Eliksir Sopotu - Sylwia Waszewska - ebook

Eliksir Sopotu ebook

Waszewska Sylwia

3,4

Opis

"Eliksir Sopotu" to książka podróżniczo-biograficzna. Ukazuje Sopot od nieznanej powszechnie strony, odkrywa nietypowe i fascynujące miejsca. Ciekawostki o mieście przeplatane są z osobistą relacją dziennikarki, zajmującej się wydarzeniami kulturalnymi i zagadkami historycznymi. Przewodnikiem po mieście jest 27-letni miłośnik psychologii, medytacji i zdrowego trybu życia, prowadzący w samym sercu Sopotu kwaterę dla gości z całego świata.

"Eliksir Sopotu" to coś więcej niż zwykły przewodnik. To bardzo osobista, napisana z pasją opowieść o mieście, pełna wrażeń i przeżyć. Autorka, posługując się barwnym, literackim językiem, zabiera czytelnika w podróż, którą z pewnością zapamięta na długo." - Shirin Kader, autorka "Zaklinacza Słów"


Sylwia Waszewska
Dziennikarka, redaktor w wydawnictwie mangowym, pasjonatka podróży i kultury Orientu.
Mieszka w Gdańsku, Sopocianką pozostaje duchem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 57

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (8 ocen)
3
1
1
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sylwia Waszewska

Eliksir Sopotu

Magiczna opowieść o mieście

 

© Copyright by

Sylwia Waszewska & e-bookowo

Projekt okładki: Bartosz Szczepański  Wytwórnia Wizualna Painted Desk

Zdjęcie na okładce: Jarosław Wójcik

Korekta: Patrycja Żurek

 

ISBN 978-83-7859-380-5

 

 

PATRONAT MEDIALNY:

  

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2014

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

„Naj­ważniej­sze jest, by gdzieś is­tniało to, czym się żyło: i zwycza­je, i święta rodzin­ne. I dom pełen wspom­nień. Naj­ważniej­sze jest, by żyć dla powrotu.”  

A. de Saint-Exupery

Wstęp

Nie jestem rodowitą Sopocianką. Do Trójmiasta przyjechałam na studia, a później zostałam w poszukiwaniu pracy. Choć zawsze towarzyszyła mi perspektywa przybysza, osoby przeprowadzającej się przynajmniej raz w roku do kolejnego wynajmowanego mieszkania i nie mogącej nigdzie znaleźć swojej ostoi, to jednak Sopot stał się dla mnie miejscem najbliższym.

Nie potrafię powiedzieć, czy najpierw pokochałam Marka czy Sopot – te dwie kwestie były ze sobą nierozerwalnie związane. Miasto wrastało we mnie, stawało się integralną częścią, tak samo jak stopniowo oswajał mnie ukochany mężczyzna. Powoli budowały się więzy. Być może przestrzeń zaczęła być ważna, ponieważ to właśnie tu urodził się i spędził życie. Patrzyłam na nią zakochanymi oczyma.

Jestem osobą, którą „nosi” po świecie, uwielbiam podglądać życie codzienne ludzi innych narodowości, za granicą łatwo się aklimatyzuję. Z rodzicami często robiliśmy samochodowe wycieczki po najpiękniejszych zakątkach Polski. Jakimś trafem jednak to właśnie Sopot stał się tym punktem na życiowej mapie, do którego pragnę wracać. Nie Gdynia, z rozkwitającym przemysłem i branżą usług, gdzie ponoć najłatwiej o pracę. Nie Gdańsk, w którym zamieszkuję szemraną dzielnicę Dolnego Miasta, z widocznymi na każdym kroku ludźmi spod ciemnej gwiazdy, za to kilka metrów od słynnej Starówki. Sopot kojarzy się z przypływem świeżego powietrza w dusznej atmosferze, miejscem przyjaznym nietuzinkowym inicjatywom artystycznym, otwartym, o romantycznej duszy.

Prawdą jest jednak, że w czasach „przed Markiem” nazwa miasta oznaczała wyłącznie molo, opowieści przyjaciół o kwitnącym bujnie nocnym życiu i uczęszczaną przez tabuny turystów ulicę Monte Cassino (zwaną też czasem ironicznie „Monte Lansino”). Nic poza tym. Tak zresztą funkcjonuje w powszechnej świadomości. To Marek pokazał mi w Sopocie coś, czego nie spodziewałam się znaleźć. Odwiedzane miejsca nabrały unikalnego znaczenia, obrosły wspólnymi emocjami i wspomnieniami najpiękniejszych chwil. Z czasem połączyły się z historiami mieszkańców, którzy zapraszali mnie do domów i losami bohaterów pisanych reportaży. Duch przeszłości jest tu tak silnie obecny, że dociekliwe osoby o dziennikarskiej żyłce zaczną go ścigać naturalną koleją rzeczy.

