Bóg i biznes. Twórcze współdziałanie - Jeff Van Duzer - ebook

Bóg i biznes. Twórcze współdziałanie ebook

Jeff Van Duzer

0,0

Opis

Autor docenia ogromną skuteczność rynku i postrzegają globalny kapitalizm jako jedną z najlepszych szans na rozwiązanie problemów świata. Starają się potwierdzić wrodzoną wartość pracy w biznesie jako dzieła pełnego sensu i znaczenia dla Boga. Doceniają tych chrześcijan, którzy zostali powołani do pracy w biznesie i którzy często czują się jak obywatele drugiej kategorii w królestwie Bożym.

Rzeczywiście, czasami biznes określany bywał z ambony jako wyraz grzesznej chciwości, jako zło konieczne, ale na pewno nie jako coś, do czego można by zachęcać. Powołanie do biznesu było umieszczane na trzecim miejscu, za powołaniem do kościoła lub działalności misyjnej oraz za powołaniem do wykonywania jednego z „pożytecznych zawodów”, do których nigdy nie zaliczano biznesu.

Praca w biznesie nigdy nie była hołubiona w społeczności kościelnej. Kiedy ktoś dostawał awans w korporacji, nikt nie zamawiał za niego nabożeństwa, by to uczcić. Przeciwnie, można usłyszeć wiele kazań opowiadających o „wzorowych chrześcijanach”, którzy opuścili udaną praktykę biznesową, by poświęcić się jakiejś misji. Przesłanie było jasne. Człowiek służy Bogu, porzucając biznes. Najwyraźniej coś, co było brudne lub w najlepszym razie obojętne, mogło być odkupione tylko poprzez chrześcijańską służbę na pełen etat.

Krótko mówiąc, wielu właścicieli i menedżerów firm może czuć się wykluczonymi z dzieła Bożego na świecie. Przez większą część dnia pracy ci mężczyźni i kobiety czują się jedynie pośrednio związani z tym, co czyni Bóg. Dla nich praca jest w najlepszym razie instrumentalnym środkiem do wyższego celu. Przez większość swojego życia pracują, wykonując coś, co mogą scharakteryzować jako działania zasadniczo neutralne, jednak za pomocą pieniędzy, jakie otrzymują, mogą wspierać jakiegoś misjonarza, lokalny kościół lub charytatywną działalność misyjną, czyli finansować „prawdziwą pracę dla Boga”.

Ich udział w wielkim planie Bożym ogranicza się do zapewnienia środków innym, a po drodze do przestrzegania osobistego kodeksu etyki, który wzywa ich do działania z pozycji uczciwości i dobroci. W rezultacie święte królestwo Boże wkracza w ich świecką działalność jedynie na poziomie ich postępowania w sferze osobistej. Praca (i jej efekty) pozostają starannie podzielone między to, co świeckie (i co mało znaczy) i to, co święte (i co liczy się ostatecznie).

Jest to jednak fałszywa dychotomia i zła teologia, która opóźnia przyjście królestwa

Bożego.

A jak Bóg widzi biznes? Jeśli Bóg w ogóle wyznaczył dla niego jakieś zadanie, to jakie ono ma być? Co należy robić oraz co jest celem biznesu? A także czego nie powinno się robić – a więc jakie są jego granice?

Mimo wszelkiego dobra, które czyni przedsiębiorczość w świecie, może ona zdziałać dużo więcej. Autorzy rzucają wyzwanie dominującemu obecnie paradygmatowi biznesu. Twierdzą, że prawdziwe zrozumienie Pisma Świętego wymaga ponownego zbadania wielu twierdzeń, które często traktowane są jako oczywiste, i w wielu przypadkach, wręcz postawienia ich na głowie.

Książka ma na celu zachęcić i rzucić wyzwanie. Jej celem jest zaoferowanie ludziom biznesu ram, które pozwolą im dostrzec znaczenie codziennej pracy z punktu widzenia Boga

i jednocześnie wezwanie do bardziej dokładnego dopasowania praktyk biznesowych do wielkich planów Boga dla ludzkości.

Krótko mówiąc, książka ta stara się być zarówno pocieszająca, jak i prorocza, opisywać zarówno to, dlaczego Bóg interesuje się biznesem, jak i to, dlaczego jest jeszcze wiele do zrobienia.

Jeff Van Duzer, dziekan szkoły biznesu Uniwersytetu Seattle Pacific, ceniony naukowiec a także głęboko wierzący chrześcijanin.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 306

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona redakcyjna

Tytuł oryginału:

Why Business Matters to God

Tłumaczenie:

Karolina Socha-Duśko

Originally published by InterVarsityPress as Why Business Matters to God by Jeff Van Duzer.

© 2010 by Jeff Van Duzer.

Translated and printed by permission of InterVarsityPress,

P.O. Box 1400, Downers Grove, IL 60515, USA

www.ivpress.com

All rights reserved.

Further reproduction or distribution is prohibited.

© Cypyright for the Polish edition by M Wydawnictwo, Kraków 2014

© Copyright for the Polish translation by Karolina Socha-Duśko

ISBN 978-83-8021-092-9

M Wydawnictwo

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75

e-mail:[email protected]

www.mwydawnictwo.pl

Dział handlowy:

tel. 12-431-25-78; fax 12-431-25-75

e-mail:[email protected]

Księgarnia wysyłkowa:

tel. 12-259-00-03; 721-521-521

e-mail:[email protected]

www.klubpdp.pl

Publikacja elektroniczna

Moim wspaniałym kolegom

ze Szkoły Biznesu i Ekonomii

Uniwersytetu Seattle Pacific

Przedmowa i podziękowania

Przedmowa i podziękowania

Książka ta jest o tym, dlaczego biznes może być — i często jest — potężnym narzędziem w rękach Boga do czynienia dobra. Docenia ona ogromną skuteczność rynku i postrzega globalny kapitalizm jako jedną z najlepszych szans na rozwiązanie problemów świata. Książka ma na celu docenienie tych chrześcijan, którzy zostali powołani do pracy w biznesie i którzy często czuli się jak obywatele drugiej kategorii w królestwie Bożym. Stara się potwierdzić wrodzoną wartość pracy w biznesie jako dzieła pełnego sensu i znaczenia dla Boga.

Jest to jednak także książka, która przekonuje, że mimo wszelkiego dobra, które czyni przedsiębiorczość w świecie, może ona zdziałać dużo więcej. Dąży do rzucenia wyzwania dominującemu obecnie paradygmatowi biznesu. Twierdzi, że prawdziwe zrozumienie Pisma Świętego wymaga ponownego zbadania wielu twierdzeń, które często traktowane są jako oczywiste, oraz, w wielu przypadkach, wręcz postawienia ich na głowie.

Książka ma także na celu zachęcić i rzucić wyzwanie. Jej celem jest zaoferowanie ludziom biznesu ram, które pozwolą im dostrzec znaczenie codziennej pracy z punktu widzenia Boga i jednocześnie wezwanie do bardziej dokładnego dopasowania praktyk biznesowych do wielkich planów Boga dla ludzkości. Krótko mówiąc, książka ta stara się być zarówno pocieszająca, jak i prorocza, opisywać zarówno to, dlaczego Bóg interesuje się biznesem, jak i to, dlaczego jest jeszcze wiele do zrobienia.

