Hotel na Bermudach - Blake Maya - ebook

Hotel na Bermudach ebook

Blake Maya

3,8

Opis

Perla Lowell i Arion Pantelides, grecki magnat hotelowy, poznali się w barze. Spędzili razem noc, wiedząc, że nigdy więcej się nie zobaczą. A jednak, ku ich zaskoczeniu, bardzo szybko spotykają się ponownie. Arion, zauroczony rudowłosą pięknością, oferuje jej pracę w swojej firmie – Perla miałaby założyć nowy Hotel na Bermudach. Arion lekceważy fakt, że ze względu na przeszłość Perli jest ona ostatnią osobą, której powinien ufać...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (21 ocen)
6
8
4
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maya Blake

Hotel na Bermudach

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Na parkingu panowała cisza. Wewnątrz mini morrisa czuła się jak w kokonie. Perla Lowell zagryzła długopis i bezskutecznie szukała słów. Cztery linijki w dwie godziny. Tyle tylko udało jej się stworzyć. Za trzy krótkie dni będzie musiała stanąć przed rodziną i przyjaciółmi i przemówić… A jej brakowało słów.

Nie, cofnij to. Znalazła słowa, ale brakowało w nich prawdy. Bo prawda… nie może nikogo na nią skazywać. Jej życie przez ostatnie trzy lata to jedno wielkie kłamstwo. Czy to dziwne, że ręce jej się trzęsły, gdy tylko chciała pisać, że nienawidziła siebie za kłamstwa w imię pozorów?

Jak mogła postąpić inaczej? Jak mogła odpłacić za dobroć poniżeniem?

Gniew mieszał się z rozpaczą. Podarła kartkę ze złością. Pośród nocy rozległ się oczyszczający dźwięk. Wraz z nim z zaciśniętej piersi do gardła przedostały się tłumione zły.

Nie panowała nad rękami. Rwała kartkę na konfetti. Patrzyła, jak drobiny spadają na fotel obok. Z jękiem zasłoniła twarz dłońmi, oczekując łez. Nadaremnie. Chciała płakać, ale wiedziała, że łzy to wstyd, bo w środku czuła… ulgę. Kiedy powinna być załamana, odczuwała wstydliwą lekkość bytu!

Powoli opuściła ręce i spojrzała przez przednią szybę. Wzrok odzyskał ostrość i skupiła się na wspaniałej budowli. Pomimo niedawnego remontu za wiele milionów funtów Macdonald Hall zachował kwintesencję staro-angielskiego uroku, razem z ekskluzywnym Macdonald Club, rozległym polem golfowym wyłącznie dla wybranych członków. W tym kilkusetletnim przybytku jedynym ukłonem w stronę szarego człowieka był koktajlbar, otwarty dla klientów od siódmej wieczorem do północy.

Perla wciągnęła głęboki oddech i spojrzała na strzępy papieru. Poczuła się winna po tym, jak dała sobie upust. Tylko ten raz nie będzie się powstrzymywać, pilnować każdego słowa czy uśmiechu, kiedy miała ochotę przeklinać swój los. Być normalną… To uczucie oczywiście nie będzie trwało wiecznie. Trzeba było jeszcze przeżyć jutro i kolejny dzień.

Cierpienie kazało jej sięgnąć do torebki.

Była wystarczająco daleko od domu, żeby nikt jej tu nie rozpoznał. Dlatego właśnie jechała ponad godzinę, aby znaleźć to spokojne miejsce i znaleźć trudne słowa. Jednak nie była jeszcze gotowa wracać do domu i zmierzyć się z przesłodzonymi gestami współczucia i dobrotliwymi, zatroskanymi, choć badawczymi spojrzeniami.

Skupiła znowu wzrok na Macdonald Hall. Jeden drink. Potem wróci do domu i jutro zacznie od nowa. Wyjęła z torebki szczotkę i przeczesała niesforne loki. Kiedy znalazła szminkę, niemal ją odrzuciła. Szkarłat tak naprawdę nie był jej kolorem i normalnie nawet by na nią nie spojrzała, ale ta była dodatkiem do zakupionej książki. Nigdy nie ośmieliłaby się na tak wyzywający, odważny kolor. Nawet u innych kobiet uważała go za zbyt zmysłowy, zbyt przyciągający uwagę do ust.

