Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą - Ute Ehrhardt - ebook + audiobook

Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą ebook i audiobook

Ute Ehrhardt

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najbardziej wywrotowy poradnik dla kobiet!

Kobiety są grzeczne. Miłe, uległe, skromne i wyrozumiałe. Tego się od nich oczekuje i tak myślą same o sobie. Grzeczność - ich zdaniem - stanowi klucz do życiowego sukcesu. Spełniają oczekiwania innych i dziwią się, że ich ofiarność nie zostaje nagrodzona.

Ute Ehrhardt demaskuje przestarzałe stereotypy, które blokują kobietom drogę do niezależności i sukcesu. Radzi, by odrzucić postawę podporządkowania i śmiało sięgać po zakazane owoce. Tylko niezależne, pewne siebie kobiety mogą odnosić sukcesy, realizować marzenia i nawiązywać partnerskie relacje z innymi. Rzadko te grzeczne!

Książka Ute Ehrhardt sprzedała się w milionach egzemplarzy, została przetłumaczona na 25 języków i zdaniem wielu psychologów na całym świecie jest "lekturą obowiązkową" współczesnej kobiety.  Autorka jest psycholożką, uczy retoryki, specjalizuje się w treningu komunikacji, szkoli menadżerów i - przede wszystkim - wspiera kobiety.

„Uważam, że jest to jedna z najważniejszych książek o kobietach, jakie powstały w ostatnich latach. Polecam ją wszystkim” - Katarzyna Miller, psychoterapeutka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 226

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 57 min

Lektor: Donata Cieślik

Oceny
4,3 (43 oceny)
25
10
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
miodowabesos95

Nie oderwiesz się od lektury

Poradnik przeczytałam w jeden dzień. Napisany w prostym języku, dzięki czemu łatwo można przyswoić dobre rady tam zawarte. Bardzo mi się podobał i na pewno poszukam więcej pozycji tej autorki.
00

Popularność




Ute Ehrhardt
Grzeczne dziewczynkiidą do nieba,niegrzeczne tam,gdzie chcą
PrzełożyłyKrystyna BratkowskaNatalia Szymańska
Wydawnictwo Szafa
Tytuł oryginału niemieckiego/Originally published as: GUTE MÄDCHEN KOMMEN IN DEN HIMMEL, BÖSE ÜBERALL HIN
Projekt okładki: MAGDALENA MAMAJEK-MICH
Zdjęcie na okładce: AGATA JAKUBOWSKA /Agencja Gazeta
Zdjęcie autorki: CHRISTIAN WAUER
© S. Fisher Verlag GmbH, Frankfurt am Main, 1994 All rights reserved Copyright © 2010 for the Polish edition by Wydawnictwo Szafa Copyright © 2010 for the Polish translation by Krystyna Bratkowska i Natalia Szymańska
ISBN 978-83-88141-16-4
WYDAWNICTWO SZAFAwww.wydawnictwoszafa.pl
Konwersja:eLitera s.c.

Nie znam niezawodnego sposobu na sukces, ale znam sposób na nieuchronną porażkę – starać się każdemu dogodzić

Platon

Grzeczna od kołyski po grób

Kobiety są grzeczne. Miłe, uległe, skromne i wspaniałomyślne. Tego się od nich oczekuje i tak lubią myśleć same o sobie. Grzeczność, ich zdaniem, otwiera drogę do życiowego sukcesu, ale życie pokazuje, że jest wręcz odwrotnie.

Dzisiaj kobiety już nie chcą być tylko grzeczne. Ich sposób widzenia siebie zmienia się, wciąż jednak jest w nich wiele sprzeczności.

Nowa Kobieta śmiało przebija się przez życie, ale dręczą ją z tego powodu wyrzuty sumienia. Chociaż nie daje tego po sobie poznać, toczy wewnętrzną walkę: z jednej strony chce być przez wszystkich lubiana i wszystkim dogodzić, z drugiej wie, że w ten sposób wikła się w zależność od innych. Chce iść do przodu i pokonywać przeszkody, ale nie chce nikogo ranić; chce osiągnąć swój cel, ale nie kosztem innych; chce stawiać wymagania, ale nie lubi sprawiać przykrości; chce otwarcie wyrażać swoje zdanie i przekonywać innych, ale nie chce manipulować; chce być pewna siebie, ale nie chce być dla nikogo postrachem.

Ta ambiwalentna postawa ujawnia się mimo woli w niuansach mowy ciała. Lekko pochylona głowa, pytający wzrok, krótki, niepewny uśmiech sygnalizują: „Tak naprawdę wcale nie jestem tego pewna”. Pozornie nic nieznaczący, jakby mimochodem uczyniony gest zachęca: „Przekonaj mnie” albo: „Upieram się, ale tylko na niby”.

Kobiety potrafią doskonale wczuwać się w cudze położenie. Rozumieją pobudki kierujące postępowaniem innych ludzi. Współczują. To dlatego przeforsowanie własnego zdania czy spełnienie osobistego pragnienia przychodzi im z takim trudem.

