Historia Pajączka Robina - Sylwia Gliniewicz - ebook
PROMOCJA

Historia Pajączka Robina ebook

Sylwia Gliniewicz

0,0
6,83 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 8,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

,,Historia Pajączka Robina’’ to opowieść o pajączku, sympatycznym mieszkańcu lasu, który ze względu na swój wygląd i charakter, traktowany jest przez większość zwierząt jak odmieniec. Pajączek, pomimo odrzucenia, nie traci optymizmu i pogody ducha, które pozwalają mu przezwyciężyć każde niepowodzenie. Dzięki wrażliwości i sile wyobraźni zmienia się w prawdziwego bohatera. Zyskuje imię, uznanie i wiernych przyjaciół. No i ratuje las od powodzi… śmieci. Mały Wielki Pajączek!

Myślę, że ta bajka jest nie tylko opowieścią o małym bohaterze i jego wewnętrznej przemianie. Mam nadzieję, że to przyjemnie opowiedziana historia o przyjaźni, przełamywaniu stereotypów i ekologii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 36

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Sylwia Gliniewicz

Historia Pajączka Robina

© Copyright by

Sylwia Gliniewicz & e-bookowo

Grafika na okładce: sxc.hu

Projekt okładki: e-bookowo

ISBN 978-83-7859-408-6

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2014

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Pajączek był mały i czarny, a na jego malutkiej głowie, dokładnie pośrodku, znajdowały się dwie pary oczu, które uważnie obserwowały, co działo się dookoła. Jego odwłoczek był okrągły i sprężysty jak piłeczka. Nóżki, a miał ich w sumie osiem, były długie i pokryte cieniutkimi włoskami. Pajączek poruszał się dość niezdarnie ze względu na ich nieproporcjonalną w stosunku do ciała długość. Taki wygląd nie ułatwiał mu życia, a wręcz przeciwnie, był powodem wielu łez i smutków. Większość zwierząt w lesie albo bała się go spotkać, albo wyśmiewała się z niego. Właśnie dlatego Pajączek unikał towarzystwa innych zwierząt, a właściwie to one unikały jego. Czasami czuł się z tego powodu bardzo samotny, ale wiedział, że bycie samemu to nie koniec świata. Jest przecież tyle wspaniałych rzeczy, które można robić w samotności. Najlepszym sposobem na wszelkie smutki było dla niego rzeźbienie pajęczyn.

Stworzenie pajęczyny wymagało czasu. Najpierw potrzebny był pomysł, a potem dokładny plan jego realizacji. W pracowni Pajączka, która mieściła się w opuszczonej dziupli raniuszka, pełno było porozwieszanych na ścianach szkiców i projektów. Niektóre wymagały dokończenia, a inne zaledwie kilku poprawek. Wisiały tam także zdjęcia powycinane z gazet, które Pajączek znajdował w najróżniejszych miejscach w lesie.

— Co za wstrętni ludzie! Jak można tak zaśmiecać las!? Ciekawe czy sami chcieliby mieć taki bałagan u siebie!? — krzyczał czasami tak „głośno” jakby jego sprzeciw mieli usłyszeć ci, którzy te śmieci tam zostawili.

Na ścianach pracowni można było podziwiać zdjęcie wieży Eiffla, której kształt przywodził na myśl dwa drzewa splecione ze sobą na kształt litery „a”, majestatyczny Taj Mahal oraz fotografię w kolorze sepii przedstawiającą buddyjską świątynię. Inspiracją dla Pajączka było wszystko, co go otaczało. Dlatego wiele z jego pajęczych dzieł przypominało drzewa, kwiaty, kamienie lub chmury.

Większość zwierząt nie mogła się nadziwić, komu też przyszło do głowy budować pajęczyny w tak dziwnych kształtach. Pewnego letniego dnia postanowiono zwołać zgromadzenie i naradzić się w sprawie tych nietypowych ,,budowli”. Spotkanie miało rozpocząć się przed zachodem słońca, na polanie nieopodal starego dębu. O umówionej porze na leśnej łące zrobiło się tłoczno. W powietrzu mieszało się ze sobą wiele języków i dialektów. Na środku łąki stał kamień, a na nim leżał zwinięty w kłębek Wąż, którego nazywano Wielkim, choć był w rzeczywistości bardzo małym jegomościem. Większość zwierząt bała się jego kąśliwego języka i prawie każdy mu przytakiwał. Nikt nie chciał być opisany w gazecie jako osobnik, który nie podziela zdania reszty. Wiadomo, że taka zła opinia mogła się ciągnąc latami, komplikując albo wręcz uniemożliwiając normalne życie. Obok Węża Wielkiego przykucnęła Żaba Ala, która ze względu na swój wiek i przypisywaną jej z tego powodu mądrość, cieszyła się największym szacunkiem wśród zwierząt.

Właśnie miało się rozpocząć zebranie. Wśród leśnej gawiedzi czuć było zniecierpliwienie. Przemowę rozpoczął Wąż Wielki. Najpierw chrząknął znacząco, aby uciszyć tych, co jeszcze mieli czelność rozmawiać, a potem wyprostował się dumnie i z miną sędziego powiedział:

— Ten pająk, co te dziwactwa wybudował, to pewnie jakiś wariat albo niespełniony artysta, albo coś jeszcze gorszego.

— Ma rację Wąż Wielki — słychać było głosy poparcia ze strony licznej rodziny królików i ich krewnych.

— Tak, tak, ma Pan rację — dodała przytakująco i niepewnie Mucha Si, która za wszelką cenę starała się przypodobać Wężowi Wielkiemu. W hałaśliwym toku rozmów nikt nie usłyszał jej cichego głosu.

— Trzeba pozbyć się tego brzydactwa — powiedziała stanowczo Żaba Ala.

— Racja! Żaba jak zwykle ma rację — swoim piskliwym głosem wtrącił Much Pi, który od długiego czasu pełnił funkcję jej prawej ręki, a także rolę szpiega.

— Zabierajmy się jak najszybciej za usunięcie tego szkaradztwa. Nie chcemy trzymać takich śmieci w lesie! — powiedziały mrówki, a głosik każdej z nich brzmiał tak samo i zamieniał się w jeden potężnie brzmiący głos.

— Uspokójcie się! Czy wyście wszyscy powariowali? Będziemy się zajmować niszczeniem pajęczyn, kiedy w lesie dzieją się poważniejsze sprawy? Każdego dnia nasz świat się kurczy. Ilu z nas straciło już wszystko? Ilu z nas nie ma dachu nad głową? — zapytał grubym głosem Żuk Mateusz, który znany był ze swojej tężyzny fizycznej. Wiadomo było, że jedną ręką potrafił przenieść sporej wielkości kamień.

— No proszę, kto nas będzie pouczać? Żuk, który całe dnie zajmuje się fizyczną pracą, żadnej szkoły nie skończył, a teraz chce uczyć mądrzejszych! – zaatakowała Mateusza wszechwiedząca Żaba.

— No właśnie, osiłku, może byś do szkoły poszedł, aby dzielić się swoją mądrością! — dodał złośliwie Much Pi.

— Poćwicz najpierw