Dolina Mgieł cz I Droga Wojownika - R.D. Carpenter - ebook

Dolina Mgieł cz I Droga Wojownika ebook

R.D. Carpenter

4,3

Opis

DOLINA MGIEŁ. Cz I. „Droga Wojownika" to pierwsza część trylogii fantasy pt. „Dolina Mgieł” autorstwa R.D. Carpentera.

 

Książka napisana jest w sposób nieszablonowy, jednak docierający do czytelnika w samo sedno. Zawiera w sobie wiele wątków, podtekstów, mądrości życiowych, które dotknęły niejednego z nas - realnych ludzi.

 

„Droga Wojownika" to swoista podróż przez życie, zakamarki osobowości, decyzje, wybory, to wszystko, co znajduje się w każdym człowieku. To wszystko zostało skrzętnie wplecione w losy postaci - do szpiku kości przesiąkniętych mistycyzmem.

Jak przystało na ten rodzaj gatunku, jest to rodzaj bajki, przez którą prowadzi nas kilkunastoletni wojownik obdarzony zdolnościami, o których każdy mógłby jedynie pomarzyć.

 

Bohaterowie tej powieści poddawani są ciągłym próbom walcząc z bestiami, strzygami, nieziemskimi dziwadłami oraz ze swoimi słabościami. Błąkając się po mrocznych labiryntach z kości, magicznych lasach i podwodnych krainach uczą się przyjaźni, zrozumienia i tolerancji. Podążając wraz z nimi stopniowo ukazuje się nam główne przesłanie, po którym docieramy do sensu życia.

 

Jeśli chcesz dokładnie dowiedzieć się, co skrywa mgła, jakie niewiarygodne postaci czają się za plecami i lubisz fantasy to jest to książka dla Ciebie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 519

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
4
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok Konin 2017

R.D. Carpenter „Dolina Mgieł cz I Droga Wojownika”

Copyright © by R.D. Carpenter, 2017

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki: Jakub Dylewski

Zdjęcie okładki: © Fotolia - olamagni

Korekta: Autor zrezygnował z profesjonalnej korekty wydawnictwa

Skład: Agnieszka Marzol

ISBN: 978-83-8119-051-0

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Z pozoru wydawałoby się, że miejsce spowite mgłą jest wilgotne, ponure, przyprawiające o dreszcze i z pewnością mało przejrzyste. Tam gdzie mgła zakrywa rzeczywistość, powstają legendy, w których niemal zawsze znikają lub giną ludzie. a jeśli to nie tylko wyobraźnia, podsycana strachem buduje owe legendy, tylko coś innego próbuje wydostać się na zewnątrz? Nasze postrzeganie oparte na zmysłach może jednak dawać fałszywy obraz, gdyż ulegamy pozorom. Wydawałoby się, że to, co nas otacza jest tym, co widzimy, czujemy i słyszymy. Na zdrowy rozsądek można by tak założyć. Niestety, jest to pozornie prawda.

Są miejsca, ludzie i towarzyszące im zjawiska, o jakich nikt nie słyszał i nie widział – a może... może tylko o nich nie wspominał.

Wszystko, co nas otacza powinno być przez nas poznane i odkryte w sposób namacalny, intuicyjny oraz konsumpcyjny, by uniknąć niespodziewanych „dramatów”, jakie za sobą niesie niewiedza lub pozorne poznanie.

Pamiętając o tym, że najczęstszym zabójcą jest ciekawość, należy swój system poznawczy uzbroić w zdrowy rozsądek, ale nie należy hamować odwagi, bo wtedy pozostaną wspomniane pozory, a zasoby, które tkwią w nas samych, nigdy nie zostaną odkryte.

Czy nie wyobrażałeś sobie wiele razy, że możesz więcej od innych, potrafisz lepiej, mądrzej, szybciej niż cała reszta twojego otoczenia?

Każdy z nas marzył kiedyś o nieziemskich właściwościach swojego ciała i umysłu i na marzeniach poprzestawał – bo pozornie to tylko marzenia. Nie zawsze zacne przesłanki powodowały te marzenia, bowiem powody bycia silnym czy niezwyciężonym zawsze wiążą się z walką – pozornie to prawda.

W stanie świadomości człowieka, który nie wspominał, bo miał powód, pozory nie zajmują wiele miejsca. To, co kryje się za nimi jest o wiele ciekawsze.

