Gotowa na wszystko - Diana Palmer - ebook

Gotowa na wszystko ebook

Diana Palmer

4,0

Opis

Kathryn Kilpatrick została adoptowana i wychowana przez rodzinę Hamiltonów. Po ukończeniu szkoły pomaga w prowadzeniu rodzinnego rancza. Świetnie radzi sobie w roli asystentki Blake’a, najstarszego syna i głowy rodziny, ale wbrew swoim oczekiwaniom nadal nie jest traktowana przez niego poważnie.

Kiedy Kathryn prowokuje Blake’a do pocałunku, zaczyna między nimi iskrzyć. Jednak żadne z nich nie wierzy we wspólną przyszłość. Wszystko zmienia się, kiedy dochodzi do wypadku samolotu Blake’a

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 184

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (118 ocen)
54
28
24
10
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
staniszewska100

Całkiem niezła

cudoW
00
Mgm25

Całkiem niezła

Młoda , naiwna bohaterka i macho , typowa książka Palmer.Czyta się dobrze , przeznaczona dla osób, którym nie przeszkadzaja szowiniści.
00
Biereczka23

Nie oderwiesz się od lektury

Szybko się czyta
00

Popularność




Diana Palmer

Gotowa na wszystko

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Na trawie osiadły kropelki rosy i sprawiły, że rozległa łąka lśniła w porannym blasku słońca wyłaniającego się zza odległej linii horyzontu. Zielone łany lekko falowały pod wpływem wrześniowego wietrzyka, a obłoki wiszące na błękitnym niebie zabarwiły się na różowo i bursztynowo. Rozglądając się po znajomej okolicy, Kathryn Mary Kilpatrick potrząsnęła długimi czarnymi włosami i głośno się roześmiała, dając wyraz przepełniającej ją radości. W ekskluzywnej szkole dla dziewcząt, z której właśnie wróciła, sporo się nauczyła, nabrała dobrych manier i gracji modelki, ale nie straciła żywiołowości. W panującej wokół ciszy śmiech zabrzmiał nadspodziewanie głośno i spłoszył konia, na którym jechała. Promyk, jej ukochany kasztanek, rzucił łbem i uderzył kopytami o ziemię, natychmiast więc pogłaskała go po bujnej grzywie, mówiąc łagodnie:

– Wszystko w porządku, mały.

Promyk, którego jeszcze jako źrebaka Kathryn dostała na szesnaste urodziny od Blake’a, uspokoił się pod wpływem znajomej pieszczoty. Chociaż przybyło mu pięć lat, pozostał płochliwy jak młodzik.

Jak dobrze znowu być w Greyoaks, pomyślała Kathryn. Rozległa posiadłość Hamiltonów w Karolinie Południowej stała się jej domem wtedy, gdy ta rodzina ją przygarnęła. Choć nie były to jej rodzinne strony, pokochała je jak swoje, i nic nie było w stanie tego zmienić. Zielone wzgórza i las piniowy, który je porastał, rozległe łąki, wysokie niebo, szeroka przestrzeń – to było jej miejsce na ziemi.

Nagłe poruszenie za kępą sosen wyrwało Kathryn z zadumy i przyciągnęło jej uwagę. Z wolna skierowała Promyka w tamtą stronę i zatrzymała konia na widok Phillipa Hamiltona, który zbliżał się na czystej krwi wierzchowcu arabskim o czarnej i błyszczącej sierści. Natychmiast pomyślała, że gdyby Blake przyłapał młodszego brata na dosiadaniu jednego z jego niesłychanie cennych ogierów, wybuchłaby awantura. Na szczęście dla Phillipa Blake przebywał służbowo w Europie.

– Cześć! – zawołał Phillip, po czym podjechał i zatrzymał konia.

Niecierpliwym gestem dłoni odgarnął z czoła brązowe kosmyki. W jego piwnych oczach rozbłysły figlarne ogniki, gdy przesunął spojrzenie po Kathryn, prezentującej się bardzo szykownie w stroju do konnej jazdy.