Drżącymi palcami otworzyła pomadkę, przekrzywiła wsteczne lusterko i starannie nałożyła pomadkę. Niespodziewany rezultat – wyuzadana, jawnie zmysłowa twarz; przeszukiwała torebkę, by znaleźć chusteczkę. Kiedy jej się nie udało, zamarła. Powoli przeniosła wzrok na lusterko. Serce jej waliło.

Czy było aż tak źle? Czy to źle, jeżeli będzie wyglądać, jeżeli poczuje się jak ktoś inny niż Perla Lowell, prawdziwa oszustka? Żeby choć na kilka minut zapomnieć o bezlitosnym poniżeniu, które znosiła przez ostatnie trzy lata?

Zanim zdążyła się rozmyślić, poszukała po omacku klamki i wysiadła na zimną noc. Chociaż dni zabaw dawno już miała za sobą, to nawet ona wiedziała, że jej prosta, czarna sukienka bez rękawów i czarne czółenka będą stosowne do koktajlbaru w cichy wtorkowy wieczór.

A jeżeli nie, to najgorsze, co może się zdarzyć, to że poproszą ją, by wyszła. Lecz teraz wyrzucenie z ekskluzywnego lokalu, gdzie nikt jej nie znał, to kaszka z mleczkiem w porównaniu z monumentalną farsą, przez którą musiała przechodzić.

Elegancko ubrany portier przywitał ją i skierował korytarzem do staromodnych, dwuskrzydłowych drzwi z napisem „Bar” na wypolerowanej złotej tabliczce nad nimi. Kolejny, podobnie ubrany mężczyzna otworzył drzwi, uchylając czapkę.

Perla, zdecydowanie czując się nieswojo, dyskretnie ogarnęła wzrokiem kosztowny parkiet i boazerię oraz brokatowe dodatki, zanim skoncentrowała się na długim, niskim barze. W obrotowej gablocie za barem prezentowano rzędy przeróżnych alkoholi. Barman potrząsał parą srebrnych shakerów, jednocześnie gawędząc z młodą parą.

Przez ułamek sekundy Perla zastanawiała się, czy nie zawrócić na pięcie. Zmusiła się, żeby zrobić krok naprzód, potem następny, aż dotarła do niezajętego końca baru. Znowu wzięła głęboki oddech, usiadła na stołku i położyła torebkę na ladzie.

Co teraz?

– Co taka miła dziewczyna robi w takim miejscu jak to?

Taki tandetny tekst wywołał u niej wymuszony śmiech, gdy odwróciła się w stronę, skąd doszedł głos.

– Tak lepiej. Przez chwilę myślałem, że ktoś tu umarł i nic mi nie powiedziano – barman, bezczelnie oceniając ją wzrokiem, uśmiechał się szeroko, ukazując białe zęby, niewątpliwie dzieło dentysty. – Jesteś drugą osobą, która weszła tu dziś, wyglądając jak pełnoetatowy czarnowidz.

W innym życiu Perla nie widziałaby nic czarującego w tym idealnie zadbanym młodzieńcu. Niestety, była tu i teraz, i na własnej skórze przekonała się, że to, co na zewnątrz, nie zawsze pasuje do wnętrza.

Zmusiła się do uśmiechu i splotła dłonie na torebce.

– Poproszę o… drinka.

– Oczywiście. – Zbliżył się, a wzrok spuścił na jej usta. – Co pijesz?

Popatrzyła na wystawione koktajle. Nie miała pojęcia, co wziąć. Ostatnim razem, kiedy była w takim miejscu, modnym drinkiem było Amaretto Sour. Chciała poprosić o Cosmopolitan, ale nawet nie była pewna, czy nadal jest w modzie. Znowu zastanowiła się, czy nie wyjść. Została na stołku przez zwykły upór. Dosyć już ją popychano; dosyć już zniosła. Zbyt długo dyktowano jej, jak ma żyć.

