Egzotyczne rośliny lecznicze w naszym domu - Andrzej Sarwa - ebook

Egzotyczne rośliny lecznicze w naszym domu ebook

Sarwa Andrzej

3,7

Opis

Egzotyczne rośliny lecznicze na naszych parapetach, ludzie i rośliny, o ziołach i leczeniu ziołami, postaci leków ziołowych, co warunkuje wzrost i rozwój roślin? choroby i szkodniki, domowe sposoby rozmnażania roślin egzotycznych, właściwości lecznicze egzotycznych roślin użytkowych i ich mieszkaniowa uprawa, agawa, aloes, ananas, awokado, bawełna, cytryna, eukaliptus, figa, granat, herbata, imbir, kalanchoe, kamelia, kawa, laur, męczennica cielista – passiflora, mirt, oliwka, papryka, plektrantus, pomarańcza, rozmaryn, szafran uprawny, wanilia, winorośl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 107

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
2
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Andrzej Sarwa

EGZOTYCZNE ROŚLINY LECZNICZE

W NASZYM DOMU

Armoryka

Sandomierz

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.strefa.pl/

© Copyright by Andrzej Sarwa, Sandomierz 2013

ISBN 978-83-62661-91-6

Uwaga! Porady zamieszczone w tej książce nie mają na celu zastąpienia medycznych porad lekarza. Skonsultuj się więc z nim, zanim zastosujesz propozycje tu przedstawione.

Ani autor, ani wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za szkody, straty lub choroby spowodowane leczeniem się na własną rękę.

Egzotyczne rośliny lecznicze na naszych parapetach

Ludzie i rośliny

Rośliny otaczają nas przez całe życie. Są wszędzie - i na wsi, i w betonowym mieście, w polu, na łące, w parku czy lesie. Goszczą też w zdecydowanej większości domów, i chyba dlatego, iż jest ich pełno dookoła, spowszedniały do tego stopnia, że ich na ogół nie dostrzegamy.

A przecież bez roślin nie tylko że nie moglibyśmy żyć my, ale nie mogłoby żyć żadne zwierzę mieszkające na tej planecie. To one przecież dostarczają do atmosfery tlenu niezbędnego do oddychania. To one służą nam za pokarm. To one nas odziewają i one wreszcie dostarczają surowca do produkcji wielu cennych, a niekiedy wręcz niezastąpionych leków. A przecież rośliny mają jeszcze wiele innych zalet. Ale o tym niżej.

Ważnym osiągnięciem współczesnej nauki było odkrycie tak zwanego promieniowania biologicznego. Mimo iż nie wiemy zbyt wiele o tym zjawisku, niemniej dzięki posiadanej już wiedzy i tak sporo możemy zrozumieć. A rozumiemy najważniejsze, to mianowicie, iż wszystkie organizmy żywe na ziemi, wzajemnie oddziałują na siebie nie tylko fizycznie, ale również i w sposób niejako pozafizyczny.

Pierwszych - zbagatelizowanych ongiś - dowodów na występowanie owego promieniowania i związanego z nim pola biologicznego, dostarczyły eksperymentalne fotografie drą Jakuba Jodko-Narkiewicza (1848-1904). To on, a nie Siemion Kirlian (jak się powszechnie dzisiaj uważa) był odkrywcą zjawiska. Ale dopiero doniesienia rosyjskiego naukowca zwróciły uwagę świata nauki. Obydwaj fotografowali części bądź całe organizmy żywe (w tym i rośliny) w polu wysokiej częstotliwości, uzyskując przedziwne efekty. Oto bowiem na zdjęciach ujawniły się „aureole”, świetliste otoczki, smugi, pęki promieni i rozbłysków emanujących z żywej materii. Martwa materia takiego promieniowania nie wysyłała.

Inne eksperymenty - o których nie będę się tu rozpisywał - dokonywane przez dra W. Kaznaczajewa udowodniły niezbicie, iż to co zarejestrowano na kliszy fotograficznej, nie pozostaje bez wpływu na otoczenie. Dowiódł on mianowicie, iż organizmy chore wysyłają pewne sygnały biologiczne emitowane przy pomocy promieni ultrafioletowych, na które znajdujące się w pobliżu osobniki zdrowe poczynają reagować tak, jakby same zostały zakażone i w końcu nawet obumierają.

Wszelako odkryciem najbardziej sensacyjnym było to, którego zupełnie przypadkowo dokonał w 1966 roku Cleve Backster, amerykański naukowiec i szef ośrodka badawczego Akademii Kryminalistyki w Nowym Jorku.

Otóż, w sposób doświadczalny, dowiódł niezbicie, iż rośliny mogą „okazywać uczucia”. No, nie są to uczucia sensu stricto, niemniej przy pomocy elektronicznej aparatury pomiarowej da się u nich wykryć „reakcje lękowe”, gdy są zagrożone, a co najdziwniejsze również wtedy, gdy w ich obecności zagrożone są inne organizmy żywe (w tym także zwierzęta).

