Gender w weekend - dr Agata Zawiszewska - ebook

Gender w weekend ebook

Agata Zawiszewska

4,0

Opis

 

Na "Gender w weekend" pod redakcją Agaty Zawiszewskiej złożyły się teksty, które zostały zaprezentowane przez uczestniczki i uczestników spotkań z cyklu Au Feminin, który zorganizował szczeciński „Fem Club” w roku akademickim 2005/2006. Dzięki Matkom-Założycielkom tej nieformalnej grupy feministycznej – Jadwidze Mielcarek i Aleksandrze Gieczys, Duchiniom Opiekuńczym tej inicjatywy – Ewie Kochan i Agacie Zawiszewskiej, oraz sympatyzującym z ideami feministycznymi właścicielom klubu „Brama Jazz Cafe”, udało się spopularyzować idee genderowe poza murami uczelni. Większość tematów zaprezentowały osoby ze szczecińskiego środowiska akademickiego, choć w cyklu udział wzięły także pisarki, dziennikarki, prawniczki, nauczycielki, lektorki. "Gender w weekend" nie może oczywiście oddać atmosfery tych spotkań, odbija jednak w pewnym stopniu wielość perspektyw i języków, które się wówczas konfrontowały.

 

"To małe kompendium wiedzy na temat kobiet: ich sytuacji w przestrzeni publicznej, stereotypów, historii. Mamy tu kilka esejów rzucających światło na kobiety w różnych rolach i miejscach. Są to eseje pełne treści, lekkie a jednocześnie ważne zarówno z poznawczego, jak i praktycznego punktu widzenia. Mogą one służyć jako krótkie wprowadzenie w problemy, którymi mało kto się do tej pory zajmował czy traktował poważnie. W dziedziny życia i wiedzy dotyczące kondycji, losu i sytuacji kobiet w obrębie naszej kultury i spraw polskich."

Ze wstępu dr hab. Magdaleny Środy

 

"Mamy tu do czynienia ze swoistego rodzaju podsumowaniem dotychczas wypracowanej wiedzy, a także z uzupełnieniem danych. Te dane wynikają przede wszystkim z osobistych doświadczeń i błyskotliwych obserwacji. Zebrane eseje prowokują do dyskusji, a taki jest zapewne cel całej książki. To bardzo wartościowa publikacja młodego pokolenia feministycznego."

Z recenzji prof. Bożeny Chołuj

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 492

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




GENDER W WEEKEND
Pod redakcją Agaty Zawiszewskiej Przy współpracy Jadwigi Mielcarek i Aleksandry Gieczys
Recenzentki tomu: BOŻENA CHOŁUJ I MAGDALENA ŚRODA
Projekt okładki: TERESA OLESZCZUK
Redakcja i korekta: AGATA ZAWISZEWSKA przy współpracy JADWIGI MIELCAREK I ALEKSANDRY GIECZYS
Ilustracje: ANNA SZCZECH
Layout, oprac. graficzne: Palebek
Copyright © Fundacja Feminoteka, 2006
ISBN 978-83-62206-44-5
Fundacja Feminoteka ul. Mokotowska 29a, 00-560 Warszawa tel. (+48 22) 826 83 05 e-mail:[email protected] Strona internetowa: www.feminoteka.pl
Konwersja:eLitera s.c.
męski freak/damski trikod nadmiaru gazui oparówpochopnie zbyt odkręconychkurkówkamieni w kieszeniachsukieneki bliskościakwenów wodnychlustra przestały być dokładnepokryły się patynąi woalką z pająkazmieniły właścicielina właścicielkici pierwsi trzymają sięramywprawnym gestem atlety cyrkowegow śmiesznym body i z podkręconymwąsemzamazany środekto odbicie – odwrócenie uwagi –-od siebieto jej przestrzeń-nowego freak showwpasowanego nie-w-pomiędzyramy uda ramionaale w środek formyw szablon wydrapanyna lepkiej zakurzonejtafliprzywiera dokładnie ściślemyślą odbiega w litery obrazyodkopane w pamięcilustrawziętego za dobrą monetęa tu tylkopoza i aktoniemiałe o zaschniętym gardlei zaropiałych oczachprzegląda się lustrow kobieciez nich dwojgato ono nie wiekim jest naprawdę(kiedy ona chwyta za pędzelpióroflet;wszystko z czasem zmienia swój rodzaj,status miejscete narzędzia stały się całkiemskobieciałea lustro z nijakościzupełnie [nie]męskie

Monika Musiatowicz

OD WYDAWCZYNIhura, hura, hura!
Do Czytelniczek i Czytelników

Jeśli jesteście osobami, którym obiło się o uszy słowo gender, ale którym do tej pory brakowało czasu, energii lub sposobności, by się dowiedzieć, co ono znaczy, a teraz właśnie mają czas, energię lub sposobność, by się genderem zająć, ta książka jest dla Was.

Jeśli ponadto jesteście osobami, które mają przygodne bądź chroniczne poczucie, że świat nie jest w istocie taki, jaki się wydaje na pierwszy rzut oka, że role kobiece lub męskie zostały im narzucone, a zatem mają poczucie, że żyją w matrixie i chcą poznać jego strukturę i zasady działania, ta książka jest tym bardziej dla Was.

Co więcej, ta książka jest dla Was bez względu na to, czy macie ochotę na małą, czy na większą dawkę kalorii. Osobom, które preferują produkty light, teksty tutaj zgromadzone posłużą bowiem za pełnowartościowy posiłek; dla tych, którzy nie trzymają linii, przeznaczona jest bibliografia końcowa.

Na Gender w weekend złożyły się teksty, które zostały zaprezentowane przez uczestniczki i uczestników spotkań z cyklu Au Feminin, który zorganizował szczeciński „Fem Club” w roku akademickim 2005/2006. Dzięki Matkom-Założycielkom tej nieformalnej grupy feministycznej – Jadwidze Mielcarek i Aleksandrze Gieczys, Duchiniom Opiekuńczym tej inicjatywy – Ewie Kochan i Agacie Zawiszewskiej, oraz sympatyzującym z ideami feministycznymi właścicielom klubu „Brama Jazz Cafe”, udało się spopularyzować idee genderowe poza murami uczelni. Większość tematów zaprezentowały osoby ze szczecińskiego środowiska akademickiego, choć w cyklu udział wzięły także pisarki, dziennikarki, prawniczki, nauczycielki, lektorki. Gender w weekend nie może oczywiście oddać atmosfery tych spotkań, odbija jednak w pewnym stopniu wielość perspektyw i języków, które się wówczas konfrontowały. Pozostawia także nadzieję na kontynuację i to niekoniecznie w Szczecinie.

Agata Zawiszewska

Magdalena Środa
Wprowadzenie

Książka ta to małe kompendium wiedzy na temat kobiet: ich sytuacji w przestrzeni publicznej, stereotypów, historii. Mamy tu kilka esejów rzucających światło na kobiety w różnych rolach i miejscach. Są to eseje pełne treści, lekkie a jednocześnie ważne zarówno z poznawczego, jak i praktycznego punktu widzenia. Mogą one służyć jako krótkie wprowadzenie w problemy, którymi mało kto się do tej pory zajmował czy traktował poważnie; w dziedziny życia i wiedzy dotyczące kondycji, losu i sytuacji kobiet w obrębie naszej kultury i spraw polskich.

Z reguły, przekazując informacje o jakimś społeczeństwie podaje się dane, które wyglądając na uniwersalne, w rzeczywistości dotyczą mężczyzn. Znamy liczbę bezrobotnych, przekrój wykształcenia społeczeństwa, wiodące zawody, problemy z przestępczością, dzietnością, liczbę osób wierzących, rodzaje karier – a nie wiemy, jaki wpływ na te dane ma kulturowa stratyfikacja płci.

Rozmawiałam kiedyś z komendantem policji, który z żalem wielkim powiedział mi, że nie można nigdy przewidzieć, kiedy i gdzie nastąpi przestępstwo. „Nic w ogóle nie można przewidzieć” – twierdził. Odpowiedziałam, że można przecież przewidzieć płeć. W ponad 90% przypadków jakichkolwiek przestępstw z góry wiadomo, że popełnią je mężczyźni. Podobnie można przewidywać w przypadku awantury domowej: jej sprawcą będzie pijany mężczyzna, ofiarą – kobieta. Przypadki pijanych kobiet katujących swoich mężczyzn są niesłychanie rzadkie i nie mają statystycznego znaczenia. Jeśli włączamy wieczorem telewizję, by obejrzeć program opiniotwórczy, mamy stuprocentową szansę, że wystąpią w nim wyłącznie mężczyźni. Gdy idziemy na spotkanie z dyrektorem, prezesem, przewodniczącym czy prezydentem (firmy, kraju, korporacji, stowarzyszenia) mamy pewność, równą tej telewizyjnej, że będzie to spotkanie z mężczyzną. Gdy udamy się do katolickiego Kościoła lub otworzymy Biblię, w ważnych rolach spotkamy wyłącznie mężczyzn. Jeśli zajrzymy do podręczników historii, będziemy mieli pewność, że jest to dziedzina stworzona i wypełniona włącznie przez mężczyzn. Mężczyźni w historii są jak grzyby po deszczu: nikt ich nie rodzi ani nie wychowuje: są, działają, wygrywają lub przegrywają bitwy. W bitwach, negocjacjach, w twardej polityce, w Kościele nie ma kobiet.

