Agresja - nowe tabu? Dlaczego jest potrzebna nam i naszym dzieciom? - Jesper Juul - ebook

Agresja - nowe tabu? Dlaczego jest potrzebna nam i naszym dzieciom? ebook

Jesper Juul

4,6

Opis

Skąd bierze się agresja u dzieci? Jak na nią reagować?Jak uczyć dziecko radzenia sobie z silnymi emocjami? Co robić, kiedy rodzeństwo ze sobą walczy?

Zachowania agresywne u dzieci nie są przejawem złego charakteru, lecz ważnym sygnałem dla rodziców i nauczycieli. Czasami wskazują na chwilową frustrację, innym razem na poważny problem. Na dorosłych spoczywa obowiązek zrozumienia tego przekazu i nauczenie dzieci przekształcania agresji w konstruktywne działanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 135

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (191 ocen)
135
34
22
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasiaruru

Nie oderwiesz się od lektury

Super bardzo wartościowa książka
00
mgielka1

Nie oderwiesz się od lektury

Kluczowe tematy związane ze złością i agresją wśród dzieci.
00
kmbud

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna pozycja;)
00
letza

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja, za krótka😀
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu

AG­GRES­SION

A NEW AND DAN­GE­RO­US TA­BOO?

Pro­jekt gra­ficz­ny

KA­RO­LI­NA TOL­KA

Prze­kład

DA­RIUSZ SY­SKA

Co­py­ri­ght © Je­sper Juul 2013

Pu­bli­shed by agre­ement with Le­on­hardt & Høier Li­te­ra­ry Agen­cy A/S, Co­pen­ha­gen.

Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion and edi­tion by Wy­daw­nic­two MiND, 2013

ISBN 978-83-62445-33-2

Wy­daw­nic­two MiND

ul. Sar­nia 21

05-807 Pod­ko­wa Le­śna

tel./fax 22 729 02 82

tel. 505 455 151

www.wy­daw­nic­two­mind.pl

mind@wy­daw­nic­two­mind.pl

Wy­da­nie pierw­sze

Skład i ła­ma­nie: Ma­te­usz Sta­szek

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

PRZEDMOWA

Ty­tuł ni­niej­szej książ­ki za­wie­ra dwa py­ta­nia: czy nad­miar emo­cji, któ­re psy­cho­lo­gia na­zy­wa agre­sją, stał się dzi­siaj no­wym tabu? A po dru­gie: czy tabu to jest nie­bez­piecz­ne? Na oba te py­ta­nia od­po­wia­dam: tak!

Pa­mię­tam do­kład­nie oko­licz­no­ści, w któ­rych uświa­do­mi­łem so­bie pro­ble­ma­tycz­ny sto­su­nek pe­da­go­gów, wy­cho­waw­ców, psy­cho­lo­gów i ro­dzi­ców do agre­sji. Było to mniej wię­cej pięt­na­ście lat temu, gdy pro­wa­dzi­łem warsz­ta­ty dla wy­cho­waw­ców ośrod­ka dla tak zwa­nej trud­nej mło­dzie­ży. Kie­dy punkt po punk­cie oma­wia­li­śmy roz­ma­ite kwe­stie zwią­za­ne z dzieć­mi, sły­sza­łem czę­sto ta­kie zda­nie: „A to jest Ja­nek. On ma pro­blem z agre­sją”.

Tego ro­dza­ju dia­gno­za była dla mnie nie­zro­zu­mia­ła. W koń­cu za­py­ta­łem: „Co on ma?”. Kie­dy jed­nak chcia­łem do­wie­dzieć się wię­cej, moi roz­mów­cy sta­wa­li się nie­cier­pli­wi: „Po pro­stu jest agre­syw­ny!”. „Ale dla kogo jest to pro­ble­mem?” – py­ta­łem. Po tych sło­wach za­czę­li nie­mal wąt­pić w moje kom­pe­ten­cje. To, co dla nich było oczy­wi­sto­ścią, dla mnie sta­no­wi­ło no­wość.

Kie­dy zno­wu pa­dło zda­nie, że ktoś ma pro­blem z agre­sją, spró­bo­wa­łem drą­żyć te­mat: „Czy ktoś z Pań­stwa za­dał tym chłop­com py­ta­nie (w dzie­więć­dzie­się­ciu pię­ciu pro­cen­tach byli to bo­wiem chłop­cy), z ja­kie­go po­wo­du albo na kogo są tak wście­kli?”. Wy­cho­waw­cy byli zdu­mie­ni moim py­ta­niem. Nikt wcze­śniej nie spy­tał ich o coś tak oczy­wi­ste­go.

Gdy za­głę­bi­łem się póź­niej w bio­gra­fie tych dziew­cząt i chłop­ców, po­my­śla­łem so­bie, że za­kra­wa na cud, iż do tej pory ni­ko­go jesz­cze nie po­zba­wi­li ży­cia. Ilość prze­mo­cy, z jaką ze­tknę­li się w cza­sie swo­jej krót­kiej eg­zy­sten­cji – ze stro­ny ro­dzi­ców, opie­ku­nów, dziad­ków i na­uczy­cie­li – była prze­ra­ża­ją­ca. Jed­nak nikt się tym nie in­te­re­so­wał, oce­nia­no ich tyl­ko za agre­syw­ne za­cho­wa­nie – i od­po­wied­nio do tego trak­to­wa­no.