Nigdy więcej. Zgoda, szkarłatna pomadka była złym pomysłem, ale Perla nie pozwoli, aby to przeszkadzało w tej małej, pokrzepiającej zachciance. Wyprostowała ramiona i wskazała ciemnoczerwony drink z dużą liczbą parasolek.

– Poproszę ten.

Podążył za jej wzrokiem i zmarszczył brwi.

– Martini z granatem?

– Tak. A coś nie pasuje? – zapytała, kiedy barman nie zmienił miny.

– Jest trochę… kiepski.

Zacisnęła usta.

– I tak go wezmę.

– Oj, pozwól, że…

– Daj damie to, czego sobie życzy. – Gładki, ale niewątpliwie męski głos miał obcy akcent, może śródziemnomorski, aż Perlę przeszedł dreszcz po plecach. Zastygła.

Barman najwyraźniej pobladł, skinął głową i odszedł przygotować jej koktajl.

Perla czuła jego milczącą obecność za plecami, ale za nic nie mogła się poruszyć. Powinna mieć się na baczności. Zacisnęła dłoń na pasku torebki.

– Odwróć się – padła komenda.

Jej plecy zesztywniały jeszcze bardziej. Kolejny mężczyzna próbował nią dyrygować.

– Słuchaj, chcę być sama…

– Odwróć się, jeśli łaska – poinstruował ją znowu tym niskim, chropawym głosem.

Nie „proszę”, ale „jeśli łaska”. Nieco staroświecki zwrot wzbudził jej ciekawość. Perlę kusiło, by się odwrócić, jednak to za mało, żeby uległa.

– Właśnie uratowałem cię przed staniem się potencjalnym celem cwaniaka. Możesz się przynajmniej odwrócić i porozmawiać ze mną.

Chociaż żołądek znowu jej ścisnęło na dźwięk jego głosu, zacisnęła usta.

– Nie prosiłam o twoją pomoc ani jej nie potrzebowałam… i nie mam ochoty rozmawiać z nikim tak…

Spojrzała w stronę barmana z zamiarem odwołania zamówienia. Długa jazda tutaj… nadzieja na napisanie czegoś naprawdę pełnego inspiracji… myśl o szybkim drinku… czerwona szminka dodająca odwagi – prawdopodobnie przede wszystkim ona – doprowadziły do kompletnej katastrofy. Znowu poczuła ból w piersiach i spróbowała opanować emocje.

Mężczyzna, który uznawał się za jej wybawcę, stał za nią w milczeniu. Wiedziała, że tam jest, ponieważ czuła jego zapach – intrygująco ostry, męski i surowy. Słyszała też jego mocny, równy oddech. I znowu obcy dreszcz przebiegł po jej plecach. Ogarniała ją chęć, by spojrzeć przez ramię, ale opanowała się. Zawiodła siebie wiele razy. Teraz nie chciała.

Uniosła dłoń, chcąc zwrócić uwagę barmana, ale on uparcie kierował spojrzenie za nią… na mężczyznę, którego obecność, nawet bez wiedzy, kim jest, emanowała siłą.

W milczeniu i zdumieniu widziała, jak barman skinął głową bez słowa na milczące polecenie, obszedł ladę z drinkiem i skierował się do ciemnego kąta baru.

Oburzona Perla w końcu odwróciła się i zobaczyła mężczyznę – wysokiego, ciemnowłosego, o niewiarygodnie szerokich ramionach – jak przechodził do stolika, gdzie ustawiono jej drinka i prawdopodobnie jego też.

Przeszyła ją prawdziwa wściekłość. Stuknęła szpilkami o parkiet i ruszyła do niego, zanim w pełni uświadomiła sobie swój zamiar.

– Co, do diabła, sobie myślisz…?

Odwrócił się do niej twarzą, a słowa uwięzły Perli w gardle.

Cudowny. Niesamowicie cudowny. Ten opis zapalił się niczym neon reklamowy w jej głowie. I tak niewiarygodnie realny, że Perla mogła jedynie wpatrywać się w osłupieniu. Gdy rejestrowała śniadą cerę, mocny zarys szczęki, uderzające rysy, lekką siwiznę we włosach i dwudniowy zarost, który był jej osobistą słabostką, wiedziała, że nie powinna była się odwracać; nie powinna iść za nim. Powinna posłuchać instynktu i natychmiast wyjść.

