Dialog zamiast kar - Zofia Aleksandra Żuczkowska - ebook

Dialog zamiast kar ebook

Zofia Aleksandra Żuczkowska

4,3

Opis

Ta książka to podsumowanie wieloletniej pracy z dorosłymi i dziećmi – efekt praktycznego zgłębiania zasad Porozumienia bez Przemocy (NVC) Marshalla B. Rosenberga. Autorka dzieli się w niej swoim bogatym doświadczeniem w kształtowaniu relacji z dzieckiem, opartych na obustronnym dostrzeganiu i poszanowaniu uczuć i potrzeb.

Książkę Zofii Żuczkowskiej polecam wszystkim, którzy chcą poprawić swoje relacje z bliskimi, a szczególnie gorąco rodzicom. Tym, którzy szukają sposobu na kłótnie w piaskownicy, i tym, którzy obawiają się buntu nastolatka.

Joanna SZULC, redaktor naczelna miesięcznika "Dziecko’"

 

Autorka podważa wiele staromodnych, ale i nowomodnych stereotypów wychowawczych. Jej książka jest ciekawa i mądra!

 

Jan WRÓBEL, nauczyciel, dziennikarz, dyrektor I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego „Bednarska” w Warszawie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (52 oceny)
30
10
9
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GosiaPajor

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa książka. Zwraca uwagę na ważne aspekty w kontaktach z dziećmi a także dorosłymi.
00
aglaja_n

Całkiem niezła

Ok. Przystępnie o nvc i rodzicielstwie bliskości.
00
helenaa

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00
KatarzynaSmo

Całkiem niezła

Nie polecam czytania syntezatorem.
00
Alicjanowakowska

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Pro­jekt gra­ficz­ny

KA­RO­LI­NA TOL­KA

Re­dak­cja

DA­RIUSZ SY­SKA

Co­py­ri­ght © by Zo­fia Alek­san­dra Żuczkow­ska 2013

Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two MiND 2013

ISBN 978-83-62445-37-0

Wy­daw­nic­two MiND

ul. Sar­nia 21

05-807 Pod­ko­wa Leśna

tel./fax 22 729 02 82

tel. 505 455 151

www.wy­daw­nic­two­mind.pl

mind@wy­daw­nic­two­mind.pl

Wy­da­nie pierw­sze

Skład i łama­nie: Ma­te­usz Sta­szek

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Mi­chałowi, Małgosi i Kar­ste­no­wi

oraz wszyst­kim dzie­ciom i ro­dzi­com,

których spo­tkałam, z wdzięcznością

i miłością.

WSTĘP

Dzie­ci po­trze­bują kon­tak­tu. Bar­dziej niż je­dze­nia, ład­nych ubrań i za­ba­wek. Chcą być słysza­ne i wi­dzia­ne ta­kie, ja­kie są – i tam, gdzie są. Nie­mal bez prze­rwy i z za­ufa­niem ko­mu­ni­kują, co się w nich dzie­je, za­pra­szając do­rosłych do spo­tka­nia. Pragną to­wa­rzy­stwa i obec­ności osób, które po­tra­fią do­strzec je w ich świe­cie oraz sza­nują ten świat i jego war­tości.

Nie po­trze­bują ko­ry­go­wa­nia i for­mo­wa­nia, ale zro­zu­mie­nia i współdziałania. Są go­to­we do tego już w łonie mat­ki. Za­miast „for­ma­cji” po­trze­bują infor­ma­cji o na­szym świe­cie: o tym, kim je­steśmy i dla­cze­go ro­bi­my to, co ro­bi­my. Wte­dy nas widzą i biorą pod uwagę.

Możemy nawiązać kon­takt z dziećmi, jeśli wie­my, jak mówić im o so­bie, a także kie­dy war­to mówić, a kie­dy mil­czeć – czy­li gdy po­tra­fi­my wyrażać sie­bie i swo­je war­tości w sposób dla nich dostępny. In­a­czej po pro­stu tra­ci­my czas. Kon­takt zakłada wyraźną obec­ność dwóch osób: jest jak most zbu­do­wa­ny na dwóch moc­nych pod­po­rach. Dorośli często nie za­uważają drob­nych rze­czy, które mogłyby ułatwić po­ro­zu­mie­nie, a po­tem oskarżają dzie­ci, że są „nie­posłuszne”. Jed­nak one nie słyszą tego, cze­go nie war­to słyszeć. To nie jest ich wada, ale od­wa­ga po­ka­zy­wa­nia nam rze­czy na­prawdę ważnych.

Kon­takt wy­zwa­la z sa­mot­ności, daje po­czu­cie bez­pie­czeństwa, wzmac­nia samoświa­do­mość, za­ufa­nie do sie­bie i swo­ich od­czuć, a także po­ma­ga po­znać i usza­no­wać świat i doświad­cze­nia in­nych lu­dzi. To dorośli są od­po­wie­dzial­ni za stwo­rze­nie dzie­ciom prze­strze­ni i możliwości kon­tak­tu, wza­jem­nej wy­mia­ny i ko­mu­ni­ka­cji, w której one wzra­stają – a wraz z nimi my, ro­dzi­ce i opie­ku­no­wie.

Wbrew po­zo­rom kon­takt z ludźmi, a zwłasz­cza z dziećmi, nie jest trud­ny. Nie wy­ma­ga żad­nych szczególnych umiejętności ani poświęce­nia. Żeby go nawiązać, wy­star­czy wie­dzieć, co się w nas dzie­je: w na­szych uczu­ciach i myślach – oraz co dzie­je się między nami. Inni lu­dzie – zwłasz­cza dzie­ci – nie­ustan­nie dają nam in­for­mację zwrotną na ten te­mat. Kon­takt z nimi jest jak ta­niec: trze­ba wy­czuć rytm, wypróbować kro­ki, połączyć je z kro­ka­mi part­ne­ra, a po­tem pod­dać się mu­zy­ce. Jeśli sami doświad­cza­my kon­taktu, zdo­by­wa­my od­wagę, żeby otwo­rzyć się na to, co się wy­da­rzy w trak­cie spo­tka­nia. Ale jeśli z góry zakłada­my jakiś cel – inny niż samo doświad­cze­nie kon­taktu i wza­jem­ne­go wi­dze­nia sie­bie – wte­dy kon­takt jest pra­wie nie­osiągal­ny, zwłasz­cza w re­la­cjach z dziećmi.

