Ale o co chodzi? - Danuta Wawrzak - ebook

Ale o co chodzi? ebook

Danuta Wawrzak

0,0

Opis

Na każdym kroku potykamy się o najrozmaitsze dylematy moralne. Czy dziewictwo jest powodem do dumy i należy się z nim afiszować? Czy aborcja jest zawsze największym złem i jakie byłyby skutki jej legalizacji? Czy oglądanie pornografii niszczy związki czy raczej je wzbogaca? Odpowiedź na te i wiele innych pytań usiłuje znaleźć para młodych ludzi, Kasia i Tomek. Dopingu do myślenia dostarcza im ciocia Helena - energiczna starsza pani, ciągle zaskakująca wszystkich swoimi kontrowersyjnymi poglądami i... niekonwencjonalnymi sposobami na rozpoczęcie dyskusji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 540

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Danuta Wawrzak
Ale o co chodzi?
© Copyright by Danuta Wawrzak 2015
ISBN 978-83-7564-480-7
Wydawnictwo My Bookwww.mybook.pl
Publikacja chroniona prawem autorskim.Zabrania się jej kopiowania, publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży bez zgody Wydawcy.

Internet to wspaniała rzecz. Ileż to godzin wystawało się w kolejkach, żeby kupić encyklopedię, albo zamawiało się u pani w kiosku „Rozrywkę” czy „Przyjaciółkę”. Teraz to wszystko można znaleźć w internecie i nawet się za to dodatkowo nie płaci. Można sobie posłuchać radia lub zamówić telewizję. Można nie tylko poczytać, posłuchać czy pooglądać, ale również zasięgnąć rady. A problemy są rozliczne. Rozbudowane fora dyskusyjne kipią od asortymentu tematów i poglądów. Jedni się opierają na obyczajach, inni na religii, a jeszcze inni na prawie. Swary i waśnie nie ułatwiają rozwiązywania dylematów. Czy dylemat moralności znajdzie swój wspólny mianownik? Czy ta teoria zajdzie zwolenników? Nie wiem. Ale próbować można. Pomogą mi w tym moi wyimaginowani przyjaciele: Kasia i Tomek. Właśnie się obudzili.

– Nie idę do pracy – powiedziała Kasia po przebudzeniu.

– Co się stało? – zmartwił się Tomek. – Chora jesteś?

– Chora – zgodziła się i obróciła na drugi bok, układając się do snu.

Tomek zmartwiony przyskoczył do niej. Przyłożył jej rękę do czoła.

– Gorączki nie masz – stwierdził.

– Zaraz będę miała, białą! Odczep się. Możesz?

– Nie wściekaj się, tylko powiedz, o co chodzi.

– Chcę spać.

– A w nocy nie mogłaś?

– Nie.

– A co robiłaś?

– Rozmyślałam.

– Rozmyślałaś? Nad czym?

– Nad tym, o czym rozmawialiśmy wieczorem – dodała sennym głosem.

– Znowu zaczynasz – żachnął się Tomek. – W tym temacie nie znajdziemy wspólnego języka.

– Właśnie dlatego rozmyślałam. Jak cię przekonać. – Ziewnęła.

– Przekonać do czego? Do orgii?

Kasia tylko machnęła ręką i sięgnęła po laptopa, już rozbudzona. Nie wyłączyła go na noc, więc szybko znalazła to, czego szukała.

– Zobacz – podsunęła mu ekran przed nos – gdzie tu widzisz orgię?

– A co to jest według ciebie?

– To mi wygląda raczej na jakąś szkółkę.

– Szkółkę! Dobre sobie! – zaczął szydzić Tomek. – Po co komu taka szkółka? Przecież każdy to umie robić.

Kasia nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w ekran. Zdjęcie przedstawiało dużą salę zasłaną zwykłymi łóżkowymi materacami. Na nich młodzi ludzie, było ich może około setki, uprawiali seks.

– Jeżeli to nie jest zbiorowy seks, to co to jest? – dopytywał.

– W grupie – zgodziła się – lecz indywidualnie.

– Indywidualnie, ale każdy z każdym – nie ustępował Tomek.

– Skąd wiesz? Przecież nawet nie jesteś w stanie ich rozpoznać. – Przynajmniej ja nie jestem pewna. Dla mnie ci Japończycy wyglądają jednakowo.

– Jaki więc miałoby to cel?

– Dydaktyczny.

– Dobre sobie – ironizował Tomek,

– No tak – nie ustępowała Kasia. – Jedni uczą się teoretycznie, a ci tutaj praktycznie.

Tomek wykrzywiał się z obrzydzenia.

– Przecież to sama młodzież. Nie widzisz? Mam nadzieję, że są chociaż pełnoletni – dodała z troską.

– Czego oni mogą się tam nauczyć? Bezwstydności!

– Bezwstydnością to już niektórzy określają samo mieszkanie bez ślubu – zauważyła Kasia.

– No, już nie cofajmy się tak daleko – zaoponował Tomek. – Do tego ludzie już przywykli.

– Nie wszyscy. Jedni przywykli, a inni wymyślili nowe wymówki, żeby dokuczyć samotnym młodym.

– Wymówki czy argumenty?

– Nazwij to, jak chcesz, ale to jest obrzydliwe.

– Cóż cię tak zdenerwowało? Sama mi zaproponowałaś, żebyśmy razem zamieszkali. Nie pamiętasz?

– Pamiętam. Doskonale pamiętam, ale ty nie wiesz, dlaczego to zrobiłam.

– Bo chciałaś być bliżej mnie? – spytał niepewnie.

– Zła odpowiedź. Chciałam ci naprawić reputację.

– Co proszę? A jakimże to sposobem moja reputacja cierpiała?

– A, cierpiała, cierpiała. Jak byś się czuł z przyklejoną do siebie łatką pedała?

– No, ty chyba sobie żartujesz! – oburzył się Tomek. – Wprawdzie naprzeciwko nas mieszkały dwie lesbijki, ale to nie znaczy, żeby wszystkich mierzyć jedną miarą!

– I tu się mylisz – spokojnie zaoponowała. – Wśród tych lesbijek, jak mówisz, była moja koleżanka, która wcale nie jest lesbijką.

– To znaczy, że…

– To znaczy, że wpadliśmy we własne sidła, my, ludzie, społeczeństwo, wszyscy. Wszędzie widzi się tylko te złe rzeczy i w te łatwiej wierzyć. I ty też masz w tym swój udział.

– Ja?

– Pewnie. Bez wahania uznałeś je za lesbijki, a one was za pedałów. Zrewanżowały się i nie masz o co chować urazy.

Tomek usiadł na krześle, założył ręce za głowę i zaczął medytować.

– Lepiej się pospiesz, bo spóźnisz się do pracy – poganiała go Kasia.

Tomek spojrzał na zegarek. Spokojnie sięgnął po telefon i zaczął wybierać numer.

– Gdzie dzwonisz? – spytała.

– Do pracy.

– To oboje robimy sobie wagary?

Położył palec na ustach, dając jej znak, by była cicho, i na wszelki wypadek poszedł do drugiego pokoju, żeby mógł wiarygodnie kłamać. Wrócił po chwili, już częściowo rozebrany, gotowy iść z powrotem do łóżka.

– Co im powiedziałeś?

– Jestem chory.

– To nie zbliżaj się do mnie, bo mnie zarazisz – zażartowała.

– Czemu? Razem sobie pochorujemy.

Poleniuchowali całe przedpołudnie, a po obiedzie poszli do sklepu, a raczej do sklepów. To był koszmar dla Tomka. Kasia szalała. Znalazła coś, czego dawno szukała. Trochę to kosztowało, więc wyrzuty sumienia nakazywały jej kupić coś dla Tomka. Tomek niczego nie potrzebował i nic mu się nie podobało, ale Kasia nie rezygnowała. Któryś raz z kolei obchodzili sklep dookoła i za każdym razem musiała sobie poszperać w damskich ciuszkach. Tomek był już na tyle znudzony, że było mu wszystko jedno, gdzie jest i co robi. Przycupnął więc na boku i zaczął bezwiednie grzebać na wieszaku z krawatami. Tam zastała go Kasia.

– Chcesz sobie kupić krawat? – zapytała z taką nadzieją w głosie, że już uspokoi swoje wyrzuty sumienia i będą mogli opuścić sklep, że Tomek nie miał serca robić jej zawodu i zgodził się na kupno krawata.

– Ale ty masz już tak dużo krawatów – zreflektowała się po chwili.

Nie chciała, żeby ten zakup był wymuszony. Tomek też wolałby nie przedłużać tej gehenny, ale nie chciał robić Kasi przykrości.

– Mam, ale zawsze może się znaleźć coś ciekawego – odpowiedział, nadal przeszukując krawaty. – Zobacz co my tu mamy! – niemal wykrzyknął z radością, wyciągając krawat w biało-czerwone paski.

– Przecież to jest… – zaczęła Kasia, ale Tomek jej przerwał:

– Tak. To jest krawat członków Samoobrony. Partii już nie ma, znaczy w rządzie, więc i krawatów takich już nie będzie. Ten więc będzie eksponatem historycznym.

Takie uzasadnienie satysfakcjonowało ich oboje. Poszli do kasy. Kolejki nie było, ale ekspedientka jakoś się ociągała. Spoglądała to na krawat, to na Kasię.

– O co chodzi? – nie wytrzymała. – Myśli pani, że to jest obciach kupować taki krawat?

– Nie – zmieszała się ekspedientka.

– Więc o co chodzi? – Kasia zaczęła się jej podejrzliwie przyglądać. – Przepraszam, czy my się przypadkiem nie znamy? – spytała po chwili.

Ekspedientka przytaknęła głową.

– Julka?

Znowu przytaknięcie.

– To czemu się od razu nie odzywasz?

– Nie byłam pewna, a poza tym to nie każdy chce podtrzymywać takie znajomości, zwłaszcza jak zrobi karierę. Poza tym, sama powiedziałaś „obciach”, jak do gówniary.

– No! To ci akurat powinno pochlebiać. Świetnie wyglądasz. Co u ciebie słychać?

– Przepraszam cię na chwilę, mam klientkę ale jak poczekasz – tu spojrzała na zegarek – za pięć minut kończę pracę. Moglibyśmy pójść gdzieś na kawę.

– Pewnie.

Julka oddaliła się do drugiego stanowiska. Tomek był niepocieszony.

– Myślałem, że już pójdziemy do domu.

– Ja też ale nie mogłam jej odmówić, po tym, jak wspomniała o tych karierowiczach. Chcesz, żeby o mnie tak samo myślała?

– No dobrze – zgodził się – ale ja poczekam na was na dworze. Dość już mam tego sklepu. Albo wiesz co? Pójdę poszukać jakiejś siwej peruki.

– Po co ci peruka, w dodatku siwa?

– Przebiorę się za Leppera.

– Ty wariacie! – zawołała z uśmiechem. – Lepiej idź się przewietrzyć.

I popchnęła go w stronę wyjścia.