Ta mło­dzież nie sto­so­wa­ła zresz­tą prze­mo­cy w prze­stęp­czym sen­sie, to zna­czy nie ata­ko­wa­ła, na przy­kład, wy­cho­waw­ców no­ża­mi czy pię­ścia­mi. Za­zwy­czaj cho­dzi­ło o to, że sztur­cha­li się mię­dzy sobą albo ktoś ko­goś ude­rzył, kie­dy at­mos­fe­ra sta­wa­ła się zbyt na­pię­ta. W rze­czy­wi­sto­ści wy­ka­zy­wa­li wię­cej sa­mo­kon­tro­li niż do­ro­śli w po­dob­nych oko­licz­no­ściach. A mimo to izo­lo­wa­no ich z po­wo­du agre­sji – do­kład­nie tak, jak­by cięż­kie za­pa­le­nie płuc le­czo­no sy­ro­pem na ka­szel, a nie an­ty­bio­ty­ka­mi. Albo jak­by lu­dzi, któ­rzy ży­wią uza­sad­nio­ne uczu­cia – bo są, na przy­kład, za­ko­cha­ni, szczę­śli­wi, smut­ni albo no­szą po kimś ża­ło­bę – wy­sy­ła­no do le­ka­rza po pi­guł­ki.

Agre­syw­ne za­cho­wa­nie dzie­ci i mło­dzie­ży świad­czy o pew­nych za­nie­dba­niach, któ­rych do­świad­czy­li już w pierw­szych la­tach swe­go ży­cia.

W wie­lu kra­jach do­szli­śmy do tego punk­tu, w któ­rym za­nie­dba­nia ze stro­ny pe­da­go­gów mają dużo gor­sze skut­ki niż brak wła­ści­wej opie­ki i wy­cho­wa­nia w ro­dzi­nie. Nie­ste­ty, spo­łe­czeń­stwo po­strze­ga to in­a­czej. Mówi się, że co­raz wię­cej dzie­ci „po­wo­du­je pro­ble­my wy­cho­waw­cze albo prze­ja­wia brak kom­pe­ten­cji spo­łecz­nych”.

Naj­now­sze duń­skie ba­da­nie z 2012 roku, w któ­rym po raz pierw­szy w dzie­jach nauk spo­łecz­nych mo­gły wy­po­wie­dzieć się dzie­ci w wie­ku przed­szkol­nym1, po­ka­zu­je, że dwa­dzie­ścia czte­ry pro­cent chłop­ców nie czu­je się do­brze w przed­szko­lach. Te dane po­twier­dza­ją tak­że wy­cho­waw­cy – naj­czę­ściej są to ko­bie­ty – któ­rzy twier­dzą, że dwa­dzie­ścia dwa pro­cent dzie­ci prze­ja­wia roz­ma­ite pro­ble­my wy­cho­waw­cze z po­wo­du zło­ści lub fru­stra­cji.

Oka­zu­je się więc, że co czwar­te dziec­ko w wie­ku od trzech do sze­ściu lat zo­sta­je scha­rak­te­ry­zo­wa­ne jako „dziec­ko z pro­ble­ma­mi”, a mogę za­pew­nić, że tyl­ko nie­wiel­ki od­se­tek z nich jest ofia­rą za­nie­dbań i nad­użyć ze stro­ny swo­ich ro­dzi­ców. Nie moż­na tego in­ter­pre­to­wać in­a­czej niż jako kom­pro­mi­ta­cję spo­łecz­ne­go sys­te­mu opie­ki nad dzieć­mi, któ­ry ma być rze­ko­mo wzo­rem dla in­nych kra­jów. Znaj­du­je­my się na bar­dzo nie­bez­piecz­nej dro­dze i po­win­ni­śmy być tego świa­do­mi. Je­śli nie znaj­dzie­my kon­struk­tyw­nych spo­so­bów ra­dze­nia so­bie z fe­no­me­nem agre­sji, bę­dzie­my wciąż szko­dzić zbyt wie­lu lu­dziom.

W cią­gu ostat­nich pięt­na­stu lat w przed­szko­lach i szko­łach znacz­nie na­si­li­ła się ten­den­cja dys­kry­mi­no­wa­nia dzie­ci, któ­re prze­ja­wia­ją fru­stra­cję lub złość. Agre­sja sta­ła się no­wym tabu. Po­dob­nie było jesz­cze nie tak daw­no temu z ludz­ką sek­su­al­no­ścią: zaj­mo­wa­no się nią wy­łącz­nie z mo­ral­ne­go punk­tu wi­dze­nia i żad­ne pro­fe­sjo­nal­ne ani bar­dziej ludz­kie po­dej­ście nie było moż­li­we. Wy­pie­ra­nie sek­su­al­no­ści przy­spo­rzy­ło lu­dziom wie­lu szkód, za­my­ka­jąc ich na do­świad­cze­nie bli­sko­ści, ra­do­ści i przy­jem­no­ści. Nowe tabu – agre­sja – może być jesz­cze bar­dziej szko­dli­we, po­nie­waż sta­wia na sza­li psy­chicz­ne zdro­wie dzie­ci i ich po­czu­cie wła­snej war­to­ści.