Czy ona nigdy nie uczy się na błędach? Chciała się wycofać. Nie było w jej interesie gapić się na tego mężczyznę… Idź stąd! Nogi nie chciały jej posłuchać.

Jego ciemne, orzechowe oczy spotkały się z jej oczyma. Perla wstrzymała oddech. Zacisnęła dłoń na pasku torebki.

– Czy ten kolor jest prawdziwy? – spytał nieznajomy chropawym głosem, od którego uginały jej się kolana i przyspieszał puls.

– Słucham?

– Ten odcień rudego?

Oczarowanie nieco ustąpiło.

– Oczywiście, że naturalny. Po co miałabym farbować? – Zamilkła, gdy zorientowała się, że on jej nie zna i dlatego nie wie, że nigdy by się zdecydowała na próżność pod postacią sztucznego koloru włosów. Nie musiała ulegać niczym kaprysom. – Są naturalne, tak? A teraz może mi wyjaśnisz, do czego zmierzasz.

– Najwyraźniej opuściły cię dobre maniery. Jedynie ratuję sytuację. – Wysunął krzesło. – Proszę, siadaj.

Perla, uniósłszy brew, nadal stała. On wzruszył ramionami i także stał.

– Maniery mnie opuściły. Ty wtargnąłeś i przejąłeś sytuację, nad którą panowałam. Co sobie myślałeś, że barman przeskoczy ladę i zaatakuje mnie na oczach innych klientów? – rzuciła.

– Jakich innych klientów? – zapytał.

– Ta para tam… – zamilkła, rozglądając się. Para młodych ludzi zniknęła. Poza kelnerem, który sprzątał stoły, w barze został jedynie barman i ten wysoki nieznajomy. W tym momencie kelner zniknął za wahadłowymi drzwiami. – Ten lokal ma dobrą reputację. Takie rzeczy się tu nie zdarzają.

– A na czym w zasadzie opierasz tę statystykę? Często tu bywasz?

Zarumieniła się.

– Nie, oczywiście, że nie. I nie jestem naiwna. Tylko… tylko myślę…

– Że drapieżniki w garniturach skrojonych na miarę są mniej brutalne od tych w bluzach z kapturami? – uśmiechnął się, ale oczy pozostały chłodne.

– Nie, nie o to mi chodziło. Przyszłam tu, żeby się napić w spokoju.

Wszystko szybko wymykało się spod kontroli. Musiała myśleć o powrocie, bo inaczej będzie miała więcej do wyjaśniania.

Ponownie wskazał jej krzesło.

– Możesz usiąść. I nie musisz się martwić rozmową. Możemy siedzieć i… milczeć.

Jego słowa wzbudziły jej ciekawość. A może potrzebowała odmiany od bólu i chaosu, które czekały na nią, gdy tylko stąd wyjdzie?

Zmusiła się, by na niego spojrzeć, na tego cudownego mężczyznę, te silne ramiona, nieskazitelny garnitur i poluzowany jedwabny krawat, lekko zmierzwione włosy. Zmarszczki po obu stronach ust były głębokie, a kiedy Perla zaryzykowała kolejne spojrzenie w jego oczy, serce jej załomotało. W tej chwili zrozumiała, że on nie poluje na niczego się niespodziewające kobiety. Co nie znaczyło, że kobiety będą bezpieczne w obliczu jego zmysłowej aury i czystej charyzmy. Zdecydowanie nie.

Lecz dzisiaj emocje czające się w jego oczach nie były drapieżne. Ból, jaki w nich zobaczyła, odbił się w niej głęboko.

Zmrużył oczy, jakby czytając jej myśli. Znieruchomiał, zaciskając usta. Przez chwilę myślała, że zrezygnuje z wcześniejszego zaproszenia. Nagle zrobił krok do przodu i dotknął oparcia krzesła.

– Siadaj. Proszę – powtórzył.

