Geraint i Enida - Nieznany - ebook

Geraint i Enida ebook

Nieznany

3,0

Opis

Jeden z trzech romansów arturiańskich zawartych w trzeciej części staroceltyckiego, walijskiego zbioru średniowiecznych opowieści „Mabinogion”, po raz pierszy tłumaczony na język polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 61

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

Dwór Artura przebywał w Caerlleonie nad Usk, gdzie jak to było we zwyczaju – spędzał pięć dni w okresie Świąt Wielkanocnych i pięć dni w okresie Bożego Narodzenia. Zbierał się on tam również w dzień Zielonych Świąt, ponieważ Caerlleon był w jego dobrach miejscem najbardziej dostępnym zarówno dla podróżujących lądem jak i morzem. Przyjeżdżało tam także zwykle dziewięciu królów ze swoimi ludźmi, hrabiami oraz baronami, i gościli oni u niego we wszystkie święta.

A kiedy Artur przebywał ze swoim dworem w Caerlleonie, przygotowywano trzynaście kościołów dla odprawiania świątecznych nabożeństw: kościół dla Artura wraz z dziewięcioma królami i innymi jego gośćmi, drugi – dla Gwenhwyvar i jej dam, trzeci – dla kasztelana, zarządcy dworu i jego pomocników, czwarty – dla Odyar Franka i innych dowódców wojskowych, a dziewięć pozostałych – dla Gwalchmai i rycerzy, którzy wedle swego znaczenia i wojennych czynów przewodzili dziewięciu drużynom. I w każdym z kościołów mogli modlić się tylko ci, których tu wymieniono.

Głównym odźwiernym był Glewlwyd Gavaelvawr, lecz on sam nie pełnił służby z wyjątkiem trzech najważniejszych świąt – robiło to za niego siedmiu jego podwładnych, którzy rozdzielili między sobą rok. A byli to nie kto inni jak: Grynn, Pen Pighon, Llaes Cymyn, Gogyfwlch, Gwrdnei Kocie Oko, który w nocy widział nie gorzej niż za dnia, Drem, syn Dremhitid, i Clust, syn Clustveinyd. Wszyscy oni pełnili obowiązki odźwiernych na dworze Artura.

W dzień Zielonych Świąt, kiedy król ucztował wraz ze swym dworem, do pałacowej sali wbiegł wysoki młodzieniec 0 kasztanowych włosach. Odziany był w lśniący jedwabny kaftan i buty ze znakomitego kurdybanu. U pasa wisiał mu miecz o bogato zdobionej rękojeści.

– Witam cię, panie! – zawołał młodzieniec, zwracając się do króla.

– Niech cię Bóg zachowa – odpowiedział mu Artur – a Jego łaska będzie z tobą. Czego ci trzeba?

– Wiesz, kim jestem, panie? – zapytał młodzieniec.

– Nie, nie wiem.

– Jestem jednym z twoich leśników w lesie z Dean, a zowię się Madawc, syn Twrgadarna.

– Mów, Madawcu, z czym przyszedłeś.

– Ujrzałem w lesie jelenia niepodobnego do żadnego z tych, jakie do tej pory dane mi było spotkać – odparł przybyły.

– Cóż w nim takiego – zapytał Artur – co różni go od innych?

– Jest on cały biały, panie, i jest tak dumny, że nie pasie się z żadnym innym zwierzęciem. Przyszedłem zapytać: co mam z nim czynić?

– Najlepsze, co mogę zrobić, to pojechać jutro na polowanie w miejsce, gdzie pojawił się jeleń. I niech dowiedzą się o tym wszyscy moi ludzie – powiedział Artur, mając na myśli Arryfuerysa – wielkiego łowczego i Elivry – zwierzchnika giermków oraz wszystkich pozostałych.

Rozkazał także młodzieńcowi, aby im towarzyszył. Gwenhwyvar zaś prosiła Artura:

– O panie, pozwól mi jutro pojechać z tobą na polowanie I spojrzeć na jelenia, o którym mówił ten młodzieniec.

– Oczywiście – odrzekł jej Artur – z radością wezmę cię ze sobą.

– Zatem pojadę z wami – oznajmiła królowa.

Potem zaś Gwalchmai rzekł do Artura:

– Królu, jeżeli nie masz nic przeciw temu, pozwól jutro temu, kto zabije jelenia, czy to będzie rycerz na koniu, czy pieszy wojownik, odciąć mu głowę i ponieść ją w darze swojej damie serca.

– Z radością zgadzam się na to – odpowiedział Artur, ciekaw niezwykłego zwierza.

Wieczór minął im na ucztowaniu, słuchaniu pieśni i rozmowach – ile dusza zapragnie. Kiedy zaś nadszedł wieczór, udali się na spoczynek.

