Kazio i szkoła pełna wampirów - Iwona Czarkowska - ebook

Kazio i szkoła pełna wampirów ebook

Iwona Czarkowska

0,0

Opis

Na wzgórzu za miasteczkiem stał zamek. Niby zwyczajny, podobny do innych zamków, ale niezupełnie... Niektórzy mówili, że kiedyś była w nim najprawdziwsza szkoła dla wampirów! Inni twierdzili, że szkoła cały czas tam jest i że przyjeżdżają do niej autobusami małe wampiry z całego świata. Byli i tacy, którzy wybrali się w środku nocy do zamku.
Ale niestety, nie spotkali tam ani jednego wampira. Może dlatego, że akurat były wakacje? A może dlatego, że wampiry w nocy śpią?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 55

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tekst © Iwo­na Czar­kow­ska

Edy­cja © Wy­daw­nic­two WIL­GA SA, War­sza­wa 2011

Ilu­stra­cje i pro­jekt gra­ficz­ny: Olga Re­szel­ska

Re­dak­tor pro­wa­dzą­cy: Iwo­na Kry­nic­ka

Re­dak­cja: Da­nu­ta Kow­nac­ka

Ko­rek­ta: Iwo­na Kry­nic­ka, Da­nu­ta Kow­nac­ka

Skład i ła­ma­nie: Pa­weł Sza­fra­nek

Wy­daw­nic­two WIL­GA SA

ul. Roz­brat 6 lok. 17

00-451 War­sza­wa tel. 22 826 08 82

faks 22 380 18 01

e-mail:wil­ga@wil­ga.com.pl

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne

All ri­ghts re­se­rved

ISBN: 978-83-259-0311-4

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Na wzgó­rzu za mia­stecz­kiem stał za­mek. Niby zwy­czaj­ny, po­dob­ny do in­nych zam­ków, ale nie­zu­peł­nie… Nie­któ­rzy wi­dzie­li po­dob­no, jak w środ­ku lata od­je­chał sprzed nie­go wiel­ki sta­ry au­to­bus, w któ­rym sie­dzia­ły wam­pi­ry z ca­łe­go świa­ta. Inni twier­dzi­li, że wam­pi­ry wca­le nie od­je­cha­ły au­to­bu­sem, tyl­ko cały czas tam miesz­ka­ją.

A wła­ści­ciel skle­pu w mia­stecz­ku opo­wia­dał wszyst­kim, że roz­ma­wiał z naj­słyn­niej­szym wam­pi­rem świa­ta – Dra­ku­lą, któ­ry ku­pił od nie­go kil­ka par skar­pe­tek i cie­płe majt­ki. Dra­ku­la skar­żył się po­noć, że w jego sta­rym zam­ku są strasz­ne prze­cią­gi.

Rozdział 1.O czym marzą wampiry?

W Wam­pi­rzy­cach koń­czy­ło się lato. Ka­zio i jego ko­le­żan­ka Zu­zu­lin­da sie­dzie­li na pło­cie, ma­cha­li no­ga­mi i żuli czo­snek. Bar­dzo lu­bi­li czo­snek! Pod pło­tem le­że­li młod­szy brat Ka­zia – Staś – oraz jam­nik Wam­pir i żuli sznu­ro­wa­dła, któ­re Staś wy­cią­gnął z te­ni­só­wek Baś­ki, star­szej sio­stry chłop­ców. Staś i Wam­pir bar­dzo lu­bi­li sznu­ro­wa­dła.