Kon­takt, o ja­kim piszę w tej książce, to wy­da­rze­nie, które dzie­je się w da­nym mo­men­cie i trwa tyl­ko chwilę. Ale im częściej się po­ja­wia, tym bo­gat­sze i pełniej­sze sta­je się na­sze wspólne życie. Kon­takt jest po­dob­ny do prze­kra­cza­nia mo­stu, od­wie­dza­nia się na­wza­jem w gra­ni­cach na­szych światów, ale bez zawłasz­cza­nia i wza­jem­nej in­ge­ren­cji. Wszy­scy po­trze­bu­je­my bli­skości i obec­ności in­nych, a z dru­giej stro­ny, chce­my też uzna­nia dla na­szej odrębności i pod­mio­to­wości. Po­trze­bują tego także dzie­ci. Swoją odrębność i pod­mio­to­wość sy­gna­li­zują, kie­dy osiągną już pierw­szy rok życia, wy­po­wia­dając swo­je pierw­sze słowa – a wśród nich co­raz bar­dziej świa­do­me i odważne „Nie”. Cza­sem jest ono trud­ne do przyjęcia dla ro­dziców, choć według mnie to jed­no z naj­ważniej­szych i naj­piękniej­szych słów dziec­ka. Po­ka­zu­je, że za­czy­na ono do­strze­gać i chro­nić swo­je własne gra­ni­ce w re­la­cjach z naj­ważniej­szy­mi dla nie­go oso­ba­mi. Te gra­ni­ce będą mu po­trzeb­ne przez całe życie. Jeśli nie po­zna i nie doświad­czy ich w ro­dzi­nie, w re­la­cjach z naj­bliższy­mi, będzie mu­siało na­uczyć się tego poza ro­dziną, nie za­wsze w taki sposób, ja­kie­go życzy­li­by so­bie ro­dzice. Umiejętność bu­do­wa­nia kon­tak­tu z dziećmi jest więc, według mnie, nie­odłącznie związana z tym, czy jako ro­dzice po­tra­fi­my do­strzec i do­ce­nić war­tość słowa „Nie” w ustach dziec­ka.

Naj­więcej na ten te­mat do­wie­działam się od dzie­ci. Przy­toczę tu hi­sto­rię sprzed kil­ku mie­sięcy, dzięki której miałam okazję po raz ko­lej­ny prze­ko­nać się o zna­cze­niu kon­tak­tu dla do­rosłych i dzie­ci.

Pew­ne­go dnia stałam na przy­stan­ku, kie­dy z au­to­bu­su wy­siadła bab­cia z wnuczką w wie­ku około czte­rech lat. Dziew­czyn­ka opie­rała się, nie chciała iść. Bab­cia coś jej tłuma­czyła, a po chwi­li wzięła za rączkę i moc­no pociągnęła za sobą. Przeszły w ten sposób na drugą stronę uli­cy, po czym dziec­ko zno­wu za­trzy­mało się. Bab­cia po­wo­li szła da­lej. Dziew­czyn­ka tupnęła nóżkami i zaczęła krzy­czeć. Bab­cia zawróciła, znów coś tłuma­czyła. Dziew­czyn­ka prze­stała krzy­czeć, ale nie chciała iść. Po­deszła do nich jakaś ko­bie­ta, po­tem ro­dzi­na z dziećmi. Sta­li przez chwilę i roz­ma­wia­li z bab­cią i wnuczką. Miałam na­dzieję, że się do­ga­dają. Nic z tego. Ode­szli, a one zno­wu zo­stały same. Bab­cia poszła do przo­du kil­ka kroków, ale dziew­czyn­ka wciąż stała w miej­scu, krzy­czała i tupała nóżkami.

Pa­trzyłam na to, stojąc na przy­stan­ku. W pew­nej chwi­li dziew­czyn­ka odwróciła się i zaczęła iść w stronę jezd­ni. Bab­cia szyb­ko do niej pod­biegła, szarpnęła za kurtkę, mówiła coś pod­nie­sio­nym głosem. Dziew­czyn­ka przewróciła się na chod­nik. Do­biegłam do nich. Kucnęłam przy dziec­ku i spy­tałam:

– Co się stało?

– Nie chcę iść, bolą mnie nóżki!

– Aha, bolą cię nóżki.

– Ja chcę na wózek.

– Ale nie mamy wózka! – po­wie­działa bab­cia. – W domu masz wózek. Jeśli wsta­niesz, to za­raz będzie­my w domu.

– Chciałabyś na wóze­czek? – zwróciłam się do dziec­ka.

– Tak. Bolą mnie nóżki.

– Bolą cię nóżki – powtórzyłam. – Zmęczyły się?

– Tak. Gdy nie mamy wózka, ja chcę na rączki.

– Nie mam siły wziąć cię na ręce – wtrąciła bab­cia. – Mnie też bolą nogi! Też je­stem zmęczo­na. Wi­dzisz? – po­ka­zała ban­daże na no­gach.

– Bolą cię nóżki i chcesz na rączki albo na wózek? – sku­piłam zno­wu uwagę tyl­ko na dziec­ku.

– Tak.

Dziec­ko po­pa­trzyło na mnie sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi, było spo­koj­ne. Nie mówiłam nic przez mo­ment, tyl­ko pa­trzyłyśmy na sie­bie. Dziew­czyn­ka przy­bliżyła się, jak­by chciała się przy­tu­lić, więc wzięłam ją za rękę i przy­tu­liłam. To właśnie był mo­ment kon­tak­tu. Po­czułam wzru­sze­nie. Po chwi­li trwającej może pół mi­nu­ty po­wie­działam po­wo­li, patrząc na dziew­czynkę, która te­raz uważnie mnie słuchała:

– Hm. Cie­bie bolą nóżki i bab­cię też (pau­za). Bab­cia nie ma siły, żeby wziąć cię na ręce i nie mamy wózka (pau­za). Co zro­bić, żeby te­raz dojść do domu?

– Nie wiem.

– Nie wiesz (zno­wu prze­rwa). A może spróbu­je­my iść ma­lut­ki­mi krocz­ka­mi? Ja będę trzy­mać cię za jedną rączkę, a bab­cia za drugą. Co ty na to?

Dziew­czyn­ka kiwnęła główką. Ru­szyłyśmy po­wo­li, małymi kro­ka­mi.

– To te­raz idźcie tak po­wo­li da­lej, a ja wrócę na przy­sta­nek, do­brze? – po­wie­działam po chwi­li.

– Tak – dziew­czyn­ka od­po­wie­działa spo­koj­nie.

Po­ma­chała mi rączką i obie poszły da­lej po­wo­li. Bab­cia po­wie­działa jesz­cze na ko­niec:

– Dziękuję. Jak to się pani udało?

– Po pro­stu jej słuchałam. Tyl­ko tyle.

Przez chwilę pa­trzyłam, jak się od­da­lają, a po­tem wróciłam na przy­sta­nek. Wszyst­ko trwało może pięć mi­nut.