Przy­go­to­wu­jąc tę książ­kę, pró­bo­wa­łem zna­leźć ja­kieś na­uko­we uza­sad­nie­nie dla dzia­łań in­sty­tu­cji od­po­wie­dzial­nych za opie­kę nad dzieć­mi, któ­re nie są w sta­nie zmie­rzyć się z te­ma­tem agre­sji w sen­sow­ny i kon­struk­tyw­ny spo­sób. Jed­nak ni­cze­go ta­kie­go nie zna­la­złem. Na­tkną­łem się za to na wie­le bar­dzo teo­re­tycz­nych roz­praw z wy­my­ślo­ny­mi sztucz­nie opi­sa­mi przy­pad­ków (ca­su­sa­mi), któ­re nie czy­nią żad­nej róż­ni­cy mię­dzy prze­mo­cą u do­ro­słych i agre­sją u dzie­ci. Do tego ofe­ru­ją nie­wie­le wię­cej po­nad etycz­ny punkt wi­dze­nia, któ­ry spro­wa­dza się do ab­so­lut­ne­go po­tę­pie­nia agre­sji2. Wy­jąt­kiem jest an­giel­ski pe­dia­tra i psy­cho­ana­li­tyk Do­nald W. Win­ni­cott – naj­pew­niej dla­te­go, że sam pil­nie stu­dio­wał za­cho­wa­nie i roz­wój dzie­ci3.

Skąd bie­rze się sprze­ciw wo­bec agre­sji, je­śli nie da się go po­de­przeć żad­ną teo­rią na­uko­wą? W ni­niej­szej książ­ce spró­bu­ję od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie. Spró­bu­ję tak­że prze­pro­wa­dzić ja­sną li­nię po­dzia­łu mię­dzy kon­struk­tyw­ną i de­struk­cyj­ną agre­sją, po­nie­waż bez wąt­pie­nia ist­nie­ją te dwie od­mia­ny. Kie­dy dzie­wię­cio­let­ni uczeń ata­ku­je wer­bal­nie – albo na­wet fi­zycz­nie – swo­ich na­uczy­cie­li lub ro­dzi­ców, to nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że obie stro­ny po­trze­bu­ją po­mo­cy. Chłop­cu trze­ba po­móc w na­zwa­niu fru­stra­cji, któ­ra go gnę­bi, i na­uczyć wy­ra­żać ją w mniej de­struk­cyj­ny spo­sób. Do­ro­śli zaś po­trze­bu­ją po­mo­cy w okre­śla­niu swo­ich in­dy­wi­du­al­nych gra­nic i umie­jęt­no­ści obro­ny ich na dro­dze oso­bi­ste­go au­to­ry­te­tu.

Te­ra­pia ro­dzin­na, psy­cho­lo­gia i neu­ro­bio­lo­gia zga­dza­ją się co do tego, że agre­sja jest za­cho­wa­niem spo­łecz­nym, któ­re­go przy­czy­ny leżą w ludz­kim mó­zgu. Nie jest w ża­den spo­sób uwa­run­ko­wa­na ge­ne­tycz­nie. Umie­jęt­ność od­szy­fro­wy­wa­nia i ro­zu­mie­nia agre­syw­nych za­cho­wań jed­nost­ki po­le­ga głów­nie na wyj­ściu po­nad kwa­li­fi­ka­cje mo­ral­ne i oso­bi­sty sto­pień sa­mo­świa­do­mo­ści.

Pra­cu­ję w mniej wię­cej tu­zi­nie róż­nych kra­jów, z któ­rych każ­dy ma wła­sną kul­tu­rę i hi­sto­rię. Wie­lu ich miesz­kań­ców ma za sobą cięż­kie do­świad­cze­nia wo­jen­ne i jest ob­cią­żo­nych trau­mą. Ich nie­chęć wo­bec agre­sji jest więc uza­sad­nio­na. Za­ka­zu­ją jej już w dzie­ciń­stwie, po­nie­waż uwa­ża­ją, że tyl­ko w ten spo­sób moż­na w przy­szło­ści unik­nąć wo­jen. W żad­nym kra­ju nie uda­ło się tak za­jąć we­te­ra­na­mi wo­jen­ny­mi, żeby za­po­biec dal­szej prze­mo­cy i au­to­de­struk­cji. Owa de­struk­cyj­na ener­gia zo­sta­je póź­niej prze­no­szo­na na na­stęp­ne po­ko­le­nie. Nie dzi­wi mnie więc, że w spo­łe­czeń­stwach pod­trzy­mu­je się po­sta­wy prze­ciw­ne agre­sji.