Zu­zu­lin­da była wam­pi­rem i miesz­ka­ła ze swo­ją bab­cią Fi­bry­cu­kel­lą i jej bra­tem Hon­go­gar­dem (któ­re­go na­zy­wa­ła dziad­kiem) w tym sa­mym domu co Ka­zio, Staś, Baś­ka, ich ro­dzi­ce i Wam­pir. Jed­nak ro­dzi­ce Ka­zia nig­dy do­tąd nie spo­tka­li dziad­ków Zu­zu­lin­dy. Jak to jest moż­li­we? Otóż, żeby od­wie­dzić ro­dzi­nę wam­pi­rów, trze­ba było wsko­czyć do sta­rej skrzy­ni, któ­ra sta­ła na stry­chu. Po wyj­ściu z niej tra­fia­ło się wprost do kuch­ni bab­ci Fi­bry­cu­kel­li. Ale mamy, ta­tu­sio­wie i inni do­ro­śli, nie wia­do­mo cze­mu, nig­dy nie cho­wa­ją się w sta­rych skrzy­niach. Nie ro­bi­ła tego rów­nież Baś­ka, bo po pierw­sze – uwa­ża­ła, że też jest już cał­kiem do­ro­sła, a po dru­gie – okrop­nie bała się pa­ją­ków.

Za to Ka­zio, Staś i Wam­pir wcho­dzi­li do skrzy­ni bar­dzo chęt­nie i czę­sto od­wie­dza­li ro­dzi­nę Zu­zu­lin­dy. La­tem wzię­li na­wet udział w wiel­kim zlo­cie wam­pi­rów „Wam­pi­ria­da 2010”, któ­ry zor­ga­ni­zo­wa­ła bab­cia Fi­bry­cu­kel­la. Zje­cha­ły się wte­dy wam­pi­ry z ca­łe­go świa­ta! Ho­no­ro­wym go­ściem zlo­tu był wu­jek Dra­ku­la. To do nie­go na­le­żał dom, w któ­rym wszy­scy miesz­ka­li.

Jak zna­la­zła się w nim ro­dzi­na Ka­zia? Otóż jego tata, któ­ry był kon­ser­wa­to­rem za­byt­ków, ma­lo­wał też bar­dzo pięk­ne ob­ra­zy, ale nikt nie chciał ich ku­po­wać. Gdy szu­kał pra­cy, Dra­ku­la po­pro­sił go, żeby wy­re­mon­to­wał jego dom. W ten spo­sób ro­dzi­na Ka­zia tra­fi­ła do Wam­pi­rzyc i za­miesz­ka­ła pod jed­nym da­chem z wam­pi­ra­mi, a Ka­zio za­przy­jaź­nił się z Zu­zu­lin­dą.

Pod­czas wa­ka­cji całe dnie spę­dza­li ra­zem w ogród­ku, żu­jąc czo­snek. Ale te­raz lato się koń­czy­ło i Ka­zio miał pójść do szko­ły.

Zu­zu­lin­da była bar­dzo smut­na.

– Ja też chcia­ła­bym iść do szko­ły – po­wie­dzia­ła wie­czo­rem, gdy bab­cia okry­wa­ła ją koł­der­ką w żół­te nie­to­pe­rze.

– Ale prze­cież wam­pi­ry nie cho­dzą do szko­ły – od­par­ła bab­cia Fi­bry­cu­kel­la i po­gła­ska­ła wnucz­kę po gło­wie.

– Szko­da – wes­tchnę­ła prze­cią­gle dziew­czyn­ka, a na jej ulu­bio­ną pi­żam­kę w tru­pie czasz­ki spły­nę­ło kil­ka łez.

– Wiesz co, ko­cha­nie… – bab­cia ją uca­ło­wa­ła – nie martw się. Ma­rze­nia się speł­nia­ją. Wy­star­czy tyl­ko moc­no tego chcieć. Z two­im ma­rze­niem też na pew­no tak bę­dzie.

Zu­zu­lin­da chciał a coś po­wie­dzieć, ale za­miast tego ziew­nę­ła, zgrzyt­nę­ła wy­sta­ją­cy­mi zę­ba­mi i za­snę­ła głę­bo­ko.