Ale wykrywalne są nie tylko reakcje negatywne, lecz i pozytywne - rośliny umieją się „cieszyć”. Backster w serii swych eksperymentów udowodnił, iż boją się one pewnych ludzi, zaś na obecność innych reagują „radością”.

W świetle tego co przyniosły wszystkie te odkrycia naukowe chyba już nie powinno się uważać na przesąd poglądu, iż niektórzy posiadają wyjątkowo szczęśliwą rękę do uprawy roślin (chyba dzięki swemu pozytywnemu na nie wpływowi), i chociaż nie zawsze zapewniają im optymalne warunki wegetacji, ich podopieczne zawsze mają się doskonale. Inni zaś (ci o złym wpływie) mimo jak najtroskliwszej opieki, nigdy nie mogą doczekać się pięknych egzemplarzy - ich zieloni domownicy źle się czują i często marnieją.

Oczywiście to o czym piszę wyżej nie jest żadnym naukowym pewnikiem, nawet nie hipoteza, lecz tylko pewnym przypuszczeniem, na poparcie którego brak niezbitych dowodów.

Pozostawmy wszakże ów tajemniczy wpływ pozafizyczny, a zajmijmy się wpływem bardziej realnym (jeśli wolno mi użyć tego niezbyt fortunnego określenia).

Wpierw jednak chciałbym zachęcić Czytelników do mieszkaniowej uprawy roślin, bo o tym będzie między innymi mowa w tej książce.

Rośliny w mieszkaniu to nie tylko dekoracja, to również - a może nawet przede wszystkim - namiastka żywej przyrody, bez której przecież nie moglibyśmy istnieć.

O zaletach współżycia z nimi nie muszę chyba wiele pisać, bowiem każdy wie, iż najlepiej i najpełniej odpoczywa się w lesie, na łące, w nadbrzeżnych szuwarach, czy wśród pól. Taki sam dobroczynny wpływ ma również (chociaż w o wiele mniejszym stopniu) zieleń uprawiana w mieszkaniu i jakże często niedoceniana.

Są wszakże ludzie, którzy roślin nie tylko nie lubią, ale wręcz się ich boją i rzucają na nie najbardziej nieprawdopodobne oskarżenia. Do najczęstszych należy to, iż w procesie oddychania - niezbędnym do życia każdego organizmu, kradną nam one tlen, przez co niekorzystnie oddziałują na funkcjonowanie naszych ciał, ba! mogą wręcz spowodować chorobę!

Przestrzegają więc przed tym, aby nie przebywać w jednym pomieszczeniu z większą liczbą roślin, a już broń Boże spać tam! Cóż, poglądy takie wynikają z niewiedzy.

Oczywiście prawdą jest i temu zaprzeczyć się nie da, iż nasi zieloni domownicy oddychają tak samo jak i my, tyle że nie przy pomocy płuc, a korzystając z aparatów szparkowych rozmieszczonych na powierzchni liści. Prawdą jest, iż korzystają z tego samego tlenu, z którego i my korzystamy, iż podobnie jak my wydalają dwutlenek węgla. Nie jest natomiast prawdą, że pochłaniają tlen w tak wielkich ilościach, iż może się to niekorzystnie odbić na naszym samopoczuciu i stanie zdrowia, i że wydalanego przez nie dwutlenku węgla jest dużo.

Ponieważ owo absurdalne oskarżenie było wysuwane (i niestety jest nadaL.) przez wiele osób, naukowcy postanowili zająć się sprawdzeniem jego zasadności, i cóż się okazało? Ano, że pół tysiąca dorodnych, rozrośniętych egzemplarzy roślin doniczkowych zgromadzonych w jednym pomieszczeniu nie stanowi dla człowieka żadnej konkurencji w oddychaniu, dalej że wydzielane przez nie minimalne ilości dwutlenku węgla równają się temu, co wydycha jeden dorosły człowiek (!).

W tym wszakże miejscu, koniecznie trzeba zaznaczyć, iż chociaż proces oddychania roślin przebiega nieprzerwanie przez całą dobę, to jednak o „zatruwaniu” atmosfery pomieszczenia, w którym się znajdują, można mówić wyłącznie odnośnie nocy. Za dnia bowiem, przy udziale światła, w procesie fotosyntezy, organizmy roślinne pobierają z powietrza dwutlenek węgla, a w zamian wydzielają życiodajny tlen i to w takich ilościach, iż starcza go nie tylko na zrekompensowanie nocnego wydalania CO2, ale jeszcze pozostaje w nadmiarze.

Nie bójmy się zatem sprowadzać roślin na nasze parapety, nie tylko bowiem nas nie uduszą, ale wręcz przeciwnie - ułatwią oddychanie.

Drugim z równie niepoważnych zarzutów jest oskarżenie niektórych gatunków o to, iż wydzielają szkodliwe promieniowanie.

