Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Alfred, Lord Tennyson jest autorem utworu pt. „Sielanki Króla”, cyklu dwunastu poematów narracyjnych, które obracają się w kręgu legend o królu Arturze, o jego rycerzy, o jego miłości do Ginewry, o jej zdradzie - tragicznej dla obojga małżonków i dla kraju. Utwór opowiada także o wzroście i upadku królestwa Artura. Poemat „Ginewra” opowiada o wiarołomnej królowej, która zawiniwszy wobec małżonka nie uciekła jednak z Lancelotem do jego zamku, lecz postanowiwszy nigdy go już nie widzieć, schroniła się do klasztoru i żyła tam nieznana. Ale w życiu nie zawsze bywa tak, jak sobie zaplanujemy, jak byśmy chcieli. Gdy podstępny Mordred, siostrzeniec Artura, podnosi bunt, pragnąc zdobyć królewską koronę, Artur zjawia się w owym klasztorze. Czy dojdzie do pojednania między małżonkami, czy też los inaczej dla nich postanowił?
Idylls of the King, published between 1859 and 1885, is a cycle of twelve narrative poems by the English poet Alfred, Lord Tennyson (1809–1892; Poet Laureate from 1850) which retells the legend of King Arthur, his knights, his love for Guinevere and her tragic betrayal of him, and the rise and fall of Arthur's kingdom. Guinevere has fled to the convent at Almesbury. On the night that she and Lancelot had determined to part forever, Modred, tipped off by Vivien, watched and listened with witnesses to their farewells. Guinevere rejects Lancelot's offer of sanctuary in his castle overseas, choosing instead to take anonymous shelter in the convent. (http://en.wikipedia.org/wiki/Idylls_of_the_King)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Alfred Tennyson
Ginewra Guinevere
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej A dual Polish-English language edition
na język polski przełożył Adam Pajgert
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce: Herbert James Draper (1863-1920), Lancelot and Guinevere (1890),
(licencjapublic domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Lancelot_and_Guinevere_-_Herbert_James_Draper.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights).
Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”
Wydawnictwo ARMORYKA
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
tel +48 15 833 21 41
e-mail:[email protected]
Uciekła z dworu Ginewra królowa,
W świętym się gmachu Almesburu chowa,
Łzami zroszona biała jej jagoda,
Przy niej dzieweczka z nowicjatu młoda,
Siedzą samotne, między niemi świeca
Pali się blado, mgławo blask księżyca
Świeci ze dworu, chociaż księżyc w pełni,
Bo tak po niebie biała mgła się wełni,
Jakby grobowy całun rozpostarła:
I ziemia była cicha, jak umarła.
Tu się schroniła. Ucieczki królowej
Przyczyną Modred, króla krewny bliski,
Siostrzeniec, który zawsze, jak ryś płowy,
Legał przy tronie, chytrych oczu błyski
Na tron rzucając, do skoku gotowy.
Gdy lud pochwały króla wielbiąc głosi,
On je szyderczym ostudza milczeniem,
On z białokonnym Saksonem się znosi,
Z pogańską dziczą, Hengista plemieniem;
On między stołu krągłego rycerzy
Sieje niezgodę i zatargi szerzy,
Chytre swe cele bodąc jak ostrogą,
Do Lancelota nienawiścią srogą.
Raz się zdarzyło, że w pierwszy dzień maja,
Gdy dwór zielono cały się przystraja,
Z zielonym nawet piórem u kołpaków,
I już z przechadzki wracano zwyczajnej,
Na ogrodowy parkan wlazł czym prędzej
Modred w zieleni, myśląc, czy śród krzaków
Nie wyszpieguje jakiej schadzki tajnej.
Wtedy królowę obaczył pomiędzy
Dobrą Enidą, a chytrą Wiwieną,
Więcej nie widział nic, a drogą ceną
Spłacił ciekawość, bo właśnie przez chłodnik
Lancelot wtedy szedł, i jak ogrodnik
Z kapust zielone zmiata gąsienice,
Tak on za piętę z parkanu go zwleka,
I jak robaka rzucił w proch, na chodnik.
Lecz gdy książęcia w nim poznaje lice,
Czcząc w nim królewską krew, choć nie człowieka,
Przeprasza grzecznie, szczerze, bez szyderstwa,
Bo w Arturowym zakonie rycerstwa
Szyderstwem gardził każdy mąż szlachetny;
Chyba kto garbem lub kalectwem szpetny,
Zdrowych i silnych wyszydzać był w prawie,
Za część kalectwa szyderstwo się bierze,
Nie obrażali się więc tym rycerze,
I odpowiadał mu sam król łaskawie.