Bab­cia Fi­bry­cu­kel­la usia­dła przy ku­chen­nym sto­le i pi­jąc mle­ko z czosn­kiem, słu­cha­ła jak wnucz­ka wzdy­cha przez sen. Za­sta­na­wia­ła się nad tym, jak po­móc dziew­czyn­ce w speł­nie­niu jej ma­rze­nia. Po chwi­li w drzwiach sta­nął dzia­dek Hon­go­gard.

– Mała chcia­ła­by cho­dzić do szko­ły – po­wie­dzia­ła bab­cia.

– Po co? – zdzi­wił się dzia­dek. – Prze­cież wam­pi­ry nie cho­dzą do szko­ły.

– No tak. Tyl­ko wła­ści­wie dla­cze­go?

– Za­raz, ja… wie­dzia­łem, ale… za­po­mnia­łem. Na pew­no za­raz so­bie przy­po­mnę. – Dzia­dek Hon­go­gard jed­ną ręką po­dra­pał się po ły­sej gło­wie, a dru­gą się­gnął do sa­la­ter­ki sto­ją­cej na sto­le i wy­brał naj­więk­szą głów­kę czosn­ku. – Już wiem! W szko­le do zupy ja­rzy­no­wej do­da­ją czo­snek, a prze­cież wam­pi­ry bar­dzo nie lu­bią czosn­ku.

Bab­cia Fi­bry­cu­kel­la fuk­nę­ła z iry­ta­cją:

– Co ty wy­ga­du­jesz, Hon­go­gar­dzie? Prze­cież te bzdu­ry o czosn­ku wy­my­śli­li lu­dzie. Wam­pi­ry bar­dzo lu­bią to wa­rzy­wo. Ty sam zja­dłeś dzi­siaj ze dwa ki­lo­gra­my!

– Na­praw­dę? A wy­da­wa­ło mi się, że jed­ną, no, naj­wy­żej dwie małe głów­ki – zdzi­wił się dzia­dek i znów się­gnął do sa­la­ter­ki. – To może dla­te­go, że szko­ły są otwar­te tyl­ko w dzień, a wam­pi­ry nie lu­bią świa­tła sło­necz­ne­go?

– Nie­praw­da! Ja uwiel­biam słoń­ce, a prze­cież je­stem wam­pi­rem. To ko­lej­ne kłam­stwo, któ­re opo­wia­da­ją o nas lu­dzie.

– To już nie wiem – od­parł na to dzia­dek Hon­go­gard i po­smut­niał. Nie wia­do­mo, czy dla­te­go, że nie po­tra­fił zna­leźć od­po­wie­dzi na py­ta­nie sio­stry, czy też dla­te­go, że w sa­la­ter­ce wła­śnie za­bra­kło… – Gdzie jest czo­snek? Jesz­cze przed chwi­lą tu­taj był.

– Wiem! – trium­fal­nie za­wo­ła­ła bab­cia.

– Wiesz, gdzie jest czo­snek? – ucie­szył się dzia­dek. – Su­per! Daw­no go nie ja­dłem.

– Nie. Wiem, co zro­bi­my! Za­pi­sze­my Zu­zu­lin­dę do szko­ły, do któ­rej cho­dzi Ka­zio – oznaj­mi­ła za­do­wo­lo­na bab­cia Fi­bry­cu­kel­la.

Na­stęp­ne­go dnia po­pro­si­ła Ka­zia, żeby za­pro­wa­dził ją do swo­jej szko­ły. Ubra­ła się bar­dzo sta­ran­nie. Wło­ży­ła swo­ją naj­lep­szą ja­skra­wo­czer­wo­ną suk­nię. Na czub­ku gło­wy przy­pię­ła ka­pe­lusz ozdo­bio­ny kil­ko­ma pęcz­ka­mi zie­lo­nej ce­bul­ki, a na szyi za­wie­si­ła wia­nek czosn­ku. Tak ubie­ra­ła się za­wsze, gdy szła na spo­tka­nie z ludź­mi. Mia­ła na­dzie­ję, że dzię­ki temu na­resz­cie prze­sta­ną wie­rzyć w to, że wam­pi­ry nie lu­bią ko­lo­ru czer­wo­ne­go, czosn­ku i ce­bu­li. Ale naj­bar­dziej chcia­ła, żeby prze­sta­li się bać wam­pi­rów. Bab­cia była bo­wiem za­ło­ży­ciel­ką i ak­tyw­ną dzia­łacz­ką To­wa­rzy­stwa Przy­jaź­ni Ludz­ko-Wam­pir­skiej.

Co praw­da, na ra­zie je­dy­nym czło­wie­kiem, któ­ry się do nie­go za­pi­sał, był Ka­zio, ale świę­cie wie­rzy­ła, że kie­dyś zro­bią to wszy­scy miesz­kań­cy Wam­pi­rzyc.

Dy­rek­tor szko­ły nie­co się zdzi­wił na wi­dok star­szej, tro­chę dzi­wacz­nie ubra­nej pani, któ­ra cze­ka­ła pod jego ga­bi­ne­tem, ale uprzej­mie za­pro­sił ją do środ­ka.

– Czym mogę pani słu­żyć? – za­py­tał.

– Chcia­ła­bym dziś za­pi­sać wnucz­kę do szko­ły – od­par­ła bab­cia Fi­bry­cu­kel­la, zdję­ła ka­pe­lusz i po­ło­ży­ła go na środ­ku biur­ka.

– Oczy­wi­ście, ła­ska­wa pani. A ile… – Dy­rek­tor chciał o coś za­py­tać, ale nie zdą­żył, bo kich­nął po­tęż­nie.

– Chy­ba do­stał pan ka­ta­ru – zmar­twi­ła się bab­cia. – Na wszel­ki wy­pa­dek pro­szę pić her­ba­tę z czosn­kiem. Do­sko­na­le chro­ni przed prze­zię­bie­niem.

– Mam uczu­le­nie na czo­snek i ce­bu­lę – od­po­wie­dział dy­rek­tor i od­su­nął od sie­bie ka­pe­lusz go­ścia. – Dla­te­go nie uży­wa­my ich w na­szej szkol­nej kuch­ni.

– Na­praw­dę? – zdzi­wi­ła się bab­cia i prze­su­nę­ła ka­pe­lusz z po­wro­tem na sam śro­dek biur­ka. – Jak już po­wie­dzia­łam, chcia­ła­bym za­pi­sać wnucz­kę do pań­skiej szko­ły.

– A ile… – za­czął zno­wu dy­rek­tor, ale zie­lo­na ce­bul­ka po­ła­sko­ta­ła go w nos i po raz ko­lej­ny kich­nął. Prze­ło­żył więc ka­pe­lusz na krze­sło, ode­tchnął głę­bo­ko i za­py­tał: – A ile lat ma wnucz­ka sza­now­nej pani?

– W grud­niu skoń­czy dwie­ście – od­par­ła z dumą bab­cia Fi­bry­cu­kel­la, po czym umie­ści­ła swój ka­pe­lusz z po­wro­tem na biur­ku. – Uzna­li­śmy z bra­tem, że to naj­wyż­sza pora, żeby za­czę­ła na­ukę.

– Dwie­ście…? – Dy­rek­tor my­ślał, że się prze­sły­szał. – Oba­wiam się, że pani wnucz­ka jest zbyt. – Nie skoń­czył, bo kich­nął tak, że ka­pe­lusz bab­ci spadł z biur­ka.

– My­śli pan, że jest jesz­cze zbyt mło­dym wam­pi­rem? – do­my­śli­ła się bab­cia i pod­nio­sła ka­pe­lusz z pod­ło­gi. – Może rze­czy­wi­ście? W ta­kim ra­zie przyj­dę za sto lat. Mam na­dzie­ję, że do tego cza­su ka­tar panu przej­dzie.

– Wam­pi­rem…? – Dy­rek­tor z prze­ra­że­nia za­po­mniał, że wła­śnie miał kich­nąć.