Mamy również pewność, że gdy zajrzymy do pism o tytułach poważnych i dość uniwersalnych („Dziennik”, „Gazeta Wyborcza”, „Przegląd”) wyczytamy w nich historie mężczyzn opowiadających o innych mężczyznach, z reguły tych, którzy, tak jak politycy czy naukowcy, decydują o losach wszystkich ludzi, również kobiet. Gdy natomiast zajrzymy do pism przeznaczonych dla kobiet, dowiemy się o rzeczach potwornie marginalnych takich jak: który puder wybrać na przyjęcie, jak stać się ponętnym obiektem seksualnym, co robić z szumowinami przed przekształceniem rosołu w ogórkową i jak postępować, by „on kochał cię” mimo zmarszczek i cellulitisu.

Mężczyźni są decydentami, indywiduami, bohaterami, kreatorami, kobiety są obiektami (konsumpcji, seksu, troski). Dlaczego? Czy rzeczywiście nasze życie musi upływać w cieniu spraw, których twórcami są mężczyźni?

Gdzie te kobiety? – można zapytać obserwując sferę publiczną, w szczególności sejm, telewizję, rynki pracy, drogi indywidualnych karier uwieńczonych sukcesem. Co robią? Dlaczego milczą, dlaczego nie mają głosu, mimo że procesy emancypacji zaczęły się kilkaset lat temu?

Próbom odpowiedzi na te właśnie pytania poświęcona jest niniejsza książka. Każdy tekst to odsłona kolejnych problemów: kobiety w religii, kobiety w polityce, kobiety w edukacji, prawie, mediach itp. Z artykułów wyłania się obraz kobiet, które mimo prawnych zapisów, są ciągle dyskryminowane, pomijane, infantylizowane, nieobecne, milczące. Każda próba ich upodmiotowienia trafia na fale sprzeciwów, z kolei fakt ich uprzedmiotowienia wzmacniany jest silnymi argumentami politycznymi, kulturowymi, historycznymi lub argumentami „z natury” („naturą kobiety jest..”).

Trzeba jednak wiedzieć i pamiętać, że demokracja współczesna to nie tylko troska o lepszą dystrybucję władzy, sprawiedliwość, wolność i równość. To troska o realną sprawiedliwość, wolność i równość. Chodzi nie tylko o to, by dać kobietom prawa i otworzyć przed nimi możliwości uczestnictwa w życiu publicznym, ale by te prawa i to uczestnictwo uczynić realnymi. By ze sfery aspiracji i marzeń przesunąć je do sfery rzeczywistego doświadczenia i praktyki. Aby tak się stało, trzeba najpierw wiedzieć, jak jest. Jaki jest rzeczywisty udział kobiet w różnych sferach życia publicznego, jaki wizerunek publiczny i jakie stereotypy ograniczają ich możliwości rozwoju i samostanowienia. Wiedza to pierwszy krok ku zmianom. Pierwszy krok ku dyskusji na temat przyczyn pewnego stanu rzeczy i sposobów jego zmiany. Trzeba wiedzieć, by zmieniać; trzeba zmieniać, by być wolnym.

Bożena Chołuj
Recenzja

Zbiór esejów poświęconych pozycji i roli kobiet w prawie, mediach, religii i w polityce jest ciekawym świadectwem recepcji dotychczasowych badań na temat kobiet w Polsce oraz prac istniejących już w polskich tłumaczeniach. Z jednej strony dowodzi on, że owe badania wyraźnie zainstniały w świadomości nowego pokolenia, integrując je na tyle, żeby zajmować się tematyką kobiet. Autorki chętnie używają formy „my” i o kobietach piszą bez szczególnego różnicowania ich na takie, które pasują do obserwacji lub postulowanych modelów (Polka-studentka) i takie, które do nich nie pasują. Wiele miejsc w tych tekstach zawiera emocjonalne zaangażowanie i krytyczne zacięcie wobec współczesnych nam struktur władzy określających relacje między mężczyznami a kobietami w Polsce. Z drugiej zaś strony zbiór pokazuje, że badania te nie proponują nowej metodologii, która prowokowałaby zaintersowane nimi osoby do zadawania nowych pytań, do kwestionowania dotychczasowych definicji np. władzy, polityki czy moralności.

Dlatego mamy do czynienia ze swoistego rodzaju podsumowaniem dotychczas wypracowanej wiedzy, a także z uzupełnieniem danych. Te dane wynikają przede wszystkim z osobistych doświadczeń, błyskotliwych obserwacji, jak np. dane na temat stanowisk prawniczych zajmowanych przez kobiety w Polsce (Marta Marska-Błahy), czy dane o zatrudnieniu kobiet w redakcjach gazet i czasopism (Joanna Giza-Stępień). Na ich podstawie mogłyby powstać różne projekty badawcze w celu określenia aktualnego stanu zatrudnienia kobiet w Polsce, szczególnie według stanowisk, a nie tylko według zawodów. W kilku esejach pojawiają się też oryginalne propozycje. Ewa Kochan radzi zrezygnować z zajmowania się historią kobiet i domaga się praktycznego stosowania feminizmu. W zaskakujący sposób wnioskuje, że oderwanie się od historycznego kontekstu umożliwi zmianę języka, „zamiast traktować prawa kobiet jako utracone’ bądź należne czy niezbywalne, co włącza postulat w debatę historyczną, można przedstawiać je jako konkretne zadanie czy cel, jako wynik postępu, osiągnięcie w procesie doskonalenia się świata.„ Jak można mówić o zmianie, jeśli nie określi się, jak było wcześniej? Czy to niezbyt pochopna droga argumentacyjna. Może należałoby raczej skorygować słowo „utracone”, bo, żeby coś utracić, trzeba to najpierw mieć. To oderwanie od przeszłości nie udaje się też samej autorce: w jej propozycji modelu Polki studentki pobrzmiewa echo historycznie ukształtowanego modelu Matki Polki. Jednak nie to niepokoi tutaj najbardziej, ale potrzeba określania polskości. Czy nie lepiej byłoby przyjąć model „kobiety studiującej”, który jest o wiele szerszy? Mógłby on objąć także środowiska pozaakademickie, w których również można zająć postawę osoby otwartej, aktywnej, dynamicznej i myślącej krytycznie?

Już tych kilka uwag świadczy o tym, że zebrane eseje prowokują do dyskusji, a taki jest zapewne cel całej publikacji. To bardzo wartościowa publikacja młodego pokolenia feministycznego.

Jadwiga Mielcarek
Księżyc i Wąż
O detronizacji Wielkiej Bogini

Wąż i księżyc oferują tedy najstarszy symbolizm procesu umierania oraz rodzenia się (odżywania) na nowo i jako takie są pierwotnymi emblematami nieśmiertelności, oddającymi majestat bogini-matki.

N. Gładziuk, Omphalos czyli Pępek Świata. Płeć jako problem filozofii politycznej Greków. Warszawa 1997

Kiedy w 1861 r. Johann Jakob Bachofen wydał pracę Das Mutterrecht czyli Prawo Matki, gdzie na podstawie analizy mitów greckich dowodził, że znajdują się tam ślady wierzeń, które każą przypuszczać, iż wcześniej kobiety były bóstwami naczelnymi, nikt nie zwrócił na tę pracę specjalnej uwagi. W świecie nauki (był profesorem prawa na uniwersytecie w Bazylei) popełnił swoiste samobójstwo. Jego teorię wyśmiano, jednak Bachofena to specjalnie nie dziwiło, gdyż – jak mówił – „Zrozumienie zjawisk matriarchatu można osiągnąć tylko pod jednym warunkiem. Uczony musi całkowicie odrzucić idee i wierzenia własnej epoki, które wypełniają jego ducha i przenieść się w zupełnie odmienny świat myśli... Uczony, który za punkt wyjścia przyjmuje postawę późniejszych pokoleń nieuchronnie uniemożliwia sobie rozumienie najdawniejszych czasów” (E. Fromm, Miłość, płeć i matriarchat. Przeł. B. Radomska, G. Sowiński. Poznań 1999, s. 19). Rzeczywiście, w czasie, kiedy nikt specjalnie nie zastanawiał się nad czymś takim jak pojęcie równości kobiet i mężczyzn, trudno było wyobrazić sobie, by większość naukowców z entuzjazmem przyklasnęła tezie Bachofena o prymarnym znaczeniu kobiety w czasach prehistorycznych. Środowisko naukowe było zniesmaczone tezą, że – owszem – teraz rzeczywiście mamy patriarchat, a mężczyzna jest zwierzchnikiem kultury i świata, tak jak być powinno, ale dziwaczny pomysł, że nie było tak od zawsze i że niegdyś kobieta dzierżyła władzę, był śmieszny i niedorzeczny. Jednak Bachofen poruszył lawinę dociekań, której nie dało się już zatrzymać, ponieważ badał przede wszystkim mity i tam też odkrył nieprzebrane bogactwo nowych interpretacji, hipotez. W latach 20. XX w. odkryto Bachofena na nowo, gdyż pytania i wątpliwości dotyczące naszych początków były rzeczywiście istotne po koszmarze I wojny światowej. Na bazie dociekań Bachofena na temat matriarchatu i pod ich wpływem zaczęto zadawać pytania: czy kultura patriarchalna, w której żyjemy, rzeczywiście istnieje od zawsze? dlaczego we wszystkich religiach monoteistycznych Bóg jest mężczyzną, który ma moc stwarzania i rodzenia, uważanego od zawsze za domenę kobiet? dlaczego pramatka Ewa jest tylko „odbiciem” mężczyzny Adama? Same mity greckie i mity jeszcze starszych kultur dostarczały przedziwnych wskazówek, że jednak nie od zawsze główne bóstwa były bóstwami męskimi, a mężczyzna zwierzchnikiem kultury. Na nowo odczytane mity ukazały zaskakujący obraz zażartej walki, jaka rozegrała się w czasach prehistorycznych pomiędzy kulturą Wielkiej Bogini a kulturą Boga Ojca i rozstrzygnęła na korzyść tej drugiej, która pozbyła się szybko śladów po kulturze poprzedniej, przewartościowując na modłę patriarchalna pozostałości kultu Wielkiej Macierzy. Jego szczątków nie potrafiła bowiem usunąć całkowicie.