1. Cień Dębowego Lasu

Nieziemski odgłos roznosił się ponad Wzgórzem Drwali. Dźwięk ten był niczym skowyt maltretowanego zwierzęcia, które nigdy nie powinno znaleźć się na Ziemi. Żadnego najmniejszego podmuchu wiatru, szumu traw czy szelestu stąpających zwierząt. Nic, tylko martwa cisza, przerywana co chwilę przeraźliwym niskotonowym dźwiękiem.

Kage stanął jak wryty. Na jego skórze pojawiła się gęsia skórka, której towarzyszyły sine pręgi wokół dłoni i ramion. To nie była zwykła gęsia skórka, jak wtedy gdy się zmarznie; to było szczególne doznanie, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył. Szesnastolatek znieruchomiał na chwilę, by po kilku sekundach obejrzeć się za siebie.

Co to jest? – nie wiedział, co ma myśleć, słysząc ten odgłos. – Sprawdzę, skąd to dobiega i może upoluję… to coś – pomyślał i spojrzał na halabardę, którą trzymał w ręku. Właśnie wtedy zauważył, że na rękach ma dziwne sine pręgi, które raz po raz zmieniają swoje pozycje względem siebie, poruszając się jak spirala ku górze. 

Kage był młodym, silnym chłopcem o siwych włosach, które w naturalny sposób przysłaniały jego szerokie ramiona. Pomimo siwizny wydawał się wciąż bardzo młody, jakby kolor jego włosów nie miał najmniejszego znaczenia w jego wyglądzie. To jak wyglądał, było idealnym obrazem harmonii ducha i ciała. Wszystkie elementy składające się na jego wizerunek tworzyły idealnego wojownika. Silny charakter, który wręcz emanował z jego postaci, zawdzięczał dwóm osobom: ojcu i staremu mistrzowi. Wychowany równie twardą, co inteligentną ręką, stał się dla innych wzorem wytrwałości i tolerancji. Jak na młody wiek, bardzo mocno stąpał po ziemi. Był realistą o niebywałej zdolności poznawczej i właśnie ona pozwalała mu na otwieranie swojego umysłu wtedy, gdy tylko miał na to ochotę. Właśnie  dlatego jego myśli nie krążyły wokół strachu, który owładnąłby każdego innego. On zastanawiał się, co wywołało na jego skórze tak dziwne zjawisko.

Aby skoncentrować się na znalezieniu wytłumaczenia tego, co właśnie obserwował, zmrużył oczy. Sekundę potem poczuł lekki dreszcz na plecach, gdyż przypomniał sobie opowieść starego Ami o mrocznym lesie, właśnie tym lesie, na którego skraju teraz stał.

Zacisnął palce na rękojeści halabardy, tak jakby miał jej zaraz użyć.

– Hmm… teraz rozumiem skąd te pręgi na moich dłoniach… Nie sądziłem, że mnie to spotka, zanim stanę się wojownikiem Doliny Mgieł – powiedział to głośno, jakby ktoś przy nim stał.

Ciekawe jak one wyglądają, że nawet wojska wybierają o cztery dni dłuższą drogę, zamiast tej przez Dębowy Las… Tak… teraz sobie przypominam, to od ich skowytu krew gotuje się w ciele, tchórze umierają w ciągu kilku chwil, a ci, co mają pręgi na dłoniach… stają się… dla tych bestii… zaraz czym się stają, a... stają się dla nich ostatecznym przeznaczeniem… albo odwrotnie.

Chłopak przykucnął, po czym zdjął z ramienia skórzany worek, z którego wyciągnął rękawice zrobione z tysięcy małych kółek, kolczugę, którą dostał od ojca i podłużne, metalowe, przepięknie zdobione pudełko.

Wiedział, że nie może się cofnąć. Walka o swoje przeznaczenie oraz stawianie czoła temu, co może zachwiać równowagę umysłu, było niemal religią dla Tariadów, z których się wywodził. Te dwie reguły pielęgnowane były od setek lat i wryły się w świadomość tego ludu jak nawyk, którego nie można się pozbyć.

Miał jeszcze jedną umiejętność, która kazała mu się wstrzymać z dążeniem ku przeznaczeniu. Gdy miał dziewięć lat, ujawniła się ona podczas pewnego wydarzenia, po którym jego życie zmieniło się diametralnie.

Pamiętnego poranka cała okolica zbudzona została przeraźliwym krzykiem kobiety. Niemal wszyscy wybiegli ze swoich domów, by zobaczyć co się stało. Ich oczom ukazała się młoda, brudna i niewiarygodnie wystraszona niewiasta. Wyglądała tak, jakby cudem uniknęła śmierci.