Z ulgą odetchnął na dworze. Pogoda była piękna. Przeciągnął się, rozejrzał i zauważył nieopodal ławkę. Usiadł na niej i zatopił się w rozmyślaniach. Oczekiwanie nie trwało długo, kiedy usłyszał szczebiotanie dziewczyn. Z pracy jednak wszyscy urywają się tak szybko, jak mogą – pomyślał, ale nie ruszył się z miejsca. Niech teraz one na niego trochę poczekają. On już dość się naczekał. Życie jednak płata figle i musiał zrezygnować ze swoich dąsów. Usłyszał głos Julii.

– Mówiłam ci, że nie musisz po mnie przychodzić.

To było powiedziane do jakiegoś mężczyzny, który właśnie do nich podszedł. Wyrósł jak spod ziemi i widać miał nie najlepszy humor, bo zignorował uwagę, za to wydał dyspozycję:

– Pożegna koleżankę i wsiada do samochodu.

O, matko! – jęknęło w Tomku. Cóż to za ton i forma? W trzeciej osobie? Miej się na baczności, człowieku. Kasia tak łatwo nie odpuszcza.

A jednak odpuściła. Ją też zamurowało. Na krótko. Ocknęła się i podbiegła do samochodu. Otworzyła drzwi, które Julka już zdążyła zamknąć.

– Kto to jest? – spytała.

– Narzeczony – rzucił wściekle mężczyzna.

– To niech narzeczony przyjmie do wiadomości, że mamy na dzisiaj inne plany. – Kasia zaczynała się irytować.

– To musicie je zmienić. Julia ma już zaplanowany dzień.

– Przez pana?

Julia chciała ratować sytuację i bąknęła.

– Wiesz, Kasiu, ja zapomniałam…

Nie dokończyła bo narzeczony warknął:

– Zamknij się. Sam sobie poradzę. Julia nie będzie się spotykała z byle kim – te ostatnie słowa zostały wypowiedziane w kierunku Kasi.

– Słusznie – podtrzymała Kasia. – Julka, wysiadaj. Realizujemy nasze plany.

– Och, ty… – rozsierdził się narzeczony. Widać nieposłuszeństwo było dla tego pana rzeczą nie do przyjęcia. Trzasnął swoimi drzwiami i zaczął obchodzić samochód, żeby zapobiec ucieczce pasażerki. Jego wzrok i gestykulacja sprowokowały Kasię.

– Julia, on jest gotowy mnie zabić – wymknęło się jej, zanim zdołała pomyśleć, do kogo mówi.

Te słowa jeszcze bardziej rozwścieczyły napastnika. Na szczęście Tomek był już tuż za nim.

– Co jest, Kasiu? – zapytał od niechcenia.

Słysząc za sobą głos, narzeczony obrócił się na pięcie i zawrócił do samochodu. Omijając Tomka, bąknął nawet słowo „przepraszam”. Kasia doznała następnego szoku. Co on się tak nagle odmienił?, pomyślała. Wtem przemknęła jej przez głowę straszna myśl: to jest typ damskiego boksera. Spojrzała na Julkę. Ta gestykulowała rozpaczliwie, dając jej do zrozumienia, żeby już nic nie mówiła. No tak, mogę już nic nie mówić – pomyślała – ale muszę coś zrobić, żeby oszczędzić Julce przykrości, a kto wie, może i czegoś więcej, w końcu to przeze mnie może jej się dostać. Chciała to jakoś załagodzić.

– No, to bawcie się dobrze – krzyknęła w stronę gbura, a po chwili dodała, patrząc nadal na niego: – Julka masz być jutro w pracy, pamiętaj, a jak znajdziesz jakąś wymówkę, że cię głowa boli czy coś podobnego, to ja natychmiast ślę do ciebie lekarza sądowego, żeby ci zrobił obdukcję – wygarnęła jednym tchem.

Gbur posłał jej szydercze spojrzenie. Wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.

Pozostali przy krawężniku, patrząc za samochodem. Milczeli.

– Myślisz, że się wystraszy? – spytała.

– Kto? Julka? Ona już…

– Nie ona. On.

– Ciebie na pewno się nie wystraszy.

– Lekarza sądowego, którego obiecałam im nasłać – powiedziała ze zniecierpliwieniem.

– Tego prędzej. Ale, ale, skąd ty znasz takiego lekarza?

– Nie znam, ale on o tym nie wie.

– Też dobrze. To tak na postrach? Mnie też będziesz nim straszyć?

– Jak trzeba będzie… – powiedziała zagadkowo. – Chodźmy – dodała i pociągnęła go za rękę.

Tomek posłusznie ruszył za nią. Dręczyła go ta sytuacja.

– Czekaj – przystopował na chwilę – nadal nie rozumiem, po co go chciałaś nastraszyć?

– Czy to tak trudno rozpoznać w nim damskiego boksera? – spytała ze zdziwieniem.

– Tak myślisz? –Tomek był niezmiernie zdziwiony. – No tak, gdybym nie podszedł w porę, pewnie by się tobie oberwało – dywagował głośno.

Kasia przytaknęła.

– Że tacy ludzie jeszcze istnieją – dodał po chwili.

– I pewnie jest ich więcej, niż nam się wydaje – zakończyła Kasia, patrząc bezmyślnie w głąb ulicy, gdzie przed chwilą zniknęła srebrna skoda.

Szli przed siebie, nic nie mówiąc. Pewnie by tak szli nie wiadomo jak długo, gdyby Tomek się nie ocknął.

– Jeszcze chwila i miniemy dom – zauważył.

– Jakoś mi się tam nie spieszy. Chodź, pospacerujmy jeszcze – poprosiła.

– Z zakupami? – Tomek był niepocieszony.

Kasia popatrzyła na obarczonego torbami Tomka i łaskawie zgodziła się zanieść wszystko do domu. Po wejściu do mieszkania klapnęła na kanapie i nie miała na razie ochoty nigdzie się ruszać. Na to liczył Tomek. Szybko i usłużnie pomógł jej zmienić obuwie i nawet zaproponował kawę. Kasia posłała mu badawcze spojrzenie.

– Czy myśmy się gdzieś nie wybierali? – spytała.

– Wybierzemy się, bez obaw. Napijemy się tylko kawki. To nas wzmocni. A potem… niech się dzieje wola nieba…

– No dobrze. Poczekamy, co nam los przyniesie. A coś mi podpowiada, że wieczór się jeszcze nie skończył.

– O matko! – westchnął Tomek.

Z ulgą usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Pobiegł szybko otworzyć. Czar prysnął, jak tylko zerknął przez wizjer. Ciocia Hela. Ta to potrafi ingerować w czyjeś plany. Z wypoczynku – nici. Może udać, że ich nie ma, przeszło mu przez głowę. Dzwonek zadźwięczał ponownie.

– Tomek, no czemu nie otwierasz? – Kasia zdradziła ich obecność w domu.

– Już… już. – Zrobił trochę hałasu, symulując, że biegnie do drzwi. – Dzień dobry, ciociu – wykrzyknął z udanym zachwytem zaraz po ich otwarciu.

– No, ty się już tak nie ciesz – zgasiła go, naburmuszona.

– Stało się coś, ciociu, że tak… bez humorku?

– A stało, stało. Kasieńka jest? Dzień dobry – powiedziała poniewczasie.

– No, jest. Chyba ją ciocia słyszała przez drzwi?

– A słyszała, słyszała. Gdyby nie wrzasnęła w porę, to pewnie byś mi nie otworzył? – zgromiła go.

– No co też ciocia…

Trochę się zawstydził, że tak łatwo odkryła jego zamiar, i szukał w myślach usprawiedliwienia. Na szczęście ciocia nie dała mu dużo czasu na zastanowienie.

– Tak, tak, młody człowieku. Wszyscy młodzi tak mają. Więc jak? Naprawdę tak mnie nie lubisz?

– Cioci się nie da nie lubić – pośpiesznie oświadczył.

– No pewnie. Zwłaszcza gdy przychodzi nie w porę, gdy chce pouczać…– zawiesiła na chwilę głos i spojrzała filuternie na Tomka. – Ale teraz się odmieni, teraz to ja przyszłam po radę.

– Nie może być! – Tomek zaprezentował udawane zdziwienie. – A ja myślałem, że za każdym razem ciocia przychodziła po radę, a wychodziła, pouczając nas.

– Tak? – Tym razem ciocia udała zdziwienie. – No to teraz ci pozwalam wygarnąć mi to, gdy się zapędzę. Wiesz, dziecko, to taki wieloletni nawyk. Ale pora z tym skończyć.

– Trzymam za słowo – podchwycił Tomek. – Kasiu, słyszałaś? Będziesz świadkiem.

– Nie słyszałam – zawołała z pokoju. – Kto przyszedł?

– Ciocia Hela – odkrzyknął, a do cioci dodał: – Jak to jest, że ciocia zawsze mówi tak donośnie, że u sąsiadów słychać, a teraz nawet do Kasi nie dotarło? Jak się mam powołać na cioci przyrzeczenie?

– A może wpierw byś mnie zaprosił dalej. – I bez pardonu wyminęła go, by przywitać się z nadchodzącą właśnie Kasią.

Rytualne „cmok, cmok”. Wymiana spojrzeń pomiędzy młodymi za plecami cioci. Ciocia kierująca się do pokoju nagle przystanęła i nie odwracając się, powiedziała:

– I tak wiem, co robicie za moimi plecami.

Nieco się zmieszali, spojrzeli na sobie, by wspomóc się wzrokowo, i w tym momencie ciocia odwróciła się i przyłapała ich spojrzenie.

– A nie mówiłam, że coś knujecie?

– Ciociu, czy ty masz jakieś radarki… – spytał, manipulując rękami, jakby chciał zaprezentować rogi na głowie – …w głowie, że przewidujesz, co kto robi i myśli?

– Nie co myśli, ale co robi, tak. – Zrobiła tajemniczą minę. – Też byłam dzieckiem i… młodzieżą – dodała. – I podobnie się zachowywałam, czasami, i nie tylko ja. Więc co to za odkrycie? – prychnęła lekceważąco.

– To… – Tomek się zniecierpliwił. – To czemu ciocia…

– Czemu tak robię? – przerwała mu. – Bo… bo chcę wybadać, czy mnie lubicie czy nie. Ja to robiłam w stosunku do osób, które nawet lubiłam – zaczęła dłuższą wypowiedź, wchodząc do pokoju i sadowiąc się wygodnie na fotelu. – Sama się sobie dziwię czemu. Może chciałam wtedy też wiedzieć, czy ten ktoś mógłby mnie polubić czy nie? W stosunku do osób, których się bałam, nie ośmieliłabym się na podobny akt. Nawet za plecami takiego kogoś byłabym skłonna dygnąć przepraszająco, żeby mu się nie narazić.

Ciocia umilkła i zamyśliła się. Położyła sobie na kolana przyniesiony ze sobą laptop i wpatrywała się w jakiś punkt na suficie. Kasia i Tomek usiedli naprzeciw niej w oczekiwaniu wyjaśnienia celu wizyty. Milczenie się przedłużało. W końcu Tomek zagadnął:

– Ciociu, jeżeli przyszłaś zaoferować nam laptop – wskazał na przedmiot leżący na jej kolanach – to się spóźniłaś. Już kupiliśmy nowy, całkiem dobry.

Ciocia ocknęła się, porozglądała dookoła. Zauważyła leżący na kanapie laptop. Uśmiechnęła się szelmowsko.