Lancelot księciu podnieść się pomaga,
Ten tylko ręką z prochu ze dwa razy
Strzepnął kolana, jakby bez obrazy
Odszedł z uśmiechem, ale mu zniewaga
Utkwiła w duszy, i zemścić się pragnie,
A w sercu odtąd tak nienawiść męci,
Jak wiatr, co falą bez ustanku kręci
O głaz nadbrzeżny, po zielonym bagnie.
To gdy królowej Lancelot opowie,
Śmieszył ją zrazu upadek sromotny
Modreda, potem przeszło po niej mrowie,
Jakby przeczucie tknęło ją złowieszcze
Grożących nieszczęść; zaśmiała się jeszcze,
Ale już słabiej; lęk ją brał istotny,
Że ten wąż chytry za nią pełzać będzie
Póty, aż grzech jej na jaw wydobędzie
I wieczną hańbą imię jej omroczy.
Odtąd jej trwoga śmiało spojrzeć nie da,
Gdziekolwiek ujrzy lisią twarz Modreda
I jego siwe w nią wlepione oczy.
Odtąd i tajne władze, które duszę
Przed wieczną śmiercią ochronić się silą,
Gdy ją złe żądze nad przepaść pochylą,
Jęły w niej wichrzyć, te sumień katusze!
Nieraz w ciemnościach, gdy wśród nocnej ciszy
Król przy niej we śnie oddycha spokojnie,
Groźne postacie obstąpią ją rojnie
I wielki strach ją ogarnia, i słyszy
Jakieś łoskoty, jakby drzwi skrzypanie,
Jakie w zaklętym w północ słychać gmachu,
Gdzie tkwi morderstwa krwawa rdza na ścianie;
I nie śpi, albo sen ma pełen strachu.
I śniło jej się raz: że na dolinie
Stała szerokiej, przy słońca zachodzie,
Od słońca ku niej jakieś widmo płynie,
Goni ją, ściga, swym cieniem ją bodzie,
Stanęła, patrzy... Przebóg! cień jej własny
Coraz potworniej, czarniej się rozrasta,
Chłonie kraj cały, w dali płoną miasta...
Budzi się z krzykiem... Ale i w dzień jasny
Trwoga nie mija, każdą chwilę kazi,
Że nawet króla jasna twarz ją razi,
Przy każdej jego wzdryga się pieszczocie,
A dnie tak gorzko, jak zatrute cieką;
Aże raz rzekła: „O mój Lancelocie!
„Jedź ty stąd, osiąść w twym zamku, daleko!
„Bo jak zostaniesz, będzie nas sprowadzać
„Ciągła sposobność, i będziem się schadzać,
„Aż los nasz kiedyś straszną błyśnie dobą,
„Co naszą hańbę przed ludźmi rozszczeka
„I król się dowie...” On przyrzekł, lecz zwleka,
Został, i znowu schadzali się z sobą.
Aż znów raz rzekła prośbą nagląc rzewną:
„Jeśli mnie kochasz, jedź ty już ze dworu!”
Więc umówili się już na noc pewną
(Nie miał być w domu król tego wieczoru)
I tak się zeszli, żegnać się na zawsze,
A lica blade i oczy ich łzawsze,
Nisko na brzegu siedli jej posłania,
Oko tkwi w oku, dłoń utkwiła w dłoni,
Czas już ostatnią im godzinę dzwoni
Stłumionych szeptów, szałów pożegnania...
Wtedy pod basztę Modred po kryjomu
Przywiódł swą zgraję na świadka ich sromu,
I na głos ku nim krzyknie gardłem całem:
„Zdrajco! wyjdź teraz! wreszcie cię złapałem!”
Jak lew zbudzony Lancelot nań skoczył,
Pchnął go, on na dół runął, krwią się zbroczył,
Tak go z pod baszty uniósł orszak dworski.
I była cisza wkoło — wtedy ona:
„Przyszedł nam koniec! na wiekim zhańbiona!”
A on: „Grzech mój był, mój i srom niech będzie!
„Lecz ty na zamek mój uchodź zamorski,
„Tam póki żyję nie trwóż się pogoni,
„Świat niech się zbroi! świat cię nie zdobędzie!
„Mój gród cię skryje, lub mój miecz obroni!”
A ona na to: „O! nie tak mój luby!
„Wszakże rozstania zrobiliśmy śluby,
„Obyś przed własnym mógł mnie skryć sumieniem!
„Moją jest hańba! bo ja byłam żoną,
„A tyś bezżenny. — Lecz