– Nie nosisz kasku? – zdziwił się, poważniejąc.

– Daj spokój. – Kathryn wydęła pełne wargi i dodała: – To krótka przejażdżka, a poza tym nie lubię żadnych nakryć głowy, a co dopiero twardego kasku.

– Jeden upadek i po tobie – ostrzegł Phillip.

– Mówisz jak Blake!

– Szkoda, że go nie ma – dodał, uśmiechając się na widok buntowniczej miny Kathryn – ale pod koniec tygodnia wróci i zdąży na przyjęcie u Barringtonów.

– Blake nie cierpi przyjęć – przypomniała mu Kathryn. – Za mną też, na ogół, nie przepada.

– To nieprawda! – obruszył się Phillip. – Czasem wyprowadzasz go z równowagi, i tyle. Bardzo dobrze pamiętam czasy, kiedy wręcz uwielbiałaś mojego starszego brata.

Kathryn odwróciła głowę, spoglądając na stado rasowych arabów, które pasło się na odległej, bujnej łące. Czarna sierść lśniła w słońcu tak, jakby natarto ją olejem.

– Był dla mnie miły po śmierci mojej matki – przyznała.

– Troszczył się o ciebie i w dalszym ciągu twój los leży mu na sercu. Zresztą całej rodzinie na tobie zależy – oznajmił Phillip.

Kathryn posłała mu ciepły uśmiech i lekko dotknęła jego ramienia.

– Mam świadomość, że wydaję się być niewdzięcznicą, ale w rzeczywistości tak nie jest. Wzięliście mnie do siebie, zaakceptowaliście, wychowaliście, wreszcie wykształciliście… Jak mogłabym tego nie doceniać?

– Blake zanadto nie zabiegał o twój wyjazd do szkoły – stwierdził Phillip.

– Odniosłam takie wrażenie – przyznała Kathryn.

– To on nalegał, żebyś już zakończyła naukę.

– Wiem, i jestem o to na niego wściekła. Marzyłam o studiowaniu politologii na uniwersytecie.

– Blake przywiązuje wagę do właściwej obsługi i zjednywania klientów – przypomniał Phillip – i z tego powodu woli mieć w domu asystentkę niż politolożkę.

– Cóż… – Kathryn wzruszyła ramionami. – Nie zostanę tu wiecznie, kiedyś wyruszę w świat, któregoś dnia wyjdę za mąż. Wiem, jak dużo zawdzięczam Hamiltonom, nie zamierzam jednak spędzić całego życia jako asystentka Blake’a. Poza tym przypuszczam, że w przyszłości ożeni się i to żona będzie mu pomagać w interesach. Naturalnie, pod warunkiem że znajdzie dostatecznie odważną kandydatkę – dodała kąśliwie.

– Chyba żartujesz. Kobiety ciągną do niego jak pszczoły do miodu. Blake może mieć każdą przedstawicielkę płci pięknej, jakiej zapragnie – zauważył Phillip.

– Dlatego że jest zamożny – stwierdziła Kathryn. – Z całą pewnością nie przyciąga ich jego niepowtarzalny, specyficzny charakter.

– Masz do niego żal, bo nie pozwolił ci wyjechać na weekend z Jackiem Harrisem – orzekł Phillip.

Kathryn, zła na siebie, że nie zapanowała nad sobą, zaczerwieniła się aż po nasadę włosów.

– Nie miałam pojęcia, co zamierzał Jack. Uznałam za oczywiste, że jego rodzice będą w domu.

– I nie wpadło ci do głowy, żeby się co do tego upewnić, natomiast Blake wolał to sprawdzić. Nie zapomnę, jaką miał minę, gdy Jack po ciebie przyjechał, ani jak wyglądał Jack, gdy wychodził od nas sam.

– Wolałabym o tym zapomnieć.