Nie ma jednoznacznej, naukowej teorii matriarchatu, istnieją raczej domysły i hipotezy. Jest jednak wiele śladów, wskazówek, zaskakujących wniosków, wobec których nie można przejść zupełnie obojętnie. Różne były metody, dzięki którym dochodzono do wniosku o istnieniu społeczności o strukturze matriarchalnej, choć trudno było nawet powiedzieć, że społeczności te były oparte na rządach matek. Rozumując bowiem w ten sposób, można popełnić błąd, przed którym przestrzegał już Bachofen, a mianowicie: matriarchat to nie patriarchat „do góry nogami”, czyli porządek, w którym władzę sprawowały matki, podporządkowując sobie mężczyzn. Matriarchat to wspólnota, w której kobiety i perspektywa kobieca dominowały we wszystkich sferach życia społecznego. Dziwi to wielu, przecież kobiety są słabsze fizycznie i łatwo jest je sobie podporządkować siłą, dlaczego więc to kobiety miały kiedykolwiek władzę? Tu znowu mamy do czynienia z przeniesieniem wzorca patriarchalnego na sposób myślenia o matriarchacie. Pewne jest, iż wiedza o udziale mężczyzny w akcie zapłodnienia jest stosunkowo niedawna, liczy sobie zaledwie l0 tys. lat. Zdolność kreacji, „boska” moc stwarzania nowego życia była dla ludzi epoki kamiennej absolutną magią, nietrudno więc domyślić się, że kobiety czczone były wówczas jako istoty wyjątkowe, a pieczę nad całą społecznością sprawowała kobieta, czczona pod postacią Wielkiej Bogini. Kult Wielkiej Bogini Matki był tak wielki, że według relacji Plutarcha Kreteńczycy nazywali swój kraj nie ojczyzną, lecz macierzyzną.

Dlatego też bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza Marii Gimbutas, która po zbadaniu trzech tysięcy miniaturowych figurek kobiet (zwanych ogólnie „wenus”) o wielkich piersiach, ogromnym brzuchu z wyraźnie zaznaczoną vulvą, wydatnych pośladkach, stwierdziła że są to posągi bogiń raczej, niż – jak mówi jedna z hipotez – wizerunki rodem z ówczesnego „Playboya”. Gdyby teraz – mówią zwolennicy tej hipotezy – nasz (zachodni) świat został odkryty przez jakąś obcą cywilizację, jej przedstawiciele ujrzeliby przede wszystkim wszechobecne obrazy nagich i półnagich kobiet, co przecież nie oznaczałoby, że świat zachodni zorganizowany jest matriarchalnie. Jednak myślenie takowe ponownie popełnia błąd kalkowania patriarchatu przeniesionego w kompletnie inny system wartości, doświadczeń i wierzeń. Marija Gimbutas była jedną z badaczek, która szła po śladach archeologicznych, prowadzących do odkryć systemu matriarchalnego. Badała ona przede wszystkim kobiece figurki oraz symbolikę w nich zawartą, m.in. trójkąty, zygzaki, fale. W swej książce Out of time szkicuje mapę tzw. starej Europy, którym to mianem określa Europę w okresie od ok. 6,5 tys. do ok. 3,5 tys. lat p.n.e. Z tego okresu nie pochodzą wizerunki wojowników, nie ma w nim ma śladów broni, odnaleziono jedynie wskazówki, iż ludzie zajmowali się głównie rolnictwem, tkactwem, garncarstwem, co skłoniło badaczkę do wysunięcia tzw. miękkiej hipotezy, że Europę zamieszkiwały wówczas społeczeństwa pokojowe. Jej teorie zdają się potwierdzać odkrycia archeologiczne Arthura Evansa i Jamesa Melaarta. Ten pierwszy odkopał na Krecie mityczne pałace króla Minosa (od jego imienia kultura kreteńska zwana też jest kulturą minojską) w Knossos. Na ich murach odkrył wizerunki samych kobiet, a wnioski, do jakich doszedł na podstawie tych odkryć były nawet dla niego tak niedorzeczne, że nie ujawnił ich od razu z lęku przed kompromitacją. Dopiero po 30 latach przyznał, że na Krecie panował kult Wielkiej Bogini Matki. James Melaart natomiast zasłynął jako odkrywca najstarszego miasta z epoki kamiennej, istnego miasta kobiet leżącego w Anatolii, czyli w centralnej Turcji – Chatal Huyuk. W mieście, które nie posiadało żadnych murów obronnych, znalazł wizerunki samych kobiet.

Znacznie ciekawsze jest, moim zdaniem, opieranie się na przekazach pisemnych – mitach, które po odsłonięciu wielu warstw, dostarczają nam wielu informacji o kulturach prehistorycznych, charakteryzujących się – wiele na to wskazuje – kultem Wielkiej Bogini. „Zdumiewa wielość archetypowych obrazów kobiecości: kobieta władczyni: POTNIA; szalona kobieta ekstazy: MENADA; kobieta natchniona i prorocza: PYTIA; kobieta sztuk: MUZA; kobieta rzemiosł: ATENA; kobieta łowczyni: ARTEMIS; kobieta wojowniczka: ATENA i AMAZONKI; kobieta afrodyzyjska: SAFO; kobieta czarów i alchemii: HEKATE” – jak pisze cytowana na początku Nina Gładziuk (s. 200). Do najważniejszych atrybutów Wielkiej Bogini, obecnych w wielu mitach, rytuałach i wierzeniach, należały księżyc i wąż. Symbolika lunarna jest nieodłącznym elementem wszystkich religii matriarchalnych, kobiety bowiem bardzo wcześnie zauważyły analogię między zmieniającymi się fazami księżyca a swym cyklem miesięcznym. „Kolejne fazy Księżyca: nów, pełnia i ubywanie, przypominają rytmy życia w ciele kobiecym. Naprzemienne przybywanie i ubywanie, znikanie i powracanie, rodzenie się i zamieranie, doświadczane jest przez kobiety w cyklu menstruacyjnych metamorfoz. (...) Tak więc księżyc panuje niepodzielnie nad życiem kobiety, a ponieważ od księżyca zależy pomyślny urodzaj – właśnie kobietę desygnuje ta prawdziwa gwiazda życia na naturalną hierofantkę rolniczej magii” – pisze dalej Nina Gładziuk (s. 47). Jeszcze w Grecji klasycznej Arystoteles w swej Zoologii przychylał się do stwierdzenia, że księżyc jest samicą.