Jestem niezmiernie wdzięczny przyjaciołom i doradcom, którzy wskazywali mi drogę. W szczególności chciałbym podziękować moim kolegom ze Szkoły Biznesu i Ekonomii na Uniwersytecie Seattle Pacific, którzy współpracowali ze mną przez wiele lat, pomagając mi rozwijać myśli, które zawarłem w niniejszej książce. Właściwie bardziej sprawiedliwe byłoby wymienienie nas wszystkich jako zbiorowego autora tej książki — oznaczałoby to jednak obarczenie ich błędami, które bez wątpienia popełniłem, i wskazywałoby na nieco większą jednolitość naszych poglądów w detalach niż w rzeczywistości. Chciałbym również wyrazić wdzięczność dla moich kolegów ze Szkoły Teologicznej Seattle Pacific, którzy przez lata ściśle współpracowali z naszą Szkołą Biznesu, komentując, uściślając i kształtując nasz sposób myślenia, który obecnie zawędrował na kartki tej książki.

Jestem także bardzo wdzięczny wielu przyjaciołom ze świata biznesu oraz środowisk kościelnych i akademickich, którzy służyli mi radą, czytali szkice tekstów oraz popychali naprzód mój tok myślenia. W szczególności chciałbym podziękować Danowi Baumgartnerowi, Barry’emu Rowanowi i Dougowi Strongowi za ich gotowość do czytania wielu moich szkiców oraz zasugerowanie mi licznych istotnych poprawek. Jestem również wdzięczny za pomoc i wsparcie Mike’owi Purdy’emu, Timowi Dearbornowi, Gary’emu Karnsowi, Cindy Strong i Bruce’owi Hansenowi (oraz panom z jego grupy biblistycznej).

Na koniec muszę podziękować mojej rodzinie za cierpliwość w wysłuchiwaniu mnie, kiedy opowiadałem do znudzenia o swoich pomysłach. Dziękuję im za wsparcie przy powstawaniu niektórych bardziej żmudnych fragmentów oraz za stałą zachętę. Książka nie powstałaby zwłaszcza bez czułej troski mojej żony Margie, której jestem za to, jak i za wiele więcej rzeczy, dozgonnie wdzięczny.

Wstęp

Wstęp

Z wielu powodów może dziwić, że zostałem autorem książki na temat tego, dlaczego Bóg interesuje się biznesem. Wychowałem się na obrzeżach Berkeley w Kalifornii i chodziłem tam do szkoły średniej na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Były to radykalne czasy i radykalne miejsce, a ja pogrążony byłem w ówczesnym etosie kontestacji. To wisiało w powietrzu, którym oddychaliśmy — było rodzajem tła dla wszystkich typowych traum okresu dojrzewania. Byliśmy przeciwko wojnie w Wietnamie. Byliśmy przeciwko policji. Byliśmy przeciwko rządowi. Właściwie byliśmy przeciwko jakiejkolwiek władzy. Wszelki urząd był wrogiem i można aktywnie mu się opierać lub po prostu „włączyć się, dostroić się i odpaść”.

Nasze środowisko kulturowe występowało oczywiście także przeciwko kapitalizmowi i biznesowi. Nawet nie wiedząc, jak to się stało, nauczyłem się myśleć, prawie nieświadomie (a na pewno bezkrytycznie), że biznes i gospodarka rynkowa stanowią źródło wielu szkód i zła w świecie. Chciwi kapitaliści zanieczyszczali środowisko. Wielki biznes korzystał na wojnie i zachęcał do jej kontynuowania. Dyskryminacja Murzynów i kobiet była powszechna. Duże międzynarodowe przedsiębiorstwa grabiły ubogich w krajach nazywanych wówczas Trzecim Światem. I tak dalej. Ponadto jako chrześcijanin byłem pewien, że Bóg zgadza się z tą oceną. Jezus-radykał poprzewracałby stoły tych lichwiarzy i kupców oraz wypędził liderów biznesu ze świątyni.

Gdybyście powiedzieli mi, kiedy kończyłem szkołę średnią, że pewnego dnia zostanę dziekanem w szkole biznesu, odpowiedziałbym, że pewnie musieliście coś palić (a w tamtych czasach pewnie tak właśnie by było).

Trzydzieści lat później, po wielu zmianach w moim życiu, które z perspektywy czasu udowadniają, że Bóg jest Panem i że ma ogromne poczucie humoru, w 2001 roku zostałem czwartym dziekanem szkoły biznesu Uniwersytetu Seattle Pacific. Jest to uniwersytet chrześcijański, powiązany z Kościołem Wolnych Metodystów. Cała jego działalność opiera się na ekumenicznym wyznaniu wiary chrześcijańskiej i szybko odkryłem, że traktuje się tam wiarę bardzo poważnie. Po raz pierwszy w życiu znalazłem się w takim miejscu pracy, które zachęcało mnie do głębokiej i wyraźnej refleksji na temat dziedziny, jaką jest biznes, z punktu widzenia Boga.

Jak to się zaczęło

W tym kontekście kilka moich wczesnych odkryć stało się zaczynem wielu myśli, którymi chcę podzielić się z czytelnikami. Po pierwsze, zdałem sobie sprawę, że już w okresie dorastania miałem w głowie przećwiczoną całą litanię krytyki, którą mogłem przedłożyć światu biznesu. Ale teraz byłem dziekanem szkoły biznesowej. Regularnie zapraszano mnie do wypowiadania się na temat biznesu przed grupami studentów, na spotkaniach międzywydziałowych, w klubach rotariańskich i przed innymi grupami społecznymi z perspektywy lidera i apologety. Ci ludzie chcieli wiedzieć, co się dzieje w naszej szkole i jak liderzy biznesu, których szkolimy, dokonają pozytywnych, życiodajnych zmian na świecie. Stało się dla mnie oczywiste, że stoję przed nowym zadaniem.

Postanowiłem się dowiedzieć, co pozytywnego mogę powiedzieć o biznesie — i nieco ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że nie muszę daleko szukać. Szybko dowiedziałem się, że moje uprzedzenia z czasów szkolnych w niektórych przypadkach były po prostu nieprawdziwe i niemal w każdym wypadku żałośnie jednostronne. Zacząłem się spotykać z chrześcijańskimi liderami biznesu, którzy opowiadali mi historie o tym, jak dokładają nadzwyczajnych starań, by dbać o swoich pracowników w trudnych momentach życia. Opowiadali, jak ich firmy dały im możliwość służenia społecznościom. Pokazywali mi, jak produkty które wytwarzają, przywracają zdrowie chorym ludziom czy zapewniają dostęp do Internetu tym, którzy od wieków nie byli w stanie uzyskiwać potrzebnych informacji. Przede wszystkim zaś dzielili się ze mną poczuciem radości i spełnienia, które odnajdowali codziennie w swojej pracy.

Zacząłem również czytać o przykładach działań biznesowych na całym świecie i zdałem sobie sprawę, że biznes generuje kapitał ekonomiczny, który pozwala rozwijać się reszcie społeczeństwa. Zaobserwowałem takie działania na małą skalę, na przykładzie niewielkich pożyczek i inwestycji, które okazały się wystarczające, by budować dobrze prosperujące społeczności. Widziałem, jak często przedsiębiorstwa dostarczały możliwości, których nigdy wcześniej nie było — na przykład wiele dziewcząt może teraz otrzymać wykształcenie, co wcześniej byłoby poza ich zasięgiem. Obserwowałem, jakie korzyści odnoszą bogatsze kraje wraz z wejściem nowych firm na rynek, co pozwala lokalnym społecznościom uniezależniać się od jednego sektora gospodarki. Dowiadywałem się, przypadek po przypadku, jak ludzie biznesu podejmowali role liderów w tworzeniu systemów i struktur mających na celu skuteczniejszą ochronę praw człowieka. Odkryłem, że wiele firm na pierwszym miejscu stawia wysiłki na rzecz rozwiązania problemu globalnych zmian klimatycznych. Krótko mówiąc, uważam, że mam wiele powodów do docenienia roli biznesu w naszym świecie.

Oczywiście, rzeczywistość okazała się złożona. Wszystko rozwijało się przed moimi oczami w czasie, kiedy obserwowaliśmy sprawę upadku Enronu i powszechnych malwersacji w WorldCom, Tyco i wielu innych firmach. Dla mnie jednak dobro, które biznes generuje, nie zniknęło w wyniku tych niepowodzeń. Stało się wręcz bardziej widoczne, wskazało drogę w kierunku pozytywnej roli biznesu w społeczeństwie. Zauważyłem, że często zastępowałem moje wcześniejsze odruchowe krytykowanie biznesu bardziej zrównoważonymi poglądami. Czasami łapałem się na tym, że prawie fanatycznie pragnąłem bronić biznesu, co często charakteryzuje zapał neofity.

Inne moje wczesne odkrycie było znacznie mniej wesołe. Kiedy spotykałem się z liderami biznesu, czasami pytałem, jak zmieniła się w pracy ich tożsamość jako chrześcijan. Innymi słowy, czy to, że byli chrześcijanami, coś zmieniało? Niestety, zbyt często odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: „No cóż, Jeff, biznes to biznes, ale staram się być uczciwy i miły”. Innymi słowy, chrześcijanie i niechrześcijanie prowadzą interesy w taki sam sposób[1].Chrześcijańska działalność gospodarcza nie wyróżnia się niczym szczególnym, podobnie jak związek o wzorze H2O wytworzony przez chrześcijańskiego naukowca uzyskującego wodę z wodoru i tlenu nadal będzie wodą. Bycie chrześcijaninem oznacza robienie tego samego co wszyscy, ale w uprzejmiejszy sposób — w końcu zacząłem to sobie nazywać lekceważąco „uśmiechniętym Enronem”. I zacząłem zadawać sobie pytanie, czy to naprawdę wszystko, co chrześcijaństwo ma do powiedzenia na temat praktyki gospodarczej.

Moje rozmowy z liderami biznesu ujawniły również inny czynnik, który przyczynił się do powstania tej książki. Dość często ci przywódcy czuli się ignorowani lub traktowani jak obywatele drugiej kategorii w swoich kościołach oraz w szerszej społeczności chrześcijańskiej. Mówili mi, że nigdy nie zapytaliby o poradę biznesową swojego pastora, ponieważ nie miałby on nic do powiedzenia na temat podejmowania decyzji ekonomicznych. Pastorzy nie znali się na biznesie i nie wydawali się szczególnie zainteresowani zdobywaniem takiej wiedzy. I rzeczywiście, czasami biznes określany bywał z ambony jako wyraz grzesznej chciwości, jako zło konieczne, ale na pewno nie jako coś, do czego można by zachęcać. Powołanie do biznesu było umieszczane na trzecim miejscu, za powołaniem do kościoła lub działalności misyjnej oraz za powołaniem do wykonywania jednego z „pożytecznych zawodów”, do których nigdy nie zaliczano biznesu. Praca w biznesie nigdy nie była hołubiona w społeczności kościelnej. Kiedy ktoś dostawał awans w korporacji, nikt nie zamawiał za niego nabożeństwa, by to uczcić. Przeciwnie, można było usłyszeć wiele kazań opowiadających o „wzorowych chrześcijanach”, którzy opuścili udaną praktykę biznesową, by poświęcić się jakiejś misji. Przesłanie było jasne. Człowiek służy Bogu, porzucając biznes. Najwyraźniej coś, co było brudne lub w najlepszym razie obojętne, mogło być odkupione tylko poprzez chrześcijańską służbę na pełen etat[2].

Krótko mówiąc, wielu właścicieli i menedżerów firm może czuć się wykluczonymi z dzieła Bożego na świecie. Przez większą część dnia pracy ci mężczyźni i kobiety czują się jedynie pośrednio związani z tym, co czyni Bóg. Dla nich praca jest w najlepszym razie instrumentalnym środkiem do wyższego celu. Przez większość swojego życia pracują, wykonując coś, co mogą scharakteryzować jako działania zasadniczo neutralne, jednak za pomocą pieniędzy, jakie otrzymują, mogą wspierać jakiegoś misjonarza, lokalny kościół lub charytatywną działalność misyjną, czyli finansować „prawdziwą pracę dla Boga”. Ich udział w wielkim planie Bożym ogranicza się do zapewnienia środków innym, a po drodze do przestrzegania osobistego kodeksu etyki, który wzywa ich do działania z pozycji uczciwości i dobroci. W rezultacie święte królestwo Boże wkracza w ich świecką działalność jedynie na poziomie ich postępowania w sferze osobistej. Praca (i jej efekty) pozostają starannie podzielone między to, co świeckie (i co mało znaczy) i to, co święte (i co liczy się ostatecznie). Jest to jednak fałszywa dychotomia i zła teologia, która opóźnia przyjście królestwa Bożego.

Moje obserwacje doprowadziły mnie i moich kolegów do rozpoczęcia wieloletnich starań o znalezienie i przeczytanie dostępnej literatury na poruszone tematy. Zadaliśmy konkretne pytania o to, jak Bóg widzi biznes. Jeśli Bóg w ogóle wyznaczył dla niego jakieś zadanie, to jakie ono ma być? Co należy robić oraz co jest celem biznesu? A także czego nie powinno się robić — a więc jakie są jego granice?

Co ważne — z naszego punktu widzenia — kiedy zaczęliśmy tę pracę, okazało się, że bardzo mało napisano na ten temat na poziomie makro (chociaż w ostatnich latach pisze się znacznie więcej). Znaleźliśmy skromną literaturę na temat teologii pracy i nieco obszerniejszą na temat biblijnego rozumienia pieniądza i gromadzenia bogactwa[3]. Znaleźliśmy szereg przydatnych materiałów na temat etyki osobistej w miejscu pracy, ale niewiele lub żadnych prac, które tworzyłyby podstawową strukturę teologiczną dla tej dyscypliny jako całości[4].

Celem niniejszej książki jest zachęcenie czytelnika do rozmowy o opracowaniu takich ram teologicznych. Nie piszę jej, by krytykować chrześcijan w biznesie. Inne niedawne publikacje dotknęły tematu przyczyn, dla których teologowie i duszpasterze często doświadczają trudności w udzielaniu pomocnych porad swoim parafianom na tematy biznesowe[5]. Nie chciałbym także twierdzić, że książka ta stanowi pierwszy wysiłek w celu zbadania teologii biznesu. „Stoję na barkach” wielu, którzy przede mną pisali o sprawach biznesowych i pokrewnej teologii pracy i bogactwa[6]. Mimo to, przynajmniej w stosunku do innych dociekań teologicznych i do rozwoju systemów etycznych, podstawy teologiczne dla zrozumienia biznesu nadal są słabo rozwinięte[7].

Trzy rodzaje konfliktu

W miarę jak projekt się rozwijał, pojawiły się trzy konflikty. Po pierwsze, od początku było dla mnie oczywiste, że książka powinna mieć charakter interdyscyplinarny. Chciałbym połączyć w niej studia teologiczne i biblijne z jednej strony, z drugiej zaś te z dziedzin ekonomii i biznesu. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że prace interdyscyplinarne często rozczarowują praktyków i naukowców, ponieważ nieuchronnie brakuje im głębi, którą można osiągnąć, pisząc pracę koncentrującą się na jednej dyscyplinie. Specjaliści obu dyscyplin z pewnością będą chcieli poznać więcej wyjaśnień i niuansów.

Co ważniejsze jednak, taka interdyscyplinarna praca ma nie tylko połączyć wiedzę z różnych dziedzin. Zawsze stara się integrować różne etosy i kultury naukowe. Poszczególne dziedziny nauki rozwinęły się zasadniczo samodzielnie. Jako takie, z czasem wypracowały własne sposoby patrzenia na świat, zadawania pytań, używania języka i poszukiwania prawdy. W zasobach tych dyscyplin zawierają się zasadniczo różne światopoglądy. Wszelkie prace interdyscyplinarne będą wymagać od nauk opuszczenia swojego matecznika i zaistnienia w jednej przestrzeni. Każdy, kto kiedykolwiek spotkał się po raz pierwszy z rodzicami przyszłego współmałżonka swojego dziecka, mógł doświadczyć pewnego poczucia niezręczności. Każda rodzina przynosi na takie spotkanie całe lata nagromadzonych tradycji, wspomnień i opowieści, a teraz, w oczekiwaniu na zbliżający się ślub, te rodzinne kultury będą, przynajmniej od czasu do czasu, musiały współistnieć i mieszać się ze sobą.

Miałem szczęście, że kilku moich kolegów zainteresowanych biznesem i teologią przeczytało wczesny szkic tego tekstu. Ich wrażenia były bardzo pomocne, a jednocześnie dobrze ilustrowały wspomnianą różnorodność światopoglądów. Moi współpracownicy biznesowi krytykowali tekst jako zbyt negatywnie nastawiony do biznesu. Jak sugerował jeden z nich, czasami moje słowa brzmiały, jakbym był „lewicującym autorem, który niechętnie dał się wciągnąć w biznes i zwalcza go, starając się uzasadnić swój udział w nim lub przynajmniej zmienić brzydki kapitalistyczny świat, w którym się znalazł”. Moi przyjaciele-teologowie twierdzili natomiast coś zupełnie przeciwnego. Byłem niewystarczająco wyczulony na słuszną krytykę kierowaną od wieków w stronę biznesu i nadmiernie optymistyczny w kwestii bieżącej sytuacji w biznesie na świecie. Poglądy te wzbudzały najwięcej kontrowersji w kwestii osiągania zysku oraz ekonomii rynkowej — dlatego w dalszej części tekstu starałem się poświęcić więcej miejsca tym konkretnym cechom biznesu w dzisiejszej globalnej gospodarce.

Drugi rodzaj konfliktu odzwierciedla pewne problemy strukturalne wpisujące się w teologiczną refleksję nad nauką stosowaną. Nie zamierzałem napisać książki „rozdwojonej”, takiej, w której pierwsza część poświęcona byłaby Biblii i teologii, a druga traktowałaby wyłącznie o biznesie. Pragnąłem integrować te dwa tematy od początku.

To wyzwanie strukturalne wyniknęło jednak z mojej decyzji, by zbliżyć się do tematu, postrzegając oddzielnie każdy z etapów wielkiej narracji Pisma Świętego. Okazało się, że warto odczytać historię biblijną, patrząc oddzielnie na stworzenie świata, upadek człowieka, odkupienie go i odnowienie stworzenia. Uważam, że wielka narracja dzieli się na te cztery etapy, a każdy z nich wnosi nowe spojrzenie na biznes, tak jak Bóg postrzega go dzisiaj. A zatem refleksja nad każdym z nich ma odrębną wartość.

Jestem bardzo mocno przekonany, że musimy wziąć pod uwagę całą historię, aby w pełni docenić jej znaczenie dla celów i praktyki biznesu. Analiza stworzenia bez uwzględnienia Upadku spowoduje zignorowanie wielu realiów dzisiejszego świata. Refleksja nad Upadkiem bez uwzględnienia ukrzyżowania i zmartwychwstania Chrystusa niesłusznie pozbawi nas nadziei. Spojrzenie na dzieło Chrystusa na krzyżu bez refleksji nad Bożym „ciągiem dalszym” da nam tylko częściowy obraz tego, w jaki sposób zostaliśmy powołani do życia w blasku nowego stworzenia. Spostrzeżenia na temat poszczególnych etapów i zrozumienie nauczania Pisma mogą być oceniane wyłącznie z perspektywy całej opowieści. Innymi słowy, odpowiedzieć na niektóre z wielkich pytań dotyczących biznesu możemy tylko wtedy, kiedy opowiedziana zostanie cała historia.

Zdecydowałem się zatem na kompromis. W czterech pierwszych rozdziałach rozważam jedną z czterech części historii. W każdym przypadku kończę rozdział, krótko podkreślając pewne konsekwencje dla biznesu i dla chrześcijan w świecie stworzonym dla zysku. Mam nadzieję, że pozwoli mi to podkreślić niektóre z konsekwencji wynikających z danego etapu opowieści i okaże się przynajmniej w minimalnym stopniu wystarczające dla tych czytelników, którzy pragną zastosować moje obserwacje w praktyce.

Tylko w ostatnich dwóch rozdziałach — po opowiedzeniu całej historii — przedstawiłem w bardziej kompleksowy sposób, jak to wszystko odnosi się do biznesu. W rozdziale siódmym, przedostatnim, ustalam ogólne ramy dla działalności biznesowej oparte na mojej wcześniejszej narracji biblijnej. Następnie, w rozdziale ósmym, przedstawiam odpowiedzi na kluczowe filozoficzne i praktyczne pytania, które mogą się pojawić, kiedy chrześcijanie starają się wprowadzić w życie służebne podejście do biznesu w swoich miejscach pracy.

Mam nadzieję, że odnajdziesz przydatne wskazówki w kolejnych rozdziałach książki. Ufam także, że zyskasz bogatsze i pełniejsze zrozumienie, jeśli wytrwasz do końca.

Trzeci rodzaj konfliktu wiąże się z podwójnym celem niniejszej książki. Krótko mówiąc, mam nadzieję, że ta książka może odegrać zarówno rolę prorocką, jak i kapłańską. Jednak wydaje mi się, że pomiędzy tymi dwiema funkcjami istnieje pewne napięcie.

W Starym Testamencie jedną z funkcji kapłana było wypowiadanie Bożego błogosławieństwa. Mam nadzieję, że książka ta pomoże praktykom biznesu lepiej zrozumieć, że ich codzienna praca jest błogosławiona przez Boga, ma wielkie znaczenie dla działania Boga w świecie i w związku z tym niesie wielką wartość. Poprzez zapewnienie ram koncepcyjnych dla zrozumienia biznesu z perspektywy Boga chciałbym pomóc chrześcijanom pracującym w biznesie lepiej zrozumieć uświęconą naturę ich codziennych zadań. Krótko mówiąc, mam nadzieję, że książka ta posłuży jako użyteczne przypomnienie faktu, że powołanie do biznesu jest szlachetne i wspiera dzieło królestwa Bożego.

Niniejsza książka ma na celu ukazanie, w jaki sposób codzienne, często pozornie przyziemne, zadania związane z prowadzeniem działalności gospodarczej mogą stanowić narzędzia, które Bóg wykorzystuje do osiągnięcia swoich celów. Oczywiście, zadania te często wyglądają podobnie, gdy wykonywane są przez chrześcijan i niechrześcijan. Analizowanie arkusza kalkulacyjnego, przygotowywanie kwartalnego zestawienia dochodów i zawarcie umowy najmu to akty, które z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora mogą wyglądać tak samo, niezależnie od wiary ich wykonawcy.Jednak wewnątrz istnieje różnica. Jeśli chrześcijanie zrozumieją, że ich praca jest dziełem Bożym, może im ona przynieść poczucie radości, sensu, celu, dumy i nadziei, które mogłyby im umknąć. W świecie, w którym w tak wielu miejscach pracy panuje „kryzys znaczenia”, te ramy teologiczne mogą być cenną pomocą.

Pełniąc kapłańską rolę, niniejsza książka stara się przekazać Boże błogosławieństwo dla pracy wykonywanej w naszym upadłym świecie. Pragnie być zapewnieniem, że Bóg używa biznesu do Bożych celów — a w rezultacie, że Bóg lubi biznes i ceni pracę kobiet i mężczyzn zatrudnionych w biznesie.

Książka ta w zamierzeniu autora ma jednak także odgrywać rolę prorocką. Tak, Bóg lubi biznes, ale ma dla niego także cele i plany, do których możemy się dostosować lub im się sprzeciwiać. Jednak rozpaczliwie pragnąc udowodnić Boży charakter pracy biznesowej, nie chcę ograniczyć się do „pokropienia wodą święconą” wszystkich praktyk biznesowych.

Mam nadzieję, że szczególnie poprzez ukazanie paradygmatu alternatywnego do istniejącego nacisku na maksymalizację zysków za wszelką cenę mogę faktycznie odegrać niewielką rolę w ukierunkowaniu biznesu. Biznes nie musi być tylko biznesem. Istnieją alternatywy. Można pojmować i praktykować go inaczej, przy czym różnica może być znaczna. Poprzez skupienie się na analizie działalności gospodarczej z Bożej perspektywy chciałbym wzbudzić w głowach Czytelników głębszą refleksję na temat celu i praktyki biznesu, które, w stosownych przypadkach, mogą prowadzić do realnych zmian postępowania.

Wnioski, jakie pociągnie za sobą ta refleksja, mogą spowodować, że napotkacie te same konflikty, które również ja zaobserwowałem. Z jednej strony, mam nadzieję, że to, co napisałem, może być życiodajną afirmacją dla całej społeczności chrześcijan, którzy zbyt długo czuli, że ich praca — w najlepszym przypadku — ma dla Boga jedynie wartość instrumentalną. W tym celu po prostu chcę potwierdzić fakty. Z drugiej strony, uważam, że dominujący paradygmat, który obecnie reguluje wiele naszych praktyk biznesowych, jest wadliwy i trzeba go zmienić. Pragnę wezwać chrześcijan, by zostali forpocztą tych zmian. Jest to motywujące i trudne. Kapłańskie i prorocze.

Dlaczego to jest ważne?

XXI wiek ma być stuleciem globalnej przedsiębiorczości. Biznes ma kształtować oblicze naszego świata w większym stopniu niż inne obszary instytucjonalne. Same rozmiary zasobów kontrolowanych przez korporacje sprawiają, że niemal na pewno wpływ firm w wielkim stopniu przerośnie wpływy innych tradycyjnych instytucji społecznych. Spośród 150 największych gospodarek na świecie prawie połowa nie jest państwami. Są to firmy[8]. Roczne obroty dwustu najbogatszych korporacji przekraczają wysokość majątku wszystkich gospodarek krajowych świata z wyjątkiem dwudziestu pięciu największych[9]. Co więcej, firmy stają się coraz bardziej wielonarodowe lub ponadnarodowe. Bez względu na tendencję spadkową w globalnym handlu i inwestycjach towarzyszącym recesji obserwowanej w latach 2008-2009, nie wydaje się, abyśmy mieli zostać świadkami długoterminowego spadku transgranicznej wymiany handlowej. Krótko mówiąc, firmy będą na wiele sposobów dyktować, w jakim świecie będziemy żyli. A zatem chrześcijanie zainteresowani szerzeniem Bożego przesłania pokoju, sprawiedliwości i pojednania koniecznie muszą skupić się na biznesie i jego roli w społeczeństwie.

Rozdział 1. Na początku

Rozdział 1

Na początku

Oto niedokończona przypowieść: troje uczniów pragnie spotkać się z pastorem, gdyż potrzebują doradztwa zawodowego. Pierwsza uczennica wyjaśnia, że rozważa pójście na studia prawnicze i pyta swojego proboszcza, po co Bogu chrześcijanin-prawnik. Po zastanowieniu się nad jej pytaniem pastor odpowiada, że chrześcijanie są potrzebni w dziedzinie prawa, ponieważ Bóg troszczy się o sprawiedliwość. Zostając prawniczką, może wspomóc Boże dzieło budowy sprawiedliwego społeczeństwa. Kolega dziewczyny mówi, że rozważa karierę w dziedzinie medycyny i pyta, dlaczego Bóg chciałby, by chrześcijanie zostawali lekarzami i pielęgniarzami. „To proste” — odpowiada pastor. „Bóg troszczy się o całego człowieka, a przez karierę w medycynie można odgrywać kluczową rolę w dziele uzdrawiania na tym świecie”. Kolejna uczennica przychodzi na rozmowę i zwierza się, że chciałaby wybrać karierę w biznesie. Pyta proboszcza, dlaczego Bóg mógłby chcieć, by ją realizowała.