– Założę się, że kiedyś wyrzucisz ten incydent z pamięci. Od tamtego dnia masz na pieńku z moim bratem, ale i to minie. Chyba nie zamierzasz ranić go w nieskończoność?

– Blake’a nic nie jest w stanie zranić – odparła Kathryn. – Pozwala mi się wściekać, ale tylko do czasu. W momencie, gdy ma dość, zwraca mi uwagę lodowatym tonem i odchodzi. Będzie zadowolony, jak zniknę mu z oczu i uwolnię go od swojego towarzystwa.

– Ale na razie nigdzie się nie wybierasz? – zaniepokoił się Phillip.

Kathryn rzuciła mu szelmowskie spojrzenie.

– Myślałam o wstąpieniu do Legii Cudzoziemskiej – oznajmiła. – Myślisz, że mogłabym otrzymać akceptację wniosku przed weekendem?

– Chcesz jak najszybciej uciec przed Blakiem? Przecież w gruncie rzeczy stęskniłaś się za nim – odrzekł ze śmiechem Phillip.

– Czyżby? – Kathryn zrobiła niewinną minkę.

– Sześć miesięcy to dużo; zdążył się uspokoić.

– Blake niczego nie zapomina – zauważyła z westchnieniem Kathryn.

Ponad głową Phillipa popatrzyła na wznoszący się w oddali obszerny dom z szarego kamienia, otoczony ogromnymi dębami, które trzymały straż niczym żołnierze na warcie.

– Nie doprowadź się do załamania nerwowego – poradził Phillip. – Mam propozycję, ścigajmy się do domu. Czas na śniadanie.

– Dobrze – zgodziła się Kathryn.

Ciemne oczy Maude rozjaśniły się zadowoleniem na widok Kathryn i Phillipa, jak tylko stanęli w progu eleganckiej jadalni. Uśmiechnęła się, gdy zajęli miejsca przy błyszczącym dębowym stole.

Maude miała taką samą oliwkową cerę i bystre ciemne oczy jak Blake, podobnie jak on bezceremonialny sposób bycia i porywczy charakter. Na przykład bez najmniejszych oporów potrafiła o drugiej w nocy zatelefonować do któregoś z kongresmanów, aby wyjaśnił jej jakiś problem prawny. Natomiast młodszy syn nie przypominał jej zarówno usposobieniem, jak i wyglądem. Zrównoważony Phillip miał jasną skórę i blond włosy, odziedziczone po nieżyjącym ojcu.

– Dobrze mieć cię w domu, dziecko. – Tymi słowami Maude powitała Kathryn, dotykając jej ramienia. – Ostatnio byłam otoczona wyłącznie mężczyznami.

– To prawda – potwierdził cierpkim tonem Phillip, nabierając z porcelanowego półmiska dużą porcję jajecznicy na bekonie. – W zeszłym tygodniu Matt Davis i Jack Nelson omal się o nią nie pobili podczas przyjęcia.

– Nic podobnego nie miało miejsca! – zaprotestowała Maude.

– Czyżby? – spytała z uśmiechem Kathryn, upijając łyk kawy.

Maude sprawiała wrażenie zakłopotanej.

– Tak czy inaczej, chciałabym, żeby Blake wrócił do domu i był z nami – powiedziała. – Z mojego punktu widzenia w nieodpowiedniej porze wyniknęły problemy w londyńskiej filii, które zmusiły go do podróży za ocean. Na piątkowy wieczór zaplanowałam bowiem coś szczególnego, przyjęcie z okazji twojego powrotu, Kathryn. Byłoby wspaniale…

– Obecność Blake’a nie jest konieczna. Jestem pewna, że bez niego przyjęcie też by się udało – przerwała jej Kathryn.

Maude uniosła cienkie brwi i spytała z uśmiechem:

– Zamierzasz dąsać się na niego do końca życia?

– Nie powinien być wobec mnie tak surowy! – obruszyła się Kathryn.