– Akurat. Przecież to to samo stare badziewie – wskazała przedmiot na kanapie – co zawsze u was było.

– No, nie takie stare – zaprotestował Tomek. – Ale na pewno lepsze, ciociu, od twojego.

– I tu się mylisz – z dumą zaprotestowała ciocia. – To jest najnowszy model.

– Ciekawe! Z renty to ciocia kupiła? – zauważył z przekąsem.

– No, z renty nie bardzo. Masz rację.

I tu ciocia przestawiła im krótką historię nowego nabytku. O tym, że sprzedała, a raczej oddała do kolekcji pewnemu panu zupełnie bez wartości klasery, które przetrzymywała od dawien dawna tylko jako pamiątki, bo otrzymała je, przynajmniej pierwszy z nich, od swojego pierwszego chłopaka. Znaczki nie przedstawiały wielkiej wartości rynkowej, za to dla kupującego miały wartość sentymentalną. Dostała za nie tysiąc złotych. Dołożyła do tych, które odłożyła, i kupiła sobie laptop z najwyższej półki.

– Skąd, ciociu, wiesz, że on cię nie oszukał?

– Tomeczku, wiem, bo sprawdzam ich wartość.

– Gdzie?

– W internecie. Tam wszystko jest. – Poklepała przyjacielsko skrzyneczkę na kolanach.

– Nie do wiary. Skoro to nie było nic warte, to po co to komuś? Daj mi namiar na tego faceta, ja go sprawdzę.

– Nie musisz. Mówiłam, że to sentymentalna wartość.

– Jak obcy mógł mieć sentyment do twoich znaczków?

– A kto powiedział, że obcy? – Ciocia zrobiła tajemniczą minę.

Nabywcą okazał się pierwszy właściciel, ten, który sprezentował je jej, przed z górą czterdziestu laty. Bez żalu się ich pozbyła. Historii jednak, wiążącej ich, nie opowiedziała. Kasia przyrzekła sobie, że kiedyś ją przyciśnie i dowie się, jak to z nimi było. Nikt przecież nie pozbywa się tak łatwo takiej pamiątki, która przecież jej nie przeszkadzała, a nie można powiedzieć, że była w koniecznej potrzebie zakupu nowego komputera.

Po wstępnych przekomarzaniach i wyjaśnieniach ciocia przystąpiła do frontalnego ataku. Wygoniła Tomka do kuchni pod pretekstem zrobienia jej herbaty i rozpoczęła konszachty z Kasią. Tomek próbował zaglądać do pokoju i został zbesztany za podsłuchiwanie. Wycofał się chwilowo, ale ciekawość wzięła górę. Wkroczył bezceremonialnie do pokoju i jak gdyby nigdy nic, dosiadł się do towarzystwa.

– Gdzie herbata? – spytała ciocia.

– Woda musi się zagotować.

– To idź pilnuj, bo ci się wygotuje i przypalisz czajnik. – Ciocia nie ustępowała, rozpakowując laptop, który ze sobą przyniosła.

Tomek już chciał się wynosić, ale skoro czajnik jeszcze nie gwizdał, pomyślał, że może się zainteresować chociażby parametrami nowego nabytku i będzie miał pretekst do pozostania. Takie zainteresowanie zawsze bywało doceniane przez właściciela i wszelkie uprzednie zakazy zostawały uchylane. Tym razem jednak ciocia była nieugięta. Kasia tylko wzruszała ramionami, okazując bezradność wobec życzeń gościa. Jak niepyszny wyniósł się do kuchni.

Woda jeszcze się nie zagotowała, ale pomyślał, że może i tak zalać torebkę, bo przecież zamówienie zostało złożone nie po to, żeby pić, tylko po to, żeby go wyprosić z pokoju. Nikomu więc nie zaszkodzi niedogotowana herbata, a on mniej straci z ciekawostek. Zadowolony z pomysłu, szybko się uwinął i wrócił do pokoju. Komputer był już przygotowany, ale ciocia nie bardzo zadowolona z tak szybkiej obsługi.

– Już się zagotowała? Nie słyszałam gwizdka.

– A bo, ciociu, ja zapomniałem ten gwizdek nałożyć, więc… siłą rzeczy, nie mógł gwizdać – kręcił i zaczął się przechadzać tak, żeby mieć okazję zerknąć do komputera.

Niewiele mógł zdziałać, bo ciocia po prostu przymknęła pokrywę, więc żadne podglądanie nie wchodziło w rachubę. Zdesperowany podszedł do okna, szukając tam pomocy. Nagle wrzasnął.

– Chodźcie zobaczyć, szybko!

Nie zerwały się, podejrzewając go o podstęp. Na szczęście dla Tomka, na dworze zrobił się rejwach. To poderwało obydwie z siedzeń. Może rzeczywiście jest tam coś ciekawego do obejrzenia? Tomek natychmiast to wykorzystał, wycofał się rakiem i szybko odchylił klapę.

– Coś podobnego – patrzył z niedowierzaniem w ekran.

Ciocia rzuciła mu karcące spojrzenie i migiem przymknęła pokrywę.

– Nie zagląda się do cudzych rzeczy – syknęła. – Bez pozwolenia – dodała po chwili.

– Tomek, ciocia ma rację.

– Jaką rację. Przecież przyszła tu z tym. Otworzyła. Nie wiem czemu się teraz wstydzi… cha, cha… – i zaczął się głupkowato śmiać.

Ciocia się trochę speszyła i wydawało się, że spłonęła rumieńcem, chociaż w jej wieku byłoby to co najmniej dziwne. Kasia popatrzyła podejrzanie na oboje, obeszła Tomka i sięgnęła do ciocinego laptopa, żeby podejrzeć temat dyskusji. Ciocia początkowo stawiała lekki opór, by po chwili zrezygnować, i puściła pokrywę. W końcu na ekranie było tylko niewinne zdjęcie. Rzut oka na ekran wystarczył, by Kasia również zaprezentowała głupi uśmieszek. Było to pierwsze z serii zdjęć, nad którymi dyskutowali z Tomkiem niemal całe wczorajsze popołudnie.

– Ciociu, skąd to masz? – Kasia była zszokowana.

– No co, przecież to zwykłe zdjęcie.

– Tak, tak – podchwycił Tomek. – Kasia też je ma u siebie, i jeszcze kilka innych, i te inne są lepsze. Też je masz? Pewnie tak, skoro tak płoniesz rumieńcem, albo przynajmniej je widziałaś, i co… podobało się…?

Ciocia zrezygnowała z wszelkiego krętactwa i postanowiła wyłożyć problem, z którym przyszła.

– No dobrze, skoro już to znacie, to będzie łatwiej – zaczęła. – Dostałam to jako załącznik od pewnego pana.

– O, od pana – zaczął się podśmiewać Tomek. – Co na to wujek?

– Nie ma zdania. Nie podejmie rozmowy.

– Jak to, nie podejmie!?

– Normalnie. Nie ma o czym gadać. No więc…

– Nie zaczyna się zdania od więc – upomniał Tomek z satysfakcją.

– Wiem, ale tak się notorycznie robi, bo jest łatwiej, no więc…

Tomek machnął ręką i pozwolił cioci wyłuszczyć jej problem.

Rozmyślania Tomka:

Otóż, znajomy z gadu-gadu (och, ciocia konwersuje na g-g) przesłałjej na e-mail (ciocia ma e-mail?) serie zdjęć, i to dokładnie tychsamych, nad którymi z Kasią prowadzili od dwóch dni dyskusje. Seksw Japonii. Ciocia wprawdzie nie dopytywała, czy to orgia czy szkółka,ale miała zgoła inny problem. Czy powinna się obrazić na pana, któryjej to przysłał, czy może spokojnie przejść nad tym do porządkudziennego i kontynuować wirtualną znajomość. Może nie miałabydylematu, gdyby sama była pewna, jak zakwalifikować tę sytuację.A może wcale nie chciała kwalifikować, tylko szukała pretekstu, bysobie z kimś na ten temat porozmawiać? Czy nie odpowiedniejszebyłoby towarzystwo w jej wieku? Chociaż to akurat mu pochlebiało.Być może nie jest autorytetem, ale kimś, kogo pyta się o zdanie – tojednak wyróżnienie.

Rozmyślania Kasi:

Ciekawe, czy ciocia również na Naszej Klasie działa? Czy ten jejznajomy to przypadkiem nie stamtąd? Pewnie nie. Tamtego mogłabypo starej znajomości ustawić odpowiednio, zbesztać, gdyby tylko o tochodziło, albo po prostu zażądać wyjaśnienia. Raczej to musi być takicałkiem nieznajomy. I kto wie, czy czasem nie udający kogoś innego?Może nawet jakiś małolat, który usiłuje szpanować doświadczeniem?Albo po prostu robi to dla jaj.

– Ciociu, a czy nie możesz po prostu tego ignorować? Udawać, że nie dostałaś?

– Udaję, ale przyciska do muru. Chce wiedzieć.

– Ciekawe, czemu mu na tym zależy? – wtrącił się Tomek.

– Pewnie nie może w realu zapytać, bo go posądzą o jakieś zboczenie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie ciocia.

– Myśli ciocia…

– Nie mów, że ty mnie nie uważasz właśnie za jedną z takich stukniętych.

– Ja? Dlaczego? – zakłopotał się.

– A chociażby dlatego, że młodzież żałuje nam, starym, korzystania z osiągnięć techniki. Już spotkałam się z wypowiedzią na gadu-gadu na przykład, jakaś małolata napisała mi: to nie jest miejsce dla starych. A czy ona zdaje sobie sprawę, że jak ja byłam młoda, to nie miałam takich możliwości. Nie było komputerów, ba, dopiero telewizja wchodziła w życie. A teraz, komputery, satelity, i co?

– No i co teraz? Jedna tak napisała, może i inna.

– Skasowałam z danych publicznych mój wiek i teraz też mogę udawać małolatę. Do tego zmusza ludzi nietolerancja.

– Ładnie powiedziane – nietolerancja. Ja bym to nazwał oszustwo.

– Sam widzisz. Na starość wciąga się człowieka w różne machloje. A wydawało mi się, że całe moje życie to jedna wielka uczciwość.

– Niemożliwe. I nigdy, ciociu, nie skłamałaś?

– Raz. I potrzeba mi było osiem lat, żeby to odkręcić – odpowiedziała po namyśle.

– Ciekawe. A może więcej nie pamiętasz?

– Tomeczku. Gdyby było wiele razy, to mogłabym pogubić się w statystyce. Ten jeden raz przydarzył się, bo nie byłam przygotowana na pytanie, a konieczność odpowiedzi mnie wystraszyła. Skłamałam, bo to było łatwiejsze. Bo dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to był grzech, i musiałam to przemyśleć.

– Aaa… czy to znaczy, że skłamałaś na spowiedzi?

Ciocia spojrzała na zegarek.

– Kochani, miło było ale muszę już lecieć. Zrobiło się późno. Wy też pewnie macie jeszcze jakieś plany.

– Właściwie to mieliśmy, ale teraz już możemy sobie darować. Tomek pewnie i tak nie chciał już nigdzie się ruszać. Nie musisz się więc spieszyć.

– Ale pogadać jeszcze trochę możemy – poparł Kasię Tomek.

