w lokalnej gazecie ukazał się artykuł: WAMPIRY ATAKUJĄ! Ale zaraz, zaraz... przecież Kazio zna mnóstwo wampirów i żaden z nich nie jest groźny! Czyżby komuś zależało na tym, aby ludzie zaczęli się ich bać? I kto stoi za tym spiskiem, i kto porwał profesora Gurgula? Kazio, Antek, Zuzulida, babcia Fibrycukella i dziadek Hongogard muszą rozwiązać te zagadki.

Oj będzie się działo w Milusinie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 55

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tekst © Iwo­na Czar­kow­ska

Edy­cja © Wy­daw­nic­two WIL­GA S.A., War­sza­wa 2012

Ilu­stra­cje i pro­jekt gra­ficz­ny: Olga Re­szel­ska

Re­dak­cja: Iwo­na Kry­nic­ka

Ko­rek­ta: Anna Wie­czo­rek

Skład: Pa­weł Sza­fra­nek

Pierw­szy czy­tel­nik: An­tek Ko­chlew­ski, lat 8

Wy­daw­nic­two WIL­GA S.A.

ul. Roz­brat 6 lok. 17, 00-451 War­sza­wa

tel. 22 826 08 82, faks 22 380 18 01 e-mail: wil­ga@wil­ga.com.pl

www.wil­ga.com.pl

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne All ri­ghts re­se­rved

ISBN: 978-83-259-0438-8

Wy­dru­ko­wa­no w Pol­sce

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Było so­bie mia­stecz­ko… Niby zwy­czaj­ne, po­dob­ne do in­nych, ale nie­zu­peł­nie. Nie­któ­rzy lu­dzie opo­wia­da­li, że miesz­ka­ją w nim okrut­ne i pod­stęp­ne wam­pi­ry, któ­re na­pa­da­ją na lu­dzi i wy­sy­sa­ją z nich krew. Inni twier­dzi­li, że wam­pi­ry może i są, ale wca­le nie ta­kie złe. Wprost prze­ciw­nie – lu­bią lu­dzi i chcą się z nimi przy­jaź­nić. Po­dob­no za­ło­ży­ły na­wet ja­kiś klub czy koło przy­jaź­ni ludz­ko-wam­pir­skiej, a może wam­pir­sko-ludz­kiej?

A je­den dzien­ni­karz na­pi­sał, że to wca­le nie były wam­pi­ry, tyl­ko prze­bie­rań­cy, któ­rzy przy­je­cha­li do mia­stecz­ka na wiel­ki bal kar­na­wa­ło­wy.

Rozdział 1Ąjukata yripmaw

Była zim­na i po­chmur­na mar­co­wa so­bo­ta. Mama Ka­zia wła­śnie wra­ca­ła z za­ku­pów. W ba­gaż­ni­ku sa­mo­cho­du wio­zła dwie spo­re tor­by, a w każ­dej z nich trzy ki­lo­gra­my czosn­ku. Za­par­ko­wa­ła przy bra­mie ogród­ka i spoj­rza­ła na po­kry­te śnie­giem grząd­ki. Wes­tchnę­ła z ża­lem. Od wio­sny do je­sie­ni rósł tu­taj czo­snek i nie mu­sia­ła jeź­dzić po nie­go do skle­pi­ku w mia­stecz­ku. Wy­star­czy­ło tyl­ko wyjść przed dom i wy­rwać kil­ka głó­wek, a po­tem do­dać je do zupy, cia­sta, bu­dy­niu czy lo­dów.

„Cie­ka­we, kto go tu po­sa­dził? – za­sta­na­wia­ła się czę­sto. – To mu­sia­ła być bar­dzo mą­dra oso­ba. Chcia­ła­bym ją po­znać. Bo czo­snek jest do­bry na wszyst­ko! Na gry­pę, ka­szel, kło­po­ty w szko­le i desz­czo­we po­po­łu­dnie, gdy dzie­ci okrop­nie się nu­dzą i kłó­cą. No i po­dob­no od­stra­sza wam­pi­ry, a to bar­dzo waż­ne, jak się miesz­ka w Wam­pi­rzy­cach!”.

Mama Ka­zia nie mia­ła po­ję­cia, że oso­ba, któ­ra za­sa­dzi­ła czo­snek w ogród­ku, miesz­ka w tym sa­mym domu, co ona i jej ro­dzi­na. Tym kimś była bab­cia Fi­bry­cu­kel­la. Mama jed­nak nig­dy do­tąd jej nie spo­tka­ła. Pew­nie dla­te­go, że bab­cia była wam­pi­rem, a ro­dzi­ce Ka­zia nie wie­rzy­li w wam­pi­ry. Sta­ra skrzy­nia sto­ją­ca na stry­chu była dla nich tyl­ko za­ku­rzo­nym ru­pie­ciem i do gło­wy by im nie przy­szło, że przez ten po­kry­ty pa­ję­czy­na­mi me­bel prze­cho­dzi się wprost do miesz­ka­nia wam­pi­rów.