Perla usiadła. W milczeniu pchnął drinka w jej stronę.

– Dziękuję – mruknęła.

On pochylił głowę i uniósł kieliszek ku niej.

– Za niemówienie.

Dotknęła swoim kieliszkiem jego drinka; ogarnęło ją surrealistyczne uczucie. Mężczyzna nie krył fascynacji jej włosami. Ze wszystkich sił starała się opanować, by się nimi nie bawić. Mocniej pociągnęła przez słomkę, po części, aby szybciej skończyć koktajl i wyjść, a po części, by zająć się czymś i nie patrzeć na tego wyniośle pięknego mężczyznę.

Pili w milczeniu. Perla z niepokojącym żalem odstawiła pustą szklankę. Nieznajomy poszedł w jej ślady.

– Dziękuję.

– Za co?

– Za opanowanie chęci bezsensownych pogaduszek.

– Już mówiłam, że nie po to tu przyszłam. Gdyby było inaczej, przyprowadziłabym przyjaciółkę. Domyślam się, że wybrałeś tę porę z tych samych powodów.

Na moment na jego twarzy pojawił się ból, ale natychmiast znikł.

– Dobrze się domyślasz.

Wzruszyła ramionami.

– Więc nie ma potrzeby mi dziękować.

Znieruchomiał, jednak znowu przeniósł wzrok na jej włosy. Potem spojrzał na usta, a Perla uświadomiła sobie szkarłatną szminkę. Zanim zdążyła się powstrzymać, oblizała dolną drżącą wargę.

Zasyczał; ten kolejny obcy dźwięk wywołał u niej gęsią skórkę. Nigdy dotąd mężczyźni tak na nią nie reagowali. Perla nie była pewna, czy się cieszyć, czy bać.

– Zatrzymałeś się tu, w Macdonald Hall? – spytała.

Nieznajomy powoli zacisnął leżącą na stole dłoń w pięść.

– Na dzisiejszą i kilka następnych nocy, tak.

Przeniosła wzrok z jego dłoni na twarz.

– Mam wrażenie, że nie masz ochoty tu być? – spytała.

– Nie zawsze decydujemy o własnym losie. Jestem jednak zobowiązany być tu przez następne kilka dni. To nie znaczy, że się z tego cieszę.

Spojrzała na jego pusty kieliszek.

– Domyślam się, że teraz zamówisz butelkę, a nie kieliszek?

Wzruszył ramionami.

– Kiedy pijesz, czas szybciej leci.

– Kiedy jesteś w barze tuż przed północą, nie widzę innego rodzaju rozrywek.

– Ale nie jestem sam. – Uniósł brew. – Już nie. Uratowałem cię, damę w opałach, a moją nagrodą jest twoje towarzystwo.

– Nie jestem damą w opałach. Poza tym zupełnie mnie nie znasz. Mogę być jednym z tych drapieżników, panie…?

Jej jawne żądanie, by podał nazwisko, pozostało bez odpowiedzi. Skinął głową do barmana i wskazał puste kieliszki.

– Chyba nie powinnam więcej pić…

– Ale my się dopiero poznajemy. Mówiłaś, że jesteś bezwzględnym drapieżcą.

– A ty chciałeś być sam zaledwie dziesięć minut temu, pamiętasz? Poza tym dlaczego uważasz, że chcę cię poznać?

W jego uśmiechu była pewność siebie i żal nad sobą – dziwaczna kombinacja.

– Nie chcę. Wybacz mi takie założenie. Jeżeli chcesz wyjść, możesz to zrobić. – I znowu te uprzejme słowa zabarwiła arogancja.

– Nie potrzeba mi pozwolenia, ale… zostanę na jeszcze jednego drinka.

Skinął poważnie głową.

– Efcharistó. – Jego głos i zmysłowe usta sprawiły, że skurczył jej się żołądek.

– Co to znaczy?

– To po grecku „dziękuję”.

– Och, jesteś Grekiem? Uwielbiam Grecję. Dawno temu byłam na Santorini na ślubie klienta. Wtedy pomyślałam, że kiedyś chciałbym tam wziąć ślub. To jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi… – Perla zamilkła, widząc nagle, jak jego twarz tężeje. – Przepraszam. To bezmyślne gadanie?