– Kiedy ja już wiem, co chciałam wiedzieć – oznajmiła ciocia.

– Ale my nie wiemy wszystkiego. A żeby było przyjemniej – Tomek zakręcił się po pokoju i wyjął z barku butelkę wina – to może sobie uprzyjemnimy pogawędkę lampeczką czegoś mocniejszego.

– Dobra. To jednak jest jakaś wymówka. Gdybyście kiedykolwiek chcieli mi coś przypominać, mogę powiedzieć, że byłam pijana i nie pamiętam.

– I tak trzymać – podsumował Tomek, rozlewając wino do lampek. – No to pierwsze pytanie…

– Czy chcecie mieć dzieci? – wtrąciła ciocia.

– Zaraz, to my mieliśmy pytać.

– Ale możecie też odpowiadać?

– Odpowiemy na jedno, zadasz drugie, zanim zdążymy pomyśleć.

– Możesz dać odpowiedź warunkową, która wymaga odpowiedzi od pytającego. Zbliży cię to do twego celu, gdy tylko się postarasz.

– Tylko od tego tematu do mojego celu jest długa droga i nie wiem, czy tam szybko zdołam dotrzeć.

– A tobie się spieszy?

– To się nazywa manipulacja.

– Albo samoobrona.

– Samoobrona, to była, i pewnie jeszcze gdzieś tam przycupnęła, formacja polityczna. Wiesz, Kasia nawet kupiła mi ich krawat dzisiaj. Chcesz zobaczyć?

– No i widzisz, jak szybko przeleciałeś ten dystans? Od dzieci do polityki. Pewnie chciałeś mnie zapytać, czy na nich głosowałam?

– Tak łatwo się ciocia nie wykręci.

– No tak, połaszczyłam się na wino i teraz muszę odpokutować.

– Oj, będą tortury…

– To mnie pocieszyłeś. Torturom należy się przeciwstawiać.

– Czy to jest przygotowanie do wielkiego łgania?

– Sam powiedziałeś, tortury, a tortury wcale nie mają na celu wyjawienia prawdy, tylko uzyskanie założonej odpowiedzi. Czy widziałeś kiedyś czarownicę? A widzisz, a tyle ich się przyznało do takowej tożsamości. Potem ginęły, czym uzasadniały, że czarownicami jednak nie były, bo gdyby były, to by się zdołały czarami uratować. Więc czy tortury mobilizują do wyznania prawdy?

– Znowu zaczynasz zdanie od „więc”.

– A ty się znowu czepiasz. Zdrowie – upiła łyk wina.

Kasia i Tomek również sięgnęli po swoje naczynia, by podtrzymać toast.

– Ale o co chodzi…? – ciągnęła dalej. – Czy nie o to, żebyśmy dogadywali się między pokoleniami?

Nastrój zrobił się ckliwy. Może to wpływ wina, może przeżycia dnia dzisiejszego sprawiły, że zaczęli snuć marzenia, jak by to było, gdyby….

Ciocia wreszcie poszła sobie, a oni nie byli zmęczeni jej trochę przedłużoną wizytą. Jeszcze w łóżku Tomek zapytał:

– Kasiu, czy my chcemy mieć dzieci?

Przytuliła się do niego i szeroko ziewnęła. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko zgasić światło.

Następnych kilka dni byli bardzo zajęci. Zaległości w pracy zrobiły swoje, a zmęczenie dopełniło reszty. Całkiem zapomnieli o Julii. Zresztą, Tomek nawet pamiętał, tylko nie chciał nic jej przypominać. Cóż go może obchodzić przypadkowo, po latach spotkana koleżanka? Chętnie przystał na to, żeby sobie trochę odpoczęli.

– No to co oglądamy? – Kasia zaczęła przerzucać kanały.

– Jak znam życie, to długo się tym spokojem nie nacieszymy – zauważył Tomek, wpatrując się beznamiętnie w ekran aż… – czekaj, czekaj… tam coś było.

– Co?

– Cofnij trochę. Jakiś mecz był.

– O, nie. Myślałam, że razem coś pooglądamy.

– No przecież lubisz piłkę…

– Tylko gdy są mistrzostwa świata.

– A jak nie, to już nie lubisz?

– Strata czasu i nerwów. Nie wiadomo, za kim kibicować. Ci Polacy i ci Polacy a w takim meczu międzynarodowym nie ma wątpliwości, nawet jak grają jak ciemięgi.

– Co za logika – z ubolewaniem pokiwał głową.

Zadzwonił telefon. Popatrzeli po sobie.

– A nie mówiłem! Nie chwal dnia przed zachodem słońca. – I zaczął szukać kanału, a Kasia poszła odebrać telefon.

Przyszła za chwilę z komunikatem, że odwiedzi ich przyjaciółka.

– Ta zołza? I ty się zgodziłaś?

– Ma problem.

– Tak, zwłaszcza z głową.

– Co miałam zrobić?

– Mogłaś powiedzieć, że… że nas nie ma, że gdzieś się wybieramy… cokolwiek.

– No – przytaknęła w zamyśleniu. – Ale ona była taka smutna – dodała po chwili.

Zawsze to samo. Kasia musi wszystkim współczuć. Teraz pomyślał, że to zemsta za to, że nie przypomniał jej Julii. Pewnie to byłoby łatwiejsze. Skoczyć do sklepu, powiedzieć cześć, zapytać, co słychać, i misja byłaby skończona. A z tą Gochą może się znowu rozpętać jakaś akcja. Zrezygnowany wpatrywał się w telewizor. Jakoś wcale nie interesował go ten mecz. W kuchni słyszał jakiś rejwach. Zajrzał do niej.

– Co się tak tłuczesz?

– Myślę, co by tu naszykować.

– Naszykować, na co?

– No, jak przyjdzie Gosia, coś trzeba by postawić na stół. Uprzedziła, że będzie.

– Zadzwoniła, by sprawdzić, czy będziesz w domu, a nie byś jej szykowała przejęcie.

– Ale…

– Żadne ale, chyba że zrobisz przyjęcie dla mnie. Mam ochotę na naleśniki.

– Naleśniki? – skrzywiła się. – To takie banalne,

– Ale jakie dobre. Zabieramy się za nie. To będzie wyglądało, że zadzwoniła w trakcie ich smażenia i na nic innego nie miałaś czasu.

Tomek szybko zakręcił się za naczyniem, powyciągał potrzebne składniki i nawet zobowiązał się, że mogą smażyć na dwie patelnie, żeby było szybciej i żeby wyglądało, że rzeczywiście telefon zastał ich w trakcie tego dzieła. Gdy odezwał się dzwonek u drzwi, oni już pałaszowali. Kasia poszła otworzyć.

– To Gosia? – spytał Tomek. – Dawaj ją tu. Niech popróbuje naszych smakołyków.

Za chwilę obie pojawiły się w kuchni.

– Siadaj i częstuj się – zachęcał. – Kasiu, daj jej talerzyk. Proszę bardzo, z dżemikiem, miodem, czego sobie życzysz.

– Z warzywkami.

– Niestety nie mamy. To znaczy, warzywka pewnie tam jakieś są gdzieś, ale co z nimi zrobić?

– To proste, mogę ci powiedzieć co.

– Lepiej zaprezentuj.

Gosia zrobiła zakłopotaną minę. Nie była pewna, czy Tomek żartuje czy mówi poważnie. Nie spotkała się jeszcze z sytuacją, żeby gościowi oddawano we władanie kuchnię, i to w obecności pani domu. Pomoc tak, ale szarogęsić się u kogoś – to była dla niej nowość. Sama nie lubiła, gdy ktoś u niej chciał się rządzić. Jednakże miała wielką ochotę popisać się swoimi umiejętnościami, ale nie chciała narażać się gospodyni.

– Na mnie nie patrz – Kasia rozwiała jej obiekcje. – Ja już na dzisiaj skończyłam, a jak potrzebujesz pomocy, to zgłoś się do tego pana – wskazała Tomka.

– Gosia sobie świetnie da radę. Tam jest lodówka, a tam jakieś puszki, jakby były potrzebne.

Wstała, najpierw niepewnie, ale po chwili rzeczowo zaczęła przegląd ich zapasów. Oboje przypatrywali się jej poczynaniom.

– Jak ja lubię patrzeć, jak kobieta krząta się po kuchni i niczego od faceta nie potrzebuje. Nie słyszysz: Tomek, podaj to… Tomek, pokrój tamto… Tomek, skocz do sklepu, bo zapomniałam tego kupić…

– Z tym chodzeniem do sklepu, to trochę przesadzasz. Kiedy cię ostatnio wysyłałam w trakcie gotowania?

– Fakt, dawno. Ale sam sobie to wypracowałem.

– Jak to wypracowałeś? – zainteresowała się Kasia.

– Musiałem coś z tym zrobić, Kasiu. Za każdym razem, gdy coś robiłaś, czegoś ci brakowało. Zastanawiałem się, czemu nie możemy zrobić czegoś, do czego mamy wszystkie składniki.

– Tak wychodziło.

– Ale się zmieniło przecież.

– Tak, gdy zacząłeś za długo tych zakupów dokonywać.

– Starałem się. Zaczęło się, gdy spotkałem kiedyś Tadeusza, dawno niewidzianego kumpla. Miał wiele do powiedzenia, więc od słowa do słowa, powspominaliśmy sobie dawne czasy i nawet nie zauważyłem, jak bardzo jest późno. Byłaś na mnie zła ale zakupy, które zrobiłem, nie były ci już potrzebne. Coś tam dałaś zastępczego, czy w ogóle pominęłaś, nie pamiętam, ale jedzenie było już gotowe, i nawet dało się zjeść. To dzięki Tadeuszowi.

– Co masz na myśli?

– Skoro raz się mogło obyć bez jakichś tam dodatków, to pomyślałem, że innym razem również. Uwierz mi, Kasiu, bardzo się starałem.

– Widziałam, coraz dłużej te zakupy trwały.

– Bo ja się starałem za każdym razem spotkać takiego drugiego Tadeusza na pogaduchy. Ale, wiesz jak jest, życie jest okrutne i przypadek jest rzeczywiście przypadkiem. Nie codziennie mogłem spotkać kumpla sprzed lat, to trzeba było sobie tych kumpli wyszukać. Kasiu, wiesz, że wszystkie okoliczne moczymordy to już moi dobrzy znajomi? A pan Henio, to już mój wielki przyjaciel, na śmierć i życie. Raz mu postawiłem piwo, żeby za szybko nie wracać do domu, pozwoliłem mu się wygadać, co zajęło mu trochę czasu, a potem… Potem to już poszło…. Wychodzę, pan Heniu z jakimś kumplem, więc trzeba było zawrzeć znajomość. Za to teraz mam same korzyści.

– Jakie korzyści?

– A chociażby, pamiętasz kiedyś, po długotrwałej paskudnej pogodzie prawie wszystkie samochody na parkingu były utytłane. Dzieciakom z osiedla pewnie się to nie podobało albo się nudziły, więc wypisały na nich „brudas”.

– Dobrze, że paluchem, a nie gwoździem.

– No dobrze, ale nasz samochód nie był popisany. Pamiętasz?

– To sprawka pana Henia?

– No. On z dzieciakami też ma umowę. Powiedział, że nie poskarży, które to zrobiły, żeby tylko oszczędziły nasze autko. On mówi, że to takie pedagogiczne. Dzieciaki muszą się wyszumieć, a jak mają przy tym jakieś zasady, to czegoś się nauczą. Trzyma z nimi sztamę to czasem mu nawet swoje drugie śniadanie oddadzą. No i nie dokuczają mu.

– No i tylko to? Tak się przysłużyłeś, że raz upilnował twojego samochodu, a ty mówisz o jakichś wielkich sukcesach.

– Po pierwsze, naszego samochodu, a po drugie nie tylko. Nie zauważyłaś, że ilekroć wracamy, nasze miejsce parkingowe jest zawsze wolne?

– No, od jakiegoś czasu tak.

– No widzisz!

– Nie mów mi, że to sprawka pana Henia.

– A jednak.

– Jak można zawłaszczyć publiczne miejsce parkingowe dla własnych celów.

– Pan Henio może.

Kasia się zaśmiała.

– Nie śmiej się, nie śmiej. Ty nie wiesz, na co go stać.

– Przecież nie zastawia tego miejsca własnym ciałem, jak Rejtan. Nie staje i nie lamentuje: proszę tu nie parkować, bo to miejsce mojego przyjaciela i ja go pilnuję. Zresztą, mało kiedy go widywałam w pobliżu, więc jak mógł pilnować, gdy był nieobecny?

– I w tym jego geniusz. Pytałem go o to.

Okazało się, że pan Henio ma niebanalną wyobraźnię. Gdy miejsce parkingowe chciał zająć jakiś obcy, pan Henio grzecznie poprosił go o przeparkowanie, bo miejsce, którego pilnuje, jest przeznaczone dla sąsiada, który właśnie pojechał z chorą matką do lekarza, a to miejsce jest najbliższe jego klatki, rozumie pan, starsza osoba, nie da rady wędrować przez cały parking, pan taki młody, to dla pana fraszka taki spacerek, a tam dalej jest pełno wolnego miejsca – nawijał. Gdy miejsce upatrzył sobie sąsiad, trzeba było innego wykrętu, a to on zarezerwował miejsce dla niego bliżej jego klatki, to zawsze działa, bo taki delikwent czuł się wyróżniony, że ktoś zadbał o jego wygodę, a to że założył się z kolegami, że potrafi to miejsce utrzymać wolne przez cały dzień. Ten argument nie zawsze działał i nie na każdego. Czasami jednak ktoś się tam ulokował. Nie wszyscy potrafią być wyrozumiali albo uczynni. Pan Henio więc musiał coś wymyślić i ten pomysł zaskoczył nawet samego Tomka. Jeżeli samochód stał za długo, pan Henio szedł do właściciela z prośbą o przestawienie samochodu, bo ma przyjść jakaś ekipa remontowa i będą lokalizować uzbrojenie podziemne. Na dowód tego zabierał ze sobą prawdziwy gumowy stożek, którym posługuje się ekipa remontowa. A że w pobliżu była jakaś pokrywa zaworowa, więc argumentacja wyglądała na prawdziwą, z tym, że nie dało się jej stosować na dłuższą metę. Ekipa remontowa nie mogła przyjeżdżać sześć razy w tygodniu, to znaczy mogła, ale dla wiadomości coraz to innego sąsiada. Dla tego samego sąsiada potrzebna był nowa wymówka. Namalował więc znak na asfalcie, strzałkę, niczym w grze w podchodach. Wtajemniczonym tłumaczył, że pani Kasia rzadko prowadzi samochód, że ciągle ma kłopoty z jego odnalezieniem, nigdy nie pamięta albo po prostu nie wie, gdzie pan Tomek zaparkował, więc on chciał jej ułatwić i namalował tę strzałkę, by nie mitrężyła czasu, bo kobiety, wiadomo, zawsze się spieszą, a gdy się zdenerwują, to nieszczęście gotowe. Pana Henia właściwie wszyscy bardzo polubili. Pomogli mu nawet zaadaptować piwnicę w pobliżu węzła ciepłowniczego, to nawet w zimie dociera do niego trochę ciepła. Z dzieciakami się dogaduje. Nie boją się go i nawet nie dokuczają, jak można by się spodziewać w dzisiejszych czasach. Pozwala im na odrobinę szaleństwa, ale ostrzega przed wyrządzaniem szkód. Takie na przykład malowanie paluchami po brudnych autach tylko przypomni ich właścicielom, że pora na mycie. Dlatego nawet nimi się posługiwał w tej walce o rezerwację parkingu dla Tomka. Wielokrotnie w jego zastępstwie dzieciaki przeganiały natręta.

Tomek dowiedział się o tych poczynaniach całkiem przypadkiem. Któregoś dnia parkował równocześnie z sąsiadem, Janem. Tomek był pierwszy i zajął „swoje” miejsce. Jan, jak tylko wysiadł, zaatakował go:

– Lepiej przeparkuj ten samochód od razu, bo za chwilę pan Henio cię stąd wykurzy. Wszystkich przepędza, to jest jakieś trefne miejsce.

Tomek już zamierzał w kierunku samochodu z myślą o przeparkowaniu, gdy pojawił się niespodziewanie pan Henio.

– A nie trzeba, panie Tomku, niech pan spokojnie zostawi to auto.

Jana zaintrygowało:

– Jak to, wszystkich pan przepędza a jego nie?

– No bo to dla niego miało być – odpowiedział pan Henio. – Drobna oznaka wdzięczności za okazaną mi grzeczność.

I pewnie to szczere wyznanie pana Henia dopełniło reszty. Sąsiedzi to zaakceptowali, jedynie od czasu do czasu przegania obcych.

– No, nie mogłem ci tego powiedzieć wcześniej, bo by się wydało, jak bardzo starałem się przedłużyć czas niecierpiących zwłoki zakupów. Teraz już sobie jakoś z tym radzimy, a wdzięczność pana Henia nadal trwa – zakończył usprawiedliwieniem.

Gdyby nie obecność Gośki, pewnie byłaby awantura za to utrzymywanie, że brakuje jej orientacji, ale Kasia powstrzymała się, zwłaszcza że Gosia właśnie ukończyła swoje dzieło kulinarne i dała do skosztowania.

– Pycha – Tomek nie omieszkał szybko zmienić temat. – Tak dobrze gotujesz, to powinnaś mieć facetów na pęczki. No wiesz, przez żołądek do serca. No, jak tam z twoim serduchem?

– Kiepsko.

– Nie gadaj. Zawsze umiałaś się zakręcić koło… – i tu Tomek się zaciął.

– Tak, wiem, koło faceta przyjaciółki – przyznała Gosia.

– Nie da się ukryć. Skoro to cię bawiło…

– To nie tak, najpierw starałam się być miła, później facet zaczynał mnie podrywać, i tak jakoś poszło. Romans zwykle nie trwał długo, ale przyjaciółki straciłam.

– I już nie masz komu podrywać facetów? Na mnie nie licz.

Kasia się żachnęła. Gosia zamilkła. Na Tomka spadł obowiązek ciągnięcia konwersacji.

– Teraz musisz liczyć tylko na siebie. Zakręć się koło jakiegoś prawdziwego singla.

– Właśnie to zrobiłam i obawiam się, że mnie wkrótce rzuci.

– Skąd ten pomysł? Czy coś ci mówił? – dociekał Tomek.

– Nie. Widziałam go przypadkiem z Marysią, tą, której odbiłam już narzeczonego. Zastanawiam się, czy ona nie ma zamiaru się odegrać? Może ona też nas kiedyś widziała i zapolowała na niego? A może ona nie wie, że się znamy?

– Czemuś wtedy do nich nie podeszła?

– Gdybym podeszła, to pewnie skończyłoby się awanturą i zapewne rozstaniem.

– A teraz?

– Co teraz? Teraz to ciągle jestem w nerwach. Łapię się na tym, że chętnie bym go śledziła albo zleciła śledzenie, tylko co to da? Czasami odwiedzamy jego przyjaciół, moich nie bo…

– …bo ich nie masz – dokończył bezlitośnie.

– No właśnie. Może byście nas kiedyś odwiedzili? – zmieniła temat. – To znaczy mnie. Michał jeszcze nie mieszka ze mną, ale też by przyszedł. Poznalibyście go.

– Albo on poznałby twoich jedynych przyjaciół.

– Och, nie bądź okrutny – zbeształa go Kasia. – Oczywiście że przyjdziemy.

– To musi być dość szybko zaaranżowane, bo może się okazać, że zanim się spotkamy, wy się rozstaniecie.

– To co ja mam robić? – spanikowała Gosia.

– Pogadać z nim. Wyznać mu, co cię gnębi.

– A jak…

– A jak cię zostawi, to znaczy, że jest dupek. Zapytaj go o tę Marysię.

– Powiem mu, że ich widziałam, ale nie mogłam podejść, bo coś tam.

– Błąd. Powiedz prawdę. Jak się zmiesza, znaczy, że coś kręci. A jak kręci, to to nie ma przyszłości.

– A jak mnie rzuci?

– Jeżeli kręci, to rzuci i tak. Czy zdążyłaś mu już coś nakłamać?

– Nie. Do tej pory nie było takiej potrzeby.

– Widzisz, więc sytuacja jest czysta.

Gosia się zamyśliła. Zadzwoniła jej komórka.

– To Michał – stwierdziła. – Przepraszam, odbiorę.

– No cześć, Michał. (…) Całkiem zapomniałam. Gdzie jesteś. (…) Nie. Mam inny pomysł. Gdzie się spotkamy? (…) Dobrze, to przyjedź po mnie.

Podała mu adres i zakończyła rozmowę.

– Okay, postanowiłam że utniemy sobie taką szczerą rozmowę. Takie naleśniki zrobione naprędce nawet mogą ją ułatwić.

– Zwłaszcza takie – z zadowoleniem potwierdził Tomek.

– Do nich zawsze znajdą się wszystkie składniki w domu i nie trzeba wysyłać nikogo po ekstra zakupy.

Gruchnęli śmiechem. Atmosfera została rozładowana. Gosia jeszcze w oknie podglądała, czy nie podjechał już samochód Michała. Tomek jej nawet pokazał pana Henia, który tkwił niezmiennie na swoim stanowisku. Samochód podjechał i zadzwoniła komórka Gosi.

– Już schodzę – szybko odpowiedziała i pożegnała się serdecznie.

Tomek z Kasią jeszcze przez chwilę wyglądali przez okno. Kasia liczyła na to, że uda jej się obejrzeć tego faceta. Nie omyliła się. Michał okazał się gentlemanem, wysiadł z samochodu by otworzyć drzwi. Gosia wsiadając, zerknęła w stronę pana Henia, najwyraźniej coś do niego zagadała, bo pan Henio machnął do niej przyjaźnie ręką. Oboje popatrzyli po sobie. Wyglądało, że pan Henio zyskał nowego przyjaciela.