Made (tak się nazywała) całą noc zbierała różowe trufle w Starym Jarze, w największej jaskini zwanej Mchową Grotą. Te dziwne w swojej barwie grzyby można zbierać tylko nocą, podczas pełni księżyca, tuż po zapyleniu je przez świetliki. Te lecznicze grzyby rosną na mchu porastającym pionowe ściany jaskini. Oświetlona blaskiem świetlików grota jedynie przez kilka dni w roku wygląda jak najpiękniejsza apteka. W świetle innym niż słoneczne, ściany jaskini przybierają kolor głęboko brunatny, jednak oświetlone rzeszami świetlików zmieniają się od purpurowego po mocno żółty. Ilość światła dawanego przez te malutkie lampiony nieustannie tonuje piękno, jakie skrywa ta mroczna jaskinia.

Z trzydziestometrowych stalaktytów skrapla się woda, a poświata od skupiających się pod nią małych żyjątek tworzy dziesiątki tęcz. Puchowy mech, którym pokryte są skały, przypomina zielone tarasy, nadając im łagodny wygląd. Z najwyższej półki spływa strumień, tworząc coś w rodzaju małego wodospadu. Spadająca woda odbija się o niższe występy skalne, jakby majestatycznie schodziła po schodach. Prowadzą one do ukrytego w dole jaskini jeziora. Znajdują się tam podwodne tunele, które  tworzą swoisty labirynt. Najstarsi Tariadzi mawiali iż setki istnień pozostało tam na wieki.

Bardzo dobrze wiedziała o tym Made, dlatego nigdy nie zapuszczała się w głąb jaskini zachowując najwyższą ostrożność. Oczywiście znała to miejsce na wskroś, gdyż wielokrotnie zbierała tu swoje trufle. Ponadto była szamanką, którą do tej roli przygotowywano od dziecka. Przez dwadzieścia lat zgłębiała szamańskie praktyki, ucząc się od najlepszych wiedźm i sobie podobnych jej instynkt wzmocnił się, pozwalając jej na więcej niż innym mieszkańcom Tariadii. Wszystkie przypowieści związane z tym miejscem miała w pamięci. Przestrzeganie pewnych zasad, które sama sobie narzuciła pozwalało jej  na swobodnie, pozbawione lęku zbieranie leczniczych grzybów.

Na pierwszy rzut oka wydawała się wiecznie ospała, trochę tchórzliwa i skryta, ale te cechy skutecznie maskowała jej uroda. Była wysoką blondynką o bajecznych, orientalnych, lekko skośnych oczach; ubrana jedynie w prostą skórzaną sukienkę, ozdobioną setkami splecionych ze sobą kolorowych rzemieni. To proste w swojej formie ubranie tworzyło z jej figurą lekki i przyjemny obraz dla oka, niepozbawiony elegancji i dobrego gustu. Fakt, że często była jakby „nieobecna w swoim ciele”, sprawiało, że była wielką niezdarą. Wielokrotnie powodowało to uśmiech na twarzach wszystkich, którzy ją znali; jednak nie było to wadą w oczach jej krajanów, a tym bardziej powodem do szydzenia. Wszyscy uważali, że w jej niezdarności jest coś uroczego, poza tym nadawało jakiegoś kolorytu całej społeczności, która – jak mogło się wydawać – poddana była pewnej selekcji.

Tej nocy „polowała” na swoje trufle, chodząc po skałach i nucąc melodie z dzieciństwa. Mimo, że doskonale znała całą grotę, miała w sobie jakiś dziwny niepokój. Czuła, że coś czai się gdzieś w głębi jaskini, że coś ją obserwuje. Głośne bicie serca zagłuszała swoim śpiewem, jakby chciała sprawić je niesłyszalnym.

Gdy zaczęło świtać i świetliki gasły grupami, wtedy Made pomyślała, że czas już wracać do domu. Nagle zrobiło się całkiem ciemno. Dziewczyna struchlała i zaczęła szeptać do siebie:

– Trochę dziwne… nigdy tak nie było. – Uspokajała samą siebie: – Nie bój się, Made… to… tylko świt... to… to dlatego wszystkie świetliki zgasły. Myliła się.