Bab­cia Fi­bry­cu­kel­la po­dzie­la­ła zda­nie mamy Ka­zia na te­mat czosn­ku. No, może poza tym, że od­stra­sza wam­pi­ry. Wprost prze­ciw­nie! Sama mu­sia­ła nie­mal każ­de­go dnia prze­pę­dzać od pół­mi­ska z czosn­kiem swo­je­go bra­ta Hon­go­gar­da.

Mama Ka­zia we­szła na ga­nek, otwo­rzy­ła drzwi i z prze­ra­że­nia upu­ści­ła tor­by z za­ku­pa­mi na pod­ło­gę. W ca­łym domu pa­no­wa­ła ogłu­sza­ją­ca ci­sza, któ­rej nie mą­ci­ło na­wet brzę­cze­nie much pod su­fi­tem. Ale to nie brak owa­dów tak ją prze­ra­ził. W koń­cu była zima, więc mu­chy spa­ły smacz­nie w szpa­rach okien­nych i mię­dzy de­ska­mi pod su­fi­tem. Prze­stra­szy­ła się, bo nie sły­sza­ła żad­ne­go ze swo­ich dzie­ci! Tym­cza­sem o tej po­rze Baś­ka re­gu­lar­nie wy­dzie­ra­ła się na Ka­zia, któ­ry re­gu­lar­nie po­ży­czał so­bie bez py­ta­nia jej fla­ma­stry. Ka­zio krzy­czał na Sta­sia, któ­ry za­bie­rał mu fla­ma­stry po­ży­czo­ne bez py­ta­nia od Baś­ki i na przy­kład prze­ma­lo­wy­wał jego szkol­ne te­ni­sów­ki na czer­wo­no. Staś awan­tu­ro­wał się, bo prze­ma­lo­wa­ne te­ni­sów­ki bra­ta przy­po­mi­na­ły lan­dryn­ki o sma­ku tru­skaw­ko­wym i wca­le nie za­mie­rzał ich od­da­wać, za­nim nie spró­bu­je, czy tak samo sma­ku­ją. A Wam­pir szcze­kał, bo li­czył, że Staś jak zwy­kle się z nim po­dzie­li.

„Coś się sta­ło! – po­my­śla­ła mama Ka­zia i rzu­ci­ła się pę­dem do kuch­ni, po dro­dze wpa­da­jąc na sta­rą sza­fę w ko­ry­ta­rzu. – To na pew­no wam­pi­ry po­rwa­ły mi dzie­ci! I skąd tu się wziął ten me­bel?!”.

Sta­nę­ła w drzwiach. A w kuch­ni… Baś­ka, Staś, Ka­zio i jam­nik Wam­pir sie­dzie­li wo­kół sto­łu i spo­glą­da­li w mil­cze­niu na tatę, któ­ry pił kawę i czy­tał ga­ze­tę. Mama uśmiech­nę­ła się. Jed­nak wam­pi­ry nie po­rwa­ły jej dzie­ci i psa. Uff, co za ulga! Ale za­raz zno­wu się za­sę­pi­ła… „Może i nie po­rwa­ły, ale na pew­no rzu­ci­ły na nich ja­kiś urok! Prze­cież oni nig­dy nie byli tak ci­cho! Jak do­brze, że ku­pi­łam czo­snek! Sko­ro chro­ni przed wam­pi­ra­mi, to pew­nie od­czy­nia też ich uro­ki”.

Wy­cią­gnę­ła z tor­by kil­ka naj­więk­szych głó­wek i ru­szy­ła z nimi w stro­nę ro­dzi­ny. Na­gle tata Ka­zia odło­żył ga­ze­tę, się­gnął po no­tat­nik, któ­ry le­żał obok, i za­czął szki­co­wać.

W tym sa­mym mo­men­cie Ka­zio, Baś­ka, Staś i Wam­pir rzu­ci­li się do wal­ki o ga­ze­tę po­rzu­co­ną przez tatę. Za­czę­li ją so­bie wy­ry­wać, wrzesz­cząc i szcze­ka­jąc przy tym tak gło­śno, że lam­pa nad sto­łem za­czę­ła drżeć.

Mama ode­tchnę­ła z ulgą. „No, chy­ba jest w po­rząd­ku. Wszy­scy zdro­wi. Ale czo­snek im nie za­szko­dzi” – my­śla­ła. Wrę­czy­ła każ­de­mu z dzie­ci i mę­żo­wi po jed­nej głów­ce, a ostat­nią rzu­ci­ła Wam­pi­ro­wi, prze­ry­wa­jąc tym sa­mym ga­ze­to­wą bi­twę. Wrza­ski w kuch­ni uci­chły, a za­miast nich roz­le­gło się ciam­ka­nie, mla­ska­nie, chru­po­le­nie, po­gry­za­nie i wcią­ga­nie.

Ka­zio ciam­kał na okien­nym pa­ra­pe­cie.

Staś mla­skał pod pie­cem, zer­ka­jąc ła­ko­mie na pa­lec wy­sta­ją­cy z dziu­ra­wej skar­pet­ki bra­ta, i za­sta­na­wia­jąc się, jak sma­ko­wał­by z czosn­kiem.

