Bolą mnie gały - Wilczyńska Ewa - ebook
PROMOCJA

Bolą mnie gały ebook

Wilczyńska Ewa

0,0
9,90 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 9,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis


Debiutancka książka Ewy Wilczyńskiej - „Bolą mnie gały to zwariowany pamiętnik 22 letniej Ewki. Poprzez nietuzinkowe porównania, zabawę słowem i urzekającą osobowość Autorki zostaje nam barwnie nakreślona historia dążenia do wielkich marzeń. Ewa jest niepoprawną optymistką, kocha komponować muzykę i mocno wierzy, że kiedyś będzie kimś. Cieszą ją drobiazgi. Wszystko, co ją otacza, zamienia w nową. zabawną rzeczywistość. Pewnego dnia wpada na pomysł napisania słuchowiska radiowego. Czy dziewczynie uda się spełnić marzenie pracy w radio? Jakie trudności napotka na swej drodze?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 38

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ewa Wilczyńska "Bolą mnie gały""

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2013 Copyright © by Ewa Wilczyńska, 2013

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok Korekta książki: Marek Gajdosz Projekt okładki: Carlo Panggabean [Indonezja] Strona internetowa: www.lautandollar.com

ISBN: 978-83-7900-061-6

Wydawnictwo Psychoskok ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

Ewa Wilczyńska
BOLĄ MNIE
GAŁY

Dziękuję Ci moja ukochana

kanapko z szynką.

Byłaś mi wspaniałą inspiracją.

To poważne dzieło dedykuję właśnie Tobie:*

3 listopada Sobota „Jak zapomnieć, że się zapomniało?”

Pomyślałam: „Słuchowisko radiowe”. Moje serce zatańczyło sambę niczym egzotyczna tancerka. Gdyby nie to, że był ranek a wokół mojego łóżka roztaczała się woń zgnilizny sypialnianej i oddechy innych członków rodziny odprawiających rytuał spania to krzyknęłabym z radości. Oczywiście! Muszę Ci wszystko wytłumaczyć od początku. Kilka miesięcy temu poprosiłam Boga by pokazał mi moje pragnienia. Stało się to dość niespodziewanie. Siedziałam w kościele potocznie zwanym „Konserwą”, ponieważ w czasie budowy wyglądał jak puszka otwartego paprykarzu i z uwagą słuchałam kazania. Ksiądz ostro gestykulując z nieodpartą chęcią i mocnym zaangażowaniem opowiadał o radiu działającym przy kościele. Po chwili był tylko on i ja. Jego słowa: radio "Jezu, zgłoś się” - odbijały się echem w mojej zmąconej duszy. Ów efekt nie był spowodowany jakimś bożym działaniem czy magiczną sztuczką, bo powoli zaczęłam mdleć. Powolnymi mysimi krokami kiwając się jak pijany przed sklepem szukałam wyjścia wierząc w mój niezawodny instynkt przetrwania i równocześnie zachwycając się słowami księdza oraz powtarzając je sobie w kółko jak mantrę. Kiedy zobaczyłam „światełko w tunelu” wbrew wszystkim opiniom postanowiłam przez nie przejść, chociaż wiedziałam, że już się nie wrócę. Uchyliłam drzwi kościoła. Potem jak to śpiewała Budka Suflera: „Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić i z dialogów wyszło dno, zero, czyli nic”. Obudziłam się na ławce. Tysiące par oczu wpatrywało się we mnie jak pies na kość. Chyba o coś mnie pytali ale jedyne co wykrztusiłam to: „Wystraszyłam się”. Czułam się jak bohater science-fiction, który stracił kontakt ze „statkiem-matką”. Pomyślałam: „Matko otaczają mnie obce istoty! Chcą mnie karmić i nie słyszę co mówią, bo uszy wypełnia mi szum pralki frania. SOS!”. Kiedy doszłam do siebie to jakiś miły krajan odwiózł mnie do miejsca mojego spoczynku. Prawie jak w serialu „M jak miłość”. Szkoda, że nie dał mi darmowego tlenu w prezencie. Witamy na Plutonie! – usłyszałam. Teraz wiedziałam już czego pragnę – chciałam pracować w radiu. W ogóle nie miałam pojęcia co mogłabym tam robić ale podniecenie i ekscytacja tym pomysłem zamgliły mi świadomość otaczającej mnie rzeczywistości. HAHAHAHA! Prawie dosłownie. Pewnego następnego albo poprzedniego dnia w skali miesiąca… Hmm… Nie wiem czy Ci wspominałam ale moja pamięć przypomina cedzak a informacje zachowują się jak niedogotowany makaron spaghetti spuszczany do tych dziurek. Może napiszę jak w bajkach: Dawno, dawno temu albo... Pewnego razu Ewcia otrzymała telefon z propozycją pracy przy ulotkach od swojej szacownej przyjaciółki. Stało się to w bardzo profesjonalny i zaplanowany sposób, a brzmiało mniej więcej tak: „Jest robota na ulotkach za godzinę na rynku, jak chcesz oddzwoń natychmiast”. Po długich, pełnych pasji i filozoficznej wnikliwości w jądro problemu rozmyślaniach odpisałam: „Zaraz oddzwonię”. Jakieś 5 minut później, po określeniu na ile będę na tym stratna kurtuazyjnie zapewniłam ją, że przyjdę. Wyobrażałam sobie jak rozdaję złaknionym informacji ludziom ulotki jak mannę na pustyni zaś oni błagają mnie o więcej… MIAŁAM MISJĘ, która nie cierpiała zwłoki – potrzebowałam 30zł. Okazało się, że ulotki dotyczą galerii handlowej a nad ich rozdawaniem sprawuje pieczę radio „Jezu zgłoś się”, które stało się obecnie obiektem moich westchnień. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę ale w Polsce znajduje się Europa. Zanim posądzisz mnie o niedorzeczność dodam, że pod tą Europą spotkałam się z jakimś gościem aby zabrać ze sobą w długą podróż kartki papieru. Gdy otrzymałam czerwoną jak piwonia torbę powiedział, że rozdając na rynku ulotki ktoś może mnie pytać o pozwolenie. Wspomniał też wtedy, że radio ma ten szacowny świstek i w razie problemów z ochroną wystarczy, że się skontaktuję z panią „Czekam Nacud”, która zajmuje się marketingiem w ów radiu. Mogłam z czystym sumieniem pozwolić sobie na nielegalny handel ulotkami. Oczywiście poprosiłam o jej numer telefonu. Skąd ten biedny ludź miał wiedzieć, że w swoim podstępnym sercu roję sobie nadzieję na pracę tam i zachowam numer jak relikwię oddając mu hołd za to, że jest i zrządzeniem losu trafił w moje brudne łapska.