Z księżycem i jego nieodłącznym związkiem z kobiecością wiąże się jeszcze bardzo istotny aspekt, który mężczyzn zadziwiał jednocześnie i przerażał. Księżyc wydziela wilgoć, dzięki której możliwa jest wegetacja roślin. W Grecji, podobnie jak i w innych kulturach, uważano powszechnie księżyc za źródło użyźniającej wilgoci, np. według Plutarcha rosa jest najobfitsza w czasie pełni księżyca, w poezji zaś rosa przedstawiana jest jako córka księżyca. Skoro kobieta menstruując wydziela wilgoć, tak więc księżyc i kobieta nierozerwalnie zespolone są ze sobą jako symbole mocy płodności. Z jednej więc strony krew miesięczna niesie za sobą magię narodzin, gdyż – jak dowodzili starożytni przyrodnicy m.in. Empedokles i Arystoteles – płód w ciele matki tworzy się z krwi menstruacyjnej, ale i piętno śmierci, gdyż krew miesięczna podobna jest również do krwi świeżo zabitego zwierzęcia. Kobieta nią skażona jest nieczysta, ale właśnie dlatego magicznie wyniesiona; jest tym, co Rzymianie określali sacra, święta i przeklęta zarazem. W wielu kulturach istniał i istnieje nadal ten „nabożny” lęk przed krwią menstruacyjną, postrzeganą jako substancja najbardziej śmiercionośna, a jednocześnie życiodajna. Np. do dziś na polskich wsiach istnieje przekonanie, że miesiączkująca kobieta nie powinna dotykać kapusty, bo się nie ukisi (kapusta nie kobieta, oczywiście). To z kolei wiąże się z nieodłącznym atrybutem kobiecej sakralności, jaką jest cykliczność życia. Człowiek umiera, rodzi się na nowo, nie ma więc takiej indywidualizacji jednostek, jaka istnieje już w naszej kulturze. Wszystko się odradza, istnieje śmierć, ale i powtórne narodziny, co widać na przykładzie ciągle odradzającej się przyrody: nic ostatecznie nie umiera, dlatego prekulturze matriarchalnej zupełnie obce byłoby umartwianie się średniowiecznych zakonników z memento mori na ustach. Mieszkanki matriarchalnych wiosek nie były więc wpatrzone nieustannie w niebo, nie liczyły na życie pośmiertne, życie bowiem było tutaj, na ziemi, a sama ziemia była Matką, nie miejscem zamieszkałym – jak później – przez złowrogie potwory. Matka Ziemia była ciepłym, bezpiecznym łonem życia. Umarłych posypywano więc ochrą, kojarzoną z życiodajną kobiecą krwią i składano w Ziemi na spoczynek. Symbolika Ziemi jako życiodajnej matki-rodzicielki z czasem uległa zdewaluowaniu m.in. za sprawą metafizyki pitagorejskiej, zgodnie z którą to, co chtoniczne reprezentuje raczej śmierć niż płodność, uraniczne natomiast – to, co nieśmiertelne. Takie myślenie utrwaliło się jeszcze bardziej za sprawą dogmatów chrześcijańskich.

Magiczny symbol cykliczności życia symbolizowała również liczba 3. Są przecież 3 fazy księżyca, jak 3 są fazy w życiu każdej kobiety: dziewicy, matki, staruszki-mądrej wiedźmy, przy czym dziewictwo-czystość w rozumieniu chrześcijańskim wcale nie była czczona ani nie była specjalnym powodem do dumy. Odwołania do mistycznej trójki można spotkać bardzo często w mitach oraz literaturze greckiej i rzymskiej. W mitach spotykamy trzy Erynie, trzy Mojry, trzy Gorgony, trzy Hory, trzy Gracje. Zarówno Artemida, jak i Hekate noszą przydomek troistych lub trójlicych. Horacy nazywa boginię Dianę „boginią w trzech postaciach”, która jest „trzykroć wzywana w połogowych bólach”. Również wielokrotność trójki – dziewięć, często występuje jako symbolika kobieca: Wielkiej Macierzy frygijskiej – Kybele towarzyszy dziewięciu korybantów, a Demeter poszukuje swej córki Persefony przez dziewięć dni i dziewięć nocy. Znowu jednak lunarna symbolika trójki mająca wymiar doskonałości zostaje odebrana bóstwom żeńskim i ustanowiona jako liczba doskonałości w mistyce patriarchalnej. Oto jak przedstawia to Plutarch: „jako że liczba parzysta jest podobna do pierwiastka żeńskiego, a nieparzysta do męskiego. Jeśli się bowiem podzieli liczbę na dwie różne części parzysta rozdzieli się całkowicie i zostawi w sobie jak gdyby wolną przestrzeń, która ma być czymś zapełniona; nieparzysta natomiast w takiej samej sytuacji zawsze pozostawia po sobie jakąś resztkę. Przez to jest płodniejsza od tamtej, a łącząc się z parzystą liczbą zawsze jest górą, nigdy jej nie ulega. (...) A jeszcze bardziej widać tę różnicę, gdy każda z nich dodana jest i dołączona do samej siebie: parzysta wszak liczba z parzystą się połączywszy nigdy nie wyda nieparzystej i nie przekroczy swojej własnej natury, jest bowiem słaba i niedoskonała i nie jest w stanie zrodzić liczby odmiennej. Nieparzyste zaś łącząc się z nieparzystymi, wiele utworzą parzystych, gdyż zawsze mają siłę rozrodczą” (Moralia II. Przeł. Z. Abramowiczówna. Warszawa 1988, cyt. za N. Gładziuk, s. 124). Widzimy więc, że kobieca trójka została tu utożsamiona z męską siłą, płodnością, cyfra dwa po podziale staje się analogonem żeńskiego łona „wolną przestrzenią, która ma być czymś zapełniona”. Symboliką lunarną naznaczony był także oręż Wielkiej Bogini labrys, mały toporek o kształcie przypominającym połączone ze sobą księżyce, wschodzący i ubywający, symbolizując twórczą i niszczycielską siłę Wielkiej Bogini.

Tymczasem wraz z rodzącym się patriarchatem (z powstaniem pisma) wiele mitów i przypowieści zostało przeredagowanych, by zatrzeć wszelkie ślady panowania Wielkiej Bogini. Zaciekłość, z jaką autorzy patriarchalni starali się zdegradować Wielką Boginię lub w ogóle o niej zapomnieć, daje do myślenia. Starożytna historia taka, jaką ją dzisiaj czytamy, pełna jest niezrozumiałej dzisiaj mizoginii i chęci zdegradowania pozycji kobiety. Początek wielu religii, jak choćby judaistycznej, wiąże się z takim właśnie podejściem do kobiety. Pobożny Żyd dziękuje Jahwe, że pozwolił mu się urodzić mężczyzną, podobnie Ateńczyk okresu klasycznego dziękował za ten fakt swoim bogom, gdyż z punktu widzenia greckiej polityki bycie kobietą oznaczało zły los, podobnie jak bycie niewolnikiem czy barbarzyńcą. Jak dowodzą niektórzy mediewiści, np. R. Howard Bloch, nagonka na kobiety jest toposem, podstawowym spoiwem kolejnych wieków w doświadczeniu intelektualnym Zachodu. I rzeczywiście, od zarania naszej kultury słychać ten antykobiecy (antymatriarchalny?) dyskurs. Niekiedy jest on jawny, częściej – zakamuflowany. Do tej drugiej sfery należy, moim zdaniem, przewartościowanie mitów matriarchalnych, nie tylko greckich, lecz także opowieści sakralnych pochodzących z innych kręgów kulturowych, zgodnie z interesami dyskursu patriarchalnego.

Około 7 tysięcy lat temu nad Nilem zamieszkiwały ludy paleolityczne, które miały zupełnie inny system wierzeń, niż ten, który znamy, już bogato reprezentowany przekaz o faraonach i bogach egipskich. Znów pojawia się tutaj symbolika węża – kosmicznego węża jako symbolu Matki Ziemi. Kapłani egipscy, którzy dużo później reprezentowali już patriarchalny porządek wierzeń, musieli przewartościować postać wężowego bóstwa tak, by pasował on do nowego ustroju państwowego i jego systemu wierzeń. Nie było jednak wcale łatwo wymazać go z ludowych przekazów, dlatego zostaje on zamieniony w świadomości ludzkiej w złego węża Apisa – symbol ciemności i chaosu, wiecznego wroga porządku słonecznego, ustanowionego przez władzę królewską, faraonów. Zupełnie więc niezależnie od opowieści biblijnej o stworzeniu świata pojawia się zły wąż, któremu wcześniej przypisana była zupełnie inna symbolika, a który stał się wrogiem człowieka, tak jak wąż na drzewie poznania dobra i zła w biblijnym Edenie. Kusi więc on nieprzypadkowo właśnie Ewę, a jest on już jej nieprzyjacielem, któremu kobieta ulega. Dwa – niegdyś nierozłączne elementy kobieta-bogini oraz jej symbol towarzysz-wąż – stają wobec siebie jako wrogowie, na zawsze już nastawieni do siebie antagonistycznie przez system patriarchalny. Tajemniczy, a jednocześnie zrozumiały w kontekście węża jako przyjaciela bogini jest ustęp z Księgi Rodzaju Pisma Świętego Starego Testamentu, gdzie Bóg po buncie Ewy mówi do węża bardzo wyraźnie: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej...”. Znamienny jest czasownik wprowadzam, sugerujący, że wcześniej takiej nieprzyjaźni nie było, z drugiej strony Bóg też wyraźnie podkreśla, że wprowadza właśnie nieprzyjaźń między kobietę a węża. Nie jest więc być może sprawą przypadkową, że Maryja jako symbol spatriarchalizowanej już wizji kobiecości (dziewica i jednocześnie matka) często przedstawiana jest z wężem i księżycem u swych stóp, depcząca te dwa symbole dawnej dzikiej kobiecości. Księżyc w nowej interpretacji chrześcijańskiej jest symbolem kłamstwa i niestałości.