– Miał rację, moja droga, i dobrze o tym wiesz – orzekła łagodnie Maude. Pochyliła się, opierając przedramiona na blacie stołu. – Kochanie, nie zapominaj, że masz zaledwie dwadzieścia jeden lat, a Blake trzydzieści cztery i w związku z tym zdobył nie tylko większe doświadczenie, ale i wiedzę. Od czasu gdy znalazłaś się w naszej rodzinie, staraliśmy się ciebie chronić – podkreśliła Maude i dodała: – Czasami zastanawiam się, czy aby nie byliśmy nadopiekuńczy.

– Spytaj o to Blake’a – odparła z goryczą Kathryn. – Od lat trzyma mnie pod kloszem.

– Ma nadmiernie rozwinięty instynkt opiekuńczy. Błędnie ulokowany kompleks kwoki – wtrącił z rozbawieniem Phillip.

– Dobrze, że ta uwaga nie padła z twoich ust w obecności Blake’a – zauważyła Maude.

– Nie boję się wielkiego brata. To, że ma nade mną przewagę, nie jest jeszcze powodem… – Phillip urwał i po namyśle dodał: – Z drugiej strony, chyba masz rację, mamo.

Maude się roześmiała.

– Wybornie. Życzyłabym sobie, żeby twój brat był choć w pewnym stopniu tak niefrasobliwy jak ty. Niestety, jest zbyt poważny i zasadniczy.

– Znam lepsze określenie – rzuciła Kathryn.

– Czy to nie zdumiewające, jaka ona jest odważna, kiedy Blake’a nie ma w pobliżu? – Phillip rzucił matce znaczące spojrzenie.

– Zdumiewające – zgodziła się Maude, uśmiechając się do Kathryn. – Rozchmurz się, dziecino. Opowiem ci, co Eve Barrington zaplanowała na sobotnie przyjęcie powitalne, to, które zorganizowałabym w piątek, gdyby Blake’a niespodziewanie nie wezwano do Londynu.

Sądząc po końcowych efektach, przygotowania do sobotniego przyjęcia przebiegły sprawnie, uznała Kathryn, rozglądając się wokół i zauważając pojemniki z suchymi kwiatami w kolorach jesieni, rozstawione w różnych miejscach, a także wysmakowane kompozycje z margerytek, chryzantem i gipsówki, dekorujące stoły. Te ostatnie zostały suto zastawione najrozmaitszymi potrawami i przysmakami.

Zaproszono ponad pięćdziesiąt osób z okolicy, w większości znacznie starszych od Kathryn. Znalazło się wśród nich wiele osób opiniotwórczych i wpływowych, a także sporo polityków. Najwyraźniej Maude wciąż lobbowała na rzecz ochrony najbliższego dorzecza Karoliny Południowej przed utworzeniem na tym terenie strefy przemysłowej. Niewątpliwie, pomyślała Kathryn. wskazała Eve, gospodyni przyjęcia, kogo ważnego umieścić na liście gości.

Nan Barrington, córka Eve, jedna z najwierniejszych przyjaciółek Kathryn, odciągnęła ją na bok, gdy muzycy zaczęli szybki utwór rockowy.

– Mama nie cierpi rocka – powiedziała. – Nie mam pojęcia, dlaczego wynajęła ten zespół, skoro nic innego nie ma w repertuarze.

– Z powodu nazwy – odgadła Kathryn. – To kapela Glena Millera, ale Glena pisanego przez jedno „n”. Przypuszczalnie twoja mama uznała, że grają taką samą muzykę jak zmarły Glenn Miller.

– To do niej podobne – przyznała Nan, kręcąc głową. Przy tym ruchu jej jasne włosy zalśniły bursztynowo. Obwiodła palcem brzeg napełnionej ponczem szklaneczki, po czym powiodła wzrokiem po salonie. – Spodziewałam się, że Blake zajrzy.