– Nie takie bezmyślne. Więc lubisz Grecję. Co jeszcze?

Spuściła wzrok.

– Czy teraz wypada mi powiedzieć, że są to długie spacery w deszczu z kimś wyjątkowym?

– Tylko, jeżeli to prawda. Osobiście nie cierpię deszczu. Wolę pełne słońce. I morze.

– A ktoś specjalny wchodzi w rachubę?

Na jego twarz powróciły dokuczliwy ból i poczucie winy, i tym razem zostały dłużej.

– Jeżeli masz tyle szczęścia, by móc wybierać i trwać przy swoim losie.

Perla przygryzła wargę, ale nie odpowiedziała, ponieważ zjawił się barman. Znowu zapadła cisza, gdy sączyli drinki. Tylko tym razem śmiało wytrzymała jego spojrzenie.

Wydawał jej się jakby znajomy. Odrzuciła jednak tę myśl i uznała, że pewnie widziała go w gazecie albo telewizji. Pewnie dlatego był tak ważny i łatwo wydawał polecenia. I był w Macdonald Hall, jednym z najbardziej ekskluzywnych prywatnych klubów sportowych w kraju.

Perla obserwowała go; ich spojrzenia się spotykały. Ogarnęło ją gorąco; wypełniało miejsca, które uznała za zamarznięte już na zawsze. Starała się wytłumaczyć sobie, że to przez alkohol, ale nagle ze złością przyjęła prawdę. Koniec z okłamywaniem samej siebie, aby uśmierzyć ból.

Podobał jej się ten mężczyzna. Obrazy w jej głowie nie powinny jej szokować ani zawstydzać. Tego wieczoru Perla postanowiła odrzucić wstyd. Tak naprawdę, to od kiedy przyglądanie się jest zbrodnią? A on był wyjątkowym okazem.

– Uważaj, mała. Ten wielki zły wilk ma bezlitosne zęby.

To ciche ostrzeżenie wyrwało ją z zamyślenia. Co ona robi?

Pospiesznie odstawiła ledwo tkniętego drinka, wstała i chwyciła torebkę.

– Masz rację, ostrożność to moje drugie imię, więc… dziękuję za drinka. I za towarzystwo.

Wstrzymała oddech, gdy on wstał.

– Przyjechałaś tu samochodem? – zapytał.

– Tak, ale ledwo tknęłam ten drugi kieliszek.

– Mój kierowca cię odwiezie.

Ogarnęły ją strach i niepokój. Jakie to będą plotki, jeżeli wróci do domu samochodem z obcym mężczyzną! Wprawdzie była prawie północ, ale wystarczy, żeby ktoś jeden zobaczył. I bez tego miała wiele na głowie.

– Nie. To bardzo miłe z twojej strony, ale nie jest konieczne.

Zmrużył swoje hipnotyzujące oczy. W tej chwili Perla widziała tylko jego obłąkańczo gęste rzęsy i usta wygięte w podkówkę. Kiedy zrobiła kolejny krok do tyłu, podążył za nią.

– Pozwól, że chociaż odprowadzę cię do samochodu.

– Zdecydowanie sobie poradzę…

– To była propozycja.

– Czy nie ostrzegałeś mnie przed drapieżnikami w garniturach?

Znowu pojawił się ten smutny, udręczony uśmiech, a fascynujące palce poszukały w kieszeni smartfona. Wklepał trzycyfrowy numer alarmowy i podał jej komórkę.

– Wybierz go, gdybym choć odetchnął w twoją stronę, zanim dojdziemy do samochodu.

Drżącą dłonią wzięła telefon. Jego palce otarły się o jej rękę. Po jej ciele rozeszło się ciepło. Bez namysłu przesunęła palcami po jego palcach i usłyszała, jak ostro wciągnął powietrze.