Zna­le­zie­nie praw­dzi­wych ko­rze­ni zło­ści, prze­mo­cy i agre­sji to jed­na rzecz, a od­kry­cie spo­so­bu ra­dze­nia so­bie z nimi w na­szych ro­dzi­nach, przed­szko­lach i na uli­cach – to dru­ga. Czter­dzie­ści lat prak­ty­ki kli­nicz­nej i te­ra­peu­tycz­nej do­star­czy­ły mi pew­nych wska­zó­wek w tym wzglę­dzie – i będę o nich mó­wił w ostat­niej czę­ści książ­ki.

Na po­cząt­ku mo­jej dro­gi stoi spo­tka­nie z pew­nym je­de­na­sto­let­nim ame­ry­kań­skim chłop­cem, któ­ry był no­to­rycz­nie agre­syw­ny i nad­uży­wał prze­mo­cy. W ża­den spo­sób nie moż­na było do nie­go tra­fić. Na­szą roz­mo­wę za­czął od ka­te­go­rycz­nych słów: „Nie mam za­mia­ru słu­chać żad­nych głu­pot. Czy to jest dla Pana ja­sne?” Jego prze­sła­nie było jed­no­znacz­ne: je­śli chcę, żeby trak­to­wał mnie po­waż­nie, mu­szę wy­róż­nić się wśród in­nych pe­da­go­gów tym, że GO do­strze­gę. Chciał po­wie­dzieć, że nie po­trze­bu­je ka­zań na te­mat tego, kim jest, albo ra­czej, kim po­wi­nien być. Ma pra­wo sam o tym de­cy­do­wać!

W ostat­nich la­tach nie tyl­ko agre­sja styg­ma­ty­zu­je dzie­ci i mło­dzież. Za­uwa­żam też ten­den­cję, aby po­tę­piać w ogó­le wszel­kie in­ten­syw­ne emo­cje w ży­ciu ro­dzin­nym – oczy­wi­ście poza uczu­ciem „szczę­ścia”. Nie wy­ni­ka to z żad­nej prze­szłej ani te­raź­niej­szej mą­dro­ści, nie jest też po­par­te żad­ną nową wie­dzą na te­mat tego, co do­bre dla czło­wie­ka. Po­wo­du­je na­to­miast, że do­ro­śli od­wra­ca­ją się od swo­je­go ludz­kie­go ją­dra i sta­ją się kimś w ro­dza­ju ak­to­rów. Ide­ał, któ­ry leży u pod­staw tej ten­den­cji i okre­śla, jak po­wi­nien za­cho­wy­wać się „po­rząd­ny czło­wiek” albo „czło­wiek suk­ce­su”, jest czymś w ro­dza­ju bo­tok­su dla du­szy. Mam na­dzie­ję, że jako lu­dzi stać nas na wię­cej.

Kon­struk­tyw­na agre­sja jest jak sek­su­al­ność i mi­łość – wszyst­kie trzy wspie­ra­ją ży­cie, wzbo­ga­ca­ją re­la­cje mię­dzy­ludz­kie, pro­wa­dzą do głęb­sze­go zro­zu­mie­nia i lep­szej ja­ko­ści ży­cia. Je­śli w swo­im wnę­trzu za­ak­cep­tu­je­my ten aspekt ży­cia, bę­dzie­my w sta­nie dać wię­cej prze­strze­ni dzie­ciom i mło­dym lu­dziom, któ­rzy li­czą na na­sze em­pa­tycz­ne przy­wódz­two.

Zdro­wie du­cho­we

Mój za­wód psy­cho­te­ra­peu­ty jest, z hi­sto­rycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia, czymś no­wym. Wie­le psy­cho­te­ra­peu­tycz­nych „od­kryć” ubie­głe­go wie­ku to po pro­stu po­wtó­rze­nie sta­rych mą­dro­ści – je­dy­nie wi­dzia­nych z no­wej per­spek­ty­wy i czę­sto po­par­tych wy­ni­ka­mi ba­dań na­uko­wych. Jako te­ra­peu­ta ro­dzin­ny zaj­mu­ję się tak­że ja­ko­ścią re­la­cji mię­dzy ludź­mi. Pra­cu­ję na rzecz sto­sun­ko­wo no­we­go fe­no­me­nu: war­to­ści czło­wie­ka jako jed­nost­ki i okre­ślo­nych ja­ko­ści w re­la­cjach zbu­do­wa­nych na mi­ło­ści.

Ro­dzi­na jest po­cząt­kiem wszyst­kie­go. Ja­kość związ­ku dziec­ka z jego pierw­szy­mi opie­ku­na­mi ma de­cy­du­ją­ce zna­cze­nie dla jego ży­cia w przy­szło­ści. Oczy­wi­ście swo­ją rolę od­gry­wa­ją rów­nież czyn­ni­ki spo­łecz­no-eko­no­micz­ne, ta­kie jak wy­kształ­ce­nie, albo po­li­tycz­ne, jak do­stęp do roz­ma­itych roz­wią­zań praw­nych. Jed­nak to ro­dzi­ce, wy­cho­waw­cy i na­uczy­cie­le two­rzą naj­waż­niej­szą pod­sta­wę pod du­cho­we i spo­łecz­ne zdro­wie dziec­ka, któ­re nie prze­kro­czy­ło czter­na­ste­go roku ży­cia.

Dla­te­go trze­ba so­bie po­sta­wić py­ta­nie: co wie­my o zdro­wiu du­cho­wym i spo­łecz­nym i jak mo­że­my je za­pew­nić na­szym dzie­ciom? Wy­obraź­my so­bie, że ze­bra­li­śmy wszyst­kich psy­cho­te­ra­peu­tów, te­ra­peu­tów ro­dzin­nych i część psy­cho­lo­gów na wiel­kim sta­dio­nie i spy­ta­li­śmy ich:

1. Co jest przy­czy­ną kło­po­tów więk­szo­ści wa­szych pa­cjen­tów i klien­tów ze sobą, z bli­ski­mi, part­ne­ra­mi, dzieć­mi, przy­ja­ciół­mi i pra­co­daw­ca­mi?

2. Co po­zwo­li­ło im wyjść z tych kło­po­tów?

Je­stem prze­ko­na­ny, że więk­szość od­po­wie­dzi wska­za­ła­by na coś ta­kie­go: de­cy­du­ją­ca dla pro­ce­su wy­cho­dze­nia z pro­ble­mów oso­bi­stych jest więk­sza sa­mo­świa­do­mość oraz idą­ca za tym umie­jęt­ność okre­śla­nia wła­snych po­trzeb i gra­nic – i wal­cze­nia o nie.

Oto isto­ta zdro­wia du­cho­we­go i spo­łecz­ne­go: sa­mo­świa­do­mość! To ta­kie pro­ste, a za­ra­zem ta­kie trud­ne.

Sa­mo­świa­do­mość

Co dzie­je się z agre­sją? Dla­cze­go sta­ła się tabu? Oto moja od­po­wiedź.

Sam fakt, że sta­je­my się świa­do­mi swo­ich uczuć oraz we­wnętrz­nych i ze­wnętrz­nych wzor­ców re­ago­wa­nia – oraz je ak­cep­tu­je­my – wy­po­sa­ża nas w po­czu­cie wła­snej war­to­ści, któ­re­go po­trze­bu­je­my, aby mó­wić „tak” lub „nie”, zgod­nie z in­te­re­sem na­sze­go zdro­wia du­cho­we­go i spo­łecz­ne­go.

Dzie­ci uczą się głów­nie na dro­dze do­świad­cze­nia, a nie dzię­ki po­ucze­niom do­ro­słych. Zdo­by­wa­ją wie­dzę do­kład­nie tak samo jak na­ukow­cy: wy­my­śla­ją pew­ną teo­rię, spraw­dza­ją ją na dro­dze eks­pe­ry­men­tów i wy­cią­ga­ją wnio­ski ze swo­ich suk­ce­sów i po­ra­żek. Dzie­je się tak, na przy­kład, kie­dy pró­bu­ją wejść na krze­sło albo za­grać na pia­ni­nie, albo gdy w wie­ku na­sto­let­nim chcą zo­stać naj­lep­szy­mi pił­ka­rza­mi na świe­cie. Dzie­je się tak rów­nież wte­dy, kie­dy się za­ko­chu­ją, upra­wia­ją seks albo uczą się prze­kształ­cać im­pul­syw­ną agre­sję w kon­struk­tyw­ne dzia­ła­nie.

Mu­szę roz­cza­ro­wać wszyst­kich ro­dzi­ców, któ­rzy uwa­ża­ją, że dziec­ko po­win­no po­siąść wszyst­kie te umie­jęt­no­ści już w wie­ku pię­ciu lat. Prze­ciw­nie, po­trze­bu­je ono do tego ca­łe­go dzie­ciń­stwa i to przy za­ło­że­niu, że ma wo­kół sie­bie ro­dzi­ców, któ­rzy są przy­najm­niej w pew­nej mie­rze świa­do­mi swo­jej war­to­ści i swo­ich gra­nic i któ­rzy do­star­cza­ją mu ser­decz­ne­go, em­pa­tycz­ne­go fe­ed­back-u.

Czy nie ma jed­nak in­ne­go, szyb­sze­go spo­so­bu? Owszem, jest. Po­le­ga on tym, że usta­no­wi­my su­ro­we re­gu­ły mo­ral­ne lub re­li­gij­ne, po­prze­my je róż­ny­mi sank­cja­mi, z ka­ra­mi fi­zycz­ny­mi włącz­nie, i za­gro­zi­my wy­klu­cze­niem spo­łecz­nym wszyst­kim tym, któ­rzy się do nich nie do­sto­su­ją. Na szczę­ście, co­raz trud­niej za­sto­so­wać tę me­to­dę w świe­cie, w któ­rym do­ra­sta­ją na­sze dzie­ci – świe­cie glo­bal­nych per­spek­tyw, swo­bod­nie krą­żą­cych in­for­ma­cji i wie­dzy – i po­zba­wio­nym su­ro­we­go mo­ral­ne­go kon­sen­su­su. Dla­te­go nie bio­rę jej na­wet pod uwa­gę. Nig­dy nie do­pro­wa­dzi­ła do żad­ne­go in­dy­wi­du­al­ne­go do­bra ani do żad­nych war­to­ścio­wych re­la­cji spo­łecz­nych.