Jeśli przeanalizujemy obraz kobiety kreowany przez popularne seriale telewizyjne, ujrzymy istotę doskonałą, która wszystko potrafi i ze wszystkim sobie radzi. Z uśmiechem na ustach prowadzi dom, pracuje zawodowo, zajmuje się dziećmi i wypełnia obowiązki małżeńskie. Ofiarnie wspomaga karierę męża. Jest wyrozumiała, uległa i gotowa do pomocy; poświęca się, nie oczekując wdzięczności. Jest piękna, zadbana, wysportowana, pełna energii. Zajmując podrzędną pozycję zawodową, odnosi drobne sukcesy w pracy.

Kobiety częściej niż mężczyźni cierpią z powodu lęków i depresji. Są przekonane, że muszą sprostać większym wymaganiom niż mężczyźni. I tak w rzeczywistości jest. Kobiety starają się być bardziej perfekcyjne, pilniejsze, bardziej gotowe do kompromisu, współpracy i pomagania innym niż ich koledzy. Ale rezultaty osiągają raczej skromne. Często pracują efektywniej niż mężczyźni, nie są jednak ani odpowiednio wynagradzane, ani awansowane. Same też nie cenią swoich osiągnięć.

Stare przysłowie mówi: „Bez pracy nie ma kołaczy”. Więc kobiety harują i szybko stają się niezastąpione. Potrafią naprawdę wiele zdziałać, niestety, na ogół nie tam, gdzie trzeba. Wykonują prace pomocnicze, wspierają innych i wierzą, że w ten sposób zasłużą na uznanie, dzięki któremu będą mogły wspiąć się szczebelek wyżej. Świadczą przysługi kolegom z pracy albo mężom, a oni skupiają się na tym, co służy ich własnym karierom. Pomocnice zostają na lodzie.

Tylko tym kobietom, które stosują zręczniejsze strategie, udaje się wspiąć na szczyt. Praca na cudze konto to zła strategia; równie zła jak skromność. Mimo to wiele kobiet ukrywa swoje osiągnięcia. Nie lubią się chwalić. Jeżeli jednak nikt ich nie docenia, stają się zgryźliwe, depresyjne, wypalone, czasami popadają w alkoholizm.

„Kobiety są stworzone do tego, żeby troszczyć się o innych” – uważa pewien pan na kierowniczym stanowisku. Jego zdaniem kobiety sprawdzają się w usługach. W tej dziedzinie potrafią osiągnąć jakąś samodzielność, „służenie” to ich natura. Swoim postępowaniem wiele kobiet potwierdza jego opinię. Robią dokładnie to, czego się od nich oczekuje: nie wychylają się, rezygnują z własnych dobrych pomysłów, wierzą, że wygrają w życiu i w pracy, jeśli będą ciche i kochające. Mają nadzieję, że przywiążą do siebie mężczyznę, jeśli będą potulnie milczeć i wyręczać go we wszystkim. Liczą na to, że za posługi i pańszczyznę doczekają się pochwały i przychylności. Bycie miłą uważają za jedyną strategię sukcesu. Biorą przykład ze swoich matek, chociaż doświadczenie już dawno powinno je nauczyć, że tylko pewne siebie i niepokorne kobiety dochodzą do czegoś w życiu. Nigdy te grzeczne, a rzadko te najlepsze!

Kobiety stawiają sobie nierealistyczne wymagania i pracują ponad siły – sukcesy osiągane tanim kosztem nie mają dla nich wartości. Kobiety dają z siebie wszystko, jednak kiedy już są u celu, następuje coś strasznego: dochodzą do wniosku, że sukcesu nie zawdzięczają sobie! Wydaje im się, że ich własne umiejętności i starania to za mało, żeby osiągnąć dobre rezultaty. Kiedy im się powiedzie, przypisują to okolicznościom, szczęściu lub przypadkowi. Jeżeli natomiast coś im się nie uda, odzywa się tłumiona obawa: „Po prostu nie jestem wystarczająco dobra. Inni na moim miejscu zrobiliby to lepiej”. Kobiety złoszczą się na siebie, wycofują i zaczynają bać się nowych wyzwań.

Przystosowanie – fatalna strategia

Kobiety nie chcą rzucać się w oczy, wolą wtopić się w otoczenie. Trwają w błędnym przekonaniu, że tak zamaskowane, łatwiej osiągną swoje cele. Nie zwracać na siebie uwagi – to ich dewiza.

Starają się więc pozostać niepozornymi, grzecznymi dziewczynkami i nie pojmują, dlaczego ich skromność nie jest nagradzana.

Kobiety muszą się nauczyć nie liczyć po cichu na wdzięczność, lecz głośno mówić, czego oczekują w zamian. Kobiety poświęcają się, sądząc, że inni stają się ich dłużnikami i kiedyś nastąpi wyrównanie długów. Zwykle nie następuje. Dlatego kobiety muszą zrozumieć, że albo wyświadczają komuś przysługę, nie oczekując wzajemności, albo robią coś, ponieważ spodziewają się wdzięczności, uznania lub rewanżu. Musi to być jednak od razu jasno powiedziane. Wtedy ta druga osoba ma możliwość odrzucenia oferty i każdy wie, na czym stoi.

Kobiety chcą być przez wszystkich lubiane. Jest to potrzeba, z której najtrudniej jest im zrezygnować. W imię tej potrzeby wyrzekają się samodzielności, niezależności i władzy. Zamiast „odnaleźć siebie”, coraz bardziej się od siebie oddalają. Jeśli ktoś okaże im sympatię, przyjmują to z niedowierzaniem. Nie spodziewają się od nikogo szacunku i nie będą go miały, dopóki nie przestaną kierować się w życiu tym, co inni o nich sądzą.

Jeśli chcesz skończyć z takim sposobem myślenia, zacznij od razu. Wymień trzy cechy, za które siebie lubisz. Ważne są te cechy, które tobie przynoszą korzyści.

W zgodzie ze sobą żyją te kobiety, które potrafią utrzymać równowagę między zaspokajaniem własnych potrzeb a spełnianiem oczekiwań otoczenia. Szukają własnej drogi i nie boją się ryzyka. Wiedzą, że ryzykując, muszą umieć zarówno wygrywać, jak przegrywać. I chcą wygrywać! Skupiają się na własnych planach i nie paraliżuje ich obawa, co inni o nich powiedzą. W rezultacie wcale nie stają się podłe i bezwzględne, lecz odważne, niezależne i pełne radości życia.

Kobiety, które postanowiły podjąć ryzyko, nie boją się porażki. Wiedzą, że drużyna piłkarska, która przegrała dwa do trzech, strzeliła aż dwie bramki. Nie pozwalają, by odmowa czy niepowodzenie podcięły im skrzydła. Słowa „nie” nie biorą do siebie. Kiedy coś im się nie udaje, szukają prawdziwej przyczyny zamiast o wszystko obwiniać siebie.

Nie zadręczaj się myślą, że ktoś ma coś przeciwko tobie. Nie zaprzątaj sobie głowy pytaniem, co jest z tobą nie w porządku. Szukaj twórczych rozwiązań.

Niestety, niewiele kobiet potrafi zrobić ten krok ku niezależności. Większość tkwi w starych schematach. Najwyraźniej wolą być grzeczne niż zadowolone z życia. Dlaczego boją się sięgać po zakazane owoce? Dlaczego tak wielu kobietom trudno jest zrobić coś, co uchodzi za złe? Z jakiego powodu uważają za niestosowne coś, co dla mężczyzn jest zupełnie normalne?

Paraliżuje nas lęk przed karą za nieposłuszeństwo, za choćby drobne naruszenie reguł gry. Co inni o nas pomyślą? Jak się zachowają? Czy nadal będą lubić taką niegrzeczną dziewczynkę?

Grzeczne kobiety są jak zakneblowane. Bez słowa rezygnują z wielu przyjemności, rzadko sięgają po to, czego naprawdę pragną. Żeby zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, trzeba się cofnąć do doświadczeń wczesnego dzieciństwa. Już sposób, w jaki niemowlę karmione jest piersią, ma wpływ na jego późniejsze zachowanie, a dziewczynki karmi się inaczej niż chłopców. Trudno jest dokładnie prześledzić, jak dziecko staje się chłopcem lub dziewczynką, ale tylko w tym kontekście widać, co wywołuje kobiecą bezradność i uległość, i co sprawia, że te cechy tak mocno do kobiet przylgnęły.

Współczesna psychologia opisuje dwa mechanizmy powstawania i utrwalania samoograniczeń. Wyjaśnia, co sprawia, że kobiety grzęzną w sytuacjach, z których nie widzą wyjścia, i dlaczego tak trudno im wyrwać się z tej autodestrukcji.

Wyuczona bezradność jest kluczowym pojęciem, wyjaśniającym życiowe konflikty kobiet i pozwalającym opisać wiele ich codziennych problemów. Kobiety okazują bezradność, gdy na przykład złapią na drodze gumę i wydaje im się, że nie potrafią zmienić koła w samochodzie. Bezradne są również kobiety bite przez brutalnych mężów i nie znajdujące odwagi, żeby od nich odejść. Martin Seligman, jeden z autorów tej koncepcji, twierdzi, że za reakcje wyuczonej bezradności można uznać również dramatyczne duchowe niedomagania, takie jak depresje czy stany lękowe. Wiele rozmaitych doświadczeń może prowadzić do ukształtowania się postawy: „Sama nie dam sobie rady!”. To początek lęków i depresji. Ludzie okazują bezradność tylko dlatego, że uważają, iż nie poradzą sobie z jakąś sytuacją czy splotem okoliczności. Przy czym decydująca jest nie rzeczywistość, lecz własne przeświadczenie, że nie jest się w stanie doprowadzić do pozytywnego rozwiązania problemu. W rezultacie traci się zdolność do działania.

Bezradność jest przekonaniem nabytym. Nigdy nie jest nieuchronna.

Koncepcjasamospełniającej się przepowiedni (self-fulfilling prophecy) powiada: jakieś wydarzenie następuje dlatego, że istniało odpowiednie oczekiwanie. Dokładna jej definicja powinna brzmieć następująco: jeżeli rozwinę w sobie oczekiwanie, że nastąpi jakieś wydarzenie, zwiększy się prawdopodobieństwo, że zrobię wszystko, by takie właśnie konkretne rozwiązanie nastąpiło. Proces ten przebiega w dużej mierze nieświadomie. Na przykład: boję się egzaminu. Uczę się nerwowo i chaotycznie. Wyobrażam sobie pustkę w głowie albo że odpowiadam źle. Prawdopodobieństwo, że obleję egzamin, rośnie. Skutek: boję się jeszcze bardziej.

Odwrotna sytuacja: wierzę, że mi się uda (oczekiwanie sukcesu). Uczę się w sposób ukierunkowany. Jestem skoncentrowana, umysł mam jasny. Panuję nad sytuacją. Czuję się spokojna i pewna siebie. Wyobrażam sobie, że odpowiadam prawidłowo. Prawdopodobieństwo, że zdam egzamin, rośnie. W rezultacie tym bardziej oczekuję sukcesu.

Mechanizmy wyuczonej bezradności i samospełniającej się przepowiedni przenikają się i uzupełniają. Kobieta, która uważa się za osobę pozbawioną zdolności technicznych, prawdopodobnie dostała taki przekaz już jako dziecko. Z góry wie, że nie umie na przykład wymienić świecy w samochodzie. Mimo to bez przekonania próbuje, oczywiście nie mając odpowiednich narzędzi ani wiedzy. Kaleczy sobie palec, usiłując odkręcić jakąś śrubę, nie wie, które kabelki połączyć, coś urywa, a w końcu potwierdza podświadome przekonanie o własnej bezradności. Wydaje jej się, że choć naprawdę próbowała, nie dała sobie rady. Generalizuje tę podświadomie oczekiwaną porażkę i jeszcze mocniej wątpi w swoje umiejętności techniczne. W jej przekonaniu sprawa jest ostatecznie przesądzona. Na przyszłość już wie: potrzebuje pomocy. Nieudolność wywołana negatywnym nastawieniem zostaje przypieczętowana.

Kobieta zaradna, nastawiona pozytywnie, sama zmienia świece. Wprawdzie i ona kaleczy sobie palec, ale bada przyczynę tej drobnej niezręczności i stwierdza, że wsadziła rękę nie tam, gdzie trzeba. Poza tym miała nieodpowiednie narzędzia. Następnym razem będzie uważać. Podejmie kolejną próbę i nie zwątpi w siebie.

Bezradność ujawnia się na co dzień w różnych sytuacjach. Bezradne kobiety wątpią w skuteczność swojego działania. Funkcjonują znacznie poniżej swoich możliwości. Ostrożnie wytyczają plany, a i tak rzadko realizują je do końca. Przy najmniejszych trudnościach kapitulują. Taki brak odporności nie musi dotyczyć wszystkich dziedzin życia. Kobieta-rzemieślnik, która świetnie dogaduje się z klientami, może być zupełnie bezradna, gdy popadnie w konflikt z matką. Nauczycielka, która znakomicie radzi sobie z rozbrykanymi dzieciakami, wpada w panikę, gdy ma pojechać na kurs dokształcający. Ludzie bywają kompetentni i silni w jednej dziedzinie, a w innej – zagubieni i bojaźliwi. Trudno w to uwierzyć, ale pozytywne doświadczenie sukcesu i zaradności w jednej dziedzinie niełatwo przenieść na inne obszary. Trzeba by bowiem przyjąć, że osiągnięcia zawdzięcza się sobie, my zaś wolimy widzieć w nich dzieło przypadku.

Blokujące przekonania, będące rezultatem wczesnych doświadczeń, utrudniają ewentualne zmiany. Ludzi nie hamuje rzeczywistość, lecz ich własne sposoby jej interpretowania. Jeśli ktoś jest przekonany, że nie rozwiąże matematycznego zadania, bo w jego rodzinie nikt nie ma zdolności do nauk ścisłych, sam sobie stworzył mocną wewnętrzną blokadę. Kto natomiast jest świadom, że skomplikowane zadanie może sprawiać trudność, zdaje sobie również sprawę, że trzeba będzie się pomęczyć i nagłowić, ale jest to do zrobienia. Rozwiązywanie trudnych zadań wymaga wysiłku. Kto jest tego świadom, traktuje trudności jako wyzwania. Rozumie, że dotyczą one konkretnej sprawy czy sytuacji, a nie jego samego.

Niepowodzenia nie muszą być zawinione przez nas, czasem ich przyczyną są zmieniające się okoliczności. Kiedy będziemy wypoczęte, w lepszej formy, dobrze przygotowane albo właściwie wyposażone, możemy działać skuteczniej. Ktoś, kto błędów szuka wyłącznie w sobie i uważa, że okoliczności nie mają nic do rzeczy, sam siebie blokuje, prawdopodobnie z powodu wyuczonej bezradności.

Doświadczenie doprowadziło wiele kobiet do przekonania, że niczego nie są w stanie dokonać o własnych siłach. Przestały na sobie polegać. Liczą na to, że pomogą im dobrzy ludzie albo los. Straciły wiarę we własną siłę i zaradność, a wyuczone wzorce zależności podsuwają im tylko jedno rozwiązanie: robić to, czego oczekują inni. Kobiety płacą za taki wybór własną wolnością i radością życia.

Kompetentne, ale bezradne kobiety czekają, aż ktoś się na nich pozna. W pracy książę z bajki nazywa się kierownik! To na niego czeka wiele kobiet, którym się zdaje, że tkwią w ślepym zaułku. Zamiast zapracować na swój sukces, ukrywają własne umiejętności i zawodowe ambicje. Jeżeli jednak nie dostają propozycji awansu, czują się urażone i zawiedzione. Sensowniejszą reakcją byłaby walka o uznanie.

Bezradni nie dowierzają własnym siłom i umiejętnościom, boją się też zdać na szczęście i przypadek. Nie widząc siebie jako sprawców własnych dokonań, pozbawiają się radości z własnych sukcesów. Jedynie gdy coś się nie udaje, poczuwają się do odpowiedzialności.

Brak wiary w siebie odbija się na ich motywacji i aktywności. Bezradni cierpią na inercję, permanentne znużenie, syndrom wewnętrznego wypalenia, bezsenność albo bezproduktywną nadaktywność. Są głęboko przekonani, że nic nie mogą zmienić ani samodzielnie osiągnąć. Wciąż się boją, że nie dadzą sobie rady w życiu. Jednak bardzo niewielu z nich dostrzega swoją bezradność. Skarżą się wprawdzie na przeciwności losu, ale pojęcie „bezradny” kojarzy im się wyłącznie z ekstremalnymi sytuacjami i raczej z innymi ludźmi. Na przykład kiedy przyjaciele albo krewni potrzebują wsparcia w trudnych momentach życia.

Bezradne kobiety nie czują się na siłach pokierować swoim życiem, podejmować decyzji i zapewnić sobie utrzymania. Takie przeświadczenie ma poważne konsekwencje. Kto spodziewa się, że sam do niczego nie dojdzie, skazany jest na innych. Dlatego kobietom się wydaje, że muszą z całych sił kogoś wspierać. Uważają to za inwestycję we własną przyszłość. Zamiast zainwestować siły w zorganizowanie sobie własnej aktywności, zapewnienie dochodów i stabilizacji, kobiety zawierają chore kompromisy.

W tej książce pokażę, dlaczego grzeczne dziewczynki nie osiągają sukcesów, i opiszę sposoby na:

• przejście od pokornej rezygnacji do pogodnej i spokojnej pewności siebie;

• usunięcie sprzeczności między skutecznym działaniem dla siebie a dobrymi stosunkami z otoczeniem.

Opiszę sytuację Nowej Kobiety, rozdartej między zależnością a samodzielnością. Uważam, że kobiety mogą zachować w życiu równowagę i z czystym sumieniem egzekwować swoje prawa. Mogą być silne, nie psując swoich relacji z innymi.

Wielkie oszustwo

Pułapki życiowych stereotypów

Kiepskie wymówki

Wiele kobiet żyje w fałszywym przekonaniu, że spektakularna, krótkotrwała korzyść zrekompensuje im długotrwałą uległość. Uważają, że uniknięcie kłótni warte jest pogodzenia się z faktem, że mąż nie chce pilnować dzieci przy odrabianiu lekcji. Wyjście we dwoje do restauracji ma rekompensować zlekceważenie jej życzeń dotyczących urlopu, a drugi samochód – potrzebę zarabiania własnych pieniędzy. Nowy płaszcz unieważnia oczekiwanie, by on jednak zajął się dziećmi, kiedy ona idzie na jogę. Kobietom się wydaje, że nadgodziny przepracowane bez słowa skargi muszą kiedyś zostać docenione. Na takiej wymianie kobiety tylko tracą. W końcu dociera do nich, że zawarły nieuczciwą umowę, niekorzystną dla siebie. Dołożyły jeszcze jedną cegiełkę do swojego podporządkowania.

Z pozornymi, małymi zwycięstwami ściśle łączy się lęk przed odpowiedzialnością – przed podniesieniem przyłbicy, przed wejściem w otwarty konflikt. Grzeczne kobiety boją się nie tylko odpowiedzialności, ale również tego, że mogą przestać być kochane. W rezultacie rezygnują z egzekwowania własnych praw.

Blokują nas fałszywe przekonania i myślowe pułapki. Chodzi tu o wpojone nam przez rodziców i społeczeństwo mniej lub bardziej istotne życiowe zasady wymuszające podporządkowanie. Skutki nawet drobnych błędów w myśleniu mogą być poważne.

Kto łamie społeczne reguły, naraża się na represje. Grozi mu wykluczenie i lekceważenie. Perspektywa odrzucenia wywołuje lęk, który wpędza nas w kolejne myślowe pułapki.

Lęki pełnią funkcję, której sobie na ogół nie uświadamiamy. Stary przykład zapożyczony od Freuda: lęk przed wężami uznaje się za przeniesiony lęk przed penisem. W tej książce nie chodzi jednak o to, jak lęki wiążą się z oporami seksualnymi, lecz w jaki sposób pomagają utrzymać status quo. Lęk paraliżuje naszą aktywność.

Kobiety nie wiedzą, czego chcą?

Bettina od lat marzy o tym, żeby polecieć z rodziną na tydzień czy dwa na Wyspy Kanaryjskie. Ilekroć wybiera się do miasta, odwiedza któreś z biur podróży. Po powrocie do domu pokazuje prospekty Piotrowi, swojemu mężowi, i Manueli, dziewięcioletniej córce. Studiuje też przewodniki. Piotr uważa, że to świetny pomysł, Manuela jest zachwycona, że wreszcie poleci samolotem. A jednak cała trójka znów ląduje na wsi w Schwarzwaldzie, ponieważ Piotr poprzednim razem zdążył zarezerwować kwaterę. Poza tym jest tam przecież naprawdę przyjemnie.

Bettina z roku na rok jest coraz bardziej niezadowolona. Zrzędzi i narzeka, że zamiast wypoczywać, musi gotować i sprzątać. Wolałaby w końcu pojechać gdzie indziej.

Coś jednak powstrzymuje ją przed pójściem do biura podróży i zarezerwowaniem miejsc na najbliższą jesień. Obawia się, że Piotr w gruncie rzeczy woli jeździć do Schwarzwaldu. Wprawdzie twierdzi, że chętnie by coś odmienił, ale nic nie robi w tym kierunku. Bettina interpretuje jego bierność jako cichą odmowę. Nie dostrzega jednak, że sama również nie podejmuje żadnego działania. Nie rezerwuje lotu, bo nie chce wywierać na Piotrze nacisku. Gdyby zamierzał spędzić urlop na Wyspach Kanaryjskich, sam wybrałby się do biura podróży i wszystko załatwił. Ona już tyle razy mówiła, że ma po dziurki w nosie Schwarzwaldu. Czuje się jak małe dziecko, które wciąż czegoś się domaga, a nikt go nie traktuje poważnie – każdy mówi: „Dobrze, dobrze” i nikt nic nie robi. To, że oboje wyrazili chęć wyjazdu na Wyspy Kanaryjskie, nie ma dla niej znaczenia. Decyzję, żeby to naprawdę zrobić, musi podjąć Piotr. To on musi zacząć działać.

Bettina najwyraźniej nie wymaga od siebie tego samego, czego oczekuje od Piotra. Nie dociera do niej, że jeśli to ona chce wybrać się w podróż, ona jest tą, która musi podjąć działanie.

Podobnie było z Martą. Weekendy z rodziną stały się nie do zniesienia. Wszyscy – mąż i dzieci – ochoczo przyklaskiwali jej propozycjom, ale gdy przychodziło do realizacji, nikt nawet nie kiwnął palcem. Po jakimś czasie Marta zmieniła taktykę. Teraz proponuje coś, nie zastanawiając się, czy to się komukolwiek podoba, i jeżeli nikt nie zgłasza sprzeciwu, sama organizuje to, co sobie zaplanowała. Na razie wszyscy się włączają i są zadowoleni. Ale nawet gdyby któreś z dzieci czy mąż nie chcieli się przyłączyć, dramatu by nie było. Ważne, że ona robi to, co lubi – basen, sauna, wycieczki...

Czy odczuwasz pewien opór? Czy nie przyszło ci do głowy słowo „egoistka”? Może pomyślałaś, że reszta rodziny została zdominowana? A może pomyślałaś sobie: „Przecież tak nie wolno. To lekceważenie innych...” Jeżeli tak właśnie myślisz, musisz mieć się na baczności – „grzeczna dziewczynka” w tobie jest bardzo silna.

Bettina w końcu postanowiła wybrać konkretną ofertę wyjazdu i zarezerwować miejsca. Dokładnie zaplanowała podróż, starając się, by program był urozmaicony: wycieczki, zwiedzanie, plaża. Dla każdego coś miłego. Rodzina się zgodziła, tylko Piotr bąknął mimochodem, że na pewno będzie tam okropnie gorąco.

I właśnie to zdanko nie dawało jej spokoju. Przed wejściem do biura podróży kupiła jakieś pismo i wstąpiła do kawiarni, żeby wszystko jeszcze raz spokojnie przemyśleć.

A jeżeli faktycznie jest tam tak gorąco, że nic się nie da robić? Będzie się czuła winna, że wszyscy mają zmarnowany urlop. Im dłużej myślała, tym straszniejsze wizje przychodziły jej do głowy. Może lepiej zostawić sprawę do jutra, a wieczorem przy kolacji jeszcze raz ostrożnie wybadać, czego Piotr naprawdę chce? I znów ogarnęły ją dawne wątpliwości.

Nie ma decyzji słusznych w stu procentach. Nawet rządy zatwierdzane są często niewielką większością głosów. W życiu prywatnym czy zawodowym trudno nam zaakceptować taką sytuację. Zasada postępowania jest jednak zawsze taka sama: trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw, a potem podjąć decyzję.

Czy kobiety to sama łagodność?

Kobiety wykonują swoje obowiązki bez szemrania. Nawet same przed sobą nie przyznają się, że czasem ogarnia je złość, ponieważ nie chcą się narazić na niechęć ze strony otoczenia. Budzące się agresywne odruchy natychmiast kierują na siebie albo na mniej ważne obiekty. Matka, zirytowana na niemowlę, zachowuje się szczególnie troskliwie, bo przecież dobra matka nigdy się nie złości. Dręczy się wyrzutami sumienia i nie ma odwagi przyznać się do swojej irytacji. Skutek: jej agresja kieruje się do wewnątrz albo ujawnia się w sposób niekontrolowany w zupełnie innym miejscu.

Kobiety częściej niż mężczyźni cierpią na migreny i depresje. Czują się słabe i zmęczone, brak im chęci do życia. Za tymi cierpieniami często kryje się mnóstwo stłumionej agresji.

Jeśli kobieta ujawnia agresję, to przeważnie w pośredni, bardzo wyrafinowany sposób. „Żmija” – mówi się o kobiecie kąsającej z ukrycia. Krótkie, mocne ukąszenie i szybki odwrót.

Kobiety często bywają zazdrosne lub zawistne. Swoje agresywne uczucia ukrywają jednak tak długo, aż przestają nad nimi panować i uczucia te wybuchają w sposób zupełnie niekontrolowany, jak wulkan. Nie ma w tym nic dziwnego, bo, jak wiadomo, uciśniony – kobieta czy mężczyzna – prędzej czy później, w ten lub inny sposób zacznie się buntować. Okazja jest przeważnie błaha, jakiś drobiazg, kropla, która przepełniła czarę.

Barbara wróciła do pracy po trzech latach tak zwanego urlopu wychowawczego, który jednak z urlopem nie miał wiele wspólnego. Odciążała swojego partnera, żeby mógł spokojnie zrobić dyplom. Bliźniaczki, Anna i Liza, przyszły na świat w nie najlepszym momencie. Z początku Barbara pracowała dalej na pełnym etacie, ale nadzieja, że Gerard poradzi sobie ze studiami i opieką nad dziećmi, szybko okazała się płonna. Barbara zrezygnowała więc ze stanowiska kierowniczki laboratorium. Całkiem zrezygnować z pracy jednak nie mogła, bo ktoś przecież musiał zarabiać na życie – Gerard nie miał żadnych dochodów. Brała więc nocne dyżury, a w ciągu dnia mogła zająć się domem i dziećmi.

Przez pewien czas jakoś to funkcjonowało. Ale wciąż zdarzały się tarcia. Pieniędzy brakowało, Barbara padała ze zmęczenia, a Gerard bał się egzaminów. Kiedy chciał odpocząć od nauki, grał w squasha albo wychodził gdzieś z kolegami. Barbara się denerwowała, ale szybko dochodziła do wniosku, że to z jej strony małoduszność. Przecież Gerard niedługo będzie zdawał dyplomowy egzamin – niech się trochę odpręży.

Stale rezygnowała z zaspokajania własnych potrzeb. Nie starczało jej czasu na spotkania z przyjaciółkami, już nie mogła sobie pozwolić nawet na to, by pogadać dłużej przez telefon.

W końcu Gerard skończył studia. Posady wprawdzie nie znalazł, ale Barbara mogła wrócić do pracy w pełnym wymiarze, w ciągu dnia. Żadnych nocnych dyżurów – co za ulga! Liczyła na to, że Gerard zajmie się domem, dopóki nie znajdzie dobrej posady. Bliźniaczki chodziły już do przedszkola. Barbara cieszyła się z powrotu do pracy, a najbardziej z tego, że wreszcie uwolni się od nawału zajęć domowych po nieprzespanej nocy.

Ale już po paru dniach stało się jasne, że Gerard sobie nie radzi. Kiedy robił zakupy, brakowało połowy rzeczy, więc Barbara po pracy wpadała do supermarketu. Gerard wrzucał pranie do pralki, ale Barbara musiała wieczorem je rozwiesić, a następnego dnia wyprasować. Z początku pocieszała się myślą, że wszystko się jakoś ułoży, ale z czasem popadała w coraz większe przygnębienie.

Barbara nawet przed sobą nie przyznawała się, jak bardzo jest wściekła. Przecież Gerard się stara. Co może poradzić na to, że o tylu rzeczach zapomina? Na pewno myśli o ważniejszych sprawach. W dodatku – uważała Barbara – to jej wina, bo zbytnio mu matkowała. Gerard nigdy nie miał okazji nauczyć się prowadzenia domu. Gdy się poznali, mieszkał wprawdzie sam, ale pranie zanosił do matki i przeważnie u niej jadał. A kiedy zamieszkali razem, Barbara zapewniła mu wikt i opierunek. Z miłością mu gotowała, nakrywała stół do nastrojowych kolacji, robiła śniadanka.

Wprawdzie denerwowało ją, że Gerard po studiach niezbyt intensywnie stara się o pracę, ale tłumaczyła sobie, że może potrzebuje czegoś w rodzaju okresu ochronnego. Barbara uważała, że nie wolno jej się gniewać. Bała się, że jeżeli nagle zacznie stawiać wymagania, Gerard się od niej odsunie. Nie była pewna, czy by ją nadal kochał, gdyby zaczęła się czegoś domagać.

Barbara wpadła w dwie pułapki naraz. Z jednej strony przyjęła, że nie ma prawa do agresywnych uczuć. Grzeczne dziewczynki nigdy się nie złoszczą. Z drugiej – uwierzyła, że na względy partnera musi zapracować, świadcząc mu różne posługi. Grzeczne dziewczynki poświęcają się dla innych.

Barbara sądzi, że gdyby naprawdę okazała wściekłość, Gerard by ją porzucił. Od wielu lat trzyma na wodzy swoją agresję ze strachu, że straci partnera. W dodatku obawia się, że Gerard któregoś dnia może ją przejrzeć. Może zobaczyć, że ona wcale nie jest taka miła, na jaką wygląda. A wtedy ją rzuci, to pewne. Barbara wie, ile dla niego znaczy jej miły sposób bycia. Tyle razy krytykowali żony jego przyjaciół. Dźwięczą jej w uszach nieprzychylne uwagi Gerarda: „Monika nawet nie zaproponuje nam piwa albo czegoś do jedzenia. Tylko ciągle zrzędzi, że musi po nas sprzątać”. Faktem jest, że wszyscy bardzo lubili spotykać się u Gerarda.

Albo Ingrid, która potrafiła zostawić im na głowie półroczne dziecko i pójść z przyjaciółkami do kina, chociaż wiedziała, że jej mąż miał się uczyć z kolegami.

Barbara jest zupełnie inna. Starała się dogadzać ambitnym mężczyznom. I przyjemnie jej było słuchać krytyki pod adresem innych kobiet – działała na nią jak balsam. A teraz była na najlepszej drodze, żeby stać się taka sama jak tamte.

Mimo wszystko Barbara postanowiła porozmawiać z obiema kobietami. Dowiedziała się, że nie zawsze były tak „bezwzględne” wobec swoich mężów i że nadal męczą je wyrzuty sumienia, gdy robią coś dla siebie. Ale obie osiągnęły to, że partnerzy traktują je poważniej. Ten szacunek zyskały w momencie, gdy zaczęły otwarcie okazywać swoją wściekłość.

Barbara obiecała sobie częściej się bronić, brać na siebie mniej obowiązków i przestać unikać konfliktów. Miłe zachowanie i ofiarność daleko jej nie zaprowadziły. Więc nie będzie już żyć na cudzych zasadach. Na pewno będzie to trudne, ale nie ma innej drogi do samodzielności. Barbara ma dość poddawania się cudzej woli, szczególnie gdy ktoś próbuje nią manipulować.

Trudno przewidzieć, jaka będzie odpowiedź Gerarda na tę zmianę w jej zachowaniu. Może się od niej odwróci, może będzie wściekły, a może się ucieszy. Jeśli okaże niechęć albo zagrozi, że odejdzie, będzie to przede wszystkim reakcja na nieznaną sytuację, jakiej nie przewidział i na jaką nie jest przygotowany. W końcu nagle spotka się z wymaganiami, a to dla niego nowość. Dlatego może się zdarzyć, że zareaguje wściekłością, bezradnością, smutkiem albo obrazą. Wielu mężczyzn zaczyna się bać, gdy kobieta ujawnia swoją silną stronę. Reagują w sposób nieprzewidywalny. Ważne, żeby rozumieć, że ich zachowanie jest skutkiem zaskoczenia. I żeby się nie zniechęcać.

Jeśli chcesz zerwać z tym schematem postępowania, zapamiętaj:

Nie bój się własnej wściekłości!

Nie bój się gniewu partnera!

Nie musisz być zawsze miła, nic w ten sposób nie uzyskasz!

Sylwia kipi ze złości. Było już dobrze po północy, kiedy wróciła z imprezy po zakończeniu kursu komputerowego. W całym domu paliło się światło, a dzieci, Oliver i Jessica przybiegły ją powitać. Najchętniej od razu by się rozdarła, wzięła jednak małą na ręce, a Olivera pogłaskała po głowie. Zanim opanowała ją wściekłość, wewnętrzny głos szepnął: „Mogłaś przecież wcześniej wrócić do domu”.

W salonie jej mąż Marek ze stoickim spokojem grał z sąsiadem w szachy. Prawdopodobnie nawet nie zauważył, jaki bałagan panuje w kuchni i w łazience. Sylwia spurpurowiała ze złości. Oburzona, zaczęła krzyczeć na Marka: czy naprawdę nie mógł tym razem, wyjątkowo, położyć dzieci do łóżek? Akurat dzisiaj musiał zaprosić Roberta na szachy? Nagle dotarło do niej, jak głośno krzyczy. Co za żenująca scena! Raptem wydała się sobie okropnie małostkowa. Co Robert o niej pomyśli? Jak furia wpadła do pokoju. Zawstydzona wymamrotała: „Bardzo mi przykro” i zabrała dzieci do łóżek.