W tym momencie jednak nasza przypowieść pozostaje niedokończona. Jak powinien zareagować proboszcz? Jeżeli prawo sprzyja Bożemu zainteresowaniu sprawiedliwością, a medycyna Jego zainteresowaniu uzdrawianiem, to jakiemu aspektowi dzieła Bożego służy kariera biznesowa? Albo, inaczej mówiąc, co jest celem takiej działalności z perspektywy Boga?

Boży cel dla biznesu

Odpowiedź na to pytanie nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Dokładniejsza analiza sprawia, że musimy zadać trzy kolejne, dodatkowe pytania.

Po pierwsze, czy w ogóle ma sens mówienie o tym, że Bóg przewiduje jakiś cel dla biznesu? Czy może Bóg planuje takie cele jedynie dla ludzi pracujących w biznesie? Mówiąc bardziej ogólnie, czy Bóg ma cele dla instytucji? Czy też lepiej jest patrzeć na instytucje (takie jak korporacje, systemy ekonomiczne, rządy państw) jedynie jako na sztuczne konstrukcje człowieka, które są same w sobie z natury obojętne (mogą sprzyjać Bożym pragnieniom lub sprzeciwiać się im w zależności od intencji i działań ludzi w ich obrębie), ale same w sobie są bez znaczenia?

Po drugie, pomijając na razie kwestię instytucji, co mamy na myśli, gdy pytamy o cel Boga w odniesieniu do ludzi biznesu?[10]Mały Katechizm Westminsterski (1674) zaczyna się w ten sposób:

P y t a n i e   1 . Co jest nadrzędnym celem człowieka?

O d p o w i e d ź . Nadrzędnym celem człowieka jest chwalić Boga i radować się Nim na wieki[11].

Czy to wszystko, co możemy powiedzieć o celu Boga dla ludzi działających w biznesie? Czy Bóg posiada ogólny cel dla wszystkich — chwalić Boga i radować się Nim — który należy wiernie realizować we wszystkich swoich działaniach? Czy można jednak powiedzieć coś więcej? Czy Bóg chciałby, byśmy osiągali jakieś cele poprzez działalność gospodarczą?

Zakładając, że Bóg wyznaczył ludziom biznesu pewne unikalne cele, warto zapytać, czy są one nieodłączną częścią rzeczywistej działalności gospodarczej, czy stanowią tylko pewne instrumenty? Na przykład firmy mogą zarabiać pieniądze dla swoich właścicieli, którzy z kolei wykorzystają je na wsparcie działań misyjnych. W tym sensie można powiedzieć, że przedsiębiorstwa mogą służyć celom Boga w sposób instrumentalny. Generują one środki niezbędne do sponsorowania pożądanej przez Boga działalności.

Firmy mogą również służyć jako platforma, dzięki której chrześcijanie dzielą się swoją wiarą z innymi. Tutaj także znajdujemy zastosowanie dla biznesu, który w sposób instrumentalny tworzy forum do dzielenia się Ewangelią. Jednak wciąż nie jest to nierozerwalnie związane z samą działalnością gospodarczą. Chrześcijanie otrzymują wezwanie, by byli „zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” w kwestiach swojej wiary, niezależnie od sytuacji (1 List św. Piotra). W supermarkecie, na trybunie boiska, na wywiadówce, a także w środowisku pracy chrześcijanie zachęcani są do dzielenia się dobrą nowiną z tymi, którzy mogą być zainteresowani wysłuchaniem ich. Fakt ten jednak nie mówi nam wiele o tym, jak sam Pan Bóg zamierza wykorzystać praktykę biznesu jako takiego.

Czy możemy powiedzieć, że czynności służbowe — analiza bilansu, produkcja, marketing, testowanie wydajności — same w sobie przybliżają przyjście królestwa Bożego?[12] Czy firma posiada jakiś cel wewnętrzny, podobnie jak posiada cel instrumentalny?

Poszukiwanie celu

Poszukiwanie biblijnych odpowiedzi na nasze pytania nie jest łatwe. Analiza Pisma werset po wersecie nie zostawia nam wielkiego pola manewru. Można znaleźć nieco wskazówek etycznych, takich jak starotestamentowy zapis o fałszywych wagach do porcjowania ziarna (Prz 11,1) czy nowotestamentowe przypomnienie, że robotnik zasługuje na swoją zapłatę (Łk 10,7). Niestety, wersety te — nawet zebrane w całość — stanowią cienkie niteczki i nie wystarczają do stworzenia osnowy dla całej gałęzi teologii. Chociaż w Piśmie znaleźć można wiele nauk na temat ekonomii i częste napomnienia dotyczące uczciwości, bardzo mało napisano wprost o celu działalności gospodarczej, właściwych granicach takiej aktywności i jej roli — jeśli w ogóle jest wspomniana — w dziele Bożym na tym świecie.

W związku z tym zamiast starać się skonstruować teologię biznesu na podstawie kilku konkretnych wersetów, uznałem za bardziej przydatne budowanie jej na tym, co czasem nazywamy „wielką narracją”. Pismo (w wielu księgach i korzystając z wielu gatunków literackich) opowiada jedną podstawową historię — jedną podstawową Opowieść złożoną z czterech wielkich etapów.

Na początku Bóg stworzył świat i umieścił w nim ludzi (Stworzenie). Intencją Boga było, by radować się stworzeniem oraz trwać w miłości i zażyłości z ludzkością na wieki. Ten początkowy zamiar został jednak udaremniony przez nieposłuszeństwo człowieka (Upadek). Cała reszta to historia o pojednaniu. Bóg stara się ponownie scalić związek miłosny, który był początkową intencją (Zbawienie). Wysiłki te kończy objawienie się Boga w osobie Jezusa Chrystusa, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie burzy mur oddzielający człowieka od Boga, inaugurując nowe stworzenie. Pełne konsekwencje tego zwycięstwa ujawnione są w ostatnich rozdziałach historii, w jej ostatecznym rozwiązaniu (Odnowienie).

Wybór hermeneutyki narracji i identyfikacja czterech wielkich etapów historii biblijnej z pewnością nie są jedyną opcją. Naukę teologiczną można kształtować różnymi sposobami. Na przykład wielu teologów zajmuje się jej moralnym, historycznym lub praktycznym wymiarem. Nawet ci, którzy poświęcili się biblistyce, mogą stosować wiele różnych zasad organizacyjnych. A żeby sprawę jeszcze bardziej skomplikować, nawet wśród tych, którzy przyjęli podejście narracyjne do swojej teologii biblijnej, pojawiają się problemy co do tego, w jaki sposób podzielić Pismo na oddzielne etapy[13].