Droga do samochodu zajęła im kilka minut, ale jej się wydawało, że całe wieki. Perla czuła na sobie żar jego spojrzenia. Zmuszała się, by na niego nie patrzeć. Gdyby to zrobiła, uległaby dręczącej pokusie. Z każdym przerażającym krokiem czuła się, jakby toczyła walkę skazaną na przegraną. Co osiągnęła, przyjeżdżając tutaj? Jak dotąd, wielkie nic. Nic nie napisała i nie miała najmniejszej ochoty do tego wracać.

Czy na pewno przedłużanie tego momentu z idealnym mężczyzną nie było błędem? Westchnęła w głębi duszy. Kogo oszukiwała? Los nieraz z niej kpił. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?

Zatrzymała się obok samochodu i odwróciła do nieznajomego. Z głębokim westchnieniem oddała mu telefon.

– Mówiłam, że nie będzie to konieczne, ale dziękuję.

– Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.

Spojrzała mu w twarz.

– Jak to?

Zbliżył się o krok, aż zetknął się z nią, a jej zakręciło się w głowie.

– Potrzymaj go jeszcze. Nie chcę kończyć rozmowy, jeszcze nie.

Tętno Perli jeszcze bardziej przyspieszyło.

– Dlaczego?

– Bo… – Wtedy się zreflektował. Zmarszczki pokryły mu czoło i pokręcił głową. Kiedy się cofnął, ogarnęło ją przerażenie, że go traci.

– Bo…?

– Jak masz na imię?

W ustach jej zaschło.

– Pearl – skłamała, ale kiedy dorastała, jej niezwykłe imię często mylono z bardziej powszechną Pearl. Poza tym dzięki anonimowości była mniej narażona.

– Pearl, nie mogę się oprzeć pokusie, by cię pocałować. Dlatego chcesz uciekać?

Wstrząsnęła nią szorstkość w jego głosie. Widziała cierpienie w jego oczach. Mimowolnie dotknęła jego policzka.

– Nie. Ale chcę wiedzieć, co się stało – odpowiedziała cicho.

– Nie chciałbym cię zanudzać.

– Dlaczego uważasz, że mnie nudzisz? Może potrzebuję odmiany, tak jak ty – wyznała nagle. Poruszyła się i znalazła przy nim na odległość szeptu. – Może chcę ci dać to, czego chcesz, bo pragnę tego samego? – Ta rozmowa wydawała się nieco absurdalna, lecz jednocześnie… dziwnie stosowna.

– Uważaj, jakie wypowiadasz życzenia, mała – wyszeptał.

– Już uważałam, i to bardzo. Czasami aż za bardzo. Zmęczyło mnie to.

Ujął jej dłoń i mocniej przycisnął do swojego policzka. Poczuła pod palcami jego zarost; wzbudzał w niej elektryczne impulsy.

– Nie oferuj pokusy, której nie będziesz mogła spełnić – przestrzegł.

– To wyzwanie?

– Jedynie ostrzeżenie. Nie chcę cię przestraszyć, więc może lepiej będzie, jak teraz odjedziesz. Albo zostań, jeżeli wystarczy ci odwagi. Twój wybór. Ale decyduj szybko.

Wbrew własnym słowom, schwycił gruby lok jej włosów i odruchowo przeczesywał palcami pukle.

Perla, opanowana przez uczucie tak bardzo jej obce, pokonała dzielącą ich przestrzeń. Silne dłonie natychmiast ją przygarnęły. Całym ciałem poczuła mocne mięśnie, aż straciła dech.

Wtedy jego usta znalazły się na jej wargach. Całkowicie się zatraciła. Całował ją, jakby była życiodajnym tlenem, jakby mógł przetrwać tylko dzięki niej. To ją ujęło. Cieszyła się tą chwilą, która im obojgu niosła ukojenie.

Dopiero potrzeba oddechu rozdzieliła ich w końcu. Perla zobaczyła szkarłatną szminkę rozmazaną na jego ustach. Dotknęła ich. Nie wiedziała, co powiedzieć. Chciała tylko zrozumieć, co się z nią dzieje.

– To wystarczy? – zapytała, głęboko w duszy pragnąc usłyszeć: nie.