***

Zwy­kle to małe dzie­ci ini­cjują kon­takt w re­la­cjach z do­rosłymi. Wyrażają coś – nie­ko­niecz­nie wer­bal­nie – bo chcą być usłysza­ne, przyjęte i zro­zu­mia­ne. Do­rosły może tego nie ro­zu­mieć albo nie wie­dzieć dokład­nie, o co cho­dzi. Ale naj­ważniej­sze jest, żeby chciał dziec­ko usłyszeć. Kie­dy wsłucha się w to, co ono mówi, po­ja­wi się szan­sa na kon­takt. Po­tem trze­ba ten kon­takt pod­trzy­mać i słuchając dziec­ka, po­zwo­lić mu się pro­wa­dzić tak długo, aż będzie ono w sta­nie usłyszeć do­rosłego.

Za każdym ra­zem kie­dy dzie­je się coś ta­kie­go, widzę otwar­tość dziec­ka i jego go­to­wość do współdziałania. Wa­run­kiem jed­nak jest, żeby naj­pierw zo­stało ono wysłucha­ne. Nie szu­kam szyb­kich roz­wiązań, nie sto­suję żad­nych spek­ta­ku­lar­nych me­tod ani tricków pe­da­go­gicz­nych. Trak­tuję se­rio to, co dziec­ko mówi.

Bab­cia tej dziew­czyn­ki też miała swoją hi­sto­rię i też bar­dzo chciała zo­stać wysłucha­na – dla­te­go właśnie nie była w sta­nie usłyszeć wnucz­ki. Być może, jak wie­lu do­rosłych, chciała ją cze­goś na­uczyć, uświa­do­mić pew­ne zależności, które każdy musi ro­zu­mieć. Sama także pragnęła zro­zu­mienia, wspar­cia i em­pa­tii. To wszyst­ko mogła otrzy­mać – bo dzie­ci są za­wsze go­to­we do oka­zy­wa­nia wspar­cia i współdziałania – ale sposób, w jaki się tego do­ma­gała, był nie­sku­tecz­ny. Chciała to do­stać na­tych­miast, nie bacząc na po­trze­by dziew­czyn­ki. A ona robiła dokład­nie to samo: „Te­raz, na­tych­miast, zrób to, cze­go od cie­bie ocze­kuję”.

Dzie­ci nas naśla­dują. Do­stra­jają się do tego, co dzie­je się w nas. Im bar­dziej je­steśmy wo­bec nich „upar­ci”, tym moc­niej same się upie­rają. Jeśli je ak­cep­tu­je­my i współdziałamy z nimi – tym chętniej same współdziałają.

To je­den z me­cha­nizmów, który często do­strze­gam w re­la­cjach do­rosłych i dzie­ci: dzie­cięca nie­cier­pli­wość jest jak tuba, która nagłaśnia nie­cier­pli­wość do­rosłych. Tak dzie­je się nie­mal za­wsze, kie­dy po­ja­wiają się w nas sil­ne emo­cje. Przy­da­je się wte­dy dy­ry­gent, który pomoże zhar­mo­ni­zo­wać brzmie­nia, albo tłumacz, który przełoży ge­sty na słowa i ułatwi wza­jem­ne po­ro­zu­mie­nie.

W trak­cie opi­sa­ne­go spo­tka­nia byłam dla bab­ci i wnucz­ki ta­kim właśnie tłuma­czem albo dy­ry­gen­tem. Wie­działam, co robić, jak słuchać, cze­go nie robić, cze­go nie mówić – i byłam pew­na, że to wszyst­ko ra­zem ma sens. Znam pod­sta­wo­we kro­ki tego tańca, choć nig­dy nie wiem, jak za­cho­wa się mój part­ner – a tu było ich dwóch. Już od pierw­szej chwi­li byłam bar­dziej pew­na kroków dziew­czyn­ki – ale i bab­cia dołączyła do nas z gracją.

Zdaję so­bie sprawę, że było mi znacz­nie łatwiej po­pro­wa­dzić ten ta­niec niż bab­ci. Nie byłam za­an­gażowa­na w kon­flikt, więc moje emo­cje nie roz­pra­szały dziec­ka. Nie do mnie należało bez­piecz­ne do­pro­wa­dze­nie jej do domu, więc nie wy­wie­rałam pre­sji – poza tym nie byłam zmęczo­na i nie bolały mnie nogi. Miałam zro­zu­mie­nie także dla bab­ci, nie po­uczałam jej i nie kry­ty­ko­wałam. Wi­działam jej roz­pacz, bez­rad­ność i za­gu­bie­nie, kie­dy po­trze­bo­wała po­mo­cy, wspar­cia, zro­zu­mie­nia – choć mogła do­stać je tyl­ko od obec­nych wokół do­rosłych, a nie od dziec­ka.

Wy­star­czyło kil­ka pro­stych wskazówek, żeby roz­wiązać kon­flikt. Osobę do­rosłą mogłam po­pro­sić, żeby po­cze­kała chwilę z za­spo­ko­je­niem swo­ich po­trzeb. Byłam jej wdzięczna, że się na to zgo­dziła. Wte­dy dziew­czyn­ka mogła wy­ra­zić – wyśpie­wać – swój ból i swo­je pra­gnie­nia. Wy­star­czyła tyl­ko drob­na zmia­na po­dejścia: za­miast ocze­ki­wać od niej zro­zu­mie­nia, należało ją naj­pierw usłyszeć i zro­zu­mieć.

Prze­ko­nałam się, że słowo „zro­zu­mieć” nie od­da­je tego, co dzie­je się w świe­cie dzie­ci. One po­tra­fią coś in­ne­go niż ro­zu­mie­nie: poj­mują sy­tu­ację, oko­licz­ności, wszyst­ko, co się dzie­je wokół i wewnątrz ich świa­ta. Aby się z nimi do­ga­dać, my też mu­si­my stać się po­jem­ni, czy­li go­to­wi przyjąć to, co się dzie­je, zdol­ni otwo­rzyć prze­strzeń kon­tak­tu.

Wy­ma­ga­nie od dzie­ci zro­zu­mie­nia dla do­rosłych jest, według mnie, nie­po­ro­zu­mie­niem. Hi­sto­ria bab­ci i wnucz­ki była jed­nym z nie­po­ro­zu­mień, ja­kich wie­le ob­ser­wuję wśród do­rosłych i dzie­ci.

Wy­da­je mi się, że dzie­ci, zwłasz­cza dzie­ci w Pol­sce – bo te znam naj­le­piej – zbyt rzad­ko doświad­czają obec­ności do­rosłych, którzy po­tra­fią zbu­do­wać i pod­trzy­mać kon­takt. Nie za­mie­rzam kry­ty­ko­wać lu­dzi i ich za­cho­wań ani me­tod, które sto­sują. Jako ro­dzi­ce, opie­ku­no­wie sta­ra­my się dać dzie­ciom to, co naj­lep­sze. Myślę jed­nak, że często mamy trud­ność w po­ro­zu­mie­niu się z nimi, bo bra­ku­je nam doświad­cze­nia kon­taktu z ludźmi. Za­po­mi­na­my, że kon­takt jest ważny, i często nie wie­my, na czym po­le­ga. Być może tra­ci­my też wiarę, że jest w ogóle możliwy. Może gdy­byśmy jako dzie­ci wzra­sta­li w śro­do­wi­sku ko­mu­ni­ka­cji i gdy­by nasi ro­dzi­ce, za­miast „wy­cho­wy­wać nas na porządnych lu­dzi”, cie­szy­li się naszą obec­nością i dia­lo­giem z nami, byłoby nam dzi­siaj łatwiej cie­szyć się kon­taktem z na­szy­mi dziećmi?

Nie zda­je­my so­bie też spra­wy z tego, że to nie in­te­lekt i wie­dza mają pod­sta­wo­we zna­cze­nie w bu­do­wa­niu kon­tak­tu – ale emo­cje. Zwłasz­cza w re­la­cjach z dziećmi mu­si­my mieć oczy i uszy otwar­te na uczu­cia. Uczu­cia mają ta­kie zna­cze­nie w two­rze­niu kon­tak­tu jak mu­zy­ka w tańcu.

Czy­tając tę książkę i za­war­te w niej roz­mo­wy z dziećmi, być może przy­po­mni­cie so­bie własne dzie­ciństwo. Jeśli mie­liście szczęście doświad­czyć spo­tkań z do­rosłymi, którzy po­tra­fi­li wsłuchać się w wa­sze uczu­cia i nawiązać z wami kon­takt, praw­do­po­dob­nie jest wam łatwiej i z większą na­tu­ral­nością ko­mu­ni­ku­je­cie się ze swo­imi dziećmi.

Jeśli jed­nak było in­a­czej, być może po­czu­je­cie smu­tek i żal. Do­strzeżenie w so­bie tych uczuć, uzna­nie ich i przyjęcie jako ważnej in­for­ma­cji o so­bie może być początkiem dia­lo­gu – naj­pierw ze sobą, a po­tem z in­ny­mi. Kie­dy od­zy­sku­je­my zdol­ność czu­cia – a nie tyl­ko ro­zu­mie­nia, wyjaśnia­nia i tłuma­cze­nia – od­zy­sku­je­my utra­coną dzie­cięcą zdol­ność poj­mo­wa­nia rze­czy. Od­zy­sku­je­my wte­dy kon­takt: przede wszyst­kim z sa­mym sobą. Gdy zależy nam na po­ro­zu­mie­niu z dziećmi, naj­pierw mu­si­my umieć po­ro­zu­mieć się i skon­taktować z sa­mym sobą: na­szy­mi odczu­ciami, przeżycia­mi, na­szym dzie­cięcym świa­tem z przeszłości.

W tej książce nawiązuję często do na­szych dzie­cięcych doświad­czeń w re­la­cjach z do­rosłymi, bo to one de­ter­mi­nują naszą zdol­ność ko­mu­ni­ko­wa­nia się z dziećmi. Obec­ność dzie­ci wy­zwa­la z podświa­do­mości tam­te przeżycia i ich emo­cjo­nal­ny kon­tekst, na­wet jeśli ich nie pamiętamy. Au­to­ma­tycz­nie po­wta­rza­my to, cze­go sami doświad­czy­liśmy, i prze­ka­zu­je­my to na­szym dzie­ciom jak język oj­czy­sty. To nie­unik­nio­ny pro­ces – tak funk­cjo­nu­je nasz mózg. Wie­my o tym od kil­ku­na­stu lat dzięki fa­scy­nującym od­kry­ciom do­tyczącym funk­cjo­no­wa­nia ośrodków od­po­wie­dzial­nych za pro­cesy emo­cjo­nal­ne czy neu­ronów lu­strza­nych w na­szym mózgu. Z badań neu­ro­bio­logów do­wie­dzie­liśmy się też, że mózg człowie­ka jest ak­tyw­ny i roz­wi­ja się przez całe życie – a nie tyl­ko w dzie­ciństwie, jak uważano jesz­cze dwa­dzieścia lat temu – i za­pi­sa­ne w neu­ronach lu­strza­nych in­for­ma­cje można mo­dy­fi­ko­wać i zmie­niać po­przez nowe doświad­czenia.

W swo­jej książce wra­cam często do tych za­gad­nień, bo uważam je za naj­istot­niej­sze. Bez otwar­te­go, odważnego dia­lo­gu na te­mat źródeł na­szej ko­mu­ni­ka­cji i re­la­cji z ludźmi nie je­steśmy w sta­nie podjąć dia­lo­gu z dziećmi.

W ko­lej­nych roz­działach książki chcę opi­sać, na czym, według mnie, po­le­ga dia­log otwie­rający drogę do po­ro­zu­mie­nia z dziećmi – i nie tyl­ko z dziećmi. Po­dzielę się też mo­imi doświad­cze­nia­mi i od­kry­cia­mi ze współpra­cy z ro­dzi­na­mi, z którymi spo­ty­kałam się na warsz­ta­tach pro­wa­dzo­nych me­todą Po­ro­zu­mie­nia bez Prze­mo­cy1. W dru­giej części omówię główne za­sa­dy gra­ma­tycz­ne Języka Ser­ca, czy­li sty­lu po­ro­zu­mie­wa­nia się, który pomógł mi zmie­nić na­wy­ki wy­nie­sio­ne z domu ro­dzin­ne­go. Za­pro­po­nuję ćwi­cze­nia po­ma­gające ożywić przepływ ko­mu­ni­ka­cji między bli­ski­mi oso­ba­mi i zro­zu­mieć, skąd biorą się na­sze oso­bi­ste trud­ności w ko­mu­ni­ka­cji z ludźmi.

Klu­czo­wy dla mo­je­go doświad­cze­nia był tre­ning Po­ro­zu­mie­nia bez Prze­mo­cy, który za­wdzięczam szczególnie tre­ne­rom ze Skan­dy­na­wii: Kar­ste­no­wi Schacht-Pe­ter­se­no­wi, Kir­sten Kri­sten­sen, Le­enie Ma­iji Hur­me, Ma­rian­ne Go­eth­lin i Towe Wid­strand. Pod­kreślam ich skan­dy­naw­skie po­dejście, w którym wy­ko­rzy­stują także doświad­cze­nia duńskie­go te­ra­peu­ty i pe­da­go­ga Je­spe­ra Ju­ula. W ciągu sied­miu lat współpra­cy z nimi pod­czas Fa­mi­ly Campów – co­rocz­nych wa­ka­cyj­nych tre­ningów ko­mu­ni­ka­cji pro­wa­dzo­nych w Da­nii i w Pol­sce – uczyłam się i doświad­czałam in­ten­syw­ne­go roz­wo­ju mo­ich własnych umiejętności nawiązy­wa­nia kon­tak­tu ze sobą i in­ny­mi ludźmi.

***

Mam na­dzieję, że książka ta okaże się in­spi­racją dla ro­dziców i wy­cho­wawców w pra­cy nad jakością ich re­la­cji z dziećmi. Zależy mi także, aby był to prak­tycz­ny po­rad­nik, dla­te­go znaj­dzie się w nim wie­le kon­kret­nych rad, wskazówek i narzędzi do na­uki dia­lo­gu z dziećmi.

Nie jest ona pomyślana jako kry­ty­ka tego, co robią ro­dzi­ce. Chcę w niej prze­ka­zać wiedzę i doświad­cze­nie, które po­mogły mnie sa­mej, i wierzę, że mogą pomóc także in­nym ro­dzi­com w ich re­la­cjach z dziećmi.

Dziś co­raz le­piej zda­je­my sie­bie sprawę z tego, że kry­ty­ka, wzbu­dza­nie po­czu­cia winy czy za­wsty­dza­nie – czy­li po­ka­zy­wa­nie lu­dziom, że są źli, w na­dziei, że się po­pra­wią – nie przy­no­si ocze­ki­wa­ne­go efek­tu. Jeśli należymy do po­ko­le­nia, które w dzie­ciństwie słyszało przede wszyst­kim, co robi źle i co po­win­no w so­bie zmie­nić, żeby inni byli za­do­wo­le­ni, możemy mieć na­wyk szu­ka­nia wi­no­wajców i nie­udacz­ników w swo­im oto­cze­niu – przede wszyst­kim w sa­mych so­bie. Nie po­ka­za­no nam, jak nawiązać dia­log opar­ty na ja­snym wyrażaniu sie­bie i szu­ka­niu wspólnych roz­wiązań.

Po­trze­bu­je­my no­we­go po­dejścia, nie tyl­ko do dzie­ci, ale i do sie­bie. Jed­nym ze spo­sobów upo­ra­nia się z wewnętrzną kry­tyką i po­czu­ciem winy może być co­dzien­nie po­na­wia­na de­cy­zja o za­ufa­niu so­bie i swo­jej in­tu­icji, swo­im uczu­ciom i po­trze­bom. Dzie­ci po­mogą nam od­kryć i roz­winąć te zdol­ności na nowo. Często naj­lepszą drogą „re­edu­ka­cji” do­rosłych jest kon­takt z nimi, a nie czy­ta­nie książek.

Z książki tej nie do­wie­cie się, jak zmie­nić swo­je dzie­ci. Nie do­wie­cie się też, jak spra­wić, żeby wy­ko­ny­wały wa­sze po­le­ce­nia i były posłuszne! To nie jest książka o me­to­dach wy­cho­wy­wa­nia dzie­ci, tyl­ko o tym, jak być z nimi i dla­cze­go jest to ważne również dla nas.

Chcę wam za­pro­po­no­wać małe ćwi­cze­nie na roz­grzewkę i przy­go­to­wa­nie do dia­lo­gu, o którym będę pisać. Pomoże wam ono spraw­dzić, jak ra­dzi­cie so­bie z wyrażaniem własnych uczuć, myśli i pra­gnień.

Ćwi­cze­nie

1. Za­stanów się, dla­cze­go sięgnęłaś (sięgnąłeś) po tę książkę? Jaka po­trze­ba po­wo­du­je, że właśnie ją czy­tasz?

2. Jeśli spo­dzie­wasz się przy­najm­niej jed­nej ko­rzyści z jej lek­tu­ry, po­wiedz o tym głośno do sie­bie – i posłuchaj swo­ich słów.

3. Powtórz to samo w obec­ności kogoś bli­skie­go. Po­proś, aby przez chwilę słuchał cię z uwagą. Wy­starczą dwa, trzy zda­nia. Im więcej słów wy­po­wiesz, tym mniej­sza szan­sa, że zo­sta­niesz usłysza­ny. Mów w pierw­szej oso­bie, za­czy­naj zda­nia od: „Chcę… Zależy mi…”.

4. Na końcu po­wiedz swo­je­mu dziec­ku, dla­cze­go czy­tasz książkę o po­ro­zu­mie­wa­niu się z dziećmi. Po­wiedz to jesz­cze krócej niż do­rosłemu: w jed­nym, naj­wyżej dwóch krótkich zda­niach. A po­tem uważnie wysłuchaj, co po­wie na to dziec­ko, i za­pisz jego słowa.

W ko­lej­nych roz­działach za­pro­po­nuję kon­ty­nu­ację i roz­wi­nięcie tego ćwi­cze­nia. Jeśli wy­da­je się wam ono cie­ka­we i in­spi­rujące – za­pra­szam do lek­tu­ry!

CZĘŚĆ I.DIA­LOG

Na czym po­le­ga dia­log i dla­cze­go war­to sto­so­wać go za­miast kar?

W trak­cie na­uki za­sad i prak­ty­ki Po­ro­zu­mie­nia bez Prze­mo­cy zdałam so­bie sprawę, że za­miast pytać: jak nawiązuje się kon­takt z ludźmi? – należy ra­czej za­trosz­czyć się o to, aby nie blo­ko­wać na­tu­ral­ne­go kon­taktu, który po­wsta­je sam przez się. Po­twier­dza to przy­to­czo­na hi­sto­ria bab­ci i wnucz­ki: dziew­czyn­ka in­stynk­tow­nie dążyła do kon­taktu z opie­kunką, sta­rając się wy­ra­zić swo­je po­trze­by. Należało tyl­ko ten kon­takt pod­trzy­mać.

Dla­te­go za­wsze war­to naj­pierw za­sta­no­wić się, czy w ogóle je­steśmy go­to­wi przyjąć prze­kaz dziec­ka. Trze­ba też zda­wać so­bie sprawę, dla­cze­go zależy nam na po­ro­zu­mie­niu. Czy chce­my praw­dzi­we­go kon­tak­tu, czy też mamy na oku pew­ne cele, które pra­gnie­my zre­ali­zo­wać, nie­za­leżnie od tego, co czu­je dziec­ko?

Wy­obraźmy so­bie inny sce­na­riusz kon­flik­tu między bab­cią i wnuczką: bab­cia siłą pociąga za sobą krzyczącą dziew­czynkę, jed­no­cześnie pod­kreślając, że jej opór jest głupi, po­nie­waż nie jest w sta­nie za­nieść jej do domu. Być może także za­gro­zi dziec­ku, że jeśli się nie do­sto­su­je, nie dosta­nie pod­wie­czor­ku albo nie będzie oglądać baj­ki, lub, co gor­sza, że przesta­nie je ko­chać.

