2,56 zł
- Ty byś chętnie serce moje wziął i tak na sztuki nożem pokrajał... Znam cię, ptaszku!... Marulka podniósł na żonę swe wielkie zamglone źrenice, nad którymi sterczały krzaki brwi od siwizny białych. - Co ty gadasz, Franiu... - wyszeptał, wzruszając ramionami. Lecz Frania w spojrzeniu tym znalazła nowy powód do gniewu. - O!... jak to patrzy! Jak to patrzy spode łba... jak zbój!... Uderzyła drobną pięścią w stół. (Fragment)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 16
Gabriela Zapolska
Frania
Szkic
Nowela
— Pójdziemy na festyn?
— Jak chcesz!…
— Ta ta ta!… masło maślane… Obłudnik! Faryzejczyk!… Myślałby kto, że trzech zliczyć nie umie. Tyran!…
Marulka stulił uszy, poprawił się niespokojnie na krześle i drżącą ze starości ręką po obrusie zaczął nożem krzyżyki znaczyć.
Lecz pani Franciszka porwała go za rękaw i gwałtownie nim targać zaczęła.
— Połóż to!… niedorajdo!… Obrusy teraz będziesz krajać w kawałki!… Niszczyć bieliznę stołową, co moją krwawą pracą w kupie trzymam, bez florku piorę i nie daję się jej rozpaść w kawałki!
Umilkła na chwilę, lecz zaraz podjęła tym samym krzykliwym głosem:
— Ty byś chętnie serce moje wziął i tak na sztuki nożem pokrajał… Znam cię, ptaszku!…
Marulka podniósł na żonę swe wielkie zamglone źrenice, nad którymi sterczały krzaki brwi od siwizny białych.
— Co ty gadasz, Franiu… — wyszeptał, wzruszając ramionami.
Lecz Frania w spojrzeniu tym znalazła nowy powód do gniewu.
— O!… jak to patrzy! Jak to patrzy spode łba… jak zbój!…
Uderzyła drobną pięścią w stół.
— Nie patrz na mnie, bo mi schab przez gardło nie przejdzie…
Marulka opuścił pomarszczone i zaczerwienione powieki i siedział teraz nieruchomy jak posąg, strawiony rdzą czasu, pracy i niedostatku. Przed sobą miał szerokie i rozłożyste piersi żony, objęte wykrochmalonym i wyrurkowanym kaftanikiem. Poprzez oczka haftu przebijała masa białego, przesiąkłego tłuszczem ciała i świecił się łańcuszek, na którym zwieszało się kilka medalików. Frania jadła szybko, a okrągła jej twarz o drobnych rysach i ustach wiecznie ściągniętych, jakby w przesadzonej chęci dystynkcji, drobnych oczkach złotaworudych, nad którymi świeciły się przyklepane i pomadą wysmarowane włosy, zmieniała się machinalnie pod wpływem dobitnego poruszania szczęką dolną, jak twarze marionetek w gabinecie figur woskowych.
Frania nie jadła, lecz żuła.
Żuła, przeżuwała, żuła znów, zanim