– Nie. Twój smak mnie hipnotyzuje. Chcę się w tobie zatracić. – Ujął jej twarz w obie dłonie i dalej ją całował. – Theos… to szaleństwo, ale nie mogę cię puścić. Jeszcze nie. Pearl, zostań ze mną na tę noc.

Decyzję podjęła natychmiast; była przerażająco oddana. Przesunęła palcami po jego miękkich, zmysłowych ustach. Zorientowała się, że trzyma jego telefon. Jeden ruch kciuka i to się skończy… decyzja podjęta. Albo da odpowiedź, której sama chciała, nie, którą musiała dać. Zabrać kawałek siebie, zanim znowu zmierzy się ze światem.

– Nawet nie wiem, jak masz na imię – ośmieliła się.

– Arion. Jeśli chcesz, możesz do mnie mówić Ari.

Pokręciła głową.

– Podoba mi się Arion. – Tak bardzo jej się podobało, jak jej usta się układały, gdy je wymawiała, że powtórzyła jeszcze raz: – Arion…

– Podoba ci się? – wyszeptał.

– Bardzo. Nigdy dotąd nie słyszałam takiego imienia… Arion.

– Kiedy wypowiadasz moje imię… stajesz się niebezpieczna, Pearl mou.

Zaśmiała się w końcu.

– O rany… jestem niebezpieczna? Po raz pierwszy.

– Jak inni mężczyźni cię nazywali?

To pytanie otrzeźwiło ją. Dzisiaj była jej noc, jej wybór. Nie pozwoli, by przeszkadzały jej niepowodzenia z przeszłości.

– A jak myślisz?

– Zachwycająca. Niesamowita. O której piękno sama Afrodyta byłaby zazdrosna. – Wędrował ustami po jej szyi. – Masz niewiarygodne włosy, koloru greckiego słońca o zachodzie.

Oddech uwiązł jej w gardle. Do oczu napłynęły łzy. Zatrzepotała powiekami, by ich nie zauważył.

– Jestem blisko? – Uniósł głowę i potarł jej policzek szorstkim zarostem.

Rozpływała się w środku od gorąca.

– Ani trochę, ale próbuj.

– Piękna Pearl, chcę zobaczyć, jak twoje włosy rozkładają się na mojej poduszce. Chcę się w nich zagłębić. – Słysząc tę litanię, cofnęła się i spojrzała na niego. Jeszcze raz na jej twarzy pojawił się ból. Lecz mimo tego pożądanie paliło jej duszę. – Przestraszyłem cię?

– Chciałabym powiedzieć, że nie, ale tak, trochę się boję. Nigdy tego nie robiłam, ale chcę. Bardzo. – Tak bardzo, że nie potrafiła się skupić na myślach. Chciała zapomnieć, choćby na krótko, o tym, co ją czeka w ciągu następnych kilku dni, i to tak bardzo, że aż nie mogła oddychać. – Teraz tak mocno cię pragnę, że nie wiem, jak to zniosę.

– To zostań. Dam ci wszystko, czego potrzebujesz. – Chciał ją pocałować, ale zamarł. – Chyba że nie jesteś wolna.

– Co przez to rozumiesz?

– Masz męża albo kochanka?

Przeszyło ją ukłucie winy.

To jest twoja noc. Twoja! Jutro nastanie zbyt szybko.

– Jestem wolna i mogę być z tobą, Arion. Zostanę z tobą dzisiaj, jeśli mnie chcesz.

Położył ją na wielkiej kanapie z czerwonego aksamitu, gdy tylko weszli do salonu wielkości boiska piłkarskiego. Lecz szybko o niej zapomniała, bo ściągnął marynarkę, krawat i wyciągnął koszulę ze spodni. Na widok jego klatki piersiowej zaschło jej w ustach, a potem zalała ją fala tęsknoty, gdy przyglądała się twardym konturom i gładkim, brązowym mięśniom. To był tylko ułamek tego, co poczuła, kiedy zdjął spodnie i bawełniane bokserki. Wtedy uderzyła ją potworność tego, co robi.

Miała stracić dziewictwo z nieznajomym.

Tytuł oryginału: What the Greek Can’t Resist

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska – Anczarska

© 2014 by Maya Blake

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa  2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2082-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.