Co dzie­je się wte­dy w świe­cie dziec­ka, w jego ser­cu i myślach? Doświad­cza ono emo­cjo­nal­ne­go i fi­zycz­ne­go bólu, opusz­cze­nia, za­gu­bie­nia. Być może myśli so­bie: „To, co czuję, nie jest ważne. Muszę o tym za­po­mnieć. Dorośli są sil­ni. Nie da się z nimi do­ga­dać. Muszę się pod­porządko­wać”. Tra­ci wte­dy kon­takt ze sobą, z tym, co czu­je. Tra­ci też na­dzieję, że może zo­stać usłysza­ne i zro­zu­mia­ne, że może być tym, kim jest, że jego po­trze­by mają ja­kie­kol­wiek zna­cze­nie. Po­trze­by to wewnętrzna moc, źródło na­szych działań i dążeń – i kie­dy nie są bra­ne pod uwagę, po­ja­wia się prze­moc.

W sy­tu­acji, kie­dy do­rosły mu­siałby po­wstrzy­mać albo pociągnąć dziec­ko siłą, żeby na przykład nie wy­biegło na ulicę, albo dla­te­go, że gdzieś się spie­szy, dużo le­piej byłoby, gdy­by jed­no­cześnie wytłuma­czył, że nie wie, jak in­a­czej so­bie po­ra­dzić; że chce je zro­zu­mieć i usłyszeć, ale w tej chwi­li nie ma na to cza­su. Wte­dy nadal ist­nie­je kon­takt i równo­wa­ga między po­trze­ba­mi obu stron. Dzie­ci re­agują na ta­kie po­dejście z o wie­le większym zro­zu­mieniem, niż mo­gli­byśmy przy­pusz­czać.

Jeśli na­prawdę zależy nam na kon­tak­cie z dziec­kiem, nie wol­no nam:

1. Mówić, kie­dy ono mówi. Im mniej słów z na­szej stro­ny, tym le­piej.

2. Szu­kać i pro­po­no­wać roz­wiąza­nia przed wysłucha­niem go.

3. Za­sta­na­wiać się, co myślą inni, kie­dy patrzą na na­sze próby kon­tak­tu z dziec­kiem. Sku­pia­my uwagę tyl­ko na so­bie, dziec­ku i na tym, co dzie­je się między nami.

Te trzy za­sa­dy są bar­dzo pro­ste i, wy­da­wałoby się, oczy­wi­ste. Jeśli jed­nak przyj­rzy­my się na­szym co­dzien­nym roz­mo­wom z dziećmi, może się oka­zać, że war­to o nich so­bie co jakiś czas przy­po­mi­nać.

Kie­dy za­czy­nam mówić o so­bie, za­nim dziec­ko (lub inna oso­ba) jest w sta­nie mnie wysłuchać – czy­li za­nim ono nie zosta­nie wysłucha­ne – tracę tyl­ko czas i siły. Ale jak roz­po­znać ten właściwy mo­ment, kie­dy mogę zacząć mówić o swo­ich po­trze­bach? Tak jak w tańcu: trze­ba być wrażli­wym na re­ak­cje dru­giej stro­ny, słuchać, pa­trzeć i sa­me­mu próbować. Jeśli dziec­ko przy­ta­ku­je, pa­trzy nam w oczy, od­dy­cha głęboko, to zna­czy, że nas słyszy. Praw­do­po­dob­nie czu­je wte­dy ulgę, spokój i radość. Jeśli od­wra­ca głowę i krzy­czy, to znak, że nie chce nas słuchać. Być może czu­je napięcie, ból albo złość. Wte­dy na­sza ko­lej na słucha­nie. Pozwólmy dziec­ku mówić i bądźmy obec­ni, dopóki nie po­ja­wi się z jego stro­ny sy­gnał, że jest go­to­we słuchać. Być może w ogóle nie będzie do tego go­to­we. Jed­nak im bar­dziej sku­pia­my uwagę na tym, aby nas wysłuchało, tym mniej je­steśmy przy nim obec­ni i słabiej słyszy­my to, co chce nam po­wie­dzieć.

Z ko­lei jeśli w trak­cie roz­mo­wy z dziec­kiem sku­piam się na tym, co myślą o mnie oso­by po­stron­ne – i co po­win­nam zro­bić, żeby po­ka­zać, że je­stem dobrą matką, na­uczy­cielką, opie­kunką, bab­cią itp. – tym mniej zo­sta­je mnie dla dziec­ka. Ono czu­je się sa­mot­ne i za­gu­bio­ne w swo­im świe­cie, nie mając dostępu do mo­je­go świa­ta. Sto­imy roz­dzie­le­ni nie­wi­dzialną ścianą.

Dzie­ci chcą, żebyśmy byli przy nich obec­ni – bli­sko tego, co się w nich w da­nym mo­men­cie dzie­je, a nie przy na­szych po­mysłach na roz­wiąza­nie pro­ble­mu. Im bar­dziej zależy nam na ich  u s p o k o j e n i u  – a nie  z a s p o k o j e n i u  po­trze­by kon­tak­tu – tym mniej­sze mamy szan­se na uda­ny kon­takt.

W dia­lo­gu z dziećmi nie wy­star­czy mówić, sto­sując jakąś sku­teczną tech­nikę czy me­todę, która „działa” i spra­wi, że  b ę d ą   n a s   s ł u c h a ł y.  Nie war­to uda­wać, że ich  s ł u c h a m y,  jeśli nie chce­my albo nie po­tra­fi­my  u s ł y s z e ć  tego, co mają do po­wie­dze­nia. Mu­si­my na­uczyć się z nimi roz­ma­wiać. Ko­mu­ni­ka­cja nie jest po to, żeby osiągnąć jakiś efekt – jest częścią życia. To spo­tka­nie osób, które chcą mieć wpływ na swo­je życie. Czy jest jakiś powód, dla którego dzie­ci miałyby być tego wpływu po­zba­wio­ne?

Często ob­ser­wuję, że lu­dzie mówią do sie­bie jed­no­cześnie – do­ty­czy to nie tyl­ko rozmów z dziećmi. Obie stro­ny chcą być wysłucha­ne, ale żadna nie słucha. Nie jest to jesz­cze naj­gor­sza sy­tu­acja. Jeśli zależy nam na po­ro­zu­mie­niu, ktoś musi zacząć słuchać, jed­nak nie re­zy­gnując ze swo­je­go pra­gnie­nia by­cia wysłucha­nym. Będę w dal­szej części książki pro­po­no­wać ćwi­cze­nia, które pokażą, jak słuchać i jak pro­sić o to, aby ktoś nas wysłuchał – a także jak możemy prze­ko­nać się, czy zo­sta­liśmy wysłucha­ni.

Większą prze­szkodą, która unie­możli­wia kon­takt, jest słucha­nie po­zor­ne: milczę, kie­dy ktoś mówi, ale nie słucham go, bo za­sta­na­wiam się nad tym, co sama za chwilę po­wiem. Taki ro­dzaj słucha­nia daje mniejszą szansę na kon­takt niż równo­cze­sne mówie­nie.

Jesz­cze bar­dziej blo­ku­je słucha­nie dia­gno­stycz­ne: słucham, ale sku­piam uwagę tyl­ko na tych sy­gnałach, symp­to­mach i za­cho­wa­niach, które po­twier­dzają moją opi­nię o rozmówcy. Nie mam in­ten­cji usłysze­nia i zo­ba­cze­nia go w da­nej sy­tu­acji – zależy mi je­dy­nie na po­twier­dze­niu swo­je­go zda­nia o nim. To jest, według mnie, najbar­dziej tra­gicz­ny w skut­kach sposób ofe­ro­wa­nia kon­tak­tu, po­nie­waż zupełnie unie­możli­wia spo­tka­nie. Nie ma w nim part­ner­stwa, sza­cun­ku i wza­jem­ności. Jest do­mi­na­cja i nadużycie za­ufa­nia. Na­zy­wam ta­kie po­dejście tra­gicz­nym także dla­te­go, że spo­ty­kam je zbyt często w po­sta­wach do­rosłych, na­uczy­cie­li, pe­da­gogów i – co gor­sza – ro­dziców wo­bec dzie­ci.

Ogrze­wal­nie dla ro­dziców

Uważam, może trochę na przekór no­wo­cze­snym tren­dom i opi­niom eks­pertów od ro­dzi­ciel­stwa, że po­ro­zu­mie­nie z dziećmi nie wy­ma­ga żad­nych szczególnych umiejętności ani spe­cja­li­stycz­ne­go wy­kształce­nia. Wręcz prze­ciw­nie. Moim zda­niem, im więcej wie­my o dzie­ciach w ogóle, tym łatwiej tra­ci­my z oczu wyjątkową i je­dyną w swo­im ro­dza­ju istotę, która stoi przed nami. To samo się dzie­je, kie­dy chce­my na­uczyć się „by­cia do­brym ro­dzi­cem”. Dużo ważniej­sze jest py­ta­nie, czy je­stem au­ten­tycz­na(y) w kon­tak­tach z moim dziec­kiem i mo­imi bli­ski­mi? I co to zna­czy: być au­ten­tycz­nym?

Myślę więc, że jako ro­dzi­ce po­trze­bu­je­my nie tyle edu­ka­cji ze stro­ny eks­pertów, ile wspólnot i grup przy­ja­ciel­skich, w których możemy otwar­cie dzie­lić się swo­imi uczu­cia­mi i mówić o swo­ich po­trze­bach bez obaw, że ktoś nas próbuje zmie­niać, „na­wra­cać” i dawać nam do­bre rady. Właśnie dla­te­go oba­wiam się, że „tre­nin­gi ro­dzi­ciel­stwa”, a zwłasz­cza „sku­tecz­ne­go ro­dzi­ciel­stwa”, a na­wet „ko­mu­ni­ka­cji z dziećmi” (choć sama je pro­wadzę w Szko­le Em­pa­tii) – nie są szczególnie przy­dat­ne w dia­lo­gu z dziećmi. Moim ma­rze­niem jest, żeby pod­czas spo­tkań we wspólno­tach ro­dzi­ce i dzie­ci mo­gli wspólnie bawić się, ale też poważnie roz­ma­wiać i doświad­czać wza­jem­ne­go zro­zu­mie­nia, ak­cep­ta­cji i dia­lo­gu, którym po­tem dzie­liliby się ze sobą w domu.

Jed­na z mam, która przyszła na moje warsz­ta­ty dla ro­dziców w Szko­le Em­pa­tii, po­wie­działa kie­dyś, że zajęcia te są dla niej „ogrze­wal­nią”: może na nich po­czuć ciepło, z którym po­tem wra­ca do dzie­ci. Właśnie o taką jakość spo­tkań dla ro­dziców mi cho­dzi, a nie o po­ucza­nie, porówny­wa­nie i ocenę na­szych ro­dzicielskich umiejętności i ro­dzin­ne­go szczęścia. Chciałabym, żeby w ta­kich miej­scach była prze­strzeń dla wątpli­wości, obaw i bólu. Nie po to, żeby ety­kie­to­wać, dia­gno­zo­wać, do­brze ra­dzić czy oce­niać, ale dla­te­go, że em­pa­tia dla czy­je­goś cier­pie­nia po­ma­ga do­strzec nie­za­spo­ko­jo­ne po­trze­by, które je ge­ne­rują. A kie­dy ktoś roz­po­zna swo­je po­trze­by, sam so­bie da naj­lepszą radę.

Ro­dzi­ce, którzy na co dzień często doświad­czają fru­stra­cji i bólu (czy­li pra­wie wszy­scy) i nie mają z kim o tym po­roz­ma­wiać, nie są w sta­nie uniknąć prze­ka­zy­wa­nia swych emo­cji dzie­ciom. Nie jest to ani ich wina, ani błąd. To na­tu­ral­ny i niełatwy etap życia ro­dzi­ny – sy­tu­acja, która wy­ma­ga działania, zmia­ny i wspar­cia.

Ro­dzi­ce w Pol­sce z ko­niecz­ności ko­rzy­stają z po­mo­cy swo­ich ro­dzin. Nie­ste­ty, często nie mają one wie­le wspólne­go ze wspie­rającą wspólnotą. Jeśli w dzie­ciństwie nie mie­liśmy wzmac­niających i war­tych pamięta­nia re­la­cji z ro­dzi­ca­mi, trud­no po­tem spo­dzie­wać się z ich stro­ny wspar­cia. Za­uważyłam, że w kon­tak­cie do­rosłych z ich ro­dzi­ca­mi po­ja­wia się ta sama zależność co w kon­tak­cie z ich dziećmi: dzie­ci są ini­cja­to­ra­mi kon­tak­tu, a dorośli dbają o jego jakość i kon­ty­nu­ację. Gdy dziś, jako do­rosłe dzie­ci, ini­cju­je­my kon­takt, nasi ro­dzi­ce mają duży wpływ na to, czy i na ile daje się on pod­trzy­mać i ożywić. Życzyłabym wszyst­kim, aby po­tra­fi­li nawiązać praw­dzi­wy kon­takt ze swo­imi ro­dzi­ca­mi, dziad­ka­mi, ciot­ka­mi, wuj­ka­mi i in­ny­mi bli­ski­mi, ale kie­dy to się nie uda­je, le­piej zre­zy­gno­wać z dzie­cięcego ma­rze­nia o zro­zu­mie­niu i by­ciu usłysza­nym, niż ocze­ki­wać, że nasi bli­scy się zmie­nią.