Wam­pir chru­po­lił pod sto­łem, co ja­kiś czas zli­zu­jąc z pod­ło­gi reszt­ki, któ­re spa­dły z bród­ki Sta­sia.

Tata po­gry­zał, scho­wa­ny za swo­im no­tat­ni­kiem, i za­sta­na­wiał się, w jaki spo­sób ze sta­rej sza­fy zro­bić jesz­cze star­szą. Wła­śnie ta­kie zle­ce­nie do­stał od pew­ne­go dziw­ne­go czło­wie­ka, któ­ry na­zy­wał się Bluszcz czy Pluszcz. Mógł­by co praw­da po­pro­sić o wspar­cie sy­nów, któ­rzy z po­mo­cą ro­dzin­ne­go jam­ni­ka każ­dą nową rzecz w mig do­pro­wa­dza­li do kom­plet­nej ru­iny. Ale klien­to­wi chy­ba nie cho­dzi­ło o to, żeby jego me­bel za­mie­nił się w kupę drzazg i tro­cin.

Tyl­ko Baś­ka skrzy­wi­ła się z obrzy­dze­niem i po kry­jo­mu scho­wa­ła swój czo­snek do kie­sze­ni, za­mie­rza­jąc go wy­rzu­cić do ko­sza, gdy nikt nie bę­dzie pa­trzył. Uwa­ża­ła, że coś ta­kie­go może sma­ko­wać tyl­ko psom, okrop­nym młod­szym bra­ciom i może jesz­cze wam­pi­rom. „I bar­dzo do­brze – my­śla­ła i uśmie­cha­ła się chy­trze. – Niech je­dzą to pa­skudz­two, a ja tym­cza­sem…”.

Baś­ka na­le­ża­ła do dru­ży­ny har­cer­skiej, któ­ra wła­śnie prze­pro­wa­dza­ła zbiór­kę ma­ku­la­tu­ry. A ga­ze­ta taty była wy­jąt­ko­wo gru­ba.

„Musi wa­żyć z ki­lo­gram. Jak ją za­nio­sę do szko­ły, ra­zem z tym, co do­sta­łam od są­sia­dów, z pew­no­ścią zdo­bę­dę spraw­ność mło­de­go eko­lo­ga” – kom­bi­no­wa­ła, się­ga­jąc po po­rzu­co­ny na sto­le skarb.

Nie­ste­ty, do­kład­nie w tym sa­mym mo­men­cie o ga­ze­cie przy­po­mnie­li so­bie Ka­zio, Staś i Wam­pir. Cała czwór­ka znów za­czę­ła się ko­tło­wać z wrza­skiem i szcze­ka­niem po kuch­ni.

– Zo­staw­cie mnie, wy wam­pi­ry jed­ne! – krzy­cza­ła Baś­ka.

– Wam­pi­ry nie je­dzą czosn­ku.

Nie lu­bią go – od­ru­cho­wo spro­sto­wa­ła mama.

– Nie­praw­da! – za­pro­te­sto­wał Ka­zio. – One bar­dzo lu­bią czo­snek!

– No, pięk­nie! – Baś­ka od­ga­nia­ła się z obrzy­dze­niem od Sta­sia i Wam­pi­ra, któ­rzy wy­niu­cha­li czo­snek scho­wa­ny w jej kie­sze­ni i usi­ło­wa­li się do nie­go do­brać, śli­niąc się przy tym okrut­nie. – Ci dwaj na sto pro­cent są wam­pi­ra­mi! Łapy przy so­bie! I zo­staw­cie moją ga­ze­tę!

Gdy ma­mie wresz­cie się uda­ło roz­dzie­lić i uci­szyć całe to­wa­rzy­stwo, każ­dy trzy­mał ka­wa­łek ga­ze­ty.

– No i pro­blem sam się roz­wią­zał… – uśmiech­nę­ła się mama.

– Chy­ba ro­ze­rwał – skrzy­wi­ła się Baś­ka, za­sta­na­wia­jąc się, czy ta część ga­ze­ty, jaką wy­dar­ła bra­ciom i psu, wy­star­czy do zdo­by­cia har­cer­skiej spraw­no­ści.

Nie­ste­ty, na od­zy­ska­nie resz­ty nie było ra­czej szans, po­nie­waż Staś i Wam­pir zdo­by­te stro­ny zdą­ży­li już do­kład­nie po­gryźć, prze­żuć i wy­pluć, a Ka­zio przy­siadł w ką­cie, ro­biąc ze swo­ich czap­kę pi­rac­ką. To miał być ele­ment jego prze­bra­nia na wiel­ki bal kar­na­wa­ło­wy or­ga­ni­zo­wa­ny przez To­wa­rzy­stwo Przy­jaź­ni Ludz­ko-Wam­pir­skiej za­ło­żo­ne w Wam­pi­rzy­cach przez bab­cię Fi­bry­cu­kel­lę. Cza­pecz­ka wy­szła mu wspa­nia­le. Ka­zio sta­nął przed lu­strem w ko­ry­ta­rzu, obok sza­fy i przyj­rzał się so­bie z dumą. Na­gle.

– Co