Był to cień olbrzymiej postaci wyłaniającej się z głębin jeziora. Potężny, starożytny, bezoki smok Actecor, o którym nikt już nie pamiętał, stał teraz naprzeciw kobiety, schylając ku niej olbrzymi łeb. Nie miał oczu, ale doskonale wiedział, co wokół niego się dzieje. Wysunięte do przodu nozdrza wciąż się ruszały, łapiąc wszelkie informacje mogące zidentyfikować niechcianego gościa. W jego wielkiej, teraz lekko uchylonej paszczy doskonale widać było świecące jaskrawo seledynowym kolorem dwa rzędy długich zębów.

Owa paszcza, a w zasadzie blask, jaki z niej wychodził, był jedynym źródłem światła w jaskini. Ukazał on Made zarówno postać jego właściciela, jak i drogę ucieczki.

Ratuj się Made – pomyślała i co sił w nogach biegła, ni razu nie odwróciwszy się za siebie.

Zanim dotarła do osady, przebiegła cały Stary Jar. Wielokrotnie przewracała się o korzenie drzew, po czym szybko wstawała i kontynuowała ucieczkę. Równie często wpadała do strumienia biegnącego wzdłuż ścieżki, ale i z niego ponownie wystrzeliwała niczym spłoszona łania. Strach, który nią owładnął, tym razem był jej sprzymierzeńcem. Można by pomyśleć, że tuż przed tym zdarzeniem zawarli ze sobą jakieś tajemnicze porozumienie.

Im bardziej się bała, tym szybciej biegła. Sama była zdziwiona, że potrafi tak szybko i długo biec, zostawiając za sobą niebezpieczny teren. Strome i śliskie zbocza jaru wielokrotnie zatrzymywały lub nawet „unieruchamiały na dobre” wprawionych myśliwych, a co dopiero ona – krucha kobieta, zwykła szamanka. 

Pamiętała doskonale polujących tam ludzi i ich urazy, które leczyła (mowa tu tylko o tych mniej pechowych, którym jakimś cudem udało się powrócić z wycieczki po Starym Jarze). Wiedziała, że musi uważać, gdzie stawia stopy, ale strach, który ją gnał do przodu nie pozostawiał nogom wyboru. Szczęśliwie udało jej się pokonać cały wąwóz i dotrzeć na skraj miasta.

Gdy wbiegła do Tariadii, wszyscy dziwili się jej wyglądowi. Skupili się wokół niej, tworząc przy tym duży krąg. Rozpędzoną, trzymającą kurczowo koszyk z różowymi truflami, kobietę zatrzymał Ami. W jej oczach spostrzegł wielki strach. Objął ją jak ojciec i stał tak chwilę w milczeniu. Rozejrzał się po wszystkich. 

Jego twarz mówiła: Dajmy się jej uspokoić, złapać oddech, dopiero wtedy dowiemy się, co się stało.

Nikt nie wyrywał się z pytaniami. Wszyscy zrozumieli przekaz, jakim starzec nakarmił ich oczy, równoważąc w nich ciekawość z cierpliwością. Made powoli odzyskiwała równomierny oddech. Wtedy to mały chłopiec o blond włosach podał jej kubek z wodą i kiwając się na boki, powiedział: że nie powinna się bać.

Wyjaśnił, że to, co widziała, nie skrzywdzi nikogo, kto nie zamierza poznać drogi do Doliny Mgieł.

– On jest tylko strażnikiem podwodnych tuneli – rzekł malec, by po dwóch oddechach spytać:– Prawda to… że nie ma oczu? Jaki ma kolor? 

Wszyscy stanęli jak wryci. Nie wiedzieli, co o tym myśleć. Do tej pory Ami milczał, jednak po słowach chłopca zabrał głos:

– Made, co widziałaś? Opowiedz, co się wydarzyło w Mchowej Grocie. Czy wiesz, o czym mówi Kage?