Symbolika węża i jej późniejsza dwuznaczność nie są obce również innym mitologiom, w gruncie rzeczy opierają się one na dość podobnym schemacie, a jednym z ciekawszych jego realizacji jest mit kreacyjny rodem z Chin. Jego bohaterką jest wężowa bogini Nugua, która pojawiła się na Ziemi, gdy ta została oddzielona od nieba. Stworzyła wszystko, co istnieje, włącznie z istotami żywymi, a kiedy spostrzegła, że jest bardzo samotna, postanowiła stworzyć ludzi: ulepiła ich z żółtej gliny. Stała się dla ludzi nauczycielką i opiekunką. Nie wiem, jak wężowa bogini przetrwała transformację patriarchalną, której ulegały po kolei niemal wszystkie mity matriarchalne, jaki spotkał ją potem los, sądząc jednak po sytuacji dzisiejszych chińskich kobiet – niezbyt dobry. Taki też los spotkał m.in. sumeryjską boginię Tiamat. Najstarsze tradycje Sumeru przedstawiają ją jako boginię-matkę, która wyłoniła się z morza i nauczyła ludzi wszelkich sztuk i rzemiosł. Z czasem jednak, w początkach III tysiąclecia p.n.e. z chwilą wykształcenia się centralnej władzy królewskiej, dobroczynne i pomocne ludziom bóstwo, jakim była Tiamat, zaczyna występować jako symbol wodnego chaosu, jako wróg ludzi i wszelkiego porządku na świecie. Pojawia się więc nowe bóstwo Marduk, który zostaje wysłany przez bogów do walki z Tiamat; gdy ten wypływa na jej (Tiamat) spienione wody, zamienia się ona w wielkiego węża-smoka, którego Marduk oczywiście pokonuje. Inna wersja mitu (babilońska opowieść Enuma Elisz) z udziałem Tiamat i Marduka pokazuje odmienny aspekt detronizacji wartości, jakie niosła za sobą Bogini Matka. Opowiada on o zwycięskim buncie bogów przeciwko Tiamat-Wielkiej Matce, która rządziła Wszechświatem. Tiamat ginie, a z jej ciała powstaje niebo i ziemia. Bogowie obierają na swojego wodza Marduka, poddając go wpierw znamiennej próbie, polegającej na przywróceniu za pomocą słowa poprzedniej postaci rozdartej szacie. Marduk wyszedł z próby zwycięsko. Dlaczego ta dziwaczna sztuczka magiczna rozstrzyga o zdolności Marduka do przeciwstawienia się Bogini-Matce Tiamat? Otóż podstawa, na jakiej opierał się matriarchat, to zdolność kreacyjna kobiety, zdolność stwarzania ludzkości. Marduk może pokonać Tiamat dopiero wtedy, kiedy udowodni, że również potrafi stwarzać, choć inaczej: ustami, słowem, myślą. Naturalna płodność kobieca zostaje zatem zdeprecjonowana, traci swą poprzednią rangę.

Praktycznie wszystkie mity przedpatriarchalne o stworzeniu świata zdają się tworzyć jeden ciąg myślowy, gdzie nieodmiennie widać podobne symbole, podobną myśl. Oto jak o stworzeniu świata opowiada starożytny mit pelazgijski w opracowaniu Roberta Gravesa: „Na początku Eurynome, bogini wszechrzeczy, wyłoniła się naga z Chaosu, nie miała jednak na czym oprzeć stóp, wobec czego, tańcząc samotnie na falach, oddzieliła morze od nieba. Tańczyła w kierunku południa, a wiatr, który wiał w ślad za nią, wydawał się czymś nowym i zbyt samodzielnym, by od niego zacząć dzieło stworzenia. Kręcąc się wkoło, schwyciła ten Wiatr Północny, roztarła go w dłoniach i patrzcie: oto powstał wielki wąż Ofion. Eurynome tańczyła, by się rozgrzać, ruchy jej stawały się coraz gwałtowniejsze, aż Ofion, pełen pożądania, owinął się wokół jej boskich członków i z nią się połączył. Otóż wiadomo, że Wiatr Północy, zwany również Boreaszem, zapładnia; właśnie dlatego klacze często zwracają się tyłem do wiatru i źrebią się bez ogiera, podobnie poczęła Eurynome. Potem przybrała postać gołębia i tak długo szybowała nad falami, aż złożyła jajo wszechświata” (Mity greckie, s. 41).

Zaskakującym wyjątkiem są tu mity matriarchalne Japonii. Do stworzenia świata została przez bogów wybrana para demiurgów Izanagi i Izanami. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Izanami nie zaczęła rodzić upośledzone potomstwo, czego przyczyną okazało się odstępstwo od rytualnych zalotów, kiedy to Izanami jako pierwsza przemówiła do Izanagiego. Powtórzyli zaloty tym razem z wszelkimi poprawkami dotyczącymi pierwszeństwa w udzieleniu głosu i zaczęły rodzić się dzieci zdrowe. Nie wiemy, jak pierwotnie wyglądał ten mit, według badaczy jednak na kształt tego mitycznego epizodu wywarły wpływ chińskie koncepcje patriarchalne. Ciekawy jest jednak ciąg dalszy tej mitologii, gdzie główną rolę zaczyna odgrywać córka Izanagiego (celowo używam tylko imienia ojca, gdyż została ona zrodzona przez niego, choć pozostaje tajemnicą, jak on tego dokonał) wraz z innymi bogami podczas rytualnych ablucji po wyjściu z krainy umarłych. Nazywa się Amaterasu i staje się centralnym japońskim bóstwem. Sytuacja ta od razu nasuwa skojarzenie starożytnej Grecji i jej mnogości potężnych bóstw żeńskich, gdy tymczasem, realnie żyjące Greczynki pozbawione były większości praw obywatelskich. W Japonii sytuacja wydaje się podobna: od wieków normą jest tu męska dominacja nad kobietami, choć znane są opowieści o niezadowoleniu mężczyzn z takiego stanu rzeczy. W przypadku Amaterasu też mamy do czynienia z walką, jaka rozegrała się pomiędzy porządkiem matriarchalnym a patriarchalnym, czyli miedzy Amaterasu a jej bratem Susanoo, który zazdrościł jej władzy. Walka ta jest być może echem rzeczywistych walk zwolenników matriarchalnego i patriarchalnego modelu władzy. Zakończenie tych mitycznych (w przeciwieństwie do realnych) walk jest zaskakujące, gdyż ostatecznym zwycięzcą sporu okazuje się bóstwo kobiece do tego stopnia, że aż do czasu klęski Japonii w II wojnie światowej japońska rodzina cesarska właśnie od niej wywodziła swoje pochodzenie. Co ciekawsze, zanim w Japonii na dobre zapanował system patriarchalny, źródła historyczne (chińskie dokumenty) podają, że między I a III w.n.e liczne japońskie plemiona rządzone były właśnie przez kobiety. Badacze podają, że najprawdopodobniej kobiety łączyły niekiedy funkcje przywódcze z obowiązkami religijnymi o charakterze szamańskim. Pierwszą znaną z imienia i historycznie udokumentowaną władczynią Japonii była królowa – szamanka Himiko, która żyła najprawdopodobniej w III w.n.e. i rządziła krajem Yamatai. Opis jej rządów znajduje się w chińskiej kronice z okresu dynastii Wei (220–266 r.n.e). Jej imię znaczyło tyle co „córka słońca”, co sugerowałoby związek z mitem o Amaterasu, która była boginią słońca właśnie. Choć mitologia ludów słowiańskich milczy o boginiach, które miałyby wysoką rangę, nie pobrzmiewają tam znaczące echa matriarchatu, to jednak za taki ślad można uznać Babę Jagę, która teraz (wraz z początkiem chrześcijaństwa) w świadomości ludzi egzystuje jako odrażająca, złośliwa wiedźma uosabiająca śmierć. Wcześniej jednak miała ona wiele cech Wielkiej Bogini Matki Ziemi Wilgotnej, która uchodziła raczej za patronkę kobiet i opiekunkę rodzących niż za postrach zwłaszcza wśród młodych dziewcząt (polecam tu opowiadanie pisarza rosyjskiego Antoniego Pogorielskiego Lafertowska Makownica).

Interesująca wydaje się sytuacja na Wschodzie, gdyż tam patriarchat zakorzenił się wyjątkowo mocno. Z jednej strony mamy oficjalny dla Japonii matriarchalny mit o najwyższym kobiecym bóstwie i o kobietach-władczyniach z początków naszej ery, z drugiej interesujący przypadek współczesnej matriarchalnej wioski w południowo-wschodnich Chinach w Mosuo, gdzie mężczyźni mosuańscy na kpiące uwagi Chińczyków: „jacy z was mężczyźni, skoro pozwalacie kobietom rządzić?” odpowiadają: „a z was jacy mężczyźni, skoro traktujecie swoje kobiety gorzej niż zwierzęta?” (A. Kohli, Matriarchat u Mosuo, „Zadra” 2003, nr 4/1). Zresztą przypadek Mosuo nie jest tu odosobnionym przypadkiem, gdyż współcześnie również spotykane są społeczności o ustroju matriarchalnym, jak pisze Anna Kohli: „Albowiem ustrój ten istnieje nadal. (...) Oprócz Mosuo i innych mniejszości narodowych na terenie Chin istnieje na Sumatrze u Minangkabao, w ograniczonej formie u Arawaków i Goajiro w południowej Ameryce, w społeczeństwie Jukatanu w Meksyku, u Hopi i Irokezów w Północnej Ameryce, u Tuaregów, Bemba i Akanów w Afryce, u Najar i Khasi w Indiach, Ainu w Japonii oraz w niektórych narodach syberyjskich. Jego ślady są nadal jak najbardziej rozpoznawalne w niektórych okręgach galicyjskich, Pontevedre czy La Coruna w północno-zachodniej Hiszpanii” (Matriarchat..., op.cit).

Chtoniczny kult bogiń zostaje zastąpiony solarnym kultem bogów. Znamienny jest tu np. mit o Atenie, jako swoisty przykład córki-bez-matki. Atena, uosobienie mądrości, waleczności, męstwa, nie mogła być w pełni kobietą, a już na pewno nie mogła z kobiety powstać, tak więc zostaje przedstawiona jako córka swego ojca, w sposób dosłowny rodząc się z niego. Co ciekawe, wcześniejsze mity opowiadają o tym, że Atena miała matkę Metis, ale w szóstym miesiącu ciąży Zeus pożarł Metis i ostatecznie Atena przyszła na świat, wyskakując mu z głowy. Archetyp Ateny jako kobiety i jako zrodzonej przez kobietę, tkwiący najwyraźniej bardzo głęboko w mentalności starożytnych Greków, nie dał się wymazać, choć zrobiono z niej tak męską kobietę, jak to było możliwe. Ciekawy wydaje mi się również sposób, w jaki Grecy za pomocą mitów starali się wytłumaczyć, dlaczego w kraju, gdzie bóstwa żeńskie są tak bardzo czczone i stoją właściwie na równi z bóstwami męskimi, kult oddawany boginiom ma się nijak do sytuacji realnie żyjących Greczynek, pozbawionych praw obywatelskich. Sytuację tę tłumaczył święty Augustyn, który relacjonował za Warronem historie pewnego miasta. Otóż kiedy w mieście wyrosło nagle drzewo oliwne, a niedługo potem, w innym miejscu wytrysło źródło, król Cekrops zwrócił się z pytaniem do Apollina Delfickiego, jak należy te zjawiska rozumieć i co czynić. Wyrocznia odrzekła, że drzewo oliwne oznacza Minerwę, a źródło – Neptuna oraz że do obywateli należy rozstrzygnięcie, jaką nadać miastu nazwę, tak aby pochodziła ona od imienia jednego z tych dwóch bóstw. Otrzymawszy tę wyrocznię, król zwołał na głosowanie wszystkich obywateli obojga płci, ponieważ istniał wówczas zwyczaj uczestniczenia kobiet w sferze publicznej. Mężczyźni głosowali za Neptunem, niewiasty za Minerwą, a ponieważ głosów kobiecych było o jeden więcej, zwycięstwo odniosła bogini. Rozgniewany Neptun falami morza zniszczył ziemie Ateńczyków, którzy – by załagodzić konflikt – ukarali kobiety potrójnie: odebrano niewiastom prawo głosu i miano Atenek, a dzieci nie mogły otrzymać imienia matki. Św. Augustyn skomentował całą sprawę w ten sposób, że w ukaranych kobietach zwyciężona została sama Minerwa, która nie pomogła swoim wyznawczyniom w opresji. W tej obszernej relacji zastanawia całkowite milczenie Ateny. Czyżby naprędce trzeba było wymyślić jakiś mit wyjaśniający sprzeczność, że tam, gdzie kultowo niepodzielnie rządzi bogini, realne kobiety zostały zupełnie pozbawione jakichkolwiek praw jako obywatelki?

Kiedy Mikołaj Kopernik udowodnił swoją teorię o Ziemi krążącej wokół Słońca, wielu ludzi nie chciało przyjąć tego do wiadomości właśnie dlatego, że przerażająca była dla nich myśl: „Jak to?! Nie jesteśmy pępkiem świata? ”, podobnie jak po rewelacjach Karola Darwina myśl: „Jak to?! Powstaliśmy od głupiej małpy, a nie stworzył nas myślący Bóg? I nie było Edenu?” (na tym gruncie spór niestety trwa do dziś). Myślę, że w przypadku analizy istnienia matriarchatów o to właśnie chodzi: o spojrzenie z innej perspektywy, o przewartościowanie myślenia na temat porządku świata i spojrzenie na siebie z nowej perspektywy jako uczestniczkę tej wielkiej historii.

Bibliografia

M. Eliade, Traktat o historii religii. Przeł. J. Wierusz-Kowalski. Warszawa 1966.

M. Focault, Historia seksualności. Tłum. zbiorowe. Warszawa 1995.

J. Frazer, Złota gałąź. Przeł. H. Krzeczkowski. Warszawa 1978.

E. Fromm, Miłość, płeć i matriarchat. Przeł. B. Radomska, G. Sowiński. Poznań 1997.

D. de Gilmor, Mizoginia, czyli męska choroba. Przeł. J. Margański. Kraków 2003.

N. Gładziuk, Omphalos czyli Pępek Świata. Płeć jako problem filozofii politycznej Greków. Warszawa 1997.

R. Graves, Mity greckie. Przeł. H. Rzeczkowski. Warszawa 1982.

K. Kumaniecki, Historia kultury starożytnej Grecji i Rzymu. Warszawa 1964.

H. I. Marrou, Historia wychowania w starożytności. Przeł. S. Łoś. Warszawa 1969.

Wielki atlas mitów i legend świata. Pod. Red. WG. Doty. Warszawa 2004.

A. Zadrożyńska, Etnologiczne problemy seksuologii. Symbolika seksu w różnych kulturach, [w:] Seksuologia kulturowa. Pod red. K. Imielińskiego. Warszawa 1980.

Agata Zawiszewska
Kobiety w Biblii

Historia ludzi, o których opowiada Biblia obejmuje niemal dwa tysiące lat, od przełomu XIX i XVIII w.p.n.e. do końca I w.n.e. Poczynając od Adama i Ewy a na apostołach kończąc znamy imiona tych ludzi oraz przebieg ich życia, widzimy ponadto, że kobieta i mężczyzna zawsze występują razem, choć inaczej przeżywają takie sytuacje, jak narodziny dzieci, małżeństwo, przewinienie, władza, inny jest także ich status społeczny, ekonomiczny, religijny. Kobieta, Sara towarzyszy Abrahamowi, gdy ten wyzwala się spod wpływu rodziny i środowiska, wędruje przez azjatyckie pustynie ku Ziemi obiecanej mu przez nieznanego dotąd Boga, zakłada podwaliny pod jedną z najważniejszych religii monoteistycznych świata. Kobieta, Batszeba żona Dawida, uczestniczy w budowaniu wielkości Narodu Wybranego, rodząc najsławniejszego spośród królów Izraelskich, Salomona. Kobieta, Maria matka Jezusa, to pierwsza uczennica swojego Syna, a Maria Magdalena jest pierwszą osobą, która ogłasza Jego Zmartwychwstanie. Kobiety także przyczyniły się w znacznym stopniu do tego, że Hebrajczycy nie byli Semitami, ponieważ „rasa semicka” nie istnieje z tej przyczyny, iż Hebrajczycy to wynik krzyżowania się wielu narodów zamieszkujących Bliski Wschód, np. Abraham i Sara to Chaldejczycy, Izaak i Jakub wzięli za żony Aramejki, matką synów Józefa – Efraima i Manassesa była Egipcjanka, żona Mojżesza pochodziła z Etiopii, a w czasach proroka Nehemiasza synowie Izraela żenili się z Kananejkami, Moabitkami, Filistynkami, Ammonitkami. Mimo że biblijna kobieta żyje w cieniu mężczyzny i w stosunku do niego jest określana jako matka, córka, siostra, żona, nałożnica, wyznawczyni, jej obecności na kartach ksiąg natchnionych i wpływu na dzieje Izraela nie można nie zauważyć, choć jest to „obecność milcząca” – tak swoją książkę na temat kobiet w Kościele zatytułowała polska teolożka czytająca Pismo Święte z perspektywy feministycznej, Elżbieta Adamiak.

Obraz kobiety w Biblii nie jest jednolity i spójny, bo być nie może, ze względu na długi proces formowania się Pisma Świętego, jakim je znamy obecnie. Jak wskazuje grecki źródłosłów, Biblia to po prostu „książki” (lm.), które: powstały między X w.p.n.e. a I w.n.e., zostały podzielone na Stary i Nowy Testament (46 ksiąg i 27 ksiąg), a w ich ramach na księgi historyczne, mądrościowe i prorockie, były tłumaczone na inne języki (dwa najważniejsze przekłady to Septuaginta – z hebrajskiego i aramejskiego na grekę, który powstał na przełomie III i II w.p.n.e., oraz Wulgata – z greki na łacinę, dokonany na przełomie IV i V w.n.e. przez św. Hieronima) oraz dyskutowane pod kątem kanoniczności, czyli prawdziwości natchnienia (kanon znany był już za czasów św. Augustyna, a ostatecznie został zamknięty podczas Soboru Trydenckiego w XVI w). Największe znaczenie w Starym Testamencie posiada Pięcioksiąg, inaczej Tora, nie tylko z tego względu, że zawiera podstawowe przepisy i prawa regulujące życie społeczne i religijne dawnego Izraela, ale przede wszystkim dlatego, że wyraża objawioną wolę Boga na temat przeznaczenia człowieka i świata.

Centralnym problemem Tory jest przymierze zawierane przez Boga z ludźmi, najpierw z Noem, następnie z Abrahamem i jego potomkami – Izaakiem i Jakubem; na mocy którego Izrael stał się narodem licznym, wybranym i posiadającym własną ziemię. Pięcioksiąg formował się kilka wieków – biblistyka wyróżnia cztery podstawowe tradycje, inaczej źródła, dokumenty czy kanony, odsłaniające proces formowania się Tory: jahwistyczną (powstałą w X w.p.n.e. za panowania króla Salomona w Judzie, czyli Państwie Południowym), elohistyczną (powstałą w IX w.p.n.e. w sanktuarium w Betel w Izraelu, czyli Państwie Północnym), deuteronomiczną (powstałą na przełomie VII i VI w.p.n.e. w Izraelu) oraz kapłańską (powstałą w VI w.p.n.e. najpierw na wygnaniu w Babilonie, następnie po powrocie z wygnania – w Jerozolimie). Ostateczna redakcja Pięcioksięgu – a więc i zbioru najważniejszych przepisów dotyczących wzajemnych relacji kobiety i mężczyzny – nastąpiła w V w.p.n.e.

Kobieta obecna jest w historii Izreaela od jej początków. Historia rozpoczyna się od powołania Abrahama ok. XIX w.p.n.e., jednak dopiero Mojżeszowi w XIII w.p.n.e. udało się stworzyć naród z plemion koczowników, zapoczątkować ruch religijny oraz próby jego literackiego opracowania. Rzeczywisty początek literatury biblijnej można umieścić w czasach Salomona, chociaż już wcześniej istniały teksty, które były przekazywane ustnie i które kształt ostateczny przybrały kilka wieków po Salomonie. Kiedy w XI w.p.n.e. Filistyni zburzyli izraelską konfederację 12 klanów zjednoczonych w przymierzu z Jahwe, Izrael przeszedł z epoki Sędziów (od Jozuego do Samuela) do epoki Królów (od Saula, Dawida, Salomona itd.). Za panowania Salomona opisano historię dworu Dawida w 1 i 2 Księdze Samuela oraz 1 Księdze Królewskiej. Sam Dawid był autorem niektórych psalmów, uznawanych za jądro Psałterza, natomiast Salomonowi przypisywano początek literatury mądrościowej i stworzenie odpowiedniego klimatu do rozwoju tego typu aktywności i literatury Hebrajczyków. Po śmierci Salomona w X w.p.n.e. królestwo rozpadło się na Izrael, czyli państwo Północne i Judę, czyli Państwo Południowe ze stolicą w Jerozolimie. Nastąpiła wówczas schizma religijna i tylko Juda pozostała wierna dynastii Dawida oraz czystej religii.

Od VIII w.p.n.e. królestwo Izraela powoli, acz systematycznie traciło swoją dawną pozycję polityczną i ulegało kolejnym potęgom – w pierwszej kolejności wpadło w ręce Asyryjczyków, którzy deportowali część mieszkańców. Część ludności zbiegła wówczas do Judy, gdzie połączono tradycję jahwistyczną i elohistyczną. Po upadku Asyrii w VII w.p.n.e. Juda odetchnęła, a młody król Jozjasz zapoczątkował reformę religijną i odrestaurował Świątynię, w której odnaleziono wówczas kodeks deuteronomiczny. Juda upadła ponownie w VI w.p.n.e. po śmierci Jozjasza, kiedy w 587 r.p.n.e. Jerozolima wpadła w ręce Nabuchodonozora, a ludność deportowano do Babilonu, gdzie powstały proroctwa Jeremiasza i jego ucznia Barucha oraz kodeks kapłański. W Judzie pozostała zaledwie garstka ludzi, opłakujących zburzoną stolicę i świątynię w strofach, które dały początek Lamentacjom. Kiedy Cyrus Wielki zdobył Babilon i pierwsi wygnańcy wrócili do ojczyzny na mocy jego edyktu z 538 r.p.n.e., stolica i Świątynia zostały odbudowane, a ostateczna wersja Tory ustalona. V w.p.n.e. to czas rozkwitu literatury mądrościowej – ostateczną wersję uzyskały wówczas Księga Przysłów, Księga Hioba, w IV w.p.n.e. – Psałterz i Pieśń nad Pieśniami. W 333 r.p.n.e. Syrię i Palestynę podbił z kolei Aleksander Wielki, a wtedy w odpowiedzi na wpływy kultury greckiej powstały midrasze. Na przełomie III i II w.p.n.e. powstały najmłodsze księgi biblijne – Koheleta (Eklezjastesa), Syracha (Eklezjastyka), Daniela, Estery oraz 1 i 2 Machabejskie. W I w.p.n.e. powstała po grecku Księga Mądrości. W przeciwieństwie do długiego procesu formowania się Starego Testamentu, Nowy Testament powstał w ciągu jednego stulecia: Ewangelia według św. Marka datowana jest na 64/65 r., Mateusza i Łukasza oraz Dzieje Apostolskie – na rok 70, Jana – na lata 90–100, Apokalipsa – na 95 r., listy św. Pawła powstawały między 51 a 67r., pozostałe listy – między rokiem 58 a 100.

Ta ogromna literatura biblijna opowiada więc dzieje powstawania narodu, tworzenia się społeczności osiadłej z plemion koczowniczych i pasterskich, przechodzenia władzy z rąk Patriarchów w ręce – kolejno – Sędziów, Królów i Kapłanów; dzieje wewnętrznego różnicowania się społeczeństwa na biednych i bogatych; dzieje kolejnych kryzysów ekonomicznych państwa, klęsk żywiołowych i najazdów wrogów. Przez cały ten czas podstawową komórką społeczną tego świata była rodzina – przeznaczeniem każdej istoty było życie w małżeństwie, dlatego też Biblia nie zna słowa na określenie stanu bezżennego. Prorok Jeremiasz, któremu Bóg wyraźnie zalecił, by nie zakładał rodziny i nie płodził dzieci, stanowił wyjątek, poza nim wszyscy mężczyźni mają mieć żony, a kobiety – mężów. Małżeństwo miało poważne konsekwencje społeczne, przede wszystkim narodziny przyszłych spadkobierców rodu oraz całkowitą zmianę statusu kobiety, włączanej po ślubie do klanu swojego męża i uznawanej za jego własność. Związek małżeński był w zasadzie poligamiczny, ponieważ oprócz małżonek legalnych istniały tzw. żony drugorzędne oraz konkubiny, rekrutujące się początkowo przeważnie spośród cudzoziemek nabywanych w drodze kupna lub zdobywanych jako łup wojenny. Jednakże, podobnie jak w większości społeczeństw dopuszczających poligamię, większość rodzin hebrajskich była monogamiczna, a wielożeństwu hołdowała jedynie bogata mniejszość. Ilość żon i konkubin dowodziła bowiem nie tylko siły witalnej, lecz przede wszystkim znaczenia społecznego i politycznego mężczyzny i jego rodu.

W wyborze małżonki przestrzegano tradycji, co oznacza, że w równym stopniu decyzję podejmowała rodzina mężczyzny, co on sam. W epoce koczowniczej małżeństwa zawierano często w obrębie tego samego klanu lub plemienia, dlatego czasami żoną stawała się przyrodnia siostra swego przyszłego męża, w praktyce bowiem chodziło o utrzymanie liczebności klanu, z którego pochodziła kobieta. Mimo to już dość wcześnie pojawiły się przepisy zakazujące małżeństw między rodzeństwem z tej samej matki, z czasem rozciągnięte na całe rodzeństwo, ciotki, wujów, synowe, szwagierki, macochy, teściowe itd. W epoce koczowniczej i półkoczowniczej zdarzały się również małżeństwa mieszane, których zaczęto zabraniać po osiedleniu się w Kanaanie w obawie przed utratą jedności narodowej Izareala, a jeszcze później, np. w epoce Ezdrasza i Nehemiasza Hebrajczycy zostali zobowiązani nawet do oddalenia swoich cudzoziemskich żon. Prawo zabraniało także małżeństwa kapłana z nierządnicą albo z rozwódką oraz małżeństwa arcykapłana z nierządnicą, kobietą pohańbioną lub wdową.