Za jakieś dwa tygodnie otrzymali zaproszenie od Gosi. Okazja była niesprecyzowana więc zabrali ze sobą butelkę wina, bo nie wypadało iść z pustymi rękami. Kasia, jak zwykle, guzdrała się przed wyjściem, więc gdy dotarli na miejsce, byli ostatnimi gośćmi. Już zza drzwi słychać było rozgadane towarzystwo, które ucichło po ich wejściu. Cisza zapanowała dla ułatwienia prezentacji, ale i później rozmowa coś nie bardzo się kleiła. Byli trochę zażenowani tą ciszą, bo wyglądało jakby to ich przyjście wstrzymało dyskusję, i albo to były plotki na ich temat, co byłoby naturalne, że w obecności osób obgadywanych nie ciągnie się tego tematu, albo temat był nie przeznaczony dla nich. Tomek miał dość wyczekiwania na jakiś sensowny powód usprawiedliwiający nagłe milczenie i zagadnął:

– Widzę, że przerwaliśmy wam burzliwą dyskusję. O czym była mowa?

– A tam… o różnych rzeczach – usłyszał wykrętną odpowiedź.

Kasia przyszła mu z pomocą i zagadnęła na inny temat. Zauważyła u jednej z dziewczyn, siedzącej samotnie na boku, pierścionek, trochę dziwny, a na pewno nie cenny. To było widać z daleka. Intrygujące było, że był noszony po to, by go eksponować.

– Fajny pierścionek – zauważyła. Nie mogła powiedzieć ładny bo przez gardło by jej to nie przeszło. Wcale nie był ładny. – Możesz mi go bliżej pokazać?

Dziewczyna wyciągnęła rękę z pierścionkiem, a oczy wszystkich zwróciły się na nich z zainteresowaniem.

– A nie możesz go zdjąć?

– Mogę. – Z niechęcią podała jej pierścionek.

– Coś podobnego – oburzyła się Gosia. – A mnie nie chciałaś pokazać!

– Dobrze wiesz dlaczego – mruknęła pod nosem dziewczyna.

– Wiem, wiem, ale przestałabyś się już z tym wygłupiać.

Kasia patrzyła z niedowierzaniem, jak Gosia strofuje swojego gościa.

– Czy każdego gościa tak sztorcujesz? – spytała.

– Ach, nie. Przepraszam. To jest moja młodsza siostra Ola.

– Aleksandra – przedstawiła się dziewczyna.

– Miło mi, ale… – tu zwróciła się do Gosi – nie rozumiem.

– A… tam… wygłupia się z tym. To jest pierścień dziewicy. Chyba słyszeliście o takim trendzie? Obnosi się z tym, jakby to była jej zasługa, że nadal jest dziewicą.

– Pewnie jest to jakaś zasługa.

– Phi – prychnęła Gosia – raczej nieudolność.

– Albo charakter – wstawił się Tomek.

– Co by nie mówić, to ja stanęłam teraz na pozycji tej gorszej – żaliła się Gosia.

– Nie rozumiem – Tomek powiedział to takim tonem, który domagał się dalszych wyjaśnień.

Wyjaśnienia były dość skomplikowane. Gosia, a ściślej mówiąc, Małgorzata, jak ją pretensjonalnie nazywała siostra, ma żal, że w rodzinie ma opinię tej gorszej, no bo przecież żyje z facetem bez ślubu, co nie jest mile widziane w gronie ludzi starej daty. Ola, a właściwie Aleksandra, jak sama lubiła podkreślać, kiedyś, w chwili rozpędu, postanowiła z koleżankami, przyłączyć się do powstającego trendu i obnosić się z pierścieniem, który okazał się jednak nieco uciążliwym problemem. No bo to i chłopaków odstraszało, i wystawiało ich wielokrotnie na kpiny rówieśników, za to sąsiedzi, szczególnie podstarzałe sąsiadki, zwłaszcza te wtajemniczone, znalazły sobie obiekt prześladowań. Trudno to nazwać inaczej, skoro nie przepuściły okazji, żeby sprawdzić, czy pierścień nadal znajduje się na palcu. Ola odczuła to najdotkliwiej. Sąsiadki z jej kamienicy były wyjątkowo wścibskie. I to trzy na raz. Jednej, od biedy, można by się starać unikać, ale trzem nikt nie da rady. Gdy jedną się wykołuje, druga zjawia się niespodziewanie i nie da się zbyć byle czym. Gdy, nie daj Boże, spotka cię w towarzystwie chłopaka, to już nie ma mocnych, musi coś zagadnąć na temat pierścionka, żeby chłopak zdał sobie sprawę, że ona jest nietykalna. Chłopak się już na następne randki niechętnie umawiał. Nie każdy chłopak wiedział o symbolice tego rekwizytu, więc żeby się za szybko nie dowiedział od takiej przypadkowo spotkanej sąsiadki, Ola tak go nosiła wyzywająco, że był z daleka widoczny. Wtedy zadowolona sąsiadka nie podchodziła, by się upewnić co do jego obecności i nie płoszyła chłopaka. To weszło jej w nawyk i mimo że nie chciała się już z nim obnosić, to tak jakoś samo wychodziło. Pomyślała nawet, że powinna była go zdjąć, idąc tutaj, ale miały być osoby, które już były zaznajomione z jej zobowiązaniem, i taka akcja wywołałaby mimo wszystko jakieś komentarze. Ola czuła się jak w potrzasku. Koleżanki jej zaczęły się po kolei tego pozbywać – jedna mówiła, że gdzieś zgubiła (a miała go nie zdejmować), drugiej się zepsuł, więc musiała go zdjąć, a ona, Ola nie ma żadnej wymówki. Postanowiła sobie, że jak pozostałe dwie zdejmą, to ona również. Nie może wcześniej, bo to ona była inicjatorką tego przedsięwzięcia i nie wypada. I wcale jej nie chodzi o to, że już chciałaby się pozbyć swej cnoty, tylko to takie uciążliwe. Wyśmiewanie i pochwały na przemian są namacalnym dowodem, że to jest tylko takie manipulowanie ludzkim działaniem i nie ma nic wspólnego z wolną wolą, którą podobno miała okazać tym wyzwaniem. Jaka to jest wolna wola, skoro nawet teraz nie może bezkarnie wyrzucić tego, bo zaczną się nowe serie wyśmiewania i teraz to pogardy (zamiast jak kiedyś pochwały). A czy ktoś potrafi współczuć w takiej sytuacji. Okazało się, że tak. Tomek potrafił.

– No cóż, każda akcja ma swoją reakcję – rzucił filozoficznie. – Co masz zamiar dalej robić?

– Nie wiem.

– Oj, coś widzę, że ten pierścionek ci ciąży. Zrobię z tym porządek, chcesz?

Ola chwilę się zastanawiała, potem odebrała pierścionek od Kasi i podała go Tomkowi.

– Na pewno? – dopytywał Tomek.

– Na pewno.

Tomek wziął pierścionek i żeby już zakończyć sprawę, podłożył pod swój obcas i dokładnie go zgniótł. Nastała chwila ciszy. Ola zaniemówiła. A z zewsząd rozległy się brawa. Gdyby nie te brawa, pewnie by się rozpłakała. Zapewne myślała, że Tomek go po prostu schowa czy wyrzuci, a ona ewentualnie będzie go mogła jakoś odzyskać, gdyby zmieniła zdanie. Tymczasem wszystko przepadło. Tomek poniósł pierścionek (albo raczej to, co z niego zostało) z podłogi i podał go Oli.

– Już po kłopocie – powiedział.

Ola odebrała pierścionek i nadal zszokowana, nagle wstała.

– No to ja już pójdę – powiedziała i wyszła.

– Coś mi się wydaje, że nie była zadowolona – stwierdził Tomek.

– Nie przejmuj się tym – pocieszała go Gosia. – W najgorszym wypadku pójdzie i kupi drugi, jak sobie nie poradzi ze stratą tego.

Zabawa potoczyła się dalej, ale Tomek z Kasią poczuli się nieswojo, uznali, że nie wypada takich rzeczy świętować, bo w końcu nastąpiło zniszczenie czyjejś własności, a to nie jest powód do triumfu. Postanowili opuścić towarzystwo, obiecując, że się jeszcze kiedyś muszą spotkać.

W drodze do domu, Kasia robiła Tomkowi wyrzuty za ten eksces. Tomek tylko wzruszał ramionami.

– Cieszę się, że ty nie byłaś dziewicą, gdy cię poznałem.

– Czemu?

– No pewnie wtedy nie byłoby nam tak dobrze ze sobą.

– To myślisz, że z dziewicą nie może być dobrze? A przecież tylu facetów za tym goni?

– Goni? Ja nie ganiam. A… jaki był twój pierwszy raz?

Pytanie zaskoczyło Kasię. Nigdy o tym nie rozmawiali i nie była pewna, czy chce o tym mówić.

– Kiedyś ci powiem.

– Kiedyś? Czemu nie teraz? – spojrzał na nią i zrezygnował z dalszej inwigilacji.

Temat musi „dojrzeć”. Jest jeszcze mało popularny, by mógł być powszechny. Powszechnie jedynie mówi się o tym z pogardą. Sami sobie stawiamy bariery, które trudno przekroczyć w sprawach które powinny być otwarte. Powinny? Może jednak nie powinny, może należy je zostawić w sferze, właśnie, w jakiej sferze? We wstydzie czy milczeniu? I jedno i drugie nikomu nie powinno przeszkadzać, gdyby tylko co niektórzy nie chcieli robić na tym biznesu.

– Ciekawe, kto na tym robi ten biznes? – spytał głośno, podsumowując swoje rozważania.

– O czy mówisz, Tomuś? – Kasia się wyrwała z zamyślenia.

– A nic, zastanawiam się, kto produkuje te pierścionki i ściąga z tego zyski, Kościół czy jakiś cwaniaczek?

– Czemu zaraz cwaniaczek? I jak to się ma do Kościoła? Jeżeli cwaniaczek, to Kościół też nie wychodzi pochlebnie w tym porównaniu.

– O tym mówię.

– Jak to?

– Co, jak to? Przecież cnota powinna być skromna, a afiszowanie się z takim czymś to chwalenie się, czyli co? Czy nie nazywa się to grzechem pychy? Kościół powinien to potępiać, a pewnie ciągnie korzyści.

– Nie mów, bo nie wiesz.

– Mam zrobić wywiad?

– Może skończmy z tym, bo jeszcze się okaże, że zmienisz przekonania, a ja liczę, że kiedyś utrwalimy nasz związek w kościele.

– Kasiu, czy ty mi się oświadczasz?

– Tak, właśnie, jeżeli ci nie przeszkadza, że nie jestem dziewicą.

Tomek Przyciągnął Kasię do siebie i mimo że właśnie znajdowali się w zasięgu latarni, jaskrawo ich oświetlającej, pocałował ją długo i czule.

Następnego ranka Tomek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, spędzić czas tylko we dwoje w romantycznej scenerii. Dość już miał przypadkowych spotkań, które kończyły się jakimiś wyrzutami sumienia, jego sumienia, bo takie niekontrolowane reakcje nigdy nie są do końca właściwe, zarówno i z pierścionkiem i z Julią wyszło nie tak, jak by sobie życzył. Zaczęło się od tych Japończyków i tak się ciągnie. Trzeba przerwać tę złą passę.