Kathryn uśmiechnęła się pobłażliwie. Nan podkochiwała się w Blake’u od czasu, gdy była dziewczynką. On udawał, że tego nie zauważał, a obecnie wciąż traktował je obie jak nastolatki.

– Przecież wiesz, że Blake nie cierpi wszelkich spotkań towarzyskich – przypomniała przyjaciółce Kathryn.

– Chyba nie z braku partnerek, które mógłby na nie zaprosić.

Kathryn rzuciła Nan spojrzenie spod zmarszczonych brwi, zastanawiając się, dlaczego stwierdzenie przyjaciółki ją rozdrażniło. Wiedziała, że Blake spotyka się z kobietami, ale od dawna spędzała w Greyoaks nie więcej niż kilka dni. Poza nauką, w czasie wolnym, miała dużo zajęć. Odwiedzała krewnych we Francji, Grecji i nawet w Australii. Jeździła na wycieczki z Nan. Bywała na imprezach szkolnych i nie opuszczała spotkań koleżeńskich. Nie miała powodu, żeby dłużej przebywać w Greyoaks, a zwłaszcza od czasu ostatniej kłótni z Blakiem z powodu niedoszłej randki z Jackiem Harrisem.

Westchnęła, przypomniawszy sobie reprymendę, jakiej udzielił Jackowi Harrisowi. Chłopak na przemian czerwienił się i bladł, podczas gdy Blake lodowatym tonem, którego używał, gdy był zirytowany lub zły, wygarniał mu dobitnie, co myśli o nim i jego postępowaniu. Następnie zwrócił się do niej, a wówczas z trudem zapanowała nad chęcią natychmiastowej ucieczki. Czuła mores przed Blakiem, a nawet się go bała, chociaż nigdy nie podniósł na nią ręki ani jej nie zagroził.

– Dlaczego marszczysz brwi? – spytała nagle Nan, wyrywając Kathryn z zadumy.

Kathryn obrzuciła wzrokiem przyjaciółkę, prezentującą się bez zarzutu w jasnoniebieskiej wieczorowej sukni na cieniutkich ramiączkach.

– Masz elegancką sukienkę – powiedziała.

– Nie umywa się do twojej – odparła Nan, z podziwem lustrując białą suknię, przypominająca tunikę, którą miała na sobie przyjaciółka. Szyfonowa tkanina falowała przy każdym ruchu.

– Poznałam w Atlancie początkującą projektantkę – wyjaśniła Kathryn. – Ta suknia pochodzi z jej pierwszej kolekcji. Pokaz odbył się w nowym salonie z odzieżą przy Peachtree Street.

– Na tobie każdy strój dobrze wygląda – zauważyła bez zawiści Nan. – Jesteś wysoka i smukła.

– Blake uważa, że za chuda – odparła ze śmiechem Kathryn.

Nagle znieruchomiała, spostrzegła bowiem parę ciemnych oczu w twarzy jak wykutej z granitu. Wysoki, postawny i męski Blake otwarcie się w nią wpatrywał. Ciemne włosy lśniły w świetle padającym z kryształowego żyrandola, a na śniadej twarzy gościł wyraz arogancji, odziedziczony po wojowniczym dziadku. Mimo woli Kathryn zadrżała, gdy przesunął wzrokiem po jej sukni, nie kryjąc dezaprobaty.

Nan zorientowała się, kto zaprząta uwagę przyjaciółki, i natychmiast się rozpromieniła.

– To Blake! – zawołała uradowana. – Nie podejdziesz do niego, aby się przywitać?

– Tak, oczywiście – odrzekła Kathryn, widząc, że Maude zbliża się do Blake’a, a Phillip macha do niego z drugiego końca pomieszczenia.

– Nie wydajesz się zachwycona – zauważyła szczerze Nan, odnotowując objawy zakłopotania przyjaciółki: zaczerwienione policzki i lekkie drżenie dłoni, w której trzymała szklaneczkę z ponczem.