Mój wybór narracji ma charakter częściowo taktyczny, ponieważ „opowieść” wydaje się jednym z najbardziej skutecznych sposobów komunikowania prawd w naszym środowisku kulturowym. Mam nadzieję, że jest to także ekumeniczne podejście. Chociaż wątki stworzenia, upadku, odkupienia i odnowienia często wiązane są z tradycją reformacji, to można je odnaleźć w podstawowym zarysie historii biblijnej ważnej dla wszystkich tradycji chrześcijańskich. Przez całą historię Kościoła był to standardowy sposób opisywania podróży chrześcijaństwa. Nacisk kładziony na każdy z tych etapów może się nieznacznie różnić w zależności od tradycji (a konsekwencje wynikające z różnych akcentów mogą być niebanalne), jednak nadal jako podstawowy zarys ogólnej narracji biblijnej takie podejście powinno pozwolić różnym tradycjom znaleźć wspólny grunt[14].

Zatem w kontekście wielkiej narracji sensownie jest rozpocząć nasze poszukiwania celu od rozważenia etapu Stworzenia. Opis Stworzenia stanowi określenie świata takiego, jakim Bóg pierwotnie pragnął go widzieć. Choć upadek człowieka przeszkodził Bożym planom (i trzeba będzie omówić go osobno), przyjrzenie się temu, co Bóg planował na samym początku, będzie użyteczne.

Oszczędność opisu stworzenia

Kiedy myślimy o historii biblijnej jako czterech wielkich etapach, zauważamy, że opis dwóch pierwszych kończy się wraz z trzecim rozdziałem Księgi. Stworzenie świata jest w całości opisane w Księdze Rodzaju 1-2[15]. Upadek opisany jest w rozdziale trzecim. Ciąg dalszy Pisma Świętego, a więc pozostałe rozdziały Księgi Rodzaju, trzydzieści osiem kolejnych ksiąg Starego Testamentu i cały Nowy Testament, poświęcony jest trzeciemu z wielkich etapów — Odkupieniu — oraz czwartemu etapowi — Odnowieniu stworzenia.

Dla naszych celów zwięzłość opisu stworzenia powinna służyć jako ważne przypomnienie. Po pierwsze, przypomina nam, że Bóg jest najpełniej objawiony w swoim dziele Odkupienia. Właściwie cała Biblia opowiada o Bożym wysiłku, aby przywrócić takie stosunki z człowiekiem, jakich Bóg pragnął od początku. Jest to opowieść o miłości — miłości, która wyraża się w ciągłym wyciąganiu Boskiej dłoni, która zmierza do połączenia ze zbuntowanymi ludźmi, wciąż oferując im coś, na co nie zasługują. Teologia biznesu musi zaistnieć przede wszystkim w kontekście Bożego pragnienia przywrócenia tej relacji miłości.

Po drugie, przyglądając się samemu etapowi Stworzenia, sama zwięzłość tej części Pisma Świętego powinna nas powstrzymać przed wyciąganiem wniosków na temat pierwotnego planu Boga. Tutaj znajdziemy jedynie maleńkie podpowiedzi, prawie niedostrzegalne kiwnięcia głową w kierunku różnych aspektów prawdy Bożej. Z jednej strony zwięzłość ta zachęca nas do spekulacji dotyczących najmniejszych nawet śladów. Z drugiej strony przypomina nam, że w dużej mierze jedynie spekulujemy. Lakoniczny opis wzmacnia naszą potrzebę pokory, przypominając, że musimy owinąć nasze wnioski w płaszcz niepewności. Znaczenie historii stworzenia w dużym stopniu będzie musiało pozostać owiane tajemnicą.

Spostrzeżenia dotyczące stworzenia

Pamiętając o powyższych zastrzeżeniach, zastanówmy się zatem, jakie wnioski można wyciągnąć z opisu stworzenia.

1. Świat fizyczny ma dla Boga znaczenie. Fakt, że świat materialny jest dla Boga ważny, jest tak oczywisty, że łatwo go przeoczyć. W całej Księdze Rodzaju Bóg stwarza rzeczy materialne i deklaruje, że każda z nich jest dobra. Kiedy Bóg daje człowiekowi możliwość rozkwitu, częściowo wiąże się to z zaspokajaniem materialnych potrzeb oraz pragnień kobiet i mężczyzn[16]. Pokarm, który żywi, dach nad głową, cień chroniący przed promieniami słońca — wszystko to należy do dobrego, Bożego stworzenia. Wytwarzając dobra materialne, firmy zwiększają dobrobyt społeczności i tym samym angażują się w pracę, która ma dla Boga znaczenie.

2. Istoty ludzkie powołano do roli zarządców stworzenia. Opis w Księdze Rodzaju przypomina nam, że świat został stworzony przez Boga i pozostaje tworem Boga. Bóg stworzył niebo i ziemię. Bóg zapalił światło. Bóg rozdzielił wody, stworzył niebo i suchy ląd. Bóg stworzył także rośliny i dzikie zwierzęta, a na zakończenie — ludzi.

Nigdzie nie ma jednak wskazówki, by prawa do stworzenia w jakiś sposób przeniesiono na Adama i Ewę. Jedynie to, co otrzymali wprost, czyli „wszelka roślina przynoszącą ziarno” oraz „wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie”, było udostępniane im jako pokarm (Rdz 1,29). Podwójne odniesienie do nasion sugeruje, że ustanawiając to prawo, Bóg nie zamierzał rezygnować z ciągłej wydajności produkcyjnej stworzenia Bożego dla ludzi. Mogli jeść owoce, a rośliny miały dawać kolejne.Adam i Ewa zostali zaproszeni do korzystania z zaufania Boga bez ingerowania w jego kapitał. Bóg pozostał właścicielem. Jak przypomina nam psalmista:

Do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia,

świat i jego mieszkańcy.

Albowiem On go na morzach osadził

i utwierdził ponad rzekami.

(Ps 24,1-2)

Nie znaczy to jednak, że Adam i Ewa byli zaledwie biernymi beneficjentami hojności Boga. Otrzymali oni rolę do odegrania. Pokrótce możemy określić ją jako rolę „szafarzy” lub bardziej współcześnie mówiąc — „zarządców”. Według słownika jest to „osoba, która zarządza cudzym mieniem lub sprawami finansowymi; ktoś, kto administruje czymś jako przedstawiciel innego podmiotu”[17]. Ludzie zostali powołani jako szafarze stworzenia w imieniu Bożym. „Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał” (Rdz 2,15).

Dla chrześcijan zajmujących się biznesem uznanie roli „szafarzy” jest pierwszym, ważnym krokiem w kierunku zrozumienia zamiarów Bożych dla biznesu. Możemy bowiem założyć, że biznes nie należy do nich ani do innych właścicieli ziemskich. Należy do Boga. W ten sposób ustanawiamy ramy, w oparciu o które należy rozważać wszelkie prawa interesariusza.

Oczywiście to nie koniec naszych rozważań. Nie wystarczy tylko, że działamy jako szafarze Bożego stworzenia. Stajemy bowiem przed kolejnym pytaniem: skoro mamy zarządzać stworzeniem dla celów Bożych, jakie cele powinny nam przyświecać? Czego życzy sobie właściciel „powierzonego mienia”?