W na­szych do­mach na co dzień zwy­kle dys­ku­tu­je­my, opo­wia­da­my hi­sto­rie, ko­men­tu­je­my, porównu­je­my albo ob­ma­wia­my in­nych. Mówimy chętniej o zna­jo­mych i sąsia­dach niż o so­bie. A kie­dy już mówimy o so­bie, to częściej dzie­li­my się poglądami, opi­nia­mi, ko­men­ta­rza­mi albo wiedzą na jakiś te­mat. W ten sposób uni­ka­my bli­skości, ukry­wa­my sie­bie i swo­je wrażliwe ser­ce. Wyrażanie in­te­lek­tu­al­nych kon­ceptów nie zbliża lu­dzi do sie­bie, wręcz prze­ciw­nie. Zwy­kle nas po­zy­cjo­nu­je: albo je­steśmy „za” albo „prze­ciw”, albo w ko­ali­cji albo w opo­zy­cji – ale nie na równi, przy so­bie, bli­sko. Możemy całymi la­ta­mi prze­by­wać z ludźmi, na­wet naj­bliższy­mi, nie nawiązując z nimi praw­dzi­we­go kon­tak­tu.

Kie­dy przy­chodzą na warsz­ta­ty i kon­sul­ta­cje skłóceni ro­dzi­ce albo pary, które w de­spe­ra­cji stra­ciły na­dzieję, że w ogóle są w sta­nie się po­ro­zu­mieć, py­tam ich, czy pamiętają z dzie­ciństwa swo­ich ro­dziców roz­ma­wiających ze sobą, zwłasz­cza w trud­nych sy­tu­acjach, kry­zy­sach. Większość lu­dzi od­po­wia­da mniej więcej tak: „Roz­ma­wia­li? Nie wiem, o czym mówisz! Albo ojca nie było w domu, albo kłócili się do upadłego”.

W son­dażu z 2008 roku na te­mat pol­skiej ro­dzi­ny po­nad 40 proc. osób stwier­dziło, że chcie­li­by, aby w ich ro­dzi­nach dzie­ci były in­a­czej trak­to­wa­ne niż w ich domu ro­dzin­nym. Pra­wie 60 proc. chciałoby się na­uczyć roz­ma­wiać z bli­ski­mi2.

Ro­dzi­ce na roz­drożu

Dzie­ci tęsknią za obec­nością do­rosłych, którym na nich zależy. Chcą być szczęśliwe, chcą się bawić i roz­wi­jać. Chcą robić z pasją to wszyst­ko, co już po­tra­fią robić. Ufają, że z każdym dniem będą umiały więcej i otrzy­mają po­moc, kie­dy będą jej po­trze­bo­wały. Dzie­ci chcą prze­by­wać i roz­ma­wiać z do­rosłymi, którzy też są szczęśliwi, obec­ni i świa­do­mi swo­ich po­trzeb. I tak jak każdy człowiek, nie chcą być trak­to­wa­ne in­stru­men­tal­nie. Pragną być do­strze­ga­ne i ko­cha­ne ta­ki­mi, ja­kie są.

Do nawiąza­nia kon­tak­tu z dziećmi nie po­trze­bu­je­my wie­dzy teo­re­tycz­nej, ale umiejętności pa­trze­nia na życie z ich per­spek­ty­wy. I choć wszy­scy żyliśmy kie­dyś w świe­cie po­dob­nym do ich świa­ta, nie­wie­lu z nas po­tra­fi wy­obra­zić so­bie, jak to jest być dziec­kiem.

Przez wie­le lat dorośli uważali, że dziec­ko to tyl­ko etap przejścio­wy na dro­dze do do­rosłości. Być dziec­kiem zna­czyło być mniej do­sko­nałym i głupszym do­rosłym, bez własnej samoświa­do­mości i sa­mo­wie­dzy. Uważano, że lu­dzie i tak nie pamiętają nic z dzie­ciństwa, więc nie ma sen­su trosz­czyć się o to, co dzie­ci czują. Dziś wie­lu z nas, wy­cho­wa­nych w taki sposób, fak­tycz­nie nie pamięta albo nie chce pamiętać, jak to jest być dziec­kiem.

Gu­bi­my się, widząc dzie­cięce re­ak­cje, ich au­ten­tycz­ność, głębię, in­ten­syw­ność, mądrość. Być może niektórzy z nas chodzą na tre­nin­gi uważności i me­dy­ta­cji, gdzie uczą się, co to zna­czy być obec­nym i jak od­czu­wać sie­bie: swo­je ciało i uczu­cia. Uczą się swo­ich gra­nic i możliwości. Po­trze­bu­je­my tre­ne­ra, żeby na­uczyć się tego, co dzie­ci robią same z sie­bie i bez prze­rwy – i w czym są na­prawdę mi­strza­mi!

Albo spędza­my lata na te­ra­piach, żeby doświad­czyć, że ktoś na­resz­cie nas słucha i do­strze­ga. Od­naj­du­je­my ak­cep­tację, stop­nio­wo na­bie­ra­my za­ufa­nia do na­szych od­czuć, po­trzeb, przeżyć i ma­rzeń, o których za­po­mnie­liśmy, sta­rając się zbyt szyb­ko spełnić ocze­ki­wa­nia in­nych lu­dzi. Za­czy­na­my po­dej­mo­wać de­cy­zje, które wspie­rają i chro­nią na­sze życie i re­la­cje z bli­ski­mi. I po­wo­li wra­ca­my do tego sta­nu świa­do­mości, który mie­liśmy już w przed­szko­lu.

Jeśli ma­cie po­dob­ne re­flek­sje, praw­do­po­dob­nie szu­ka­cie spo­so­bu, żeby ochro­nić dzie­ciństwo swo­ich dzie­ci. Co zro­bić, aby za­cho­wały na­tu­ralną wrażliwość i nie doświad­czały bólu w kon­tak­tach z do­rosłymi? Bru­tal­na, ale nie­unik­nio­na praw­da o życiu jest taka, że, nie­ste­ty, nie je­steśmy w sta­nie ich ochro­nić. Możemy je­dy­nie być z nimi, prze­chodząc cza­sem przez ból trud­nych doświad­czeń, chorób, oso­bi­stych kry­zysów. Dzie­ci idą z nami, ale po­trze­bują także na­szej uwa­gi i za­in­te­re­so­wa­nia tym, co czują i cze­go doświad­czają.

Kie­dy je­steśmy za­ko­cha­ni, po­tra­fi­my mówić o so­bie i swo­ich uczu­ciach. Bu­dzi się w nas za­ufa­nie i na­dzie­ja, że możemy być bli­sko kogoś, kto