– Będzie wściekły, bo nie mam wstążki we włosach i misia pod pachą – odrzekła Kathryn, siląc się na żartobliwy ton.

– Nie jesteś małą dziewczynką. – Zauroczona Blakiem, Nan jednak wystąpiła w obronie przyjaciółki.

– Powiedz to jemu – odparła Kathryn. – Jestem wzywana – dodała, gdy Blake ruchem głowy wskazał, żeby do niego podeszła.

– Czy nie mogłabyś wyglądać na trochę mniej nieszczęśliwą niż Maria Antonina prowadzona na gilotynę? – spytała Nan.

– Nic na to nie poradzę, że przebiegł mnie zimny dreszcz – odparła cicho Kathryn. – Na razie – mruknęła, niechętnie kierując się w stronę Blake’a.

Ruszyła, przemykając wśród licznie zgromadzonych gości i czując, jak serce nadmiernie przyspiesza rytm. Od ich ostatniej kłótni i zarazem spotkania minęło sześć miesięcy, w trakcie których wiele się wydarzyło. Mimo to nie zdołała się pozbyć ani urazu, ani rozgoryczenia, a sądząc po wyrazie twarzy Blake’a, on również wciąż miał żywo w pamięci zarówno tamtą scenę, jak i towarzyszące jej emocje. Zaciągnął się głęboko papierosem, obrzucając ją aroganckim spojrzeniem.

Nie mogła nie zauważyć, że w ciemnym wieczorowym ubraniu wygląda niezwykle atrakcyjnie. Jedwabna biała koszula idealnie podkreślała oliwkową cerę. Unosił się wokół niego cierpki zapach orientalnej wody toaletowej, harmonizujący z jego żywiołową męskością.

– Witaj, Blake – powiedziała nerwowo Kathryn, zadowolona, że Maude znikła wśród polityków, co uwolniło ją od obowiązku demonstrowania entuzjazmu z tego spotkania.

Blake przesunął spojrzeniem po jej smukłej figurze, na dłużej zatrzymując wzrok na głębokim dekolcie.

– Lansujesz się, Kate? – spytał ostrym tonem. – Sądziłem, że sprawa z Harrisem czegoś cię nauczyła.

– Nie nazywaj mnie Kate – zaprotestowała. – Moja suknia nie pokazuje więcej niż stroje obecnych tu innych kobiet.

– Nie zmieniłaś się – zauważył z pobłażaniem Blake. – Jak zwykle zadziorna i napastliwa. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że po ukończeniu szkoły choć trochę wydoroślejesz.

– Skończyłam dwadzieścia jeden lat! – rzuciła oburzona Kathryn.

– I co w związku z tym powinienem uczynić? – zapytał nonszalancko Blake.

Już miała mu zjadliwie odpowiedzieć, ale nagle opuściła ją złość i spytała:

– Dlaczego chcesz popsuć mi przyjęcie? Jest sympatycznie i jednocześnie pożytecznie…

– Jak to? – spytał, spoglądając w stronę grupki polityków.

– Maude stara się ocalić przyrodę w dorzeczu Edisto River i zabiega o poparcie wpływowych ludzi – wyjaśniła Kathryn. – Chce zapobiec uprzemysłowieniu tego rejonu.

– Jasne. Za każdą cenę ratujmy węże błotne i moskity – odparł drwiąco Blake, choć był zapalonym obrońcą środowiska naturalnego, podobnie jak jego matka.

– O ile sobie przypominam, swego czasu wystąpiłeś w telewizji, aby wesprzeć inicjatywę utworzenia leśnego rezerwatu przyrody – zauważyła.

– Przyznaję się do winy – odparł z uśmiechem, rzadko goszczącym na jego ustach. Skierował wzrok na zespół muzyczny i w miejsce uśmiechu na twarzy Blake’a pojawił się grymas zniecierpliwienia. – Czy grają w kółko to samo? – spytał.

– Nie jestem pewna. Wydawało mi się, że lubisz muzykę.