Zaczął szybko przeszukiwać w myślach, który lokal najlepiej się nadaje na miłe spędzenie wieczoru. Ze zdziwieniem zauważył, że właściwie to nie ma pomysłu. Ostatnio robili wszystko w biegu i najchętniej korzystali z fastfoodów. Normalne restauracje jakoś nie utkwiły mu w głowie i nie bardzo wie, jak i co wybierać.

Z zamyślenia wyrwała go Kasia. Właśnie się obudziła i rozpoczęła dzień od pretensji, że jej nie obudził na czas i spóźni się do pracy. Po uświadomieniu jej, że właśnie jest niedziela, uspokoiła się i przewróciła na drugi bok, żeby przedłużyć sen. Tomek się ucieszył, że będzie miał trochę więcej czasu na zaplanowanie wieczoru. Nic mu konkretnego nie przychodziło do głowy, więc postanowił zajrzeć do komputera. Gdy wygrzebywał się z łóżka, obudził Kasię.

– Mam plan – powiedziała.

– Ja też – odpowiedział i poszedł po komputer.

– Taki plan? – Kasia była zawiedziona, myśląc, że on postanowił przesiedzieć dzień przy komputerze.

– Przecież jeszcze nie wiesz jaki, a już się krzywisz.

– Mój był inny – rzekła zawiedziona.

Tomek dopiero po chwili zorientował się w sytuacji, ale gdy zareagował i powrócił do łóżka, Kasi się odwidziało i sama wygramoliła się z drugiej strony, tak że nie mógł jej dosięgnąć.

– No, najpierw kusisz, a potem uciekasz – rzekł zawiedziony.

– Kobieta zmienną jest – odpowiedziała filozoficznie.

– Jezu! Pozwól zrozumieć kobietę. Ten dowcip to jednak cała prawda.

– Jaki dowcip – zainteresowała się.

– No ten o autostradzie na Hawaje.

– Nie znam.

– To ci go nie opowiem, bo stracisz humor.

– Już straciłam. Zaczynasz, to kończ – dodała urażona.

– Widzisz, już jesteś zła. Poszukaj go sobie w necie. Tam wszystko jest, jak mówi ciocia Hela. – Dla udobruchania, chwycił ją w objęcia, zakręcił i zaczął obcałowywać. – To teraz przedstawię ci mój plan.

– Jaki plan?

– Na wieczór. Idziemy na kolację z dancingiem.

– Nie – zaprotestowała – idziemy do moich rodziców.

– Znowu?

– Dawno tam nie byliśmy. To tylko godzinka lub dwie, ale potem możemy iść potańczyć.

– Potem, to będę przeżarty i tylko drzemka mi się będzie marzyć, a nie tańce.

– Wcale nie musisz tyle jeść, jak wieprz.

– Niechbym spróbował nie zjeść. Mamusia by się obraziła na śmierć.

– No, fakt. Ale za to cię bardzo lubi. W restauracji przecież też się będzie jadło, więc na jedno wychodzi.

– Nie, bo w restauracji zanim dostaniesz wszystko, zdążysz część kalorii spalić w tańcu i już jest puste miejsce w żołądku na następne danie. Zresztą tamte porcje są nieporównywalne do porcji, jakie serwuje twoja mama.

Plany wstępnie nie zostały wprawdzie precyzyjnie ustanowione, ale wiadomo było, że pójdą gdzieś na obiad. W związku z tym, że nie będzie dzisiaj gotowania, Kasia postanowiła zrobić generalne porządki. Tomek się zobowiązał do sprzątania łazienki, Kasia wzięła na siebie odkurzanie.

Po ukończeniu sprzątania poszła do łazienki wziąć kąpiel.

– Tylko mi tam nie nachlap – ostrzegł ją. – Dopiero wypucowałem.

Kasia stanęła zła. Nie lubiła takich uwag od dziecka. Matka ją tak wyszkoliła, że jak wychodziła z łazienki, to zawsze po sobie uprzątnęła i jak ktoś tam bałaganił, to na pewno nie była ona, i Tomek o tym wiedział. Czemu teraz ją denerwuje? Spojrzała na niego ponuro. Szykował sobie coś do zjedzenia. Praca zwiększa jego apetyt.

– Tylko mi tam nie nakrusz, bo będziesz od nowa odkurzał – przytknęła mu z satysfakcją i od razu zrobiło jej się lżej. Dobrze wiedziała, że sprząta po sobie najdrobniejszy okruszek.

– Kasiu…– zaczął cedzić przez zęby, żeby nie wybuchnąć złością. Myślał intensywnie, czym się na niej odegrać, ale ona już zniknęła. Spojrzał za nią i zauważył, że się uśmiechnęła. Szybko zareagował:

– To ja ci pomogę się wykąpać – dodał i podążył za nią.

Niedopięte plany zmuszają do improwizacji. Obiad u rodziców Kasi spalił na panewce. Za późno zadzwoniła. Zastała ich szykujących się na jakiś piknik pod gołym niebem. Nawet ich zapraszali, by się przyłączyli, ale odmówiła, bo oni już się nastawili na jakieś tańce.

Tomek też przeliczył się ze swoimi możliwościami. Gdziekolwiek nie zadzwonił, już wszystkie miejsca były zarezerwowane.

– Co robimy? – spytał.

– Idziemy na spacer. Gdzieś musi być jakieś miejsce. Tyle się tego otwiera, tylko my nie znamy wszystkiego. W najgorszym razie zjemy w MacDonaldzie – zadecydowała.

– Idziemy zatem na żywioł?

– Na żywioł – zgodziła się.

Pogoda była sprzyjająca spacerom. Nastrój im też dopisywał. Nie zauważyli nawet, że się ściemniło i że powinni być bardzo głodni. Hod-dog, którego zjedli po drodze, skutecznie otumanił ich żołądki. Jednakże gdy dosięgnął ich zapach czegoś bardzo smacznego, przystanęli i po krótkim namyśle zaczęli iść śladem zapachu. Nie była to knajpka najwyższych lotów, ale przytulna, i co najważniejsze, nie wyganiali ich. Znaczy, były miejsca. Kasia skorzystała z okazji i poszła do toalety. Tomek zasiadł tymczasem przy barze. Czekając na nią, rozglądał się po lokalu. Same babki – pomyślał – jedyny facet siedzi za barem. Dobrze, że jest chociaż jeden.

– Nie czuje się pan samotny wśród tych kobiet? – zagadnął. Wydawało mu się że jest dowcipny.

– Nie jest tak źle – odpowiedział spokojnie barman. – Jest na co popatrzeć, nie awanturują się, mówię panu, wersal. Ja to się dziwię, co pan tu robi?

– Jak to co? – Tomek był zdziwiony. – Chyba każdemu wolno wejść.

– A wolno, wolno, tylko pan przyszedł z kobietą.

– No, z kobietą. A bo co?

– Znaczy, że pan jesteś hetero. A może się mylę? Może to tak dla zmyłki?

– O czym pan mówi? – Tomek zaczął się denerwować.

– Popatrz pan. – I barman zatoczył dyskretnie kółko, wskazując na salę.

Tomek obrócił się, rozejrzał i powiedział do barmana:

– No, popatrzyłem. Same kobitki.

– No same, saaame – przeciągnął dla podkreślenia ostatnie słowo.

Tomek obejrzał się ponownie, tym razem uważniej, i zauważył, że co niektóre podejrzanie się do siebie przytulają, a niektóre nawet… całują. Dotarło do niego, że znaleźli się w klubie lesbijek. Złapał się za głowę. Barman zorientował się, że weszli tu nieświadomie.

– Nie przejmuj się pan. One was nie wygonią. Nie to co gdzie indziej. Napracowałem się po innych lokalach, to wiem. No to co? Podać coś.

– Podać. Ale czy możemy zjeść przy barze. Wie pan, tak mi będzie raźniej.

– Ma się rozumieć – wyraził zgodę i wydał zlecenie do kuchni. Czekając na zamówienie i na powrót Kasi, ucięli sobie dalszą pogawędkę.

– Jak to się stało, że dostał pan tu pracę? Nie powinny zatrudnić kobiety?

– Była tu taka przede mną, ale nie dawała rady. Ja tu pracuję dodatkowo za wykidajło. Rozumie pan, Nie wszystkim się to podoba i chcą urządzać burdy. Interweniowałem kilka razy i teraz jest spokój.

Kasia nareszcie wróciła z toalety.

– Co tak długo – zbeształ ją łagodnie.

– Wyobraź sobie, Tomek, kogo tam spotkałam – zaczęła z entuzjazmem.

– Wyobrażam sobie – uciął.

– Nie, na pewno nie – Kasia nie dawała za wygraną. – Spotkałam tam prawdziwe lesbijki. Chciałam się im przyjrzeć z bliska.

– Kasiu ciszej – upomniał ją – jeszcze nas stąd wyrzucą.

– Tomek, ale naprawdę – kontynuowała.

– Wierzę ci. Rozejrzyj się.

– Po co? – spytała, ale obrzuciła salę wzrokiem. Spojrzała szybko raz, by za chwilę, po oprzytomnieniu, przyjrzeć się dokładniej. Zrozumiała.

– Co to za lokal? – spytała.

– Nazywa się Lejdis – odpowiedział barman

– Aha, takie ledis?! A coś więcej tam pisze?

– Pisze, ale małymi literami, żeby nie drażnić ludzi wyzywającym hasłem.

– To co, Tomuś, robimy?

– Nic. Zjemy. O, już podają jedzenie. Byłaś głodna przecież. A potem – przeciągnął – trochę pogadamy i pójdziemy do domu. Zapewniam cię, że one nas nie wyrzucą. To znaczy barman mnie tak zapewniał.

– Przed chwilą sam mówiłeś, że mogą nas wyrzucić.

– Mogą, jak będziesz wydziwiać.

Jedzenie było smaczne, więc jedli z apetytem. Od czasu do czasu Tomek wymienił zdanie z barmanem, a Kasia dyskretnie się rozglądała. Ona, jako kobieta, mogła być narażona na jakieś umizgi, ale widać obecność mężczyzny skutecznie jej broniła. Jakaś kobieta podeszła wprawdzie do baru, ale tylko po to, żeby zrobić zamówienie i zanieść do stolika. Zamówienie było duże, więc zawołała koleżankę. Kasi wypadł widelec z ręki, gdy dostrzegła podchodzącą dziewczynę. Chciała go szybko podnieść, ale tamta była pierwsza. Podniosła i podając, stanęła jak wryta.

– Kasia?

– Julka? Co ty tu robisz?

Koleżanka Julki zaczęła wykazywać oznaki niepokoju i niejednoznacznie przytuliła się do Julki, dając do zrozumienia, że ona jest z nią. Julce nie pozostawało nic innego, tylko przedstawić ich sobie.

– To jest… – i tu się lekko zawahała – Mariola, moja… dziewczyna – wykrztusiła z trudem.

Mariola rozpromieniona powiedziała, że miło jej poznać, a gdy Kasia przedstawiła Tomka jako swego faceta, była w siódmym niebie. Nic jej nie groziło ze strony Kasi.

– Jeszcze raz, miło było poznać – powiedziała i dodała do Julki: – Chodźmy, już bo nam jedzenie całkiem wystygnie.