Owszem, trzeba zgodzić się z tym, że niektóre z nich istotnie powodują w niewielkim stopniu dodatnią jonizację, wpływającą niekorzystnie na nasz ustrój, ale ilości jonów są tak niewielkie, iż praktycznie rzecz biorąc, nie mamy szans odczuć ich działania. Są zatem w rzeczywistości absolutnie nieszkodliwe. O wiele bardziej niebezpiecznymi dla naszego zdrowia nazwać można rozmaite wytwory ludzkiej cywilizacji, wszelkiego rodzaju urządzenia elektrotechniczne, które jakże chętnie sprowadzamy pod swój dach, by nie tylko ułatwiały, czy uprzyjemniały nam życie, ale również zaspokajały próżność, dowodząc iż jesteśmy zamożni, bądź też nadążamy za modą.

Nad niekorzystnym promieniowaniem nie będę się już dłużej rozwodził, ponieważ żaden z prezentowanych tutaj gatunków nie został oskarżony o nie. Wspomnę natomiast o innych korzyściach wypływających z mieszkaniowej uprawy roślin.

Poza tym, iż wzbogacają atmosferę naszych domów w tlen, również pozytywnie oddziałują na jej wilgotność, bo podczas transpiracji wydalają wodę. Jest to szczególnie korzystne w mieszkaniach z centralnym ogrzewaniem, przeważnie zbyt suchych, w których wilgotność względna powietrza jest o wiele za niska, wahająca się w granicach 30-40%, podczas gdy optymalna powinna wynosić około 70%.

Wreszcie niektóre z nich wyparowują olejki eteryczne, a także i innego rodzaju substancje chemiczne, bardzo korzystnie wpływające na nasze zdrowie i to nie tylko ze względu na bezpośrednie ich oddziaływanie na ustrój, ale również dlatego, że posiadają pewne, niewielkie, właściwości bakteriobójcze, a zatem niszczą drobnoustroje znajdujące się w powietrzu.

Prócz wszystkich owych zalet mają i tę, że posiadają zdolności oczyszczania atmosfery z kurzu.

Wreszcie rośliny to cudowni i wspaniali przyjaciele, którzy chociaż nie mogą się łasić i przymilać jak koty czy psy, to również chcą być kochane, odwdzięczając się za to korzystnym wpływem na nasz nastrój i samopoczucie, pozwalając jednocześnie zaspokoić tęsknoty za światem prostym i nieskomplikowanym, za czasami gdy byliśmy dziećmi i przyjaciółmi przyrody, a nie jej wrogami.

Rośliny to częstokroć jedyni i najwierniejsi przyjaciele osób starszych, schorowanych, samotnych... Ich to w szczególny sposób chciałbym zachęcić, aby sprowadzili do swych mieszkań te spośród nich, które należą do grupy egzotycznych drzew, krzewów i pnączy użytkowych. Nie dlatego akurat, iż ostatnio panuje na nie moda, ale ze względu na fakt posiadania przez nie bardzo wielu zalet, wśród których za najważniejszą uchodzi ta, iż niektóre rodzą w uprawie doniczkowej jadalne owoce, a na dodatek posiadają właściwości lecznicze. Ponadto wszystkie z zaprezentowanych przeze mnie tutaj gatunków posiadają spore walory dekoracyjne i co nie mniej istotne, nie są nazbyt wybredne i wymagające.

Cóż jeszcze? Wielu z nas w latach młodości marzyło o wyprawach do odległych krain, nad którymi świeci tropikalne słońce. Większości marzenia się nie ziściły i pewnie nie ziszczą, więc uprawiając wanilię, pieprz czy kawę wprowadzą choć trochę egzotyki pod swój dach.

Ale wspominając o zaletach większości należy też wspomnieć o wadach niektórych spośród naszych zielonych domowników - domaga się tego zwykła uczciwość. Są w ich grupie takie, które ze względu na swe trujące właściwości, mogłyby stanowić poważne zagrożenie dla naszego zdrowia.

Biorąc to pod uwagę, mimo iż spełniają obydwa warunki, aby zostać tu opisanymi - pochodzą z tropiku lub subtropiku i posiadają właściwości lecznicze - pewne z nich nie zostaną omówione.

Zrezygnowałem m.in. z włączenia do książki bardzo toksycznego (liście, pędy, kwiaty, kora) oleandra, który dostarcza surowca do produkcji cennych leków nasercowych. Nie opisałem bluszczu, czy mniej groźnej pelargonii wonnej, pospolicie zwanej geranium. Tej ostatniej dlatego, iż przed kilkunastoma laty miało miejsce zatrucie nią, gdyż pewien niecierpliwy człowiek, uważając ją za panaceum, przyjął doustnie tak wielką ilość naparu z liści, że musiał skorzystać z pomocy lekarskiej.

Ale o właściwościach leczniczych roślin i umiejętnym, rozsądnym korzystaniu z nich, będzie niżej.

O ziołach i leczeniu ziołami

Rośliny towarzyszą człowiekowi od zarania jego dziejów. To one właśnie zawsze stanowiły podstawę naszej diety, w której mięso i jego przetwory odgrywały mniejszą rolę.

Obcując tedy