Rozważmy, przez analogię, współczesny rodzinny fundusz powierniczy. Według prawa powiernik, który zgadza się zarządzać funduszem dla rodziny, zobowiązany jest postępować zgodnie z instrukcjami osoby, która utworzyła i sfinansowała fundusz. Instrukcje te są zazwyczaj określone w umowie powierniczej do tego stopnia, że umowa milczy w niektórych punktach, gdzie prawo będzie wypełniać luki, implikując pewne obowiązki powiernika. Na przykład zgodnie z prawem zarządca winien jest funduszowi całkowitą lojalność. Wszystkie transakcje dokonane we własnym interesie z aktywów powierniczych są surowo zabronione. Powiernik nie może faworyzować jednego beneficjenta przed drugim i musi dywersyfikować portfel, by uniknąć nieuzasadnionego ryzyka i tak dalej. Ponadto, z zastrzeżeniem wszystkich tych ograniczeń, obowiązki powiernika są jasne: do jego obowiązków należy maksymalizacja zwrotu z aktywów powierniczych na rzecz beneficjentów funduszu.

Analogicznie chrześcijanom nie wystarczy jedynie stwierdzić, że działamy jako szafarze Boga. Jest to pierwszy, ważny krok, który nie zamyka jednak dyskusji. Jako szafarze/powiernicy musimy wiedzieć, co jest naszym celem w zarządzaniu „funduszem” i jakie zastrzeżenia co do rozporządzania nim nas obowiązują. Mówiąc precyzyjniej, jako szafarze Bożych spraw, musimy wiedzieć, jaki cel przyświeca naszym działaniom zarządczym i czego nie wolno nam robić, by nie sprzeciwiać się życzeniom Boga[18].

3. Ludzie zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Biblia w trzech miejscach mówi nam, że ludzie zostali stworzeni na obraz Boga.

A wreszcie rzekł Bóg: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”. [...] Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.

(Rdz 1,26-27)

Co to oznacza? W jakim sensie istoty ludzkie są odbiciem obrazu Boga?

To trudne pytanie, a Pismo Święte daje nam niewiele wskazówek. Teologowie dokładnie przedyskutowali tę kwestię. Twierdzenie, że zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, nie ogranicza się do Księgi Rodzaju, ale powtarza się w wielu miejscach w całym Piśmie Świętym. Wyraźnie wiąże się z bliskim wzajemnym podobieństwem oryginału i obrazu. Dwukrotnie — w 2 Liście do Koryntian (4,4) oraz w Liście do Kolosan (1,15) — Chrystus opisany jest jako „obraz” Boga Ojca. Sugeruje to, że powiernik obrazu odgrywa rolę w ujawnieniu Jego istoty.

Powinniśmy jednak przynajmniej odnaleźć w znaczeniu słowa „obraz” w Księdze Rodzaju intencję odzwierciedlenia tych cech Boga, które zostały już w Księdze Rodzaju opisane. Szczególnie dwie cechy są ważne dla naszych celów. Po pierwsze, Bóg został opisany jako z natury relacyjny („Uczyńmy człowieka na Naszobraz, podobnego Nam’ [Rdz 1,26]). Po drugie, Bóg określony został jako aktywny. Bóg tworzy.

R e l a c j a . Bóg, na którego obraz zostali stworzeni Adam i Ewa, jest Trójjedyny. Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty to Bóg o naturze relacyjnej, jeszcze sprzed początku czasu. Mnogie zaimki użyte w Księdze Rodzaju (1,26) przypominają nam, że zanim Bóg cokolwiek stworzył, był Bogiem w trzech Osobach. Wszystkie potężne akty tworzenia wypłynęły z tej relacji. Ponieważ dzieło stworzenia było samo w sobie przelaniem natury miłosnej Boga, stanowiło namacalny dowód tego relacyjnego charakteru. Praca, jaką była kreacja, dała wyraz owej relacji. Ponadto, ponieważ stworzenie powstało na chwałę Boga, dzieło to nie tylko wynikło z relacji, ale miało także coś zwrócić Trójcy.

Jako ludzie stworzeni na obraz Boga, musimy pamiętać, że także jesteśmy z natury relacyjni. Jesteśmy w pełni sobą jedynie w społeczności. Jak stwierdził Bóg w odniesieniu do Adama: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (Rdz 2,18). Pielęgnacja i budowa wspólnoty jest więc jednym z podstawowych zadań, które powinny być realizowane przez tych, którzy chcą być prawdziwie ludźmi. Aby zachować wierność Księdze Rodzaju, teologia biznesu musi być relacyjna i posiadać wspólnotowy charakter. Relacje w społeczności muszą poprzedzać pracę i produktywność. Biznes musi się opierać na relacjach społecznych i kształtować się tak, by dawać także wsparcie społeczności.

P r a c a . Bóg, na którego obraz zostali stworzeni Adam i Ewa, był również Bogiem działającym. Szóstego dnia Bóg zakończył pracę, a siódmego dnia odpoczął po niej. Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym, jako że w jego czasie odpoczął po wykonaniu dzieła stworzenia (Rdz 2,2-3, podkreślenia moje).

Ludzie zostali zatem stworzeni także do pracy — gdy ją wykonują, odzwierciedlają ten aspekt chwały Bożej.

Chrześcijanie często błędnie postrzegają pracę jako karę za nieposłuszeństwo Adama i Ewy w ogrodzie Eden. Jest to bardzo dalekie od prawdy. Powołanie do pracy i możliwość pracy zostały wbudowane w strukturę istoty ludzkiej w pierwotnym zamyśle Boga. Adamowi i Ewie zostały przydzielone prace w ogrodzie.

I to nie tylko byle jakie prace. Ponieważ Adam i Ewa zostali stworzeni na obraz Boga, zostali stworzeni z naturalną potrzebą zaangażowania w twórcze działanie. Oczywiście ich działania twórcze różnią się od Bożych tym, że tylko Bóg stwarza coś z niczego (ex nihilo)[19]. Ludzka kreatywność jest zawsze wtórna, jako pochodna dzieła Stwórcy. Niemniej aby odzwierciedlić obraz Boga, należy tworzyć, udoskonalać oraz wprowadzać w życie innowacje i nowe sposoby działania.

W kategoriach biznesowych Bóg stworzył początkowy kapitał inwestycyjny. Bogato wyposażył ziemię w zasoby. Adam i Ewa byli pierwszymi menedżerami wezwanymi do twórczego ich zorganizowania (nazwanie zwierząt) i zarządzania nimi (panowanie nad nimi), w celu zwiększenia produktywności ogrodu („bądźcie płodni i rozmnażajcie się”) w zrównoważony sposób (doglądanie). Kreatywność nie jest darem niektórych artystów czy projektantów. Tkwi w samym rozumieniu istoty ludzkiej.

Ponadto jeśli praca wykonywana przez chrześcijan ma odzwierciedlać dzieło Boże, to musi mieć swoje znaczenie. Po każdym akcie tworzenia Bóg zbadał swoje twórcze dzieło i ogłaszał je jako dobre (Rdz 1,04, 10, 12, 18, 21, 25), a po stworzeniu istot ludzkich jako „bardzo dobre” (1,31). Aby nasza praca była odbiciem pracy Boga, także musimy dążyć do efektów, które są dobre. Dobra praca ma znaczenie i sens.

Gdy