Fourth Wing. Czwarte skrzydło (dodatkowe rozdziały) - Rebecca Yarros - darmowy ebook

Fourth Wing. Czwarte skrzydło (dodatkowe rozdziały) ebook

Rebecca Yarros

4,6

231 osób interesuje się tą książką

Opis

Dwa dodatkowe rozdziały z perspektywy Xadena. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 28

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (206 ocen)
156
28
11
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mikolajsmolinski

Nie oderwiesz się od lektury

Moja miłość do Xadena wzrosła wonie razy 100000000
40
Olin3k

Nie oderwiesz się od lektury

Szkoda, że są tylko 2 rozdziały z perspektywy Xadena, ale lepsze to jak nic 😉 czekam na 3 tom 🔥
40
Sushi85

Całkiem niezła

Te dwa rozdziały można było spokojnie umieścić w trzecim tomie. Nic nadzwyczajnego, nic nowego.
10
Fredzio102

Nie polecam

Nic odkrywczego
10
Ananefer

Nie oderwiesz się od lektury

Nic innego nie mogę powiedzieć jak tylko, że rozdziały z perspektywy Xadena to złoto! Tego była nam trzeba.
10

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przeczytaliście Czwarte Skrzydło, ale jeszcze Wam mało?

Czytajcie dalej, aby zapoznać się z dodatkowymi treściami –

dwoma ekskluzywnymi rozdziałami z punktu widzenia Xadena, wydanymi

drukiem po raz pierwszy w historii!

 

Oto rozdziały 9 oraz 16 przedstawione z perspektywy Xadena.

 

 

 

 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

 

 

 

Xaden

 

Nie uważasz, że będziesz ich potrzebować? – pyta Sorrengail, zaciskając sztylety w dłoniach. Staje na macie naprzeciwko mnie i, o dziwo, nie drży ze strachu. Więcej, wygląda na bardziej wkurzoną niż przerażoną tym, że mam zamiar ją wykończyć, mimo że przekazałem broń Imogen.

To lekkomyślne, poucza mnie Sgaeyl.

– Nie. Ty przyniosłaś wystarczająco broni dla nas obojga. – Usta wykrzywiają mi się w uśmiechu i przywołuję Violet ruchem palca, a następnie umacniam osłony, bo Aetos kręci się w pobliżu. Ten drugoroczny nieźle radzi sobie na macie, nawet jeśli jest trochę zbyt zasadniczy, by naprawdę być w tej szkole najlepszym.

– Zaczynajmy.

Przyjmuje postawę bojową, a ja zapominam o członkach Drugiej Drużyny otaczających matę, o misji, którą mam wykonać w ten weekend, i skupiam się wyłącznie na przeciwniczce. Violet Sorrengail. Niewysoka córka generały, która zabiła mojego ojca. Według Kodeksu mam pełne prawo ją unicestwić. Może i mi podlega, ale nie należy do mojej drużyny.

Mógłbym skręcić jej kark i nikt w tym pomieszczeniu by się nie wtrącił. Ale sto siedem dusz, za które jestem odpowiedzialny, zapłaciłoby za to cenę. To co ja, kurwa, robię na tej macie?

Jej postawa zmienia się subtelnie, nadgarstek drga i zaraz potem rzuca sztyletem w moją klatkę piersiową.

Łapię go instynktownie i cmokam z dezaprobatą.

– Już widziałem ten ruch.

I właśnie po to tu jestem. Zorientowanie się, że w jakiś sposób odkryła, z kim przyjdzie jej się zmierzyć i otruła swoich przeciwników, zajęło mi dwa tygodnie. Jej błyskotliwy, przebiegły umysł może niestety być podniecający, ale ona zginie, jeśli dalej będzie polegać wyłącznie na tej metodzie – i rzucać sztyletami na prawo i lewo. Ku mojemu zaskoczeniu ta myśl mi się nie podoba. Ona ogólnie mi przeszkadza.

Atakuje typową dla pierwszoroczniaków kombinacją wymachów i kopnięć, które równie łatwo przewidzieć, co zablokować. Wyrywam źle wyważony sztylet z jej uścisku i łapię ją za udo, wykorzystując jej rozpęd i niewielką masę ciała, by powalić ją na matę.

Orzechowe oczy Violet się rozszerzają. Wpatruje się we mnie, walcząc o oddech, a ja upuszczam sztylet i odpycham go kopniakiem w kierunku dowódcy drużyny, który powinien był ją lepiej przeszkolić.

Gdyby była kimś innym, przyłożyłbym ostrze do jej gardła, żeby pokazać, kto jest górą i zakończyć tę potyczkę, ale niestety czuję, że mam dług u pierwszorocznej za trzymanie gęby na kłódkę w sprawie spotkania, którego była świadkiem pod dębem. I odwdzięczam się tym, że nie zabiłem jej, gdy leżała u moich stóp, z trudem łapiąc oddech.

W końcu się uspokaja i podnosi do pozycji siedzącej, a następnie próbuje wbić mi nóż w udo.

Do kurwy nędzy.

Blokuję uderzenie prawym przedramieniem, po czym chwytam jej nadgarstek lewą ręką i rozbrajam ją, nachylając się w jej stronę, zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy.

– Masz dzisiaj ochotę na rzeź, co, Violence? – szepczę.

Wściekłość błyszczy w tych hipnotyzujących oczach, gdy upuszczam jej ostrze na matę i odpycham je kopniakiem. Tak łatwo ją rozbroić, a jej mylne przekonanie, że tak nie jest, doprowadzi ją do śmierci. I dlaczego, do jasnej cholery, nie używa broni dostosowanej do jej typu ciała i stylu walki? Nie żeby miała na ten moment jakiś styl walki.