O tym właśnie jest ta książka. Zamiast kolejnego turystycznego przewodnika czy historycznego rysu na temat urbanistyki miejskiej – osobiste świadectwo dziewczyny, która przybyła tu tylko na chwilę, a pragnie pozostać jak najdłużej.

Ścieżka do wschodzącego Słońca

Monte Carlo Północy

Jedni określają Sopot mianem „Monte Carlo Północy”, nawiązując do atmosfery luksusu, wolności i zepsucia, która latem ogarnia hotele, kasyno i nocne kluby najsłynniejszego polskiego kurortu. Pewnego razu przeprowadzono nawet przekomiczną sondę na Placu Towarzystwa Przyjaciół Sopotu pod hasłem: „Kto mąci na Monciaku?”. Dziennikarz zaskakiwał przechodniów pytaniem: „Czego w Sopocie bardziej brakuje - hazardu czy prostytucji?” i prosił o porównanie uzdrowiska z najsławniejszą dzielnicą Monako.

Inni używają określenia „Paryż Północy” (a nawet „Paryż Wschodu”, choć tę drugą łatkę przykleja się najczęściej do Bukaresztu, Szanghaju, Sankt Petersburga). Należę do tej drugiej grupy zwolenników. Trudno bowiem nie ulec romantycznej atmosferze tego miejsca.

Kameralne kawiarenki w bocznych odnogach Monte Cassino, nadmorskie alejki pomiędzy szpalerami drzew, pełen kwitnących róż park. A przede wszystkim architektura w stylu dziewiętnastowiecznego historyzmu oraz późniejszej secesji. Wszystkie łagodne fale i wygięcia, wszystkie bogato zdobione wieżyczki, galeryjki i balkony, porośnięte bluszczem dworki, w których wydaje się być zaklęta tęsknota za dawnymi, lepszymi czasami, a także przebrzmiałe emocje dawnych rezydentów. To one nadają Sopotowi unikalny charakter i tworzą doskonałą scenerię dla rozkwitających właśnie historii miłosnych. Być może chodzi także o złudne poczucie wolności, oderwania od trudów dnia codziennego, panujące w kurorcie i sprzyjające nawiązywaniu nowych znajomości?

Nasza wspólna historia zaczęła się jednak w bardziej przyziemnych okolicznościach. Poznałam Marka w bibliotece prywatnej uczelni, gdzie od czasu do czasu pracowałam w weekendy. Zwróciłam na niego uwagę z dość nietypowej przyczyny, której, jak przypuszczam, nikt inny nie zauważył.

Być może było tam wielu innych przystojnych mężczyzn, lecz on za każdym razem wnosił ze sobą coś dziwnego, co w bardzo subtelny sposób zmieniało atmosferę w pomieszczeniu. Miał w sobie dziwny spokój, radość i wewnętrzne dobro, które zdawało się wpływać na samopoczucie zgromadzonych wokół ludzi. Obserwowałam go ze zdziwieniem. To jakiś czarodziej czy może wariat? Co takiego w nim tkwi?

Pewnego razu, po tym jak pojawił się przed moim biurkiem po dłużej przerwie, a ja myślałam, że straciłam jedyną okazję do rozwikłania zagadki, odważyłam się wręczyć mu zwiniętą karteczkę z napisem: „Chciałabym poznać Cię lepiej”. Na następnej przerwie zaskoczył mnie, zapraszając na spotkanie.

Sekretem była medytacja. Od kilku lat praktykował ją w domu, nad morzem, w okolicznych lasach i tysiącu innych miejsc na terenie całego Sopotu, a także na retreatach w Izraelu i Indiach. Wiódł wolne, samotnicze życie, z krytycyzmem odnosząc się do utartych norm społecznych. Kochał naturę, podróże i interesował się ekologią. Mimo wielu cierpień, jakie spotkały go w życiu, umiał pozytywnie spoglądać w przyszłość. Z taką osobą u boku świat przestał ograniczać się jedynie do szkoły, pracy i koniecznych obowiązków. Codzienne życie nabrało wyrazistych barw i smaku.

Intensywność naszego pierwszego lata w Sopocie była czymś nie do powtórzenia. Leżeliśmy na świeżo skoszonej trawie na terenie Hipodromu, rozmawiając i śmiejąc się do rozpuku. Na plaży w pobliżu Zatoki Sztuki otoczony parawanem z białego materiału leżak był naszym „domem”. Nie mieliśmy niczego na własność, a jednak nigdy wcześniej nie czuliśmy się tacy szczęśliwi. Naiwni, zapatrzeni w siebie i przekonani co do tego, że wszystko ułoży się po naszej myśli, razem byliśmy niepokonani.

Dziś już nie