Każdy pies ma swego kota - Małgorzata Leczycka - ebook

Każdy pies ma swego kota ebook

Małgorzata Leczycka

0,0

Opis

Kolejna część przygód sympatycznego psa Ciapka.

Pełna humoru opowieść dla najmłodszych, która daje głos naszym niemym przyjaciołom - zwierzętom.

W domu pojawia się śliczna kotka, która od razu zdobywa względy lokalnych kocurów. Jak przepędzić natrętnych gości?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 44

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




A kiedy ostatnia godzina przyjdzie na człowieka, to na progu tego drugiego wszechświata będą nań czekać te wszystkie zwierzaki, które znał. Będą swym zwyczajem machać ogonami i wpatrywać się w Boskie Oblicze. A w ich spojrzeniach będzie zawarta niema prośba: Panie Boże, my wiemy, że to grzesznik, ale nie bądź zbyt surowy. On był dla nas dobry.

Balbina i Elza

Nareszcie w domu! A tu ogród jest taki piękny, że nie rozumiem, dlaczego nasz pan wywozi wszystkich na wakacje do lasu. Trzy drzewa są wysokie i pełne gałęzi, na które, niestety, pieski raczej nie wchodzą. Za to dokoła płotu rosną gęste krzewy, w których mamy swoje dołki. I to osobiste dołki. Do mojego nie wchodzi Diana, a ja nie ośmielam się do jej nawet zajrzeć. Żaden też psi przybłęda nie ma prawa się w nich wylegiwać. Kiedy tylko pan zatrzymał przed garażem swoje volvo, pognałem przywitać się z krzakami i wykopaną pod nimi jamą. Fiu, fiu, coś mi tu nie pasuje. Jak tylko wciągnąłem powietrze z jamy, kogoś wyczułem. Z pewnością to nie pies, nie kot, nie jeż, więc gwałtowniej poruszyłem nosem i pokazałem swój najpiękniejszy uśmiech – jak mówi Kasia – od ucha do ucha.

- No, wyłaź, Anatol. - powiedziałem do ciemnej nory. – Wyłaź przyjacielu, już dość tego wylegiwania się w nie swoim domku.

Po chwili ujrzałem dwie cieniutkie łapy, i jeszcze kilka, i gruby tułów pająka Anatola. Aż kichnąłem, gdy doleciał do mojego nosa jego ostry zapach.

- Powinieneś, stary, częściej się myć, albo chociaż używać dezodorantu. Muszę po tobie dokładnie wywietrzyć swoją jamę. – powiedziałem i zapytałem, jak się czuje, czy wszystko u niego w porządku, jak się miewa pani Anatolowa i małe Anatolki. A że u pająka sytuacja się nie zmieniła, wciąż był szczęśliwym mężem i ojcem, więc wszedłem do jamy, a pająk udał się w kierunku swego domu na drzewie. Bąkał coś pod nosem, że szkoda, że to ja go obudziłem, a nie mucha Antonina. Pająk usiłuje złapać to tłuste babsko od niemal dwóch lat, ale niestety, bez rezultatu. Gdy pająk dochodził do drzewa, odwrócił się w moją stronę, bo właśnie przypomniał sobie, o co chciał zapytać.

- Jak tam psie było na wakacjach? – usłyszałem pytanie pająka, który sam sobie odpowiedział. – Było dobrze, widać to po twojej wypoczętej mordzie.

Spojrzałem w jego kierunku i zobaczyłem nie tylko gramolący się po drzewie tułów, ale i coś podejrzanego pod drzewem.

- Już dojrzałeś? – zapytał pająk i dodał. – Tak, tak, pod wasz płot sprowadziły się koty. Są nawet miłe, ja się z nimi już zaprzyjaźniłem.

- Co!? – wrzasnąłem. – Mam się zaprzyjaźnić z kotami! Opowiadasz brednie! W życiu, nigdy, żadnej przyjaźni z kotami nie będzie! Nigdy! - prychnąłem, a ślina wyskoczyła z mojej mordki na jakieś pół metra. - Śmierć kotom!

A że właśnie Kasia stanęła na balkonie, udałem, że się zakrztusiłem, zacząłem kasłać, chrząkać, prychać, wysuwać język, wybałuszać oczy i wreszcie padłem zmęczony na trawę.

- Ciapciu, co jest? Co się stało? – zapytała Kasia.

Wyrzuciłem z siebie masę niepotrzebnego powietrza, aż sam się zdziwiłem, że potrafię gwizdać, po czym spojrzałem na Kasię i powiedziałem:

- Chcesz wiedzieć, co się stało? Otóż zobacz, pod płotem są koty! Rozumiesz, koootyyy! – zawyłem przeciągle i podbiegłem do płotu.

- Widzisz, tu są kocie futerka i to aż dwa! Masz pojęcie, co to oznacza? Diana, gdzie jesteś! – wrzasnąłem na całe osiedle. – Mamy koty! Hańba temu domowi! Gdzie jesteś!

Szkoda, że psy nie używają telefonów komórkowych, może bym ją szybciej znalazł, pomyślałem.

Kiedy Kasia poszła do kotów, zrezygnowany położyłem się w swoim dołku, tyłem do niej, oczywiście, tyłem do kotów i tyłem do wszystkich problemów, które miałem i mogłem mieć.

Kiedy otworzyłem oko, Kasia szła z dwoma kotami w kierunku domu i przemawiała do nich czule. Popatrzyłem z politowaniem na tę całą scenę, westchnienie uciekło mi z pyska, przewróciłem się na drugi bok, żeby nie widzieć domu. – Hi, hi, hi…. – usłyszałem śmiech pająka. – Powiększyła ci się rodzinka, co? Gratuluję. - powiedział i szybko ukrył się wśród liści.

Z całą pewnością połknąłbym go żywcem, gdyby mi się tylko chciało, oczywiście.

No, więc tak. Koty były w domu. Nie to, że miały być, ale już były. W kuchni na stole leżało moje posłanie, moje, z mojego dzieciństwa. Miałem kiedyś taką piękną budkę z kolorowego materiału. Ale kiedy z niej wyrosłem, Kasia zaniosła ją do garażu i powiedziała, że może się jeszcze przydać. No i właśnie przydała się. Siedziały w niej dwa kocie futerka, a Kasia podtykała im pod nos pokrojone drobno mięsko. Trudno było mi na to patrzeć, cały mój żołądek zwijał się w trąbkę i miałem okropne bóle w okolicy serca.

- Ojej, ojej, ojej… - jęknąłem – mam zawał, Kasiu, ratuj mnie… ojej, ojej, ojej…

- Ciapciu, nie histeryzuj. – usłyszałem spokojny głos Kasi.

- Ja histeryzuję, ja, jak możesz mnie o coś tak wstrętnego

podejrzewać! – krzyknąłem. - Ja… ja… mam zawał. Nie chcesz mnie ratować, to nie, będziesz mnie miała na sumieniu.

- Co się tu dzieje?! – zapytała Diana swoim profesorskim głosem, stając w progu. – Ciapciu, to jakieś nowe przedstawienie? A jaki ma tytuł?