Dziec­ko może roz­wi­nąć w so­bie zdro­we po­czu­cie wła­snej war­to­ści tyl­ko wte­dy, gdy czu­je się kimś war­to­ścio­wym dla swo­ich ro­dzi­ców, czy­li kimś war­tym ich mi­ło­ści i tro­ski. Po­czu­cie wła­snej war­to­ści roz­wi­ja się wte­dy na dwóch płasz­czy­znach: ja­ko­ścio­wej i ilo­ścio­wej. Roz­wój ja­ko­ścio­wy ma miej­sce każ­de­go dnia, w każ­dej mi­nu­cie ży­cia, kie­dy dziec­ko po­zna­je swój po­ten­cjał, swo­je ogra­ni­cze­nia, my­śli, uczu­cia i re­ak­cje. Ów sto­pień sa­mo­po­zna­nia ro­śnie wraz z wie­kiem.

Z ko­lei roz­wój ilo­ścio­wy za­le­ży nie­mal cał­ko­wi­cie od wer­bal­ne­go i nie­wer­bal­ne­go fe­ed­back-u, jaki dziec­ko otrzy­mu­je od ro­dzi­ców, in­nych do­ro­słych i swo­je­go ro­dzeń­stwa – w tej wła­śnie ko­lej­no­ści. Kie­dy ma pół­to­ra roku i z en­tu­zja­zmem po­zna­je świat, wkła­da­jąc każ­dy przed­miot do ust, jego sa­mo­oce­na za­le­ży cał­ko­wi­cie od re­ak­cji ro­dzi­ców. Bę­dzie ro­sła, je­śli uda im się bez po­tę­pia­nia jego pa­sji od­kry­wa­nia prze­ko­nać, że nie każ­da rzecz na­da­je się do wkła­da­nia do buzi. To samo do­ty­czy dwu­ipół­lat­ka, któ­ry obej­mu­je swo­ją sio­strę tak moc­no, że pra­wie tra­ci ona od­dech; na­le­ży po­ka­zać mu inny, de­li­kat­niej­szy spo­sób wy­ra­ża­nia swo­jej mi­ło­ści. Je­śli jed­nak re­ak­cją ro­dzi­ców bę­dzie złość, krzyk i bru­tal­ne od­ry­wa­nie syna od sio­stry, to zo­sta­nie on po­zba­wio­ny waż­ne­go do­świad­cze­nia: jak moż­na ko­chać dru­gie­go czło­wie­ka bez na­ru­sza­nia jego oso­bi­stych gra­nic. I bę­dzie to z pew­no­ścią mia­ło ne­ga­tyw­ny wpływ na jego po­czu­cie wła­snej war­to­ści.

Wszyst­ko to ma dwo­ja­kie uza­sad­nie­nie. Pierw­sze z nich od­kry­ła neu­ro­bio­lo­gia: dzie­cię­ca zdol­ność do roz­wi­ja­nia no­wych umie­jęt­no­ści – za­rów­no in­te­lek­tu­al­nych, jak i spo­łecz­nych – dra­stycz­nie ma­le­je, kie­dy oto­cze­nie, w któ­rym dziec­ko się uczy, jest na­sta­wio­ne kry­tycz­nie. Z tego po­wo­du kry­ty­ku­ją­cy ro­dzi­ce i na­uczy­cie­le wpa­da­ją w błęd­ne koło fru­stra­cji i nie­za­do­wo­le­nia: mimo że wszyst­ko „po­wta­rza­ją po sto razy”, ich dzie­ci nie ro­bią ocze­ki­wa­nych po­stę­pów. Dla­cze­go? Dla­te­go, że kry­ty­ka po­wo­du­je, iż czu­ją się złe, głu­pie i nie­za­słu­gu­ją­ce na sza­cu­nek, a to ob­ni­ża ich zdol­no­ści po­znaw­cze. Skut­kiem jest jesz­cze więk­sza fru­stra­cja ro­dzi­ców i na­uczy­cie­li.

Dru­gim po­wo­dem jest ogól­nie zna­ny spo­sób re­ak­cji u dzie­ci: kie­dy moi ro­dzi­ce są nie­szczę­śli­wi, to zna­czy, że coś jest ze mną nie tak. Ten me­cha­nizm dzia­ła u każ­de­go dziec­ka. Dla­te­go wła­śnie jego sa­mo­oce­na i zdro­wie du­cho­we i spo­łecz­ne nie­mal wy­łącz­nie za­le­żą od fe­ed­back-u ro­dzi­ców.

W cią­gu swo­je­go dzie­ciń­stwa czło­wiek prze­cho­dzi przez mi­ria­dy róż­nych pro­ce­sów po­znaw­czych. W pierw­szych la­tach ich skut­kiem jest głów­nie fru­stra­cja – kok­tajl zło­żo­ny z wście­kło­ści i smut­ku. Je­śli damy dziec­ku czas i ko­niecz­ną ak­cep­ta­cję, wkrót­ce na­uczy się ono od­róż­niać oba te uczu­cia i ra­dzić so­bie z nimi. W wie­ku oko­ło ośmiu-dzie­się­ciu lat po­win­no już wie­dzieć, jak prze­ży­wać smu­tek z po­wo­du swo­ich ogra­ni­czeń i jak za­mie­niać wście­kłość w ce­lo­we dzia­ła­nie. Tak samo na­uczy się, jak na­wią­zy­wać przy­jaź­nie i zbli­żać się do in­nych dzie­ci – czy­li roz­wi­nie kom­pe­ten­cje spo­łecz­ne. W kon­se­kwen­cji spo­wo­du­je to wy­kształ­ce­nie okre­ślo­nych spo­so­bów za­cho­wa­nia, któ­re przy­czy­nią się do po­wsta­nia u nie­go zdro­we­go po­czu­cia wła­snej war­to­ści.

 Z d r o w e   p o c z u c i e   w ł a s n e j   w a r t o ś c i   m o ż e m y   z d e f i n i o w a ć   j a k o   r o z w a ż n y,   p e ł e n   n i u a n s ó w   i   a k c e p t u j ą c y   o b r a z   s a m e g o   s i e b i e.   T o   k l u c z   d o   d u c h o w e g o   z d r o w i a   i   z a r a z e m   p o d s t a w a   s i l n e g o   p s y c h o s p o ł e c z n e g o   s y s t e m u   o d p o r n o ś c i o w e g o.

Czy­ta­jąc tę de­fi­ni­cję, zwróć­my uwa­gę, że nie ma w niej mowy o oce­nie mo­ral­nej. Cho­dzi o ob­raz sa­me­go sie­bie, któ­ry wy­kra­cza poza okre­śle­nia „do­bry, zły, świet­ny, sła­by, po­zy­tyw­ny, ne­ga­tyw­ny, grzecz­ny, nie­grzecz­ny, miły”. Ten fakt róż­ni zdro­we po­czu­cie wła­snej war­to­ści od cze­goś, co na­zy­wa­my pew­no­ścią sie­bie albo ego. Lu­dzie nie są ani do­brzy, ani źli – są po pro­stu tacy, jacy są. Tak w każ­dym ra­zie pa­trzy­my na nich z na­sze­go – te­ra­peu­tycz­ne­go i psy­cho­lo­gicz­ne­go – punk­tu wi­dze­nia, nie­za­leż­nie od tego, czy cho­dzi o dzie­ci, mło­dzież czy do­ro­słych.

Nie chcę przez to po­wie­dzieć, że od­rzu­cam mo­ral­ność jako waż­ną część sys­te­mu spo­łecz­ne­go. Kwe­stio­nu­ję je­dy­nie pra­wo te­ra­peu­tów, pra­cow­ni­ków spo­łecz­nych, na­uczy­cie­li i pe­da­go­gów do lek­ce­wa­że­nia ca­łej swo­jej wie­dzy za­wo­do­wej i za­stę­po­wa­nia jej pry­wat­ną mo­ral­no­ścią – choć­by była na­wet ak­cep­to­wa­na przez in­nych. Kie­dy bo­wiem tak się dzie­je – a dzie­je się tak zbyt czę­sto – cier­pi na tym wi­tal­ność i chęć ży­cia tych, któ­rzy są ofia­ra­mi, a w kon­se­kwen­cji tak­że ich zdro­wie du­cho­we i spo­łecz­ne.

Mo­ral­ność to zbiór oso­bi­stych prze­ko­nań i war­to­ści, któ­re okre­śla­ją za­cho­wa­nie czło­wie­ka we­wnątrz pew­ne­go sys­te­mu. Jest ona czymś nie­zbęd­nym i bar­dzo do­brym dla czło­wie­ka, o ile za­chę­ca do wy­zna­cza­nia i re­pre­zen­to­wa­nia swo­ich gra­nic. W tej umie­jęt­no­ści leży bo­wiem klucz do ra­dze­nia so­bie z agre­sją in­nych lu­dzi, ochro­ny wła­snej in­te­gral­no­ści i ewen­tu­al­nej po­mo­cy dla agre­so­ra.

Agre­sja u do­ro­słych

W nie­gdy­siej­szej hie­rar­chicz­nej i pa­triar­chal­nej ro­dzi­nie na po­rząd­ku dzien­nym było  n i e d o s t r z e g a n i e dzie­ci. Owszem,  p a t r z o n o na nie, ale ich  n i e   w i d z i a n o   i   n i e   s ł y s z a n o. Każ­de agre­syw­ne za­cho­wa­nie w sto­sun­ku do ro­dzi­ców uwa­ża­no za od­stęp­stwo od na­tu­ral­ne­go po­rząd­ku wła­dzy – to zna­czy za ozna­kę nie­po­słu­szeń­stwa – i kon­se­kwent­nie ka­ra­no. Do 1960 roku za naj­bar­dziej efek­tyw­ną me­to­dę wy­cho­wa­nia uzna­wa­no agre­syw­ny i bez­kom­pro­mi­so­wy kry­ty­cyzm.