Nikt z zebranych na głównym, trójkątnym placu Tariadii nawet nie szepnął. Ami był jak guru, ojciec narodu o wielkiej wiedzy, nabytej w różnych krainach lub światach, jak mówiono. Nikt nie wiedział, ile miał lat. Nie było nikogo starszego niż on i o dziwo  nikt się nad tym nie zastanawiał. Dla wszystkich było to tak naturalne, jak to, że słońce świeci. Po prostu Ami był od zawsze. Jego długie, białe włosy spływały mu po silnych ramionach i mimo że mógł mieć kilkaset lat, wciąż miał wyprostowaną sylwetkę. W dodatku jego mądrość i siła spokoju sprawiały, że każdy mógł czuć się w jego obecności bezpiecznie, niemal tak, jak czuje się niemowlę w ramionach matki. Dopełnieniem jego wspaniałej postaci był jego głos. Dar od bogów, który brzmiał ciepło i dostojnie. Ton głosu i sposób, w jaki przekazywał swe mądrości, oczarowywał słuchaczy do tego stopnia, że nikt nie był w stanie przerwać potoku pięknie wypowiadanych przez niego zdań. Mówiono, że jego łagodny głos potrafi uzdrawiać. Coś w tym było, bowiem słuchający go ludzie zawsze koncentrowali się na tym, co mówił. Samym głosem potrafił rozsiewać łagodność i spokój wokół siebie. Ubrany był jak mnich, w szarą szatę z czarnym kapturem, sięgającym mu do samych kostek. Na nadgarstkach nosił pięknie splecione gałązki, które mimo naturalnego materiału wyglądały jak najpiękniejsze bransolety.

Niewiele, a w zasadzie prawie nic nie było wiadomo o wcześniejszych losach starca. Nikt o nich nie słyszał. Sam Ami nikomu nie wspominał, co robił wcześniej, zanim pojawił się w tej krainie. Kryło się za jego osobą coś bardzo tajemniczego, ale nikt z Tariadczyków nie starał się poznać tajemnicy, którą starszy pan nosił w sobie. W końcu wszyscy czuli głęboko w sercu, że to dzięki niemu od wielu pokoleń żyli ze sobą w zgodzie. Pewnie dlatego że dobrze im się żyło, nie starali się dotrzeć do prawdy o nim. Z pewnością wszyscy czuli wielki respekt do niego, jednak mimo to Ami nie chciał ujawniać swojej przeszłości. W jakiś magiczny sposób skutecznie kontrolował ciekawość na jego temat. Nikt nawet nie próbował dociec, skąd on się wziął. Staruszek wybrał to miejsce na długie życie i czekał na odpowiedni czas lub osobę, której zdradzi swoją tożsamość. Był pewny, że spełnia misję przyszłości powierzoną mu przez kogoś takiego jak on sam.

Tamtego dnia ten czas właśnie nadszedł. Made zaczęła opowiadać całą historię, wzbudzając lęk u zgromadzonych. Wszyscy czekali na to, co powie starzec. Wielkie zdziwienie i konsternacja pojawiły się na twarzach mieszkańców, gdy usłyszeli jedynie słowa, po których poczuli niedosyt:

– Kochani, nie obawiajcie się tego, co czai się w Starym Jarze… Jest to bestia… zaiste… Jednak nie jest zagrożeniem dla nas… dopóki kryje się w głębinach jeziora… Nie może z nich wyjść, bo stworzona jest do ochrony drogi… drogi prowadzącej do Doliny Mgieł. Zapewniam was, nie ma żadnego zagrożenia… Teraz… właśnie teraz rozejdźcie się do swoich domów i zajmijcie się swoimi sprawami – powiedział, zerkając co chwilę na Kage i Made.

W jego spojrzeniu nie malował się strach. Wręcz przeciwnie, jego oczy świeciły blaskiem.

– Made i Kage, pójdziecie ze mną – powiedział po chwili.

Uspokojeni mieszkańcy Tariadii oddalali się do swoich domostw. Byli mocno zdziwieni jakimkolwiek udziałem małego chłopca w tej historii. Pomimo wielkiej ciekawości, która nimi targała, uszanowali wolę starca rozchodzili się do swoich zajęć, nie zadając żadnych pytań.

W tym samym czasie Nerga, ojciec Kage, podszedł do czekającego już na niego Ami i oznajmił:

– Czuję, że zabierzesz mi go gdzieś daleko.

– Nie obawiaj się. Przed nim jeszcze długa droga do spełnienia przeznaczenia. Musisz wiedzieć, że i ty odegrasz znaczącą rolę w jego kształceniu oraz świadomym podejmowaniu wyzwań.

– Wyzwań? – spytał.

– Tak! Wyzwań, jakie na niego czekają… Wiem, że w głębi serca czułeś, że twój syn jest wyjątkowy. Wiedziałeś to podświadomie… dlatego tak ciężko pracowałeś nad swoim kunsztem walki… Wreszcie będziesz mógł go jemu przekazać.

Ami położył swoją dłoń na ramieniu kowala i zniżając głos, dodał:

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok