Ekstremalnie wypasione rekolekcje - OFMCap Rafał Szymkowiak - ebook

Ekstremalnie wypasione rekolekcje ebook

Rafał Szymkowiak

3,4

Opis

Rekolekcje nie muszą być spotkaniem z gadającą głową w kościele, mogą być ostrą jazdą bez trzymanki. Mogą zaskakiwać, inspirować i dawać do myślenia. Nie wiem, kim jesteś, ale wiem, że trzymasz właśnie w ręku książkę, która jest zapisem takich rekolekcji ekstremalnie wypasionych. Może być ona dla ciebie przewodnikiem po życiu. Odnajdziesz tu klimaty subkultur, koncertów i wszystkiego, czym żyją dzisiaj młodzi ludzie. Jednak przede wszystkim znajdziesz odpowiedź na pytanie, jak w zwariowanym świecie się nie zgubić, a na dodatek znaleźć Boga.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 169

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (24 oceny)
4
8
6
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strony tytułowe

Strona redakcyjna

Redaktor techniczny:

Ewa Czyżowska

Redakcja:

Karolina Ulman

Korekta:

Magdalena Miryn

Łamanie:

Joanna Łazarów

Okładka:

Andrzej Wełmiński

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2006

Nihil obstat

o. Waldemar Korba

Minister Prowincjonalny Krakowskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów

l.dz. 004/07, Kraków,13 stycznia 2007

ISBN 978-83-7595-518-7

Wydawnictwo M

ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków

tel. 012-431-25-50; fax 012-431-25-75

e-mail:[email protected]

www.mwydawnictwo.pl

www.ksiegarniakatolicka.pl

Publikację elektroniczną przygotował iFormat

Żagle na maszt!

Żagle na maszt!

Zasada jest prosta: jeżeli do koszyka włożysz jajko, tylko jajko możesz z niego wyjąć. Chyba że koszyk ma drugie dno. To samo dotyczy arbuza, wisienki i życia duchowego. Często przychodzą do mnie młodzi ludzie i mówią, że czują pustkę duchową, która sprawia, że życie wydaje im się pozbawione sensu. Zapłakani, nierzadko uwikłani w nałogi, nie potrafią poradzić sobie z bólem niesionym przez życie. Pytam ich wówczas delikatnie, starając się nie naruszyć ich poczucia wolności osobistej, czy czytają Pismo Święte, przystępują do sakramentów świętych, czy się modlą. Odpowiedzi bywają różne. Zdarza mi się widzieć na twarzach zdziwienie, zaskoczenie, a nawet przerażenie. Niektórzy wyglądają tak, jakbym im kazał zamiast jajka wyjąć z koszyka granat zaczepny. Choć nie mówią tego wprost, na ich twarzach widzę wypisaną myśl: „W dzisiejszych czasach pytać o takie relikty przeszłości?”. Pewna dziewczyna przyznała, że Pismo Święte w domu ma, ale musiałaby je odkurzyć. Gdy na jednym ze spotkań młodzieżowych poświęconych życiu duchowemu zaproponowałem uczestnikom, aby zaznaczyli na diagramie, ile czasu poświęcają na modlitwę w ciągu dnia, ktoś poprosił o cienkopis.

Kiedy w naszym krakowskim klasztorze przygotowaliśmy rekolekcje dla zabieganych, przyszło mnóstwo ludzi. Wielu z nich przybyło oczekując, że podamy im w pigułce panaceum na wszystkie choroby naszych czasów. Cóż, trudno się dziwić. Dla wielu współczesnych ludzi życie jest koszmarem, który sami sobie stworzyli. Pewien mężczyzna, podwożąc mnie kiedyś okazją, zwierzył się, że jego własny syn mówił do niego per pan. W rozmowie okazało się, że mężczyzna ten wychodzi z domu, kiedy syn jeszcze śpi i wraca, gdy syn już śpi. Jeśli więc nie mamy czasu dla swoich najbliższych, jak możemy znaleźć czas na to, by się zatrzymać i pomyśleć o życiu, o wartościach, o przemijaniu? Oczywiście, możesz powiedzieć, że to świat dorosłych, a wszystko jest winą systemu. Zanim jednak spalisz na stosie kilku dorosłych, popatrz na swój plan dnia. Szkoła, basen, angielski i...

Nie można przecież liczyć na to, że wkładając do koszyka wisienkę, wyjmie się jabłko lub dynię. Trzeba wysiłku, i to niemałego, aby odważyć się spojrzeć na swoje życie i spróbować zrobić z nim coś konstruktywnego. Oczywiście nie chodzi tutaj o wysiłek fizyczny, o wiele prostszy niż próba zmiany swojego wnętrza. Ta bowiem wymaga przede wszystkim czasu, a co za tym idzie — cierpliwości. Nie można zmienić całego życia w sekundę. Nie da się jednym gestem naprawić tego, co było psute przez kilka dobrych lat. Oczywiście, dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Musimy jednak brać pod uwagę, że Bóg jest dobrym pedagogiem i działa tak, aby człowiek był przygotowany na zmianę, która się w nim dokona. Chodzi o stworzenie możliwości spożytkowania tego, co otrzymujemy, i gotowość na przyjęcie konkretnych prawd. Cóż z tego bowiem, że otrzymasz książkę, jeśli nie umiesz czytać? Nawet ta najmądrzejsza nie przyniesie ci żadnego pożytku. Bóg, który jest Miłością, nie pozwala na zbyt szybkie zmiany, ponieważ wie, że mogłyby one zniszczyć człowieka. Nie podaje się niemowlęciu kotleta, ale mleko. Zbyt gwałtowne zmiany mogą wywołać skutek przeciwny do oczekiwanego. Podobnie jest ze sferą duchową.

Jeżeli nie dotkniemy ważnych obszarów naszego życia i przez systematyczną pracę nie uporamy się z różnymi problemami, możemy zniszczyć siebie i innych. Nie można przyjąć do zakonu neofity. Kiedy wstępowałem do zakonu, razem ze mną było wielu, którzy przymierzali się do życia w sukience zakonnej. Okazało się, że w miarę upływu czasu nasze szeregi topniały jak śnieg na wiosnę. W efekcie z pięćdziesięciu trzech zostało nas jedenastu. Wielu z nich nie było przygotowanych do tak radykalnych zmian — i chodzenie w kubraczku do kostek z całą pewnością stanowiło tu najmniejszy problem. Warto zaznaczyć, że nawet wtedy, gdy nawrócenie przebiega w sposób gwałtowny, ma ono jakiś początek i wpisuje się w konkretny okres naszego życia. Kiedy jeden z moich podopiecznych dostał pałką w głowę (był szalikowcem), nawrócił się pod wpływem tego wstrząsu, ale dopiero po kilku latach tak naprawdę dojrzał do pewnych spraw. Wydaje mi się, że już do końca życia będzie musiał walczyć o to, aby jego wybór Boga i Kościoła był dojrzały i pod wpływem różnych pokus życiowych nie poszedł w odstawkę.

Zawsze istnieje punkt zwrotny stanowiący początek zmiany. Przecież nie każdy musi dostać kijem w głowę, aby mu się poukładało pod czaszką. Choć nawrócenie najczęściej dokonuje się na płaszczyźnie myślenia, a więc właśnie w głowie. Greckie słowo metanoia — nawrócenie — niesie w swej treści myślenie i działanie płynące z przyjęcia Ewangelii.

Człowiek najpierw przyjmuje pewne poglądy, które leżą u podstaw wiary, a następnie w oparciu o nie żyje i działa. Można powiedzieć, że wszystko, co piękne, ale i co szkaradne, rodzi się w naszym umyśle, później dotyka serca, a na końcu przeradza się w działanie. Nie byłoby św. Augustyna, gdyby nie jego intelektualne rozważania i wpływ św. Ambrożego na jego umysłowość. Ale i nie byłoby Hitlera — takiego, jaki odcisnął się piętnem na historii świata — gdyby nie wymyślona i głoszona przez niego ideologia, która w efekcie doprowadziła do tragedii na skalę globalną. Co ciekawe, wielu faszystów żywiło wówczas przekonanie, że to, co robią, jest zgodne z uprzednio przyjętymi zasadami rozważanymi na płaszczyźnie intelektualnej. Jeden z moich przyjaciół Niemców pokazywał mi szpital niedaleko Koblencji, gdzie w piwnicach uśmiercono wiele tysięcy osób niepełnosprawnych niemieckiego pochodzenia, gdyż — zdaniem faszystów — z racji swej ułomności nie przystawały one do modelu nadczłowieka. Po wstąpieniu do zakonu spotkałem się z moimi kolegami ze szkoły średniej, którzy na słowa: Bóg, Kościół dostawali gęsiej skórki. Jeden z nich powiedział: „Wiesz, Anioł — taką bowiem w latach szkolnych nosiłem ksywkę, i to bynajmniej nie z racji swojego usposobienia, ale ze względu na włosy — pewnie całkiem inaczej wyglądałoby moje życie, gdyby ktoś opowiedział mi, gdy miałem 15 lat, o Bogu, Kościele i życiu tak, jak ty mówisz nam teraz”. A po chwili ciszy dodał: „Teraz jest już za późno, bo zawędrowałem już za daleko”. I choć na poprawę nigdy nie jest za późno, to zdarza się, iż człowiek posunie się w błędach tak daleko, że trudno mu zmienić sposób myślenia i działania. Zawsze jednak trzeba próbować.

Książka, którą trzymasz w rękach, jest próbą wypowiedzenia tego, czego być może nikt Ci nigdy nie powie, tak jak nikt nie powiedział o pewnych rzeczach moim kumplom ze szkoły średniej. Kiedy rodzice rozmawiają ze swoimi dziećmi, mówią im, że ważne jest zdobycie wykształcenia, opanowanie języków obcych itd. Nie zawsze jednak wskazują na to, co najbardziej istotne. Nie mówią o tym, jak przeżyć życie, aby nie stracić tego, co najważniejsze. Warto czasem usłyszeć, jak ktoś w prosty sposób mówi o rzeczach istotnych. Kiedyś studenci zaprosili mnie do jednego z akademików na wieczór świadectw, na którym ludzie mówili o swoim doświadczeniu Boga. Słuchałem ich i nie do końca chciało mi się wierzyć, że można tak prosto mówić o tym, co najważniejsze w życiu. Ich słowa docierały do serca i nie miały nic z teologicznych rozważań, choć, jak się okazało, w gronie przemawiających byli także i tacy, którzy studiowali teologię.

Potraktuj tę książkę jako zapis myśli przyjaciela, który dzieli się z Tobą swoim doświadczeniem. Może zawarte w niej słowa dadzą ci coś do myślenia, od którego najczęściej zaczyna się zmiana życia. Weź z tego, co chcesz, pamiętaj jednak, że to tylko moje doświadczenia, a nie uniwersalne prawidła, które sprawdzają się zawsze i wszędzie. Sam musisz odkryć własną drogę, gdyż jesteś osobą wolną i nikt do niczego nie może cię zmusić. Przeczytaj, przemyśl i weź to, co jest ci najbardziej bliskie. Pewnego dnia odkryłem, że Jezus bardzo często powtarzał słowa: „Jeśli chcesz”. Ja mogę powiedzieć to samo, pokazać ci dwa oceany: ocean miłości Boga, którego bezkres jest niewyobrażalny i ocean tego, co nie pozwala nam wrócić do Jego miłości. Wybór należy do ciebie, ale dokonuj go mądrze, bo możesz zbyt dużo stracić lub zbyt mało zyskać. Psalmista napisze: Stawiam przed tobą błogosławieństwo i przekleństwo, wybieraj. Pamiętaj, że za każdy ze swoich czynów zapłacisz głową. Jesteś gotów? Jeśli tak, to zaczynamy...

Rozdział I. Horyzonty

Rozdział I

Horyzonty

W moim rodzinnym domu na ścianie nad moim łóżkiem wisi duże zdjęcie. Przedstawia ono mnie na szczycie góry, ze wzniesionymi rękoma. Targany wiatrem habit stwarza złudzenie, jakbym za chwilę miał wzbić się w powietrze. Wspaniała panorama, którą udało się uchwycić, potęguje szczególny, niemal mistyczny klimat tej fotografii. Jadąc na górę Kor Alpe i słysząc z ust mojego współbrata powtarzające się co chwilę słowo: kurwen — wtedy jeszcze nie wiedziałem, że oznacza ono skręcanie, byliśmy przecież w Austrii — nie przypuszczałem, że jest tam aż tak pięknie.

Idąc przez życie bardzo często doświadczamy piękna. Po sam horyzont możemy zobaczyć to, co napawa nas podziwem i radością. Ale istnieją także inne horyzonty! Bywa i tak, że w naszym życiu roztaczają się widnokręgi zła. W opartym na słynnym dziele Tolkiena filmie „Władca Pierścieni” główny bohater zmierza do krainy zła. Reżyser, od czasu do czasu, pokazuje okrywający dalekie obszary, zwiastujący obecność zła, mroczny cień. Co więcej, gdy Frodo zakłada na palec pierścień, jakaś niewyobrażalna siła pociąga go ku sobie, prosto w ciemność. Przed nami także roztaczają się różne widoki, które zachęcają do pójścia w ich kierunku. Gdybyśmy wiedzieli, co kryje się za horyzontem, sprawa byłaby w miarę prosta. Okazuje się jednak, że najczęściej zmierzamy do czegoś, czego nie znamy. Jesteśmy wolni i nikt nie może powstrzymać nas przed wyborem drogi. Warto jednak pomyśleć o tym, co kryje się za horyzontem, i pamiętać, że w miarę zbliżania się do widnokręgu, ten przesuwa się i zmusza, aby iść dalej. Dobrze jest, gdy pociąga nas dobro, ale co wtedy, gdy człowiek w swej wolności wybiera zło, a później coraz trudniej jest mu uwolnić się od niego?

1. Bezkres, czyli czy da się wbijać gwoździe gitarą?

1. Bezkres, czyli czy da się wbijać gwoździe gitarą?

W repertuarze zespołu Chłopcy z Placu Broni jest utwór zatytułowany: „Kocham wolność”. Cóż, któż z nas jej nie kocha? Nie lubimy, gdy inni — rodzice czy nauczyciele — mówią nam, co robić. Każdy człowiek chce zachować dla siebie własną przestrzeń wolności. Nawet małe dziecko kręci nosem, gdy ktoś wkracza na jego terytorium i zabiera mu zabawki. Pamiętam, jak kiedyś na plaży moja kuzynka zabrała mi ręcznik — miałem wtedy może ze cztery lata — i skończyło się to dla niej tragicznie. Chcąc uchronić swoją przestrzeń osobistą (ręcznik z całą pewnością do takiej należy), ugryzłem ją w plecy. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że ledwo ktoś odrośnie od ziemi, a już domaga się wolności osobistej. O wolność walczą nie tylko więźniowie polityczni, dziennikarze czy innowiercy, ale także prostytutki i homoseksualiści. I jak się w tym wszystkim połapać?

We wspomnianym utworze Bogdan Łyszkiewicz śpiewa: „Wolność kocham i rozumiem”. I tutaj zaczynają się schody. Okazuje się, że nie wystarczy kochać, ale trzeba też w odpowiedni sposób rozumieć to, co się kocha lub kogo się kocha. Bo jeżeli kocha się coś, czego się nie rozumie, albo człowieka, którego się nie zna, można się otrzeć o fałsz. Wystarczy sobie wyobrazić dziewczynę zakochaną w chłopaku, którego zaledwie kilka razy widziała na dyskotece. Może budować sobie obraz osoby, która w rzeczywistości nie istnieje. Znam kobiety, które po kilku miesiącach bycia z mężczyzną zaczynały odkrywać, że ten człowiek jest kimś zupełnie innym. Na szczęście decydowały się na zerwanie związku, który z biegiem czasu stawał się coraz bardziej uciążliwy. Cieszyłem się wtedy i dziękowałem Bogu, że dostrzegły pewne rzeczy jeszcze przed ostateczną decyzją. Co by się stało, gdyby prawda wyszła na jaw już po ślubie? Dlatego zanim ktoś zacznie domagać się wolności, musi przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, czym ona tak naprawdę jest. Bo kochać nie znaczy zawsze to samo i być wolnym też nie dla wszystkich oznacza to samo. Może się bowiem okazać, że ktoś, uzurpując sobie prawo do źle pojmowanej wolności, zamyka się w więzieniu, z którego nie ma wyjścia.

Zwolennicy wychowywania bez ograniczeń szybko zauważyli, że pozwalanie dzieciom i młodzieży na wszystko, nie prowadzi do niczego dobrego. Wynika to z faktu, że człowiek, któremu nie stawia się granic, nie szanuje granic innych ludzi. Inni zaś odpowiadają mu pięknym za nadobne, naruszają jego granice i zaczyna się kłopot. Ktoś mi kiedyś opowiadał — nie wiem czy to fakt, czy dowcip — że pewna mamusia, jadąc pociągiem ze swoim synkiem, pozwalała mu na to, aby w butach chodził po siedzeniach. Jeden z podróżnych oburzył się i poprosił rozanieloną zachowaniem pociechy rodzicielkę, aby zabrała dziecko, bo nie dość, że chodzi po siedzeniu, to jeszcze depcze zwisający z wieszaka płaszcz. Oburzona kobieta odpowiedziała, że wychowuje dziecko bezstresowo. Pan przekonał się, że do niektórych ludzi trzeba mówić dużymi literami i pałaszowanego ze smakiem loda zrzucił na sukienkę pani, a następnie ze stoickim spokojem oznajmił, że w dzieciństwie również był wychowywany bezstresowo...

Żart to czy anegdota, wynika z tego jasno, że temat wolności trzeba przemyśleć na wszystkie sposoby, aby oszczędzić sobie i innym niemiłych niespodzianek. Mowa o wytyczeniu granic i postawieniu sobie pytania, czy rzeczywiście wolność polega na tym, że człowiek może wszystko. Tutaj kryje się pewne bardzo poważne niebezpieczeństwo: jeśli mogę wszystko, to mogę też zniszczyć wolność. Wiele razy spotykałem ludzi, którzy, wychodząc z założenia, że wszystko im wolno, niczym buldożery niszczyli siebie i wszystko wokół. Kiedyś na Przystanku Woodstock spotkałem chłopaków, którzy wyrwawszy się spod kurateli rodziców, tak się nawdychali kleju, że nie można się było z nimi dogadać. Gdy jednemu z nich zaproponowałem, aby się ze mną zamienił — chciałem dać mu talerz bigosu w zamian za worek z klejem — zasugerował mi, abym się, delikatnie mówiąc, ulotnił. I jak tu z takim rozmawiać?

Człowiek prawdziwie wolny nie niszczy siebie i innych. Prawdziwa wolność zakłada bowiem odpowiedzialność za życie swoje i za życie drugiego człowieka. Wszystko, co wybieram, a co czyni mnie gorszym, jest przyczynkiem do utraty wolności. Tutaj widać, iż wolność jest wartością, która wybiega poza obszar zewnętrznych ograniczeń. Okazuje się bowiem, że człowiek prawdziwie wolny potrafi zachować swoją wolność nawet wtedy, gdy przebywa za kratami więzienia. Jeden z naszych braci — myślę o Serafinie Kaszubie, który przez długi czas pracował na Wschodzie — był wiele razy więziony i prześladowany przez władze komunistyczne w Rosji, nigdy jednak nie stracił tego, co czyni człowieka wolnym. Nie dał się złamać! Do końca pozostał wierny prawdzie o swoim człowieczeństwie, powołaniu i posłaniu do ludzi, którzy potrzebowali jego duszpasterskiej posługi.

Nasz Papa Jan Paweł II napisał, że wolność człowieka jest ograniczoną prawdą o nim samym. Co to właściwie znaczy? Weźmy, na przykład, gitarę. Gitara służy do grania. Można powiedzieć, że jest to jej przeznaczenie — prawda o niej samej. Do tego momentu jesteśmy wolni, do którego używamy gitary zgodnie z jej przeznaczeniem. Nasza wolność kończy się w chwili, w której zaczniemy używać tego urządzenia na przykład do przybijania gwoździ. Wolność nasza kończy się w tym punkcie, ponieważ takie działanie prowadzi do zniszczenia. Podobnie sprawa ma się z człowiekiem noszącym w sobie pewną prawdę. Każdy, kto zaczyna krzywdzić drugą osobę lub siebie, przestaje być wolnym. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wolność pozwala nam na palenie papierosów, upijanie się, zażywanie narkotyków. Kiedy jestem poza domem, nikt mnie nie kontroluje i nic nie ogranicza, mogę spokojnie napawać się swoją wolnością. I właśnie tutaj tkwi pewien paradoks: człowiek wolny jest ograniczony. Prawda o człowieku tkwi w tym, że został stworzony z miłości do miłości. A miłość nie wyrządza zła. Dlatego nie może być mowy o wolności, która rani drugiego człowieka. Jesteśmy oburzeni, widząc w telewizji matkę, która zabija swoje dziecko i ładuje je do beczki, ale znacznie mniej rusza nas manifestacja uliczna, postulująca, by zalegalizować marihuanę. Często jesteśmy tak dalece przekonani do ich praw, że sami zaczynamy powtarzać hasła, które się w takich chwilach krzyczy: wolność, równość, tolerancja... Wystarczy odrobina historii, aby przekonać się, do czego prowadzą takie sytuacje. Podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej rewolucjoniści krzyczeli: „Wolność, równość, braterstwo”, a później ich tolerancja sięgała zenitu, gdy pod ostrzami gilotyn spadały głowy.

Kategorycznie trzeba stwierdzić, że człowiek wolny jest ograniczony. Ktoś może powiedzieć: „To ja dziękuję za taką wolność!”. Oczywiście, nie jest to łatwe, ponieważ wymaga zmiany punktu widzenia. Dobrym przykładem może tu posłużyć doskonale znany wszystkim kuchenny lejek. Młodym ludziom wydaje się bardzo często, że wolność to korzystanie ze wszystkiego, jak się da i ile tylko się da. Uważają, że najlepiej byłoby, gdyby lejek życia miał wlew szeroki jak równik — aby mógł pomieścić wszystko. I rzeczywiście, patrząc na życie wielu młodych ludzi, odnosi się wrażenie, że jak odkurzacz łykają wszystko, co napotykają na swej drodze. Okazuje się jednak, że taka filozofia prowadzi do wyniszczenia, ponieważ gardziel lejka zmniejsza się i, w rezultacie, prowadzi to do uduszenia się własną samowolą. Jeżeli chcemy być prawdziwie wolnymi, musimy obrócić lejek i spojrzeć na niego od drugiej strony. Oczywiście, na początku będzie ciasno, ale kiedy zaakceptujemy prawdę o człowieku i uznamy, że nie można poza nią wychodzić, zauważymy, że perspektywa zacznie się poszerzać — i to w nieskończoność. Kiedy człowiek zastosuje w życiu zasadę lejka, zaczyna zauważać, że to, czego może doświadczyć w prawdzie, nie kończy się nigdy. Właściwie doświadcza bezkresu, który daje poczucie prawdziwej wolności — wolności wnętrza, wolności głębi... Patrząc na życie w ten sposób nie tylko można zrozumieć wolność, ale także słowa śpiewane przez Chłopców z Placu Broni:

Tak niewiele żądam

Tak niewiele pragnę

Tak niewiele widziałem

Tak niewiele zobaczę

Tak niewiele myślę

Tak niewiele znaczę

Tak niewiele słyszałem

Tak niewiele potrafię

Ref.:

Wolność kocham i rozumiem

Wolności oddać nie umiem

Tak niewiele miałem

Tak niewiele mam

Mogę stracić wszystko

Mogę zostać sam

Człowiek prawdziwie wolny nie chce brać i nie chce mieć. Jest wolny od tego, co go może zniewolić i wolny do tego, co może uczynić go jeszcze bardziej człowiekiem — do miłości względem drugiej osoby oraz siebie. I w tym punkcie, człowiek dotyka istoty swojej tożsamości. Ktoś kiedyś powiedział: „Należy czynić wszystko najlepiej, jak to możliwe; kochać wolność nade wszystko i nigdy nie zdradzać prawdy”. Jezuita Alfred Delp, więziony przez gestapo, napisał na kartce: „Wolność staje się udziałem człowieka, kiedy przekroczy on swoje ograniczenia”. Delp był bliski załamania, tak bardzo go torturowano. To, co przeżył, spisał i przekazał swoim najbliższym, kierując do nich następujące słowa: „Trzeba skierować żagle na powiew nie mający końca, wtedy dopiero poczujemy, do jakiej podróży jesteśmy zdolni”. Jeżeli chcemy wykorzystać w pełni wiatr i dopłynąć do wysp szczęśliwych, musimy tę zasadę wziąć sobie głęboko do serca i nie zachowywać się jak małe dzieci, które płaczą, kiedy matka wydziera im z ręki ostry nóż do krajania chleba lub nie pozwala odkręcić kurka z gazem.

2. Róża wiatrów, czyli czy tylko żaby miewają dylematy?

2. Róża wiatrów, czyli czy tylko żaby miewają dylematy?

Wchodzę do McDonalda — nie, żebym miał coś zjeść, ale z powodów, o których nie godzi się pisać w tak dostojnej książce. Widzę tłum dzieciaków kotłujących się przy ladzie i zamawiających fast foody. Oczywiście nie tylko dlatego, że są głodne, ale również z powodu rozdawanych do posiłku kolorowych samochodzików. Idą jak świeże bułeczki... Mój kumpel Camel omija tego typu miejsca szerokim łukiem. Myślę, że wolałby jeść codziennie ziemniaki z solą niż żywić się w ekspresowych jadłodajniach. To od nas zależy, co wybieramy. Znam rodziców, którzy nigdy nie zaprowadziliby dziecka na film bez wartości, nie kupiliby mu chipsów i nie pozwoliliby, aby żywiło się w takich miejscach. Jest to ich wybór, który w przyszłości sprawi, że dorastającemu człowiekowi nie przyjdzie do głowy wybrać rzeczy bezwartościowe. A przecież Ty także każdego dnia stoisz na rozdrożu i musisz dokonywać wyborów. Jeden mądry człowiek napisał: „Rodząc się raz wybrałem i przez całe życie muszę wybierać”.

Pamiętam jak zdezorientowani uczniowie nie wiedzieli, co się dzieje, kiedy wchodząc do klasy zdejmowałem habit i wskakiwałem na parapet. Byli zszokowani, gdy otwierałem okno i z uśmiechem na twarzy mówiłem: „A teraz zapiszcie temat lekcji: «Stoisz na parapecie swojego życia»”. Każdy z dokonywanych przez nas wyborów pociąga za sobą łańcuch zdarzeń, które w konsekwencji doprowadzą do szczęścia lub nieszczęścia. Najczęściej małe na pozór wybory okazują się decydującymi momentami naszego życia. Na imprezie poznajesz człowieka, który nie jest kimś wyjątkowym — można powiedzieć, że jednym z wielu. Ten człowiek proponuje ci wspólne wypicie soku jabłkowego i... I może jestem naiwny wierząc, że na imprezach pije się soki jabłkowe, ale nie tak dawno byłem na osiemnastce, gdzie prawie wszyscy zaproszeni pili gorącą czekoladę. Wracając do tematu: od momentu wypicia soku jabłkowego na imprezie historia zaczyna się kręcić. Czy wypicie soku z przypadkowo poznanym człowiekiem jest czymś wyjątkowym? Oczywiście, że nie, ale później może się okazać, że ów nieznajomy jest redaktorem gazety studenckiej. Kontynuując tę znajomość poznajesz innych, ciekawych ludzi. Dzięki nim dostajesz pracę w radiu, zaczynasz studia dziennikarskie i... Należy pamiętać, że może być też negatywny scenariusz. Niewinny z pozoru człowiek rozprowadza narkotyki i już po krótkiej rozmowie proponuje ci prochy... Nie muszę tłumaczyć, co może stać się w twoim życiu później...

Jeden