Nazajutrz Artur wezwał do siebie czterech paziów, którzy strzegli jego sypialni, a byli to: Cadyrnerth, syn Gwrdneia, i Ambreu, syn Bedwora, i Amhar, syn Artura, i Goreu, syn Custennina. Weszli, powitali Artura i pomogli mu się ubrać. Artur zdziwił się, że Gwenhwyvar jeszcze nie podniosła się z pościeli, lecz nie pozwolił po nią posłać:

– Nie będziemy na nią czekać, skoro woli spać, niż jechać z nami na polowanie!

I udali się w drogę, a kiedy usłyszeli głos rogu łowczego, puścili konie do lasu.

Gwenhwyvar, zmęczona wieczornym ucztowaniem, obudziła się dopiero po wyjeździe rycerzy. Zawołała służące, by pomogły się jej ubrać i rzekła do nich:

– Wczoraj wybierałam się na polowanie. Niechże jedna z was pójdzie do stajni i wybierze konie odpowiednie dla dam.

Jedna ze służek udała się więc do stajni. Znalazła tam jednak tylko dwa rumaki. Dosiadły ich i tylko we dwie pojechały wiodącą przez Usk drogą, na której widniały świeże ślady kopyt.

Wtem usłyszały bardzo silny szum. Obejrzawszy się, zobaczyły jeźdźca pędzącego za nimi na olbrzymim rumaku.

Był to młodzieniec szlachetnego rodu, ubrany w jedwabny kaftan i płaszcz purpurowej barwy zdobiony złotem. U boku jego wisiał miecz o złotej rękojeści. Koń niósł go szybko choć lekko, dumnie potrząsając głową.

Młodzieniec, zbliżywszy się do Gwenhwyvar, powitał ją.

– Niech cię Bóg zachowa, Geraincie – powiedziała. -Dlaczego nie pojechałeś na polowanie ze swoim panem?

– Nikt mnie nie zbudził – odpowiedział on.

– I ja się zdziwiłam – rzekła królowa – że król odjechał, nie obudziwszy mnie pierwej.

– Tak, pani, spałem i nie słyszałem, jak on odjechał.

– Młodzieńcze – powiedziała Gwenhwyvar – będziesz mi więc towarzyszem, od którego nie ma milszego w całym królestwie! Ponadto dowiem się o polowaniu nie mniej niż oni – bo przecież stąd usłyszymy i dźwięki rogu, i szczekanie, kiedy spuszczą psy i ruszą po śladzie.

Zatrzymali się na skraju lasu. Naraz usłyszeli stukot kopyt i spojrzeli tam, skąd on rozbrzmiewał. Zobaczyli karła na olbrzymim rumaku z rozdętymi chrapami. Karzeł trzymał w dłoni pejcz. W ślad za nim na przepięknym białym koniu szybko jechała dama przyodziana w suknie ze złotogłowiu. Za nią zaś podążał jeździec na bojowym rumaku w ciężkiej lśniącej zbroi. Gwenhwyvar zdało się, że nigdy jeszcze nie widziała koni i jeźdźców większych niż ci. Podjechawszy bliżej, zatrzymali się.

– Geraincie – zapytała Gwenhwyvar – czy znasz tego jeźdźca?

– Nie, nie znam go, pani – odpowiedział – a ponadto spoza tej ciężkiej zamorskiej przyłbicy nie mogę dojrzeć jego twarzy.

– Idź, dziewczyno – nakazała Gwenhwyvar służącej – i zapytaj karła, kim jest ten jeździec.

Służąca skierowała się ku karłowi, a on, zobaczywszy ją, zatrzymał konia. Ona zaś go zapytała:

– Powiedz mi, kim jest ten jeździec?!

– Nie powiem ci tego! – odrzekł niezbyt grzecznie karzeł.

– Skoro jesteś tak nieuprzejmy, że nie chcesz tego powiedzieć, to sama go zapytam.

– Przysięgam, że tego nie zrobisz! – zawołał.

– A to dlaczego? – zdziwiła się służąca.

– Boś niegodna, by mówić z kimś takim jak mój pan!

Wtedy panna skierowała swojego konia ku jeźdźcowi, lecz rozgniewany karzeł uderzył ją po twarzy pejczem, który miał w ręce, tak, że trysnęła krew. Służąca wróciła więc do Gwenhwyvar i poskarżyła się swej pani.

– Rzeczywiście – oburzył się Geraint – srogo i niesprawiedliwie obszedł się z tobą ten karzeł! Teraz więc ja sam pojadę i dowiem się, kim jest jeździec!

Gwenhwyvar zgodziła się na propozycję młodzieńca i Geraint zbliżył się do karła.

– Kim jest ten jeździec? – zapytał.

– Ja