Brunatne sekrety - Dariusz Krzywdziński - ebook + książka

Brunatne sekrety ebook

Dariusz Krzywdziński

0,0

Opis

Brunatne sekrety” Dariusza Krzywdzińskiego to połączenie tajemniczej i mrocznej zagadki z przeszłości oraz współczesnej gonitwy za czarnymi charakterami.

Główny bohater powieści Andrzej Nowak jest dziennikarzem śledczym, który tropi afery i nie boi się zaglądać w najciemniejsze zakamarki. Na potrzeby artykułu rozpoczyna współpracę z dawnym kolegą ze szkolnej ławy, obecnie mieszkającym w Berlinie – temat dotyczy bowiem nie tylko półświatka grasującego w Polsce, ale również w Niemczech. Oprócz spraw zawodowych łączy ich także temat z przeszłości, ponieważ dziennikarz otrzymał po zmarłym dziadku tajemniczy list, w którym opisuje zagadkową sprawę wywozu skrzynek z zamku w Królewcu podczas II wojny światowej. Andrzej nie potrafi oprzeć się pokusie i postanawia zagłębić się w temat, tym bardziej, że dziadek w liście prosi, by fragment nieznanej dotychczas historii ujrzał światło dzienne.

W taki oto sposób mężczyźni rozpoczynają wędrówkę nie tylko po różnych krajach, ale przede wszystkim podróż w przeszłość, która okazuje się bardziej zaskakująca niż mogłoby się wydawać na początku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 206

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dariusz Krzywdziński "Brunatne sekrety"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2015 Copyright © by Dariusz Krzywdziński, 2015

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Arkadiusz Woźniak Projekt okładki: Robert Rumak Zdjęcie na okładce: © Николай Григорьев, neillockhart – Fotolia.comKorekta: Paulina Jóźwiak

ISBN: 978-83-7900-375-4

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom. 665-955-131

Dariusz Krzywdziński
Brunatne
sekrety
Wydawnictwo Psychoskok

Pośród zawieruchy życiowej, w jakiej przyszło im żyć,

potrafili zachować człowieczeństwo i przekazać największe

wartości…

Dziękuję żonie za pomoc i cenne uwagi

oraz

Rozdział I

Otworzył oczy. Deszcz równomiernie uderzał o parapet. Kolejny dzień beznadziejnej pogody… pomyślał. Podniósł głowę i spojrzał na stolik. Koperta nadal leżała tak, jak ją zostawił wieczorem. Podróż z Karpacza zajęła mu blisko dziesięć godzin. Nie chciał zostawać na noc, musiał spotkać się z informatorem. Myśli podążyły do wczorajszych wydarzeń. Pogrzeb dziadka bardzo go zasmucił. Będąc dzieckiem, bardzo lubił z nim przebywać, słuchać jego opowieści jakby z innego świata. Świata, który miał wiele tajemnic. Dziadek był tą osobą, z którą nawet pomilczeć było fajnie.Każde wakacje spędzał u dziadków, gdzie bardzo często wędrował po okolicznych szlakach górskich. Gdy zaczął pracować, codzienna gonitwa odsunęła go od młodzieńczych fascynacji górami, a brak czasu sprawił, że nie pokazywał się u dziadków. Po pogrzebie, babcia wręczyła mu książkę o losach Polaków w obozach jenieckich podczas drugiej wojny i szarą, dużą kopertę. Dopiero gdy wszedł do mieszkania i położył książkę na stole, zauważył, że w książce znajduje się jeszcze koperta zaadresowana do niego. Obie koperty i książkę położył na stoliku przy łóżku i poszedł się wykąpać. Kładąc się do łóżka, zapomniał o tych kopertach. Teraz spoglądał na nie z ciekawością.

Zadzwonił budzik, wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. Miał dzisiaj ważne spotkanie z informatorem jednej z grup przestępczych działających w Trójmieście. Od kilku miesięcy zmagał się z materiałem do artykułu o środowisku mafijnym, zajmującym się między innymi wyłudzeniami, przemytem oraz handlem luksusowymi samochodami, skradzionymi przeważnie na zachodzie Europy. To spotkanie mogło mieć znaczący aspekt w dostarczeniu kilku brakujących faktów, bez których wciąż nie mógł powiązać materiału w całość.

Dotarł w umówione miejsce przed czasem. Zajazd był oddalony od Gdańska o blisko sto kilometrów. Wjechał na parking i zaparkował za drewnianym budynkiem zajazdu. W środku było tylko kilku kierowców tirów. Usiadł w kącie sali pod oknem. Spojrzał na zegarek, był punktualnie. Rozejrzał się po lokalu, ale nikt nie przypominał mu Janka. Nie widzieli się chyba piętnaście lat. Kiedyś razem chodzili do liceum, później Jan wyjechał z rodzicami do Niemiec, a gdy kilka dni temu zadzwonił do redakcji i przedstawił się, Nowak przez chwilę nie mógł uwierzyć, że to stary kumpel. Miller w kilku słowach powiedział, że ma informacje o „Burym”. Umówili się na spotkanie. Nowak nie mógł zrozumieć, w jaki sposób Jan mógł wejść w kontakt z człowiekiem, którego próbują namierzyć służby w całym kraju. A facet śmieje się ze wszystkich, kilka razy był aresztowany, ale po kilku dniach wychodził na wolność. Nie wiedział, co mao tym myśleć, ale przyzwyczaił się do sytuacji, gdyludzie w najmniej oczekiwanym momencie dostarczają mu ciekawy temat. Spojrzał na parking, podjechało audi na niemieckich tablicach, auto przejechało przez cały parking i skręciło, podobnie jak on wcześniej, za budynek. Po chwili w drzwiach pojawił się wysoki, dobrze zbudowany facetz krótko ostrzyżonymi włosami. Rozejrzał się po sali i z uśmiechem na ustach skierował się w kierunku Nowaka.

– Niemożliwe, to naprawdę ty, Andrzej – powiedział Miller.

– Jestem tak samo zaskoczony jak ty tym spotkaniem, ile to już lat minęło? – Nowakwstał z krzesła.

– Będzie już z piętnaście. Dobrze cię widzieć, ale na ulicy bym cię nie poznał, gdybyś przeszedł koło mnie.

– To samo pomyślałem. Za młodu byłeś wysoki i raczej bardzo szczupły, do tego jeszcze ten fryz, całkowicie zmienia twarz.

– Coś zamawiasz?Bo ja jestem strasznie głodny.

– Ja również.Czekaj, zamówię jakąś jajecznicę.

Poszedł do baru.W myślach mu kołatało, co Jan może mieć wspólnego z „Burym”? Złożył zamówienie i wrócił do stolika.

– Opowiadaj, jak się tam urządziliście, co porabiałeś przez te lata? – spytał Millera.

– Jak wiesz zaraz po maturze dołączyłem do rodziców, którzy wyjechali do Niemiec pół roku wcześniej. Jak zwyklena początku było ciężko. Rodzice zostali skierowani jako azylanci doośrodka dla uchodźców, gdzie sprawdzano ich pod każdym względem, oczywiście głównie czy pochodzenie po dziadku jest w prostej linii i takie różne sprawy, które musieli udowodnić. Jak do nich dołączyłem,byli już urządzeni w Würzburgu, a ojciec pracował w zakładzie produkującym podzespoły elektroniczne między innymi do samochodów. Było mi trudno się asymilować, przecież nikogo nie znałem, wszystko było nowe i tak inne niż to, co mieliśmy w kraju. Dobrze, żejęzyk znałem, musiałem nauczyć się jeszcze myśleć po niemiecku, ale już po dwóch miesiącach intensywnego kursu niemieckiego, postanowiłem pójść do szkoły. Poznałem kilku przyjaciół, musisz wiedzieć, że są narodem naprawdę otwartym i tak zacząłem nowe życie. Później studia i praca. Obecnie mieszkam w Hamburgu. Cała moja historia w szybkim skrócie. A jak ty ułożyłeś sobie życie?

– Moje życie było prostsze. Po liceum dostałem się na historię, później jeszcze ukończyłem dziennikarstwo. Pracowałem kilka lat w szkole, jako nauczyciel, a ostatnio jak wiesz, w redakcji, w której mnie znalazłeś. Nie miałem tak burzliwych chwil w życiu, adrenaliny dostarcza mi praca. A właśnie, trenujesz jeszcze jujitsu?

– Niebyło możliwości, ale trenowałem zapasy i judo. A ty jeszcze trenujesz?

– Może nie tak intensywnie jak kiedyś, ale staram się, chociaż raz w tygodniu rozprostować kości. Jan przejdźmy do właściwego celu naszego spotkania. Wyjaśnij mi, co masz wspólnego z tymi przestępcami?

– Historia jest dosyć długa, ale pójdę na skróty. Jestem w Trójmieście, żeby sprawdzić możliwości tej grupy.Moi pracodawcy w Hamburgu mają pewne wątpliwości. Od miesiąca podglądam i oceniam, w jakim zakresie można powierzyć im nasz towar. Od ponad dwóch lat współpracujemy, ale nasza współpraca nie idzie właściwie. Za mało dostajemy udziału z towaru, jaki powierzyliśmy grupie „Burego” i szef podejrzewa, że muszą robić na boku. Na jednym ze spotkań, kilka dni temu, usłyszałem twoje nazwisko. Najpierw zbagatelizowałem to, bo iluż jest Nowaków w tym kraju – uśmiechnął się, pokazując białe zęby. – Ale zaintrygowało mnie, gdy jeden z nich wymienił twoje imię. Masz z nimi na pieńku i chcą się za ciebie zabrać. Za dużo grzebiesz w ich interesach. Postanowiłem sprawdzić w wydawnictwie, w którym pracujesz i tak dotarłem do ciebie. Andrzej, nie wiem, jaki masz na nich haczyk, ale na pewno są na ciebie nieźle wkurzeni.Jakiś Rusek,którego nie znam, ma się tobą zająć. Nie wiem nic więcej i raczej nie uzyskam od nich żadnych informacji, zwłaszcza, że za dwa dni muszę wrócić do Hamburga.

– Hm, tak myślałem, że będę miał kłopoty. Dotarłem do źródła, które dotyka niektórych biznesmenów i polityków. Wiem, że jest tam umoczonych kilku policjantów i prokurator. Ale co ja będę tobie opowiadał, sam wiesz o nich więcej niż ja.

– O ich powiązaniach niewiele wiem. Robi się tu za gwarno, zjedzmy to śniadanie i przejdziemy się po lesie.

– O tym samym pomyślałem.

Nowak spojrzał na Millera, był jakiś nieobecny, coś musi go nurtować. Chyba naprawdę przejął się zagrożeniem, jakie na niego czyhało. Kilka miesięcy temu dostawał już pogróżki i próbowano go zastraszać, ale nie posunęli się do innych czynów. Pisząc artykuły o różnych ludziach, trafiał na wielu wariatów i psychopatów, którzy zastraszali go w przeróżny sposób. Ale tych ludzi jest stać na wszystko, dobrze o tym wiedział. Wstali od stolika, Nowak zapłacił rachunek i wyszli. Słońce już porządnie przygrzewało, skierowaliśmy się polną drogą do lasu. Jan stanął i poprawiał wiązanie buta. Nowakzauważył, że rozejrzał się dookoła.

– No nareszcie możemy spokojnie porozmawiać – powiedział, podnosząc się z kolana.–Długo się zastanawiałem, czy mogę ci zaufać. Ale nie mam wyjścia, mam za mało czasu… Pracuję w berlińskiej policji w grupie do zwalczania przestępczości zorganizowanej. Rozpracowuję grupę hamburską już od kilku lat. Przeniknąłem do tej grupy dzięki powiązaniom mojego kuzyna, który umoczył u nich sporo kasy.

– Uspokoiłeś mnie. Cały czas zastanawiałem się...jakim sposobem właśnie ty miałbyś zostać przestępcą.

– O to akurat nie jest trudno, spotkałem ludzi, którzy na własne życzenie wchodzą na taką drogę. Ale skoro ci zaufałem i ty musisz mi zaufać. Opowiem ci wszystko, co wiem o waszej grupie i kilka tropów doprowadzi cię do ciekawych powiązań. Ale w zamian musisz mi dostarczać na bieżąco wszystko, co znajdziesz.

– Handel wymienny?

– Niestety, nie mogę zaufać waszej policji. Sam zauważyłeś, że są „umoczeni”. Ale nawiązaliśmy kontakt z Centralnym Biurem Śledczym w Warszawie i mamy kilka dobrych kierunków, żeby niedługo sfinalizować całość w akt oskarżenia. Ale potrzebuję więcej materiału na temat mojej grupy. Od kilku lat działają w Kołobrzegu byli agenci STASI z byłego NRD, założyli legalne w waszym kraju biznesy, między innymi w ich rękach jest kilka hoteli. Piorą ostro pieniądz, zatrudniają panienki, prowadzą nielegalne kasyna gry i oczywiście wprowadzają narkotyki. A ten towar pochodzi właśnie od mojej hamburskiej grupy. Mamy więc dwa kierunki, w Kołobrzegu narkotyki i handel panienkami, a tu, w Trójmieście limuzyny. O tych ostatnich sporo wiem, ale na temat kołobrzeskiej grupy musisz mi pomóc.

– Dobra, mogę na taki układ iść. Ale sam zdecyduję, co mogę napisać, nie będziesz mi przeszkadzał.

– Zależy od warunków, czy nie wpłynie to na dobro działań.

– Wiesz, że nie jestem młokosem i zdaję sobie sprawę, co jest właściwe i odpowiednie, żeby nie zaszkodzić. Chyba że wygląda to jak w naszym mieście, że nie można inaczej, tylko napisać o wszystkim na łamach gazet, żeby pokazać społeczeństwubrudy.

– Dobrze, że trafiłem właśnie na ciebie, a nie na jakiegoś napaleńca.

– Kiedy się spotkamy?

– Myślę, że to byłby zły pomysł. Mogą mnie śledzić. Przez pierwszy tydzień jeździło za mną kilku ludzi, ale i teraz nie jestem pewien, czy nie ciągnie się za mną jakiś ogon. Podrzucę ci materiały do redakcji pocztą. Podam ci namiary na mnie w Niemczech i oczywiście musisz mieć jeszcze inny adres mailowy oraz numer telefonu. Twój obecny może być inwigilowany.

– Sam się nad tym zastanawiałem, skąd znają niektóre kruczki, jakie na nich mam. Do tej pory nie napisałem jeszcze artykułu, a już sporo zamieszania się zrobiło.

– Tu masz mój numer telefonu. Włączam go tylko o godzinie dwudziestej trzeciej, jak będziesz gotowy, zadzwoń.

– Zaraz kupię co potrzeba i wieczorem zadzwonię. Pamiętasz mojego dziadka?Byliśmy kiedyś u niego – Nowak zmienił temat.

– A tak pamiętam, super wakacje spędziliśmy wówczas w Karkonoszach.

– Właśnie wczoraj był jego pogrzeb. Tyle lat go nie odwiedzałem i nagle już nie będę miał okazji. Ale to tylko taka moja refleksja.

– Tak, w tej gonitwie zapominamy o bliskich – Miller zmienił się na twarzy, zdawał się wspomnieć kogoś sobie bliskiego.

– Dobra Jan, jesteśmy w kontakcie – Nowak wyciągnął dłoń na pożegnanie.

– Jasne – uśmiechnął się.–Dobrze było cię zobaczyć. Wreszcie jakaś normalna twarz.

Nowak uśmiechnął się również.

– Tyle lat minęło, myślałem, że już nigdy się nie spotkamy. A właśnie, kilka lat temu spotkała się prawie cała nasz klasa i wspominaliśmy również ciebie. Było wesoło, zwłaszcza jak dziewczyny sobie popiły, ależ się działo.

– To super, że macie jakiś kontakt. Na początku bardzo mi brakowało naszej paczki. Musimy kiedyś powspominać stare dzieje.

– Tak jak mówisz, musimy. Trzymaj się.

– Ty również.

Nowak pierwszy ruszył w kierunku parkingu. Przed zakrętem obejrzał się, Miller kierował się w głąb lasu. Spojrzał na zegarek, dochodziła dwunasta. Przyśpieszył kroku. Najdalej za godzinę musi być u naczelnego, musi dać mu jakiś obraz artykułu, oczywiście pominie wątek Millera. Tyle czasu zajmuje mu ta sprawa. Może lepiej byłoby pisać o zbliżających się maturach –pomyślał. Wsiadł do samochodu i ruszył w drogę powrotną. Wciąż myślało Millerze.Kto by się spodziewał, że właśnie to możeon dostarczyreszty całej układanki.

Wszedł do redakcjirzucił torbę na swoje biurko. Zobaczył „starego” jak coś mówi do sekretarki. Spojrzał na Nowaka, kiwnął ręką żeby do niego podszedł.

– Nareszcie jesteś – zaczął bez ceregieli. – Mam tu urwanie głowy. Jacyś ludzie wydzwaniają z prokuratury i dopytują się o ciebie.

– Nie wiesz, czego chcą?

– Myślałem, że ty mi powiesz. Mów, co masz i na jakim etapie możemy to zamknąć.

– Mam sporo, ale nie możemy tego jeszcze wystawić. Brakuje mi powiązania właśnie w prokuraturze. Ktoś bardzo pomaga „Buremu” w unikaniu odpowiedzialności.

– Tyle to już dawno wiemy, nie ściemniaj, za długo się znamy. Nadepnąłeś komuś na odcisk, bo nawet boss dzwonił do mnie. Jakiś kolega kolegi… rozumiesz, zadzwonił do niego, czy też rozmawiali podczas meczu w golfa, że niepotrzebnie zwracamy uwagę na pana Krauze.

– Aleten gość pierze kasę całej mafii, nie można go pominąć. Muszę znaleźć tylko informacje, jaki kierunek mają na Rosję i można zakończyć robotę.

– Zrób inaczej, zakończ na etapie powiązań z policją i którymś z prokuratorów, a reszta sama wyskoczy.

– Tak, albo nie. Mam informację, że jakiś Rusek będzie moim „aniołem stróżem”.

– To pewne?

– Dzisiaj dostałem cynk.

– Dobra, dam namiar do człowieka z Centralnego Biura, muszą wreszcie ruszyć dupy zza biurek.

– Spokojnie, bo ich wystraszymy. Możemy mieć ich powiązania z mafią hamburską, a to rozszerza nasze działanie. Teraz pomału rozumiem, dlaczego tak szybko się rozwijali i przejęli całe Trójmiasto. Na tym etapie mogę tylko tak jak mówisz, napisać o korupcji w policji, niech się troszkę zamiesza.

– Dobra, za dwa dni daj mi materiał.

– Jasne. Popracuję trochę i spadam, po wczorajszym dniu niewiele spałem.

– Rozumiem, ale góra dwa dni i wstawiamy artykuł.

– Już pędzę do roboty.

Około czwartej wszedł do mieszkania. Czuł, że oczy same mu się zamykają. Wstawił wodę na kawę i podszedł do stolika po koperty. Mniejsza była zaadresowana do niego, a duża w szarym kolorze nie była zaadresowana. Otworzył dużą kopertę. W środku znajdowały się dwa listy i mapa. Już pobieżna lektura kilku akapitów na pierwszej stronie jednego z listów, wprawiła Nowaka w zdumienie. Tekst był napisany doskonałą niemczyzną, a pismo świadczyło, że ten, kto go pisał, był człowiekiem wykształconym. List był adresowany do dziadka. Zdziwił się i szybko spojrzał na drugą kartkę, była adresowana do autora pierwszej kartki. Przeleciał wzrokiem po obu listach. Znał niemiecki, ale niektóre sformułowania niewiele mu mówiły, obydwa listy dotyczyły czasów wojny. Spojrzał na list od dziadka. Zaparzył kawę, usiadł w fotelu i zaczął czytać.

„…Moje życie powoli dobiega do mety. Ale nie o sobie będę pisał. Przed rokiem odwiedził mnie mój stary kolega z Niemiec, Hans Hoffman,z którym nie widzieliśmy się od lat osiemdziesiątych, a nasza znajomość sięga czasów ostatniej wojny. Jak pamiętasz, po upadku kampanii wrześniowej w 1939r. zostałem z moją kompanią osadzony w obozie jenieckim w Prusach Wschodnich, obecnie to tereny pomiędzy Braniewem, a Bartoszycami. Miejsceto odszukasz na mapie, którą razem z listem przekazał mi Hoffman, który podczas wojny był porucznikiem wermachtu. Zapewne dziwisz się, jakim sposobem my obaj zostaliśmy kolegami. Jak to w życiu bywa, czasem los sam kieruje czyimś życiem, zwykły przypadek sprawił, że nas dwóch życie postawiło na wspólnej drodze historii.Z moich wspomnień, pamiętasz, że my żołnierze września, zachowaliśmy wiele tajemnic, których nie ujawniliśmy nawet już w wolnej Polsce. Nie pora to wyjawiać teraz, dlaczego. Przed laty, razem z Hoffmanem, przebywaliśmy w obozie, ale po przeciwnych stronach. Ta miejscowość nosi obecnie nazwę Kamińsk. Podczas wojny właśnie tam mieścił się mój Stalag. Jako oficer, byłem zwolniony z wykonywania prac fizycznych, zostałem przydzielony do obsługi strzelnicy wermachtu. Musisz wiedzieć, że nie był to byle jaki obiekt. Niemcy przed wojną stworzyli w tym rejonie bardzo duży poligon artyleryjski. Dowódcą obiektu był porucznik Hans Hoffman. Człowiek honoru, wywodzący się ze starego rodu pruskiego. Był żołnierzem, który nie godził się na to, co Niemcy faszystowskie robią z podbijanymi narodami. Dzięki koneksjom ojca, dostał przydział właśnie na tym poligonie.Nie będę wchodził w szczegóły codziennego życia w obozie, o tym możesz sobie poczytać ze wspomnień mojego kolegi, który napisał książkę. Hoffman pomagał nam jeńcom, ile mógł, a nasze wspólne rozmowy zbliżyły nas do siebie. Nic więc dziwnego, że gdy dostał rozkaz wyjazdu do Królewca w celu przetransportowania jakiegoś ładunku, zabrał i naszą grupę z obsługi strzelnicy. Pamiętam dokładnie, nasz konwój liczył dziesięć ciężarówek,na pewno było ich więcej, gdy ruszaliśmy z Królewca, ale gdzieś po drodze część ciężarówek zmieniła kierunek. Nie wiedzieliśmy, co zawierają skrzynie, które załadowaliśmy na dziedzińcu staregokrzyżackiego zamku w Królewcu. Hoffman wyjawił mi, że w podziemiach zamku usytuowany jest spory bunkier. Po powrocie do Stablack ładunek został wyładowanyna rampie dziwnego obiektu w pobliżu wioski Pareżki, a konkretnie na górze obecnie nazwanej Pareżczyńską, gdzie ten obiekt się znajdował. Załadowaliśmy skrzynie na wagoniki kolejki wąskotorowej, a gdy odjeżdżaliśmy, zauważyłem, że cały transport znika we wrotach prowadzących do wnętrza góry. Jak wspomniałem, razem z Hoffmanem byliśmy w tym miejscu w latach osiemdziesiątych.Ale nie mogliśmy natrafić na wrota, całość została zasypana, nie było nawet śladu po torach. Zresztą cały rejon wyglądał inaczej niż podczas naszego pobytu podczas wojny. Pozostały tylko ruiny budynków i resztki obiektów na strzelnicy. Przed rokiem Hoffman zostawił u mnie tę szarą kopertę z prośbą, żebym zatrudnił kogoś do ujawnienia tych faktów z przeszłości. Od razu pomyślałem o tobie, ale choroba coraz bardziej toczy moje ciało, dlatego spisuję te słowa, bo może już jutro zamienię ten świat na lepszy, sprawiedliwszy. Jeżeli znajdziesz czas, to przejrzyj te materiały i ukaż ludziom kolejny fragment historii.

Odłożył list na biurko, spojrzał na zdjęcie dziadka stojące na komodzie. Tyle tajemnic krył ten człowiek. Kiedyś podczas uroczystości rodzinnej spytał go, czemu po wojnie nie został w wojsku, był przecież oficerem. Niechętnie wytłumaczył, co było powodem, ale wiedziałem, że to właśnie lata wojny go zmieniły. Po wojnie został nauczycielem matematyki, przed światem skrył się niedaleko Karpacza,na ziemiach wówczas nazwanych odzyskanymi. Ojciec poszedł w jego ślady i został wykładowcą na wrocławskiej uczelni. Historia fascynowała Nowaka od najmłodszych lat, zapewne związane było to z barwnymi opowieściami dziadka. Ale po studiach poczuł, że za mało w tym zawodzie się dzieje, a dziennikarstwo otwierało drzwi do szerokiego świata, pozwalało poznawać nowych ludzi. Lubił to robić, sprawdzał się w trudnych i zawiłych sprawach, pomagał ludziom rozwiązywać problemy, których urzędnicy nie zauważali. Napił się już zimnej kawy. Sięgnął po szarą kopertę. Rozłożył mapę i ponownie otworzył list. Hoffman pisał do dziadka o ostatnim odkryciu, jakiego dokonał podczas pobytu w sanatorium w Bad Kissingen. Spotkał tam człowieka, który pod koniec wojny został skierowany ze swoją kompanią doStablack. Może nie zwróciłby uwagi na te opowieści, ale człowiek ten wspomniał, że wywoził z rejonu Pareżek i Dzikowa jakieś skrzynie. Cała operacja była bardzo tajna, obsługa tych magazynów musiała opuścić teren, pozostawiając na placu wagoniki ze skrzyniami. Dopiero po kilku minutach Roschman mógł wjechać kolumną samochodową na ogrodzony teren i załadować skrzynie.Roschman podczas wojny był młodym porucznikiem SS, szkolonym do zadań specjalnych, coś na wzór dzisiejszych komandosów. Jego kompania miała za zadanie przetransportować cały ładunek w rejon Wrocławia, a ściślej do zamku Książ. Rozkaz wydał sam Koch. Hoffman wskazywał, że opis zawarty w liście Roschmanajest co nieco zawiły, ale on uważa, że jest to pewnego rodzaju szyfr. Otworzył kartki napisane przez Roschmana. Niewiele mógł odczytać z tych zapisków, to był jakiś bełkot. Pomyślał i odłożył notatki.

Zamyślił się. Co mam teraz z tym zrobić? Minęło sześćdziesiąt lat od tych wydarzeń, co można zmienić w historii? Nawet docierając do miejsca, gdzie skrzynie zostały rozładowane, co to da, co to może dać ludzkości? Przeczytał jeszcze raz list od dziadka. To nie ma sensu,pomyślał. Poszedł się wykąpać.Cholera, przecież muszę zadzwonić do Millera. Wyjął kupiony telefon i kartę sim. Dochodziła dwudziesta trzecia. Wybrał numer.

– Halo – usłyszał głos Millera.

– Witaj Jan, tu Andrzej, tak jak się umówiliśmy dzwonię.

– Super. Jak tylko coś będziesz miał, zadzwoń, postaram się to wykorzystać.

– Właściwie mam coś, ale zupełnie z innej beczki, niestety mój niemiecki nie wystarcza, dlatego chciałbym, żebyś coś przeczytał i powiedział, co o tym sądzisz.

– Hm, ale kiedy?

– Kiedy ruszasz do Rajchu?

– Jutro w nocy, czyli za dwadzieścia cztery godziny.

– Podaj mi, którędy będziesz jechał, to umówimy się gdzieś po drodze.

– Tak to jest możliwe. Będę jechał drogą S6, możemy się spotkać na wysokości Białogardu, jest tam mały zajazd na uboczu. Jak będziesz na miejscu, to daj mi znać.

– Mam nadzieję, że nie pokrzyżuje to twoich planów?

– Spoko. Mam do załatwienia kilka spraw, ale nic się nie stanie, jak spóźnię się kilka godzin.

– To do jutra.

Nowak odłożył telefon. Nastawił budzik na piątą i rzucił się na łóżko. Od rana weźmie się do pisania artykułu, wszystko ma już gotowe, pozostało poskładać wszystko do kupy.

Poranek był słoneczny. Za oknem słychać było syrenę statku stojącego na Redzie. Ludzkość budziła się do życia, pomyślał. Sięgnął po laptop i materiały z torby. Przestudiował kilka tekstów połączył w jeden plik i przesłał do redakcji. Sprawdził szybko położenie zajazdu, w jakim miał się spotkać z Millerem i postanowił kupić szczegółową mapę terenu leżącego w miejscu, gdzie znajdował się obóz jeniecki. Spojrzał na zegarek, dochodziła dziewiąta, sięgnął po telefon.

– Cześć Wojtek, Andrzej Nowak z tej strony. Nie przeszkadzam? Super. Mam prośbę, możesz mi odnaleźć wszystkie materiały, jakie masz w archiwum na temat obozu jenieckiego w Stablack, konkretnie interesuje mnie Stalag I, obecnie to rejon dzisiejszego Kamińska. Możesz mi to załatwić na drugą? Dobra, to zadzwoń, jak będziesz miał. Dzięki.

Zebrał wszystkie materiały i ruszył do firmy. Spojrzał na książkę, może się przydać, wrzucił ją również do torby i ruszył do samochodu. Przez moment, gdy wsiadł do samochodu, wydało mu się, że ktoś zatrzasnął drzwi samochodu stojącego po drugiej stronie parkingu. Podjechał do świateł, spojrzał w lusterko, czarny Passat jechał za nim. Przez całą drogę do redakcji auto trzymało się za nim. A więc już mam „opiekuna” – pomyślał. Przywitał się z sekretarką i poszedł do szefa.

– Mogę? – spytał, otwierając drzwi.

– Cześć, wejdź – szef był w dobrym humorze. – Przeczytałem twoje „wypociny” i już przesłałem do druku, może być w takiej formie, nikogo nie smarujemy za mocno, tylko delikatnie po łapkach. Może być.

– Tak jak mówiłem, nie chcę wypłoszyć gagatków. A właśnie dzisiaj zauważyłem, że mam „opiekuna”, tu masz jego numery.

– Dawaj, od ręki załatwimy sprawę.

Wziął karteczkę z zapisanym numerem rejestracyjnym Passata i wykręcił numer. Ręką kiwnął, żeby siadał i nalał sobie kawy.

– No witam, tu Zagórny. Zanim będziesz mnie opierniczał, podam ci namiar i sprawdź, będę czekał przy słuchawce – przeliterował numery tablicy rejestracyjnej. – Słuchaj prośba jest gorąca, od ranagostek jeździ za moim redaktorem, tak, podejrzewamy, że to jakiś obcy, którego w mieście nie znają. Ale mam nadzieję, że sprawa załatwiona? Ale dyskretnie, żeby nie wystraszyli pana „Burego”. Super. Dzięki bardzo. A my się widzimy na hali we wtorek, tym razem musimy rozegrać całego seta. To na razie – odłożył słuchawkę.

– Sam słyszałeś.Jak zawsze zrobią, co można, a samochód jest czysty, wypożyczony przy lotnisku. Drogówka ma sprawdzić, kto zasiada za kierownicą. A ty uważaj na siebie.

– Mam kolejny temat – Nowak udał, że nie słyszyostrzeżenia – ale musisz dać mi wolną rękę, bo może to potrwać kilka tygodni.

– Temat? Nie zamknąłeś jeszcze tych dwóch tematów.

– Ten jest trudny, sięga II wojny i przyznaję, że sam sceptycznie do tego podszedłem, ale można by dać światło na kilka tematów, jak na przykład „bursztynowa komnata”, „złoto nazistów”, „plany rakiet”.

– Tego już tyle było.

– Właśnie, ale mogę pokazać to ze strony Niemca byłegomłodego SS-mana. Jeżeli pozwolisz, pogrzebię trochę w terenie i wówczas zdecydujesz.

– Hm... Osobiście uważam, że temat nie jest atrakcyjny, to już przebrzmiałe czasy, nic nowego nie wniesiesz. Ale zgadzam się, trochę odpoczniesz od bandziorów.

– Dzięki. To spadam.

– Powodzenia.

Przejrzał swoją pocztę i poszedł skserować listy oraz mapę. Założył nową teczkę z pozyskanymi materiałami. Przez chwilę zastanawiał się, jak ją zatytułować. W końcu długopisem napisał Stablack. Teczkę włożył do segregatora. Spojrzał na zegarek. Pora ruszyć na zakupy. Zabrał torbę i wyszedł na parking. Jego peugeot wymagał już porządnego sprzątania, pomyślał i spojrzał w kierunku, w który zaparkował Passat. Stał tak, jak myślał. Ruszył do najbliższej księgarni. Zadzwonił telefon.

– Cześć Wojtku, masz coś. Dobra za pół godziny będę u ciebie, mam nadzieje, że porobiłeś kopie materiału. Super.Już pędzę.

Ruszył do instytutu.Mapę właściwie mogę kupić później, pomyślał. Nie mógł znaleźć wolnego miejsca w pobliżu archiwum. Zaparkował wiec ulicę dalej i pobiegł do wejścia. Passat minął go, jak wchodził już do budynku. W recepcji zgłosił swoje przybycie i skierował się biura Wojtka.

– Cześć Wojtku. Przepraszam, że w takim tempie musiałeś mi to załatwić, ale jutro muszę tam jechać.

– Cześć. Trochę dziwne, że sprawy z dalekiej historii wymagają pośpiechu. Proszę, to wszystko, co udało mi się zgromadzić. Nie jest tego dużo, niewiele zostało, prawdopodobnie Rosjanie skonfiskowali całą dokumentację obozu, mieli taką manię, żeby zabierać wszystko, później ciężko było od nich cokolwiek uzyskać. Jak spojrzysz na mapę z tamtych czasów i nałożysz współczesną, to spójrz, Rosjanie podzielili cały teren poligonu, i co za tym idzie obozu, na dwie części, jak widzisz tylko część południowa jest w granicach naszego państwa.

– To mi wystarczy, głównie chodzi mi właśnie o tereny okalające Kamińsk i górę Pareżczyńską. Znalazłeś może opisy, co tam się działo, co produkowali, może jakieś wiadomości o pracach pod ziemią?

– Stalag podzielony był również na podobozy, tu masz je zaznaczone. Jeńcy, a było ich około dwustu tysięcy, pracowali u pobliskich bauerów, w fabryce amunicji, przy budowie sztolni. Ale zdecydowana większość pracowała w gospodarstwach rolnych. Przeleciałem materiał, ale nie znalazłem wzmianki o dużym znaczeniu, to wszystko już zostało ujawnione. Powiedz mi więc, o co chodzi?

– Znasz mnie i wiesz, że coś zwąchałem, obiecuję, że o wszystkim się niedługo dowiesz – klepnął go w ramię. – Dziękuję ci Wojtku za pomoc, muszę lecieć. Jak tylko odkryję tajemnicę, to umówimy się na drinka. Cześć.

– Jak zawsze wpadasz w biegu, chociaż kawę wypijmy.

– Niestety muszę lecieć. Wiem, że pośród tych materiałów jest ci nudno, ale nie będę cię zabawiał gadką. – Uśmiechnął się i machnął ręką na pożegnanie.

Pojechał do siebie zabrać paręniezbędnych rzeczy na kilka dni podróży i postanowił przespać się chociaż dwie godziny.

Obudził się przed budzikiem. Wziął szybki prysznic i spakował rzeczy do podręcznej torby. Sprawdził hotele znajdujące się w pobliżu Górowa i zapisał numery telefonów. Pora ruszać. Wyjrzał przez okno, nie zauważył nigdzie zaparkowanego Passata. Postanowił wybrać trasę do Białogardu przez Szczecinek, będzie mógł trochę kluczyć, żeby zmylić swojego prześladowcę. Wyszedł na ulicę, w powietrzu czuć było ulotne ciepło wiosny, maj zapowiadał się słoneczny. Ruszył z parkingu, rozejrzałsię, ale nie zauważył nic podejrzanego.

Do zajazdu dotarł grubo przed czasem, zjadł kolację i skupił się na materiałach, które otrzymał od Wojtka. Pośród dokumentów natrafił na listę polskich jeńców, jego wzrok spoczął na nazwisku dziadka, młodego wówczas podporucznika. Jakaż to dziwna sytuacja, teraz, gdy go już nie ma, jest obecny na kartach historii. Ale nie tej historii, za którą inni jemu podobni dostawali medale za walkę z okupantem. On całą wojnę przesiedział w obozie, całe pięć lat, za to medali nie dają. Może dlatego nie czuł się z tym dobrze, że niedane było mu walczyć. Nosił w sobie żal, przecież był wychowany w duchu patriotyzmu, walki, a musiał być bierny, gdy inni przelewali krew. Nowak zaczynał rozumieć dziadka. Postanowił zbadać tę sprawę możerównież dlatego, żeby przywrócić mu honor żołnierza. Jego rozmyślania przerwał Miller, który niespodziewanie stanął koło stolika.

– Widzę, że intensywnie pracujesz? – przywitał się z uśmiechem.

– Zamyśliłem się. Przepraszam nie zauważyłem, kiedy wszedłeś.

– Widocznie czytałeś coś ciekawego.

– Tak, dotyczy to mojego dziadka. To jest ten list, o którym ci wczoraj wspomniałem. – Podał oba dokumenty Millerowi.

– Hm. To