– Owszem, ale to nie jest muzyka.

– Moje pokolenie uważa inaczej – odparowała Kathryn, mierząc Blake’a wyzywającym spojrzeniem. – Po co przyszedłeś na przyjęcie, skoro nie lubisz współczesnej muzyki, panie staromodny?

– Nie bądź taka wygadana, dziecino. A jeśli tak bardzo jesteś ciekawa, co tu robię, to wiedz, że chciałem się z tobą spotkać.

– Czy nie po to, żeby jak najszybciej odwieźć mnie do domu i po drodze na mnie nawrzeszczeć bez świadków?

– Ile ponczu wypiłaś? – Blake ściągnął ciemne brwi.

– Jeszcze nie dość – odparła z bezczelnym uśmiechem Kathryn, wychylając jednym haustem zawartość szklaneczki.

– Nie brak ci tupetu, dziewczynko – zauważył bez złości Blake.

– To raczej przejaw instynktu samozachowawczego – odrzekła Kathryn, obrzucając go uważnym spojrzeniem. – Zresztą nawet gdyby doszło do awantury, nie będę się przejmować tak jak poprzednio, bo wbrew twojej opinii nabrałam dystansu.

– Zwracam ci uwagę, że minęło pół roku. – Blake zaciągnął się papierosem. – Zapomniałem o tamtej sprawie.

– Nie zapomniałeś – orzekła z westchnieniem Kathryn. – Wierz mi, nie miałam pojęcia, co Jack zamierza. Prawdopodobnie powinnam była się domyślić, ale niestety, nie wzięłam pod uwagę takiej możliwości zapewne dlatego, że nie prowadziłam ożywionego życia towarzyskiego i generalnie byłam krótko trzymana.

– Rzeczywiście nie pomyślałaś o tym – przyznał Blake. – Wtedy uznałem, że może tak było lepiej. Jednak obecnie wolałbym, żebyś była bardziej przewidująca.

– Maude też tak uważa.

– I ma rację. – Zmrużył oczy, przypatrując się sukni, która miała na sobie Kathryn. – Jesteś za młoda na taki strój – orzekł.

– To znaczy, że kiedy w twojej ocenie dorosnę, będzie właściwy? – spytała Kathryn.

– Nie sądzę, byś potrzebowała mojego pozwolenia na włożenie takiej czy innej sukni.

– Tak mówisz, a w gruncie rzeczy uważasz, że powinnam liczyć się z twoim zdaniem. Jeśli tylko próbuję zrobić coś samodzielnie, zaczynasz mnie pouczać i strofować.

– To zależy, co masz na myśli. – Blake zgniótł niedopałek w popielniczce. – Swoboda seksualna nie wchodzi w grę.

– Ale nie w twoim przypadku, prawda?

– Co, u licha, moje życie osobiste ma wspólnego z tobą? – spytał gniewnie Blake, marszcząc brwi.

Kathryn odruchowo cofnęła się o krok.

– Ja… tylko żartowałam – usprawiedliwiła się cicho.

– Ale nie jest mi do śmiechu – stwierdził krótko.

– W moim towarzystwie nigdy się nie śmiejesz ani nie żartujesz – poskarżyła się Kathryn.

– Przestań się zachowywać jak afektowana nastolatka – ofuknął ją Blake.

– Jeśli pozwolisz – zaczęła niepewnie, starając się powstrzymać niechciane łzy, napływające jej do oczu – wrócę do siebie i pobawię się lalkami. Dziękuję za miłe i serdeczne powitanie – dodała, po czym ruszyła między gości, żeby znaleźć się jak najdalej od Blake’a. Po raz pierwszy w życiu pożałowała, że przynależy do rodziny Hamiltonów.

Tytuł oryginału: September Morning

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 1982

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Dominik Osuch

© 1982 by Diana Palmer

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżone.

Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-0616-7

Gwiazdy Romansu 110

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com