Prawo biblijne rozróżniało narzeczeństwo i małżeństwo. Narzeczonym zostawał mężczyzna, który wpłacił rodzicom wiano – przyjęcie wiana pozwalało mężczyźnie myśleć o tym związku poważnie. Formuła narzeczeństwa była ważna z tego względu, że określała przyszły status kobiety w domu mężczyzny: status żony bądź konkubiny. Małżeństwo uważano za zawarte, gdy narzeczony wpłacił ojcu panny młodej drugie, większe wiano, traktowane jako cena kupna lub odszkodowania dla rodziny za uszczerbek, jaki ponosiła tracąc kobietę. Ślub obchodzony był uroczyście i niekiedy trwał nawet siedem dni. Ceremonia najprawdopodobniej była ustna i publiczna, podobnie wiano przekazywane było na mocy umowy ustnej. Dopiero znacznie później pojawiła się procedura spisywania intercyzy, zapewniająca kobiecie odszkodowanie na wypadek, gdyby została oddalona przez męża. Jak cena wpłacana przez narzeczonego, tak też negocjowana była wysokość posagu, jaki wnosiła do małżeństwa panna młoda. Jeśli jednak narzeczony nie miał pieniędzy, mógł iść do teścia na służbę, by odpracować cenę przyszłej żony, np. Jakub pracował za ukochaną Rachelę 14 lat, mimo że wcześniej – wskutek podstępu teścia – poślubił starszą siostrę Racheli, Leę. Ceremonię ślubną kończył orszak weselny, uczta i błogosławieństwa, a po skonsumowaniu małżeństwa skrupulatnie ustalano dziewiczość panny młodej. Pościel splamioną podczas defloracji przechowywali rodzice panny młodej, by stanowiła dowód w sytuacji wnoszenia przez męża jakichkolwiek pretensji.

Prawo hebrajskie dopuszczało wprawdzie oddalenie kobiety przez męża, oddalenie musiało być jednak poprzedzone napisaniem i wręczeniem kobiecie listu rozwodowego, do czego mężczyzna tracił prawo, jeśli jego zarzut o braku dziewictwa okazał się nieuzasadniony. Kobieta oddalona, która później wyszła za innego, nie mogła już nigdy wrócić do pierwszego partnera. Kapłani i prorocy konsekwentnie potępiali praktykę oddalania żon i żądali, aby mężczyzna pozostał wierny kobiecie, którą poślubił. Widomym znakiem szczęścia rodziny i Bożego błogosławieństwa była płodność. W przeciętnej rodzinie wychowywało się 5–6 dzieci z jednej matki, z większą radością witano w rodzinie synów. Prawo surowo zakazywało cudzołóstwa, prostytucji, sodomii, stosunku przerywanego, homoseksualizmu, kazirodztwa, współżycia z kobietą miesiączkującą, mimo to Biblia w wielu miejscach opisuje dzieje osób, które się dopuściły wyżej wymienionych czynów. W przypadku mężczyzny cudzołóstwo rozumiano jako związek z mężatką, stosunki z kobietą wolną były dozwolone, lecz wówczas mężczyzna powinien pojąć ją za żonę lub uczynić z niej konkubinę. Konsekwencją nierządu i cudzołóstwa była nie tylko bezpłodność kobiet, lecz także bezpłodność przyrody, np. klęska żywiołowa czy głód. Nierząd i prostytucja kobiet stanowiły ponadto symbol niewierności całego Izraela, który oszukiwał Boga „uprawiając nierząd z obcymi bożkami”, czyli oddając cześć obcym bogom.

Biblijna rodzina była endogamiczna (małżeństwa zawierano w obrębie własnej grupy społecznej, kasty, plemienia), patrylinearna (społeczna zasada pokrewieństwa regulująca dziedziczenie majątku i przywilejów społecznych, polegająca na włączaniu dziecka do rodu ojca), związana z miejscem zamieszkania ojca, rozrośnięta, patriarchalna (rodowa organizacja społeczna z rolą mężczyzny sprawującego silną władzę ojcowską) i poligamiczna. Dom ojca obejmował jego małżonki, konkubiny, matkę rodu, jej synów wraz z ich żonami i potomstwem, córki, które nie wyszły za mąż lub owdowiały, ale nie posiadały dzieci, które mogłyby je utrzymać, oraz niewolników, sługi i domowników należących do rodziny. Do domu ojca należeli także jego bracia i siostry, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletniości. Hebrajczyk żenił się zwykle w 18. roku życia, pierwsze dziecko rodziło mu się, kiedy miał lat 20, po 30-tce był już dziadkiem, a po 50-tce pradziadkiem. Kobieta stawała się narzeczoną zwykle w wieku 12–13 lat, jako żona wchodziła do rodziny męża około 15 roku życia. Niemal wszystkie przywileje były zastrzeżone dla pierworodnego syna, który stawał się dziedzicem majątku nawet wtedy, gdy posiadał młodsze rodzeństwo, poza tym bracia dziedziczyli przed siostrami. Władza ojca rodu była absolutna, aż do sprzedania własnego dziecka w niewolę – jeśli było krnąbrne – lub złożenia z niego ofiary włącznie, ale już od czasów Mojżesza władzę ojca stopniowo ograniczano i nakazywano mu sprawiedliwe traktowanie wszystkich swoich dzieci.

Idealna kobieta w wyobrażeniu Hebrajczyka to towarzyszka swego męża w realizowaniu Bożego nakazu „płodzenia” i „rozmnażania się”, danego Noemu po potopie. Duma kobiety, jej status społeczny i pozycja w rodzinie zależały więc od liczby i urody potomstwa, a więc najgorszą karą, jaka mogła ją spotkać, była bezpłodność. Na wdowie spoczywał obowiązek zapewnienia potomstwa zmarłemu mężowi, dlatego zgodnie z prawem lewiratu – o ile było to możliwe – stawała się żoną szwagra. Mimo że na co dzień kobieta pełniła funkcję małżonki, opiekunki domowego ogniska i wychowawczyni dzieci, i zawsze pozostawała w zależności od mężczyzny, wywierała duży wpływ na życie rodzinne, ekonomiczne, polityczne i religijne swojego kraju. Działa za kulisami życia politycznego; prorokowała, jak siostra Mojżesza Miriam, Debora czy Chulda; sprawowała władzę jako królowa, jak Batszeba, Izebel, Atalia; odprawiała czary i kontaktowała się z duchami zmarłych, jak Maaka, matka króla Asy i wiele kobiet jerozolimskich uczestniczących w pogańskim kulcie Astarte, bogini płodności. Te najbardziej czczone w Izraelu wiernie służyły swojemu Bogu, a jeśli musiały walczyć za ojczyznę, były konsekwentne i surowe, jak Jael zabijająca Siserę, Judyta ścinająca Holofernesa czy córka Jeftego kładąca głowę pod nóż własnego ojca.

Żydowska literatura mądrościowa, listy apostolskie, tradycja ustna i pisana wczesnego chrześcijaństwa, następnie pisma Ojców Kościoła oraz teologów katolickich, protestanckich i prawosławnych przekazały nam interpretacje postaci kobiecych w Biblii, stawiające je w świetle niekorzystnym. Poczynając od pramatki Ewy po Marię z Magdali, poczynania kobiet opisane w Piśmie Świętym były albo marginalizowane w nauczaniu Kościoła, albo wypaczano ich sens. Współczesna biblistyka i teologia, nie tylko w nurcie inspirowanym teoriami feministycznymi, ponownie stara się odczytać biblijny przekaz o kobiecie, biorąc pod uwagę zarówno kwestie filologiczne, jak i odmienny dla każdej księgi kontekst historyczny, polityczny i społeczny. W Starym Testamencie ponownej lekturze poddawane są m.in. opis stworzenia świata i człowieka, dzieje żon Patriarchów, np. Sary, Rebeki, Racheli i Lei, prorokiń i sędziów, np. Debory, oraz historie kobiet posiadających „własne” księgi – Rut, Estery, Judyty. Dzięki lekturze uwzględniającej aspekt płci, kobiety w Biblii zaczynają mówić „własnym głosem”, tzn. ukazują nam się nie tylko jako osoby rzeczywiście dopuszczone do głosu przez autora biblijnego, lecz także jako osoby działające, a nie – jak chce tradycja – istoty biernie przyjmujące swój los. W Nowym Testamencie ponownie uwagę przyciąga Maria matka Jezusa, choć wydawałoby się, że na Jej temat powiedziano już wszystko; zmienia się także sposób postrzegania Marty i Marii, sióstr Łazarza, Samarytanki rozmawiającej z Jezusem przy studni Jakubowej czy Marii Magdaleny.

Drugi rozdział Księgi Rodzaju – zawierający jahwistyczny opis stworzenia człowieka, gdzie Bóg, przedstawiony jako Garncarz i Ogrodnik, lepi człowieka z gliny, sadzi ogród w Edenie i umieszcza w nim człowieka – wykorzystywany był już w tradycji biblijnej jako dowód na „naturalną” niższość kobiety wobec mężczyzny, który został stworzony jako pierwszy, posiadający władzę nad wszystkimi stworzeniami Bożymi symbolizowaną przez proces nadawania im imion, posłuszny Bogu i odporny na grzech. Jednym z wielu faktów, na który zwracają uwagę autorzy nowych odczytań tego fragmentu, jest stwierdzenie samego Adama, iż wśród nazwanych przez siebie roślin i zwierząt nie znalazł żadnego stworzenia równego sobie. Kiedy Bóg postanawia stworzyć „odpowiednią dla niego pomoc” i kształtuje z jego żebra kobietę, mężczyzna rozpoznaje w niej istotę równą sobie. Autor biblijny początkowo mówi po prostu o człowieku (hebr. adam – człowiek, rodzaj ludzki), a dopiero po stworzeniu kobiety wspomina o mężczyźnie (hebr. isz – mężczyzna, iszsza