Na szczę­ście, po­wo­li od­da­la­my się od tej tra­dy­cji. Na po­cząt­ku ro­dzi­com było cięż­ko wy­rzec się ko­rzy­sta­nia ze swo­jej wła­dzy ab­so­lut­nej. Wciąż jed­nak nie bra­ku­je lu­dzi, któ­rzy uwa­ża­ją, że kary fi­zycz­ne są nie tyl­ko ko­niecz­ne, ale wręcz god­ne po­le­ce­nia. Oko­ło pięć­dzie­się­ciu pię­ciu pro­cent eu­ro­pej­skich ro­dzi­ców przy­zna­je so­bie pra­wo, żeby od cza­su do cza­su sto­so­wać kary fi­zycz­ne. Na­wet w kra­jach skan­dy­naw­skich – gdzie prze­moc wo­bec dzie­ci zo­sta­ła prak­tycz­nie wy­eli­mi­no­wa­na – mo­że­my spo­tkać ro­dzi­ców, dla któ­rych wy­cho­wa­nie jest nie­roz­łącz­nie zwią­za­ne z agre­sją wer­bal­ną. Nie tak ła­two po­zbyć się sta­rych przy­zwy­cza­jeń, a czło­wiek jest isto­tą, któ­ra się szyb­ko i sil­nie przy­zwy­cza­ja.

Tra­dy­cja sto­so­wa­nia prze­mo­cy fi­zycz­nej i wer­bal­nej jest od­po­wie­dzial­na za po­ża­ło­wa­nia god­ny stan wie­lu dzi­siej­szych pięć­dzie­się­cio­lat­ków. Do jej ofiar mo­że­my tak­że za­li­czyć oso­by cier­pią­ce na roz­ma­ite cho­ro­by psy­cho­so­ma­tycz­ne oraz te, któ­re za­ży­wa­ją i nad­uży­wa­ją róż­nych le­gal­nych środ­ków odu­rza­ją­cych. Być może nie­je­den do­ro­sły z roz­ma­rze­niem wspo­mi­na sta­re do­bre cza­sy, kie­dy ko­bie­ty i dzie­ci „wie­dzia­ły, gdzie jest ich miej­sce”, ale je­śli spoj­rzy­my na to z punk­tu wi­dze­nia zdro­wia spo­łecz­ne­go i in­dy­wi­du­al­ne­go, to mo­że­my się tyl­ko cie­szyć, że ode­szły one już w prze­szłość.

Rów­nież dzi­siej­si wy­cho­waw­cy, na­uczy­cie­le i pe­da­go­dzy do­ra­sta­li w tam­tych cza­sach i czę­sto pa­da­li ofia­rą ro­dzi­ciel­skiej agre­sji – tak samo zresz­tą jak wie­lu dzi­siej­szych ro­dzi­ców. Fakt, że sami sta­ra­ją się po­stę­po­wać in­a­czej i nie po­wta­rza­ją błę­dów swo­ich po­przed­ni­ków, moż­na wy­tłu­ma­czyć tyl­ko ich wy­so­ki­mi stan­dar­da­mi etycz­ny­mi i wiel­ką sa­mo­dy­scy­pli­ną. Mam dla ta­kich osób wiel­ki sza­cu­nek.

Fak­tem jest jed­nak tak­że, że wie­le osób za­wo­do­wo pra­cu­ją­cych z dzieć­mi i mło­dzie­żą nie po­tra­fi za­pa­no­wać nad swo­imi agre­syw­ny­mi emo­cja­mi i od­ru­cha­mi. Czę­sto do­ty­czy to ko­biet, któ­rym nie­ja­ko z za­sa­dy nie było wol­no wy­ra­żać swo­jej agre­sji – ani w dzie­ciń­stwie, ani w ży­ciu do­ro­słym – i któ­re dzi­siaj mają z tym ol­brzy­mi pro­blem. W roz­dzia­le „Dzie­ci są ofia­ra­mi” wy­ja­śnię, że wie­le rze­czy sta­je się dla nas zbyt trud­ne, je­śli nie mie­li­śmy do­stę­pu do swo­jej agre­sji ani szan­sy na­ucze­nia się, jak się z nią ob­cho­dzić. Jed­ną z kon­se­kwen­cji jest nie­umie­jęt­ność ta­kie­go wy­zna­cza­nia swo­ich gra­nic, aby inni lu­dzie je re­spek­to­wa­li.

Nie­ste­ty, ta wła­śnie umie­jęt­ność jest po­trzeb­na ro­dzi­com, wy­cho­waw­com, na­uczy­cie­lom i pe­da­go­gom. Brak oso­bi­ste­go au­to­ry­te­tu ma fa­tal­ne kon­se­kwen­cje szcze­gól­nie w pra­cy z dzieć­mi i mło­dzie­żą. Ten pro­blem mo­że­my za­uwa­żyć u wie­lu współ­cze­snych na­uczy­cie­li czy wy­cho­waw­ców szkol­nych – ale tak­że u wie­lu oj­ców. Kie­dy z nimi roz­ma­wiam, zdra­dza­ją, że wciąż cią­ży nad nimi wid­mo oj­ców i dzia­dów, któ­rych spo­sób po­stę­po­wa­nia zde­cy­do­wa­nie od­rzu­ca­ją. Nie po­tra­fią jed­nak zna­leźć al­ter­na­tyw­nej wi­zji wła­sne­go au­to­ry­te­tu.

Dwa