I poszły do stolika. Kasia z Tomkiem szybko dokończyli swój posiłek i wyszli. W drodze do domu mało się odzywali. Każdy na swój rachunek rozmyślał o ludzkich losach. W końcu Kasia nie wytrzymała i zagadnęła:

– Jak myślisz, czy ona jest teraz bardziej szczęśliwa niż z tym gburem?

– Kto?

– No Julka, mówię przecież o niej.

– Może? Ta przynajmniej jej nie bije – dodał w zamyśleniu.

– A jednak potwierdzasz, że tamten musiał ją bić.

– Kasiu, ty chyba nie chcesz powiedzieć, że wszystkie lesbijki są „po przejściach”?

– Wszystkie może nie, ale część na pewno. Jak myślisz – dodała – czy takie „po przejściach” da się z powrotem nawrócić na właściwą drogę?

– Kasiu? A kto wie, która droga jest właściwa?

– No tak. Czemu tak się dzieje? – zastanawiała się.

– Zapytaj o to cioci Heli – zakpił.

– To jest myśl – podchwyciła. – Zapytam. Ona ma czas, dużo czyta, no i ma „kontakty” na internecie, kontakty z ciekawostkami – zaśmiała się.

Zapytali. Przy najbliższej okazji, a okazja przydarzyła się dość szybko, bo ciocia miała nowy problem. Trudno powiedzieć, czy to był nowy problem, czy przedłużenie starego. Dość, że ich odwiedziła gotowa służyć informacjami, bo jak się wcześniej zobowiązała, nie będzie ich pouczać, więc i rad nie będzie dawać. Informacji udzielać zawsze można. Ciocia i owszem, coś niecoś czytała, ale jednoznacznej odpowiedzi dać im nie mogła. Historia była podobna. Dziewczyna opuściła sadystę i dała się złapać w szpony lesbijki, bardzo zazdrosnej lesbijki. Po okresie szykanowania związek z delikatną kobietą był odprężeniem dla niej. Jednakże po czasie zatęskniła do formy heteroseksualnej, tylko partnerka nie miała zamiaru jej tego ułatwiać. Mimo, że ich stosunki pogarszały się, partnerka nadal się łudziła. Robiła wszystko, by zachować ten związek. Gdy dziewczyna spotykała się z mężczyzną, ona natychmiast go informowała, że ta jest lesbijką. Mimo że w końcu ten związek upadł definitywnie, dziewczyna nie mogła znaleźć sobie partnera. Fama już poszła. Nawiązała kontakt z inną kobietą, i tak zostało. Ta pierwsza była zbyt zaborcza, a dziewczyna ceniła sobie swobodę, dlatego związek nie przetrwał. Ten drugi trwa i ona już do tego przywykła, pewnie tak jak my przywykliśmy, że jesteśmy hetero. To była historia przeczytana w gazecie.

– Czy któreś z was sprawdzało, jak by się czuło w związku homoseksualnym? – spytała niespodziewanie.

– No co też ciocia!

– Tomeczku, Tomeczku – przerwała mu – sam widzisz, jakie oburzenie w ciebie wstąpiło.

– No bo jak można nawet o tym myśleć!

– Co cię przed tym wstrzymuje?

– Przed czym? Przed seksem z innym facetem?

– Nie. Przed myśleniem o takiej próbie? Ja cię do niczego nie namawiam, tylko pytam, czy zastanawiałeś się kiedyś, czemu to faceci wiążą się ze sobą? Jak to jest dotykać innego osobnika tej samej płci? I czy by ci to odpowiadało?

– Nie, nie zastanawiałem się. – Tomek był poirytowany.

– A widzisz, a ja tak.

Tu Tomek zrobił wielkie oczy a Kasia aż się uniosła lekko z fotela, żeby być bliżej, i niemal szeptem spytała.

– I co?

– I nic. Nie mogłam o tym myśleć, oczywiście w czasach młodości, bo to wiecie, nawet się o gejach nie mówiło. Po prostu, u nas ich nie było.

– No, wiadomo – z sarkazmem potwierdził Tomek.

– To tak ostatnio się zastanawiałam. Tyle teraz tego szumu w tym temacie i obsesyjne zwalczanie.

– Znaczy, ciocia myśli, że to jest normalne?

– Myślę, że każdy z nas mógłby chociaż spróbować, by się przekonać, czy mu to odpowiada.

– Ciocia to ma jednak pomysły – stwierdził ze współczuciem.

– Może nie takie głupie – zaczęła rozmyślania Kasia.

– No nie mów, że ty też o tym myślałaś!

– Nie, nie myślałam, uspokój się. Czytałam tylko Klaudynę.

– Klaudynę?! A co to jest?

– Książka.

– Domyślam się, skoro czytałaś, a nie na przykład oglądałaś.

– No i właśnie, młoda dziewczyna zakochała się w dojrzałym facecie, nawet się pobrali, ale nie skonsumowali małżeństwa w noc poślubną. Ona była za bardzo zestresowana, a on bardzo delikatny. W końcu jednak tego dokonali, ale on nie był pewien, czy jej to w stu procentach odpowiadało, więc któregoś dnia sam zawiózł ją na randkę z dziewczyną. Po tej randce Klaudyna zdecydowanie wybrała męża. Koniec. A może to było inaczej? Może ona była lesbijką? Wyszła za mąż, bo tak wypadało? Nieważne – ważne, że spróbowała i wybrała.

– Dobre. I ty byś pewnie życzyła sobie podobnego doświadczenia?

– Nie zaszkodziłoby.

– Nie wierz jej, ona ma takie moralne zahamowania, że nie zdołałaby się otworzyć na taką próbę.

– Skąd, ciociu, to możesz wiedzieć?

– Znam jej matkę. To najbardziej konserwatywna osoba, jaką znam.

– Nie wierz jej, Tomek. Jak bym chciała, to bym to zrobiła.

– Tak? – Tu ciocia filuternie łypnęła okiem. – To dotknij moich cycków, nie mówię piersi, bo to już są tylko cycki. No, dotknij.

– No co też ciocia, Twoich nie dotknę z szacunku dla ciebie. Jesteś w końcu moją ciotką.

– I o tym mówię. Moich nie, bo jestem ciotką, przyjaciółki – nie, bo z szacunku dla przyjaźni, nieznajomej – nie, bo przecież jej nie znam itd. itd… Co to jest, jak nie zahamowania moralne? Zresztą, tobie to niepotrzebne. Ty się spełniasz w związku hetero. Tomek, może masz coś na pragnienie?

– Jeszcze jedną kawę? A może herbatę? – z troską zapytała Kasia.

– A coś procentowego?

– Już się robi, ciociu. Może być wino?

– Wyśmienicie.

– Czerwone?

– Najlepsze.

Gdy Tomek poszedł po szkło, zabrzęczał dzwonek u drzwi. Kasia poszła otworzyć, a ciocia, pozostając sama, wstała, by rozprostować trochę nogi i przejść się po pokoju. Wzrok jej zatrzymał się na kolekcji płyt DVD. Czytając tytuły na dolnej półce, schyliła się, tak, że nie była widoczna w momencie, gdy do pokoju weszła Kasia z gościem. Gość rozejrzał się po pokoju i spytał:

– Tomka nie ma?

– Jest. W kuchni. Szuka szkła.

– To dobrze się składa. Mam problem.

Ciocia już miała się podnieść, ale się powstrzymała. Ciekawa była, co to za tajemnicę chce powierzyć Kasi znajoma. W końcu nie chciała jej wyjawiać tylko w obecności Tomka, usprawiedliwiała sama siebie.

– Siadaj, Gośka – zaproponowała Kasia.

– Słuchaj, co mam zrobić? – zaczęła, zajmując miejsce przy stole. – Agata, znasz ją, Gąsiorek, niedawno się z nią spotkałam przelotem, na ulicy, ona mi powiedziała, że Michał jest gejem.

Taka sensacja sprawiła, że Kasia westchnęła ze współczuciem.

– O matko!

A ciocia aż się wyprostowała z wrażenia, czym zdradziła swoją obecność w pokoju. Na jej widok Gośka spłonęła rumieńcem i rzuciła pytające spojrzenie w stronę Kasi. Kasia wzruszyła ramionami. Sytuacja zrobiła się kłopotliwa. Ciocia postanowiła ją rozwikłać.

– No co – zaczęła niewinnie. – Pytałaś tylko, czy Tomka nie ma, więc myślałam, że moja obecność ci nie przeszkodzi. Zresztą, niewiele słyszałam, przeglądałam płyty. Ładną kolekcje filmów macie – dodała, widząc wchodzącego Tomka, czym zjednała sobie wdzięczność Gośki. Przynajmniej na razie jej tajemnica nie dotarła do niego.

– Dobra, dobra – rzucił Tomek zaczepnie. – Już ja tam wiem, że jakaś tajemnica tu się skrywa. A co do płyt, to i tak nie pożyczam, chociaż dla ciebie zrobię wyjątek – dodał po namyśle – jak powiesz mi, o co tu chodzi.

– Ja nic nie wiem – powiedziała tonem „wiem, ale nie powiem”, czym rozsierdziła Tomka.

– Gośka, z ciotki nic nie wycisnę, więc ty mów.

– Nie ma nic do opowiadania. – Gośka broniła się przed zwierzeniami.

– Mów, bo nie chcę cię do północy przekonywać.

– A która to już godzina? – zreflektowała się ciocia.

– Dziewiąta – odburknął.

– To ja już muszę lecieć.

– Gdzie? – zatrzymywał ją. – Dzieci ci nie płaczą.

– Ale mój serial leci.

– Co tam serial, tu będzie ciekawe zwierzenie. Zresztą, chciałaś wina, to je musisz wypić, zanim wyjdziesz.

– Wino to ja mogę wypić jednym haustem. A coś ty w takim bojowym nastroju?

– Bo ja wiem swoje, pozostawienie czegoś niewyjaśnionego w połączeniu z Gosią równa się kłopoty. I nie ustąpię.

– Jakie tu mogą być kłopoty – bagatelizowała ciocia. – Ot, po prostu… – Tu zawiesiła na chwilę głos.

– Co po prostu – ponaglał Tomek.

– A nic, spytaj jej – wskazała na Gosię.

– To może ja już sobie pójdę. – Gosia zaczęła się podnosić z krzesła.

– Ja ci pójdę! – pogroził.

Zanosiło się na awanturę, przynajmniej takie wrażenie próbował wywołać Tomek, chociaż ciocia Hela wcale mu nie wierzyła. Chciała jednakże przekonać się, jak dalece posunie się w groźbach. Gosia wyglądała na wystraszoną, a Kasia zionęła ciekawością. Gosia zerknęła na nią, a widząc jej beztroską minę, uśmiechnęła się i spytała.

– Żartujesz, Tomek?

– Ani myślę. – I żeby dać dowód swojej determinacji, podszedł do drzwi wejściowych, ostentacyjnie sprawdził, że są zamknięte, wyjął klucz z drzwi i brzęcząc nim demonstracyjnie dodał: – Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki raz na zawsze nie wyjaśnicie mi, o co chodzi.

Zapadło milczenie. Spoglądali na siebie nawzajem w oczekiwaniu na deklarację, kto zacznie pierwszy. Zdecydowała się ciocia. Wypaliła znienacka:

– Michał jest gejem.

– Kto? Michał? Gośki